James Miracles jest typowym przykładem człowieka zbyt pięknego na ten świat, a jednocześnie zbyt znudzone wpatrywaniem się we własne odbicie, żeby zauważyć coś poza czubkiem własnego nosa. Powiedzmy. Wiecznie roztrzepana fryzura, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, nieco zbyt przyległe do głowy uszy. Spojrzenie zielonych oczu, które potrafi zamrażać i niebiański, anielski uśmiech, przez który nigdy do głowy ci nie przyjdzie, że chłopak właśnie planuje jak zaaranżować twoje morderstwo. Wysoki, nieco tyczkowaty, na pierwszy rzut oka nie dostrzeżesz żadnych mięśni, za to możesz poczuć się przytłoczony. James zagarnia sobą całą przestrzeń, biorąc ją we władanie i oświadczając, że od tej pory powietrze sprzedaje za ruble, więc wisisz mu swoją duszę.
Są na tym świecie potwory, które rozerwą cię na strzępy jednym machnięciem łapy czy kłapnięciem startymi zębiskami. Są też na tym świecie potwory, które odwrócą się powoli w twoją stronę, wyciągną rękę, uśmiechną się i zabiorą prosto w najgłębsze otchłanie piekielne. Jest też James, który machnie na ciebie ręką, każe ci spierdalać, a następnie zaproponuje z uśmiechem grę w karty.
Tego jest więcej. Niektórzy biorą życie na poważnie, inni zamierzają przeżyć je, jakby jutro miało nie nadejść. Jest też James, który przewróci oczami, spyta się, czy mógłbyś dać mu spokój, a potem wróci do nawalania na swojej przenośnej konsoli, planując zamach stanu.
I jeszcze więcej, bo James jest jedną z osób, których naturę bardzo trudno określić, zachowanie zmienne jak chorągiewka na wietrze. Szuka optymalnego rozwiązania, które umożliwiłoby mu osiągnięcie wyznaczonych wcześniej celów przy jak najmniejszym wysiłku i jak największych stratach po drugiej stronie. Kapryśne bananowe dziecko, wychowywane w przeświadczeniu, że w sumie to cały świat i tak do niego należy, więc o co się martwić? Nauka? Po co to komu, skoro jest w stanie przy minimalnym wysiłku osiągać zadowalające stopnie. Wysiłek fizyczny? Oficjalnie bieg uprawia tylko w drodze do lodówki, przecież jaśnie książę nie może się spocić. Pomoc? A co on, organizacja charytatywna, ruchomy punkt pomocy dla powodzian?
A potem widzisz, jak zachwyca się i bawi z pierwszym napotkanym na drodze dzieckiem, co wieczór wymyka się pod pretekstem na papierosa poćwiczyć nieco w spokoju nad sadzawką, upewnia się, że przyjaciele niczego nie potrzebują i zamyka się w swoim własnym świecie, żeby rozmyślać, jak zostać następnym Czarnym Panem swojego pokolenia.
Ktoś przecież musi wpakować innych w kłopoty, a potem zrobić im łaskę i ich z nich wyciągnąć.
Tajna i wyjątkowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz