— Masz rację. Z tego, co mi właśnie powiedziałeś, słowo “dziwni”, dobrze ich opisuje. — Dziewczyna westchnęła ciężko i splotła ręce za plecami. Roześmiałem się dźwięcznie, słysząc zrezygnowanie w jej głosie. Chyba tak wyglądał "Syndrom świeżaka", gdy ludzie, a raczej świeże mięso, dowiadywało się o poukrywanych po korytarzach koligacjach, zasłyszało co nieco po podgrupkach, to naraz oczy same wyskakiwały z oczodołów.
Dostosuje się, szybko wpadnie w tryb ogarniania, Nanette zdawała się być silną dziewczyną, a przynajmniej na taką wyglądała. Wierzyłem, że sobie poradzi. Miała jakiś błysk w oku, coś się tam czaiło w tych pozornie normalnych ruchach, nieco przeplatana delikatność z, na co miałem nadzieję, determinacją. Wolałbym, żeby tak miła osoba nie została zjedzona przez szkolną gawiedź w ciągu kilku swoich pierwszych dni.
Otworzyłem przed dziewczyną drzwi stołówki, zapraszając ją do środka i mrugając, widząc, że zwalnia przed samymi drzwiami.
— Na pocieszenie, normalnie jest jeszcze gorzej, ale przyzwyczaisz się — mruknąłem, przepuszczając ją w drzwiach. Chwilę później złapałem kontakt wzrokowy z Herą, a Ivensówna od razu przybiegła, w roztrzepanej fryzurze, stukając pantofelkami i z zadziornym uśmiechem na twarzy, który dosyć wyraźnie sugerował, że jest ciekawa pozycji nowej uczennicy.
— Nanette, to Hera. Hera, to Nanette. Obie z Alerai jesteście, powinnyście się dogadać — zaakcentowałem celowo ostatnie słowo, patrząc znacząco na Herę, która tylko przewróciła w odpowiedzi oczami.
— Nie martw się, Nan, jestem pewna, że zostaniemy przyjaciółkami. — Ten złowieszczy uśmiech nie zwiastował niczego dobrego.
Dostosuje się, szybko wpadnie w tryb ogarniania, Nanette zdawała się być silną dziewczyną, a przynajmniej na taką wyglądała. Wierzyłem, że sobie poradzi. Miała jakiś błysk w oku, coś się tam czaiło w tych pozornie normalnych ruchach, nieco przeplatana delikatność z, na co miałem nadzieję, determinacją. Wolałbym, żeby tak miła osoba nie została zjedzona przez szkolną gawiedź w ciągu kilku swoich pierwszych dni.
Otworzyłem przed dziewczyną drzwi stołówki, zapraszając ją do środka i mrugając, widząc, że zwalnia przed samymi drzwiami.
— Na pocieszenie, normalnie jest jeszcze gorzej, ale przyzwyczaisz się — mruknąłem, przepuszczając ją w drzwiach. Chwilę później złapałem kontakt wzrokowy z Herą, a Ivensówna od razu przybiegła, w roztrzepanej fryzurze, stukając pantofelkami i z zadziornym uśmiechem na twarzy, który dosyć wyraźnie sugerował, że jest ciekawa pozycji nowej uczennicy.
— Nanette, to Hera. Hera, to Nanette. Obie z Alerai jesteście, powinnyście się dogadać — zaakcentowałem celowo ostatnie słowo, patrząc znacząco na Herę, która tylko przewróciła w odpowiedzi oczami.
— Nie martw się, Nan, jestem pewna, że zostaniemy przyjaciółkami. — Ten złowieszczy uśmiech nie zwiastował niczego dobrego.