czwartek, 25 stycznia 2018

(Nie)Przyjemny wieczór na Klaryckiej 2A [7]

— Tak, masz rację — powiedziała, ocierając rękawem łzy. — Chodź, idziemy jeść, bo zaraz serio umrę z głodu.  Dzięki, wiem, jestem największym leniem świata. — Podniosłam się, ujmując wyciągniętą dłoń dziewczyny. Pociągnęłam ją za sobą, kierując naszą dwójkę w stronę kuchni. 
— Co się stało? Ostatnio jak próbowałaś gotować wszystko było spalone, łącznie z ścierką, którą przypadkiem podpaliłaś w napływie złości na makaron, o którym zapomniałaś i się rozgotował. 
Dumna z siebie wyprostowałam się i wypięłam klatkę piersiową, nie kryjąc zadowolenia. Co mogłam powiedzieć, rozpoczęłam drobne ćwiczenia. Żadna kuchenka, żadna!, nie miała prawa mnie przecież pokonać, byłam mistrzynią ognia. 
A jeżeli wcześniej spaliłam kilka próbnych potraw, to Van nie musi wcale o tym wiedzieć. Zdążyłam przed jej przyjściem uprzątnąć cały kuchenny burdel, więc nie natrafiła na stos naczyń, spalonych patelni i tym podobnych. Chwała cesarzowi. 
Nawet wywietrzyć zdążyłam!
— Rodzinka upomniała mnie, że pora rozruszać umiejętności przydatne pani domu. — Machnęłam niedbale dłonią, nakładając talerz kolorowej masy dla dziewczyny i samej podskubując kawałek. — Poza tym, otrzymałam pewną propozycję... — zaczęłam niepewnie, nie wiedząc jak się do tego odnieść. — Pamiętasz, co mówiłam, że zaczęli mi propozycje aranżowanych związków po towarzyskim debiucie przysyłać? — Skrzywiłam się. — Dostałam wiadomość. Z Cesarską pieczęcią — jęknęłam. — Myślisz, że jeżeli ją spalę bez otwierania, to mnie Klątwa Konkubin, jak ta z Mayan, pochlasta? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis