niedziela, 28 stycznia 2018

Panie, nie ze mną te numery [X]

— Dokumenty. Podejrzałam dokumenty. — I w tym momencie wszystko przestało tracić dla mnie sens i znaczenie. Informacje, które powinny być chronione, utajnione, bo prosiłem o pełną swobodę pracy, wypłynęły w siną dal, poleciały w eter i prawdopodobnie już dosłownie każda jednostka w tej szkole wiedziała o ciążącej na mnie chorobie, klątwie, jak zwał, tak zwał.
— To chyba żart...? — Czarnowłosy chłopak nie spuszczał wzroku z dwójki herosów-winowajców, którym miny zrzedły już chwilę temu, krew odpłynęła z mózgu do stóp. Atmosfera, którą można było przecinać sztyletem i powietrze, które wydało się tak ciężkie, że zawieszenie w nim siekiery nie było chyba zbyt dużym wyzwaniem.
Przeprosili niemrawo i opuścili salę, nim zdążyłem dobrze przetrawić to wszystko, chociaż, tak czy siak nie było opcji, żebym zrozumiał, co tu się tak właściwie wydarzyło. Wszystko nagle stało się jeszcze bardziej zagmatwane i poplątane, a poziom zaufania do tej placówki spadł automatycznie do zera, bo banda zbyt ciekawskich bachorów mogła dogrzebać się dosłownie każdej informacji.
— Uhm. Przepraszam? — rzucił finalnie napastnik, będąc w stanie podobnym co ja, z niezrozumiałym spojrzeniem, nieogarem na twarzy i nutką nienasycenia, bo wiedzy i wiadomości było za mało, a chyba oboje chcieliśmy mieć trochę większe pojęcie o tym, co się tak właściwie wydarzyło i o czym się dowiedzieliśmy.
Nie odpowiedziałem, jedynie poszedłem w ślady uczniów i opuściłem pomieszczenie, dalej przecierając twarz i zastanawiając się nad tym, czy istnieje jeszcze gdzieś w tym świecie miejsce, w którym będę bezpieczny, podobnie jak moje sekrety, które wyjawione z łatwością sprowadziłyby mnie na margines społeczny.
Wypowiedzenie umowy o pracę coraz chętniej wyglądało z głębi umysłu.
O życie w sumie też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis