niedziela, 28 stycznia 2018

Wprowadzenie: Nanette [1]

Swoją naukę w Atlancie miałam zacząć już niedługo. Pierwsze kilka dni jest zawsze najgorsze. Ja jednak trafiłam tutaj nieco wcześniej, aby mieć czas na ogarnięcie wszystkiego. Mogłam na spokojnie rozgościć się i rozpakować w nowym pokoju w akademiku. Z tego co było mi wiadome, mieszkałam tam, jak na razie, sama. Miałam przynajmniej nadzieję, że ta pustka wieczorami nie będzie mnie przerażać. Chociaż z drugiej strony może uda mi się jakoś zagospodarować ten czas? Nie wiem. Zobaczymy, co czas przyniesie. Jakiś czas wcześniej dostałam kartkę od dyrektora ze wszystkimi ważnymi wytycznymi a propos szkoły. Miałam też umówione spotkanie z kimś z samorządu. Stwierdziłam, że skoro mam jeszcze trochę czasu, to zdążę uporać się z poukładaniem rzeczy w szafkach i na półkach. O dziwo szło mi to szybciej niż pakowanie tego wszystkiego. Zerknęłam na zegar. Równo godzina i pół. Zbyt długo by czekać. Bez zbędnych ceregieli zasnęłam z myślą, iż obudzę się chociaż te pół godziny przed czasem, żeby móc doprowadzić się do lepszego stanu. Tak też odpłynęłam z twarzą wciśniętą w poduszkę. Obudziłam się za późno. Miałam stawić się w miejsce spotkania za pięć minut. W pośpiechu założyłam mundurek, a włosy rozczesałam w biegu. Żeby tego było mało, na zewnątrz temperatura smażyła ludzi żywcem. Będąc już bliżej, zauważyłam wysokiego blondyna. To pewnie ta osoba z samorządu. 
— Bardzo przepraszam za spóźnienie. Naprawdę nie wiem, jak mogłam tak zaspać. Mam nadzieję, że nie czekałeś jednak długo — wydyszałam jednym tchem, starając się uspokoić oddech i złapać jak najwięcej powietrza.
Brawo, Nan, nie ma to jak spóźnić się na pierwsze spotkanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis