— Rodzinka upomniała mnie, że pora rozruszać umiejętności przydatne pani domu — powiedziała, nakładając mi pełen talerz kolorowego ryżu. — Poza tym, otrzymałam pewną propozycję... Pamiętasz, co mówiłam, że zaczęli mi propozycje aranżowanych związków po towarzyskim debiucie przysyłać? — Ah, no tak. — Dostałam wiadomość. Z Cesarską pieczęcią — jęknęła, a mi szczęka opadła. — Myślisz, że jeżeli ją spalę bez otwierania, to mnie Klątwa Konkubin, jak ta z Mayan, pochlasta? — Zaśmiałam się, przetwarzając w głowie informacje.
— Przede wszystkim myślę, że w Cesarskim pałacu umiejętności gotowania nie będą ci potrzebne — odparłam ze śmiechem. Tak strasznie się różniłyśmy, czerwonowłosa była z rodziny najwyższego rzędu, a ja byłam tylko jakimś niziołkiem. Ale hej, przynajmniej nie krasnoludem. Nawet nasze mieszkanie było opłacane przez rodziców Hery. Zastanowiłam się co bym zrobiła, gdyby do mnie przyszedł taki list (nie żeby to się kiedykolwiek miało stać). Czy też byłabym taka zła? — Zdecydowanie. Klątwa cię złapie i skończysz w klasztorze. Nie możesz tak po prostu wyrzucać nieotwieranej koperty. W najgorszym przypadku się pośmiejemy. Poza tym, skąd wiesz, może chcą cię skazać na śmierć? — zaśmiałam się, biorąc z szafki łyżkę i zjadłam pełną łyżkę w drodze do stołu. — Dawaj, pokaż co tam masz w tym liście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz