wtorek, 31 października 2017

Od Pel, CD Alex

Przekrzywiłam nieco głowę, przyglądając się Alexowi z zaciekawieniem. Przez chwilę mogłam wyczuć z lekka spiętą, niekomfortową atmosferę między nimi [chyba trafiłam na zły moment], ale stopniowo ona przechodziła i pożegnaliśmy się w lepszych humorach na wakacje. Już miałam odchodzić na bok, ale zostałam odciągnięta przez jasnowłosego, najwidoczniej miał do mnie jakąś sprawę, a ja zastanawiałam się, o co chodzi, wlepiając w niego swoje ślepia.
— Wybacz, że tak cię zatrzymuje, na pewno chciałabyś już się zbierać, ale... martwię się o Aurela. Sama to pewnie widzisz, a ja chciałbym temu zaradzić. Będzie okazja w nowym roku, zająć musielibyśmy się tym w trakcie przerwy. Wchodzisz w to, Pelciu?
Coś się działo z Aurelkiem? Zmarszczyłam zmartwiona brwi i alter ego wetknęło mi szpilę, że powinnam bardziej zwracać uwagę na otoczenie, bo znowu coś się dzieje, a ja latałam myślami gdzieś pomiędzy chmurami.
— Jasne, jeśli to pomoże Hortensji, to bardzo chętnie — powiedziałam z delikatnym uśmiechem i szukałam odpowiedniego terminu podczas przerwy, a przede wszystkim miejsca. Rozważyłam wszystkie za i przeciw zaproszeniu go do mnie. Kuzyni przez pierwsze tygodnie będą zajęci sobą, nikt odwiedzin nie zapowiadał, rodziców i dziadka powinnam ogarnąć, gorzej z ogrodem i zwierzakami, zwłaszcza Gremlinem, ale zamknie się mu pysk czymś innym.
— Kiedy dokładnie by ci odpowiadało? I gdzie? Właściwie możemy jakoś zaplanować to u mnie, tylko że tam jest trochę... Nietypowo — dodałam z kiepsko maskowaną nerwowością. 

Od Hanabi, CD Van

Kresek wciąż przybywało, w końcu za postacią Wandy pojawił się też pierwszy zarys tła. Odsunęłam się kawałek od pracy i egoistycznie stwierdziłam, że nie wygląda najgorzej. Właściwie prezentowała się naprawdę dobrze, być może nawet...
— Podarujesz go Wandzi, jak skończysz? Myślę, że mogłoby się jej bardzo spodobać. — Usłyszałam głos Vanilii.
— Umiesz czytać w myślach? — rzuciłam w żarcie.
Na bieżąco słuchałam każdej porady dziewczyny. Może i przez długi okres nie trzymałam pędzla w ręku, ale okazało się, że to jak jazda na rowerze. Podstaw po prostu nie da się już zapomnieć, na zawsze pozostaną gdzieś z tu głowy, czekając na odpowiedni moment.
Dużo też rozmawiałyśmy. Vanilia dużo dopytywała, czułam się naprawdę słuchana. Na pewno będę korzystać z pracowni artystycznej dużo częściej niż do tej pory.
Jak zawiedziona byłam, kiedy okazało się, że godziny wydawania śniadań właśnie się rozpoczęły, co było równoznaczne z koniecznością przerwania pracy.
Przed wyjściem ustawiłam sztalugę razem z płótnem trochę bliżej ściany, żeby nikomu nie przeszkadzała.
Przed pożegnaniem się z ciemnowłosą obiecałam jej jeszcze, że w najbliższym czasie przyjdę dokończyć malunek. Potem udałam się prosto do Pokoju Trawy, żeby się przebrać i pozbyć zielonej farby z rąk. Dawno nie zaczynałam dnia w tak dobrym humorze. 

Od Vene, CD Hanabi

Ku mojej uciesze zgodziła się pokazać mi swoje twory, a ja myślami trochę odleciałam do swojego domu, który bardziej przypominał galerię albo jakąś szkółkę artystyczną, co w sumie niewiele mijało się z prawdą. Z delikatnym uśmiechem przysłuchiwałam się słowom Hanabi, która wyrzucała z siebie kolejne frazy. I nie było to irytujące czy upierdliwe, wręcz przeciwnie, przyjemne i w jakiś sposób odprężające. Przypominało mi to trochę siedzenie na herbatce pod cytrusowym drzewkiem z siostrą gadającą o literaturze, która najwidoczniej nie była najmocniejszą stroną ciemnowłosej.
Dziewczyna zamilkła na chwilę.
— Za dużo mówię?
Pokręciłam przecząco głową z uśmiechem, jednocześnie zerkając na zegarek i za okno.
— Nie, wręcz posłuchałabym więcej. Miła odmiana od siedzenia w samotności z lornetką, ale coś mi mówi, że powinnyśmy się już zbierać. Mówiąc coś, mam na myśli porę. — Wskazałam ściemniające się niebo za oknem i wstałam ze swojego miejsca. — A literatura nie jest taka straszna, ale jeśli chodzi o rozszerzenia, to rzeczywiście wybrać coś, co będzie przyjemnością, a nie katorgą na egzaminach — powiedziałam z rozbawieniem, nim wyruszyłyśmy w drogę powrotną do akademii, podczas której kontynuowałyśmy naszą rozmowę. A dokładniej to ona mówiła, a ja słuchałam, co jakiś czas wtrącając słowo lub dwa oraz czując, że jakoś czas płynął milej i wolniej. To był naprawdę miły dzień. 

Od Vene, CD Shioko

Zachichotałam pod nosem, mrużąc rozbawiona oczy i przyglądałam się różowej twarzy Shioko, która współgrała z jej kolorem włosów. Dziewczyna mruczała odpowiedź i dzieliła zdjęcia, na te które chciała i nie chciała. Tą drugą zgarnęłam na róg biurka, żeby później się nią zająć.
— A ty, Vene? Całowałaś się? Opowiedz, jeśli chcesz oczywiście... Głupio przyznać, ale ja jeszcze nigdy na trzeźwo. — Uniosłam głowę zdziwiona i zmarszczyłam brwi, analizując sens słów różowowłosej, a gdy w końcu do mnie dotarł, zaczerwieniłam się, mimowolnie dotykając opuszkami palców usta. Mrugnęłam parokrotnie oczami, przed którymi pojawiło się wspomnienie i potrząsnęłam głową, chcąc je odgonić. To nie najlepsza pora na wspominki czegoś, o czym miałam zamknąć i ukryć gdzieś na dnie serca, gdzie nigdy nie zaglądałam. Że też musiałam o tym pomyśleć.
— Całowałam się — odpowiedziałam zażenowana swoją reakcją, która zdecydowanie zdradzała zbyt wiele, i spuściłam wzrok, wzdychając cicho. Przeczesałam włosy palcami i wzruszyłam ramionami. — Na trzeźwo, nietrzeźwo, raczej nie ma co opowiadać — stwierdziłam, powtarzając wzruszenie ramion.
Głupie niebieskie oczy. Głupia marynarka pachnąca drzewem sandałowym, którą powinnam oddać. Głupi, głupi idiota. Głupi idiota, który słodko całuje.
Uszczypnęłam się w policzki, krzywiąc się przy tym i prychając. Ziemia do Genevive, chyba alkohol z parapetówki nadal szumi ci gdzieś z tyłu głowy, bo twoje myśli schodzą na zły tor.
— Co to tej drugiej części twojej wypowiedzi... To masz jeszcze czas, żeby całować się na trzeźwo — odpowiedziałam nieco rozbawiona, starając się zdławić to niekomfortowe uczucie. Książka zamknięta, co działo się w Estalii, zostaje w Estalii. 

Od Alexa, CD Pel

Fasolka unikała mnie ostatnie tygodnie szkoły, przebywaliśmy razem rzadko, a to wszystko widocznie było efektem jego pytania o rozwód rodziców. Co miałem mu powiedzieć skoro mnie to nie dotyczyło, a sami rodzice mało się mną interesują poza ocenami? Pożegnanie przed wakacjami nie było proste. Świadomość, że zobaczymy się za jakiś czas, a na razie musimy wrócić do dawnej rzeczywistości. Domu, gdzie przebywanie było męczące. Miałem cichą nadzieję, że Aurel sobie poradzi, wszystko się ułoży i wróci do nas w pełni sił. Próby rozmowy, odpowiedniego pożegnania zostały nieśmiale przerwane. Więc to jest ta uwielbiana Pelcia?
— Alex, cieszę się, że po tak długim czasie mogę cię wreszcie poznać. Aurel często o tobie wspominał. — Albo to ja chciałem o tobie słuchać, ale to dodałem w myślach. Aurel nie był zauroczony, nic z tych rzeczy. Po prostu... przywiązał się. I oczy iskrzyły mu od emocji i szczęścia, gdy o niej mówił, przy mnie taki nie był.
Pogadane, pośmiane, pożegnane. Zajęło to trochę czasu, ale gdy niebieskoskóry odszedł w swoją stronę zgarnąłem dziewczynę na bok. Miałem interes, ważny interes. Dotyczył mojego przyjaciela, a kto inny mógł mu pomóc jeśli nie jego przyjaciółka? 
— Wybacz, że tak cię zatrzymuje, na pewno chciałabyś już się zbierać, ale... martwię się o Aurela. Sama to pewnie widzisz, a ja chciałbym temu zaradzić. Będzie okazja w nowym roku, zająć musielibyśmy się tym w trakcie przerwy. Wchodzisz w to Pelciu?

Od Kyo, CD Joce

— Właśnie widzę, że twoje ego wypełnia cały korytarz, gówniarzu — odpowiedziała kotka. Wyglądało na to, że język miała cięty, a gra słowna jak najbardziej mi w obecnej sytuacji odpowiadała. — Małe jest piękne — dodała po chwili, jakby uważając, że wypowiedziała właśnie słowa, które miałyby przynieść jej zbawienie. Gdybyśmy mieli używać jedynie sentencji z zeszłego wieku, to odpowiedziałbym coś bliskiego "Hej, jaka pogoda tam na dole?".
Dziewczyna zmrużyła oczy. Chciała wyglądać jak drapieżnik, jednak przypominała jedynie domowego kota, który zobaczył ptaka gdzieś za oknem i wyjątkowo się nim zainteresował. Całkowicie pomijając kwestię tego, że wiele oddałbym, żeby mierzyć przynajmniej dwadzieścia centymetrów mniej i być uroczym. Mógłbym wtedy wyglądać jeszcze lepiej, a na dodatek z moją siłą i umiejętnością stawiania na swoim — byłbym niepokonanym przeciwnikiem.
— Jeśli naprawdę chcesz się kłócić, to proszę bardzo. Mam dużo czasu. — Ziewnąłem teatralnie. — Chociaż nie jestem pewien, czy chcę się zniżać do twojego poziomu — dodałem z uśmiechem, naciskając na słowo "zniżać".
Potem patrzyłem już tylko na dziewczynę, studiując dokładnie każde drgnięcie jej nosa, dłoni czy zmarszczenie brwi. Czekałem na jej ruch. Odpyskuje, czy posunie się do bójki? Sięgnie mi do twarzy? Zapowiadał się naprawdę dobry czas. Co do tego miałem pewność.

Od Kyo, CD Heather

— Trzeba będzie zatamować ci krwotok, potem popracować nad zejściem opuchlizny. Powinnam mieć niektóre specyfiki w pokoju, potem będzie można Jamesa poprosić, on tam w miarę ogarnia nastawianie różnych dziwnych rzeczy, więc powinien uwinąć się w trymiga. Ale nadal zalecałabym ci pójście do pielęgniarza — mówiła Heather. 
— Nie chcę do Jamesa — powiedziałem szybko, wręcz zapominając o tym, jakiej postawy powinienem się trzymać. Dziewczyna posłała mi pytające spojrzenie.
— Żartujesz? Połamie mnie jeszcze szybciej niż Foma. Foma trzyma się Wandy, Fomy trzyma się Dexter, James Dextera. To się łączy, a niezbyt uśmiecha mi się śmierć w tak młodym wieku. Proponuję po prostu iść jeszcze do ciebie, a potem sobie poradzę.
Starałem się być nieco bardziej łagodny. Głupio przyznać, ale... Dość dużo mi dzisiaj pomogła. Mniej bolało, być może był nawet cień szansy, że po wszystkim nos dalej pozostanie prosty.
Przeszliśmy do pokoju samorządu. Kilka osób rzucało mi gniewne spojrzenia podczas mijania ich na korytarzu. Ale to nie jest tak, że wszyscy będą mnie nienawidzić za te małe żarty, prawda?
Heather okazała się pomocna i, cóż, chyba mogłem nazwać to po prostu byciem bezstronną.
— Dzięki — rzuciłem w drzwiach. Na nic więcej nie było mnie stać. Opuściłem pokój samorządu z zamiarem pomyślenia o ewentualnej wizycie u pielęgniarza. 

Od Joce, CD Kyo

Wpatrywałam się w niego intensywnie. Nie dało się ukryć, że chłopak należał do ludzi upartych, ale nie posiadających zbyt wiele rozumu. Chociaż z drugiej strony jest w części kotem, a to jednak musiało zostawić na nim trochę swojego śladu. Czując nagły przypływ osłabienia, przesunęłam się kawałek do ściany, podpierając się lekko. Miałam jedynie nadzieje że nie zauważy mojej słabości. 
— Jeśli naprawdę chcesz się kłócić, to proszę bardzo. Mam dużo czasu. — Jako podkreślenie swoich słów, ziewnął przeciągle. — Chociaż nie jestem pewien, czy chcę się zniżać do twojego poziomu — dorzucił.
Zaczęło mi się robić jeszcze słabiej, chociaż usilnie starałam się tego nie okazywać.
Chłopak wpatrywał się we mnie intensywnie, wydając się zaintrygowany lub rozbawiony sytuacją. A więc miałam do czynienia z tyranem. Niesamowicie. 
— Tak generalnie to do twojego musiałabym się cofnąć — westchnęłam. — Ostatni raz przez wzrost dokuczali mi...? Kiedy to było? Przedszkole? 
Zerknęłam za okno. Nie miałam pojęcia, która godzina była, jednak na zewnątrz panował już półmrok. Czyżby niedługo cisza nocna? Nie miałam ze sobą żadnego przyrządu, który mógłby mi pomóc z określeniem czasu. Zwróciłam wzrok na powrót na kotołaka. Jego wyraz twarzy nadal niewiele się zmienił. Chłopak zwyczajnie ze mnie kpił. Postanowiłam jednak go zignorować i nie dać się więcej sprowokować. Odepchnęłam się od ściany i niemal natychmiast pożałowałam, że to zrobiłam. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i poleciałam do przodu. Od upadku powstrzymał mnie chłopak. Udało mi się go przytrzymać za ramię, przez co uniknęłam bliższego kontaktu z ziemią. Dopiero po krótkiej chwili uświadomiłam sobie, że jednak bezpieczniej było się przywrócić. 

Od Wandy, CD Vene

— Jakby co, ja tych zdjęć nie mam, ty nic nie wiesz i nie widziałaś — stwierdziła, mrugając w moim kierunku prawym okiem łobuzersko. — W dobrym humorze, chociaż historyjką nie pogardzę. Zdenerwowany Hopecraft to dość ciekawy przypadek, a ja lubię ciekawe przypadki — dodała po chwili wesoło i usiadła po turecku obok mojego łóżka.
Zwinnie, szybko, gotowa do zdobycia nowych informacji. Zainteresowana, tak bardzo ciekawa, co się wydarzyło. Odwzajemniłam łobuzerski uśmiech Vene, usadowiłam się troszkę wygodniej, pochylając się lekko w kierunku dziewczyny i zaczęłam swoją historię. Historię o tym, jak niby opanowany człowiek potrafi wybuchnąć, przyszpilić osobę do ściany, drgnięcie, pochylić się nad nią, kolejne drgnięcie, doprowadzić do paniki, drgnięcie numer trzy, a na samym końcu do wrzasku i łez spływających po policzkach, ostatnie. Bo był za blisko, dotykał delikatnej skóry, a nadgarstki dalej nieprzyjemnie paliły i brzydziły, bo czułaś jego oddech na swoim nosie, za ostry, nieprzyjemny i niebezpieczny, a ty słaba i bezbronna, otoczona dosyć silnymi ramionami, które w każdej chwili mogą zrobić krzywdę, a ty nic nie zrobisz. Będziesz bierna zbyt przestraszona, żeby się ruszyć, ewentualnie zaczniesz krzyczeć czy dostaniesz ataku, ale co ci to da, on i tak stoi na wygranej pozycji, powie, że to nic takiego, że to wina innej osoby, a on tylko ciebie uspokaja...
Historię zakończyłam dosyć szybko, herbatę dopiłam i zakopałam się pod kołdrą.

Chyba płakałam do poduszki, bo w końcu zaczęły szczypać mnie oczy.

Od Kyo, CD Wanda

— A więc, o czym szanowny pan chciałby porozmawiać? — zapytała blondynka. Pusto, bez żadnych emocji.
— Rozejm — mruknąłem cicho. — Przespałem się z tym kilkanaście razy i stwierdziłem, że to nie ma sensu. W sumie pewnie się mnie nawet boisz... W każdym bądź razie, chciałbym naprawić stosunki między nami. Chciałbym, żeby wszystko wróciło do tego, co było niedługo po naszym pierwszym spotkaniu. No i oficjalnie chciałbym cię przeprosić — uparcie trzymałem ręce za sobą — za wszystko, co sprawiło ci zawód albo ból. Jakby to ująć, nie do końca przyzwyczaiłem się jeszcze do życia z ograniczeniami — wytłumaczyłem.
Czekałem na jej reakcję, ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Odwróciłem się na pięcie i odszedlem. Ot tak, po prostu. Na jej miejscu też bym nie odpowiedział. Miałem dużo szczęścia, że nie oberwało mi się po raz drugi. Kto wie, czy mógłbym trafić na Jamesa/Dextera/Fomę. Gorzej, jeśli całą trójkę jednocześnie. Leżałbym już martwy.
Ostatecznie zbliżały się egzaminy. Semestralne poszły mi dobrze. Pomijając, że ściągałem od osoby obok. Liczył się wynik. W punktach i procentach. Trzydzieści procent. Banalnie jest zdobyć trzydzieści procent. Ostatecznie można też spróbować się uczyć. Biblioteka. Książki. Nauka. Ja. Niezbyt udane połączenie. 
Pozostało mi tylko liczyć, że Wanda odpowie przed wakacjami. 

Od Aureliona, CD Hanabi

Serce prawie stanęło. Strach zaszył się w głowie. Gardło niebezpiecznie mocno się ścisnęło. Żółć podeszła pod sam język, myśli się zaplątały, ogon przeciął powietrze.
Dziewczyna uderzyła plecami o ścianę, będąc nieco przestraszoną, a jednocześnie wybitą i zdziwioną.
— On nie żyje? Aurel, chcesz porozmawiać?
— Nie, bawi się w oposa, kurwa — wysyczałem, czując odrazę do własnej osoby. Czystą odrazę, obrzydzenie, zgorzknienie. Gdybym mógł, sam siebie strzeliłbym w pysk. Sprzedał kosę w żebra, cokolwiek.
Głębszy wdech.
Co się z tobą dzieje, Aurelu? Psujesz się jak pozostawiony w plecaku sok. Zaczynasz się wykrzywiać, odbijać od normy. Człowiek tak nie funkcjonuje, Aurelu. Jesteś nieludzki. Parszywy. Okrutny.
Potrząsnąłem delikatnie głową, na drżących łapach zbliżyłem się do nieruchomej istoty. Dotknąłem ciała. Nie reagował, po prostu leżał. Palec przy pysku, zerkanie na brzuch. Nic. Brak oddechu.
Pochwyciłem stworzenie za ogon, podniosłem je niedbale. Czy to bezczeszczenie zwłok? Wykrzywiłem usta, ściągnąłem brwi.
— Zakopię go gdzieś — skwitowałem krótko, odwróciłem się od wciąż zszokowanej nastolatki. Począłem stawiać kroki, smętne, brakowało w niej tej charakterystycznej sprężystości, lekkich podskoków. Nie ruszyła za mną, postanowiła się odczepić. Dalej stać przyparta do ściany, zawiedziona moją osobą, wcięta przez zaistniałe wydarzenie. Odczepiła się. Nareszcie.
Oddalone od akademii miejsce.
Dołek.
Ciało w dołku.
Zakopałem je, wraz z cząstką człowieczeństwa.

Od Shioko, CD Alex

Nudna lekcja, jeszcze bardziej nudny nauczyciel, który brzmiał, jakby po raz pierwszy słyszał o nauczaniu.
Dzwonek okazał się być zbawieniem. Pomiędzy uczniami w chwilę stało się żywiej, nagle przypomnieli sobie, że nie będą zamknięci w tej sali na wieki.
Jedyne, co ciekawe, to ciało nauczyciela. Może i robi wrażenie, ale za pierwszym (ewentualnie drugim) razem. Teraz uważałam to po prostu za dziwne i... Skąd on wziął pieniądze na to wszystko?
W końcu mogłam wyjść z sali. Stanęłam obok i wyciągnęłam telefon z zamiarem sprawdzenia godziny. Z tapety "uśmiechało się" zdjęcie kichajacego Jamesa. Nie mogłam się doczekać, kiedy mu je pokażę.
— Eliksir wzrostu dla czarujacego skrzata. — Usłyszałam nagle. Z kamienną miną przeniosłam wzrok z ekranu na twarz Alexa. Chłopak wcisnął mi w dłoń buteleczkę z krzywo podpisanym czymś.
Eliksir.
Wzrostu.
Czy mogę mu zaufać? Raz, jeden, nigdy więcej? Czy to będzie oznaczało, że na zawsze przestanę być porównywana do krasnoludów i kurdupli? Może w końcu zyskam w czyichś oczach? Może w końcu nie będę o głowę niższa od każdego, nawet w wysokich butach?
Krótkim ruchem odebrałam fiolkę, a potem bez słowa odwróciłam się i odłożyłam ją na najbliższy parapet.
Chwilę po tym na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a ręce same owinęły się wokół szyi chłopaka. 

Od Hanabi, CD Aurelek

— Odnieście go do odpowiedniego klubu — mruknął dyrektor w naszą stronę, jakby niezbyt przejęty sytuacją. To tylko zwierzak, który rozmnaża się jak króliki, proszę pana. On jest od pana tylko jakieś pięć razy bardziej inteligentny, proszę pana. Co najwyżej porozgryza wszystkich, jeśli się rozprzestrzeni, proszę pana.
To było jedne z niewielu moich spotkań z dyrektorem, a jednak po raz kolejny odniosłam wrażenie, że życie szkoły na liście rzeczy najważniejszych było u niego pod punktem o zmianie skarpetek.
— Dobrze, dziękujemy — odpowiedziałam, nie chcąc nalegać. Ostatecznie to tylko szkoła, zwierzaka się odniesie, więc zagrożenie automatycznie zniknie. Jeden nie mógł nic zrobić, potrzebował samicy. Plagi nie będzie. Nikt nie umrze w bólu, czując jak szczur powoli rozgryza jego krtań.
Wyszłam, gestem nakazując Niebieskiemu podążać za mną. Czy on i ten białowłosy chłopak...? Lubili się chyba, widziałam ich kilka razy. Gorzej, jeśli byli razem, a ten właśnie przyłapał drugiego na zdradzie.
— Głupio pytać, ale wiesz może, gdzie dokładnie trzymają te wszystkie zwierzęta? — zapytałam, ale chłopak nie słuchał. Cisnął szczurem o ścianę, a potem cofnął się kawałek.
— On nie żyje? Aurel, chcesz porozmawiać? — zapytałam, po raz pierwszy od dawna zauważając, że głos się załamał. Ostatecznie i ja zaczęłam powoli się cofać, aż moje plecy nie zetknęły się z zimną ścianą.

Od Pel, CD Alex

Koniec roku, ostatnie godziny zanim opuszczę teren kampusu i zacznie się podróż, objazd i nadrabianie czasu w Azylu. Stwierdziłam, że wypadałoby się pożegnać i przy okazji wypytać o adresy, to może list albo pocztówkę bym wysłała? Dobra motywacja do zaczęcia pisania, eww.
Upewniwszy się, że wszystko spakowałam, zeszłam na dół, przeskakując co kilka schodków, żeby szybciej znaleźć się na dole i zacząć poszukiwania osób, z którymi powinnam uciąć ostatnią w tym roku szkolnym rozmowę. Z tego co wiedziałam, to Heather zwinęła się wcześniej, było mi trochę przykro, że nie udało mi się z nią wymienić paru słów, ale pocieszałam się myślą, że spotkamy się w następnym roku. Przynajmniej mam nadzieję, że mama mnie puści na następny rok i nie zamknie w domu ze zmartwienia, że sobie coś zrobię.
Rozejrzałam się za znajomą, niebieską główką i uśmiechnęłam się promiennie, zmierzając ku Hortensji skocznym krokiem, ale najwidoczniej nie tylko ja chciałam z nim porozmawiać, ponieważ wraz ze mną zatrzymał się jakiś chłopak. Cudem niższy ode mnie chłopak, prawdopodobnie z tego samego rocznika, co Aurelek, bo nie przypominałam sobie, żebym go tutaj przedtem widziała. Może to ten sławny Alex?
— Cześć — przywitałam się niepewnie, splatając dłonie za plecami i najpierw uśmiechnęłam się do Hortensji, a potem do nieznajomego. — Em... Jestem Pelagonija, miło mi — dodałam, kłaniając się lekko.

Od Hanabi, CD Vene

— Mam nadzieję, że pokażesz mi jakieś swoje twory, jeśli oczywiście będziesz chciała — rzuciła dziewczyna, na dobre odstawiając kubek z herbatą. Lepiej dla niej. — To dość nudne i mało ciekawe, ale kartografia i, jak pewnie zdążyłaś zauważyć, robienie za przewodnika, ewentualnie drogowskaz — dodała, odpowiadając na moje pytanie. — Nad jakimi rozszerzeniami się zastanawiałaś?
— Jasne, że pokażę! — powiedziałam nieco głośniej niż zwykle. Zapowiadało się na dłuższą wypowiedź, w końcu tyłu informacji nie można było pozostawić bez dopełnienia. — Pewnie nie są dobre, ostatnio próbowałam wrócić do portretów. Trochę krzywo, ręka musi się na nowo wprawić. Vanilia okazała się bardzo pomocna, więc co do tego nie muszę się martwić. Co do bycia przewodnikiem, naprawdę dobrze ci to idzie! Bez ciebie na pewno bym tu nie trafiła. Może i nie znalazłam czego szukałam, ale dobrze się bawiłam. A dzięki mapie w końcu poczułam się trochę bardziej samodzielna. Ciotka coraz starsza, niedługo przestanie nawet gotować i wybierać się na zakupy, więc będę musiała stać się nieco bardziej odpowiedzialna. Co do rozszerzeń... Jeszcze nie wiem, najpewniej wezmę to, co najlepiej mi idzie. Czyli nic, co ma w nazwie "literatura". — W tym momencie zatrzymałam się na moment. — Za dużo mówię?

Od Shioko, CD Vene

Poczułam rękę Vene na swoich włosach. Cholera, zawsze musiałam być tą niższą. Tak naprawdę, to niedługo kończyłam siedemnaście lat, organizacja szła mi coraz lepiej, więc byłam prawie gotowa do przejęcia firmy ojca. Pozostało zakończyć szkołę z pozytywnymi wynikami. No i urosnąć. Wyglądało na to, że eliksir nie zamierzał zadziałać. Trzeba będzie podbić do Dextera i osobiście go o coś zapytać. Kto wie, może sam nie stał się tak wysoki dzięki naturalnym metodom... Jednocześnie nie mogłam zawracać mu głowy niedługo po tragedii.
Vene zabrała w końcu ręce z mojej głowy.
— Twoje włosy. Wnioskuję po twoim zdziwieniu, że jednak nie zawsze tak ci szybko rosną. Coś robiłaś z nimi ostatnio? Powiem Ci, że długie naprawdę ci pasują — powiedziała, na co zareagowałam jedynie przebarwieniem policzków na kolor podobny do odcienia włosów.
— Nie robiłam. Może Jocelyn coś zrobiła z nożyczkami? Właściwie wczoraj je podcięłam. Dobre piętnaście centymetrów na plus... — mruczałam pod nosem, jednocześnie dzieląc zdjęcia na dwie kupki. Jedna składająca się z fotografii, które będę chciała ze sobą zabrać i druga, znacznje wyższa, złożona z tych, które wyszły nieostre, prześwietlone albo po prostu okazały się być zwyczajne. Na moment zatrzymałam się przy zdjęciu jakieś pary, którą udało się uchwycić w momencie pocałunku. Westchnęłam cicho.
— A ty, Vene? Całowałaś się? Opowiedz, jeśli chcesz oczywiście... Głupio przyznać, ale ja jeszcze nigdy na trzeźwo. — Złapałam jej wzrok.

Od Rishimy, CD Van

— Hej, spokojnie. Mów co uważasz, nawet jeżeli to niestosowny. W końcu po to tu jestem, żeby cię wysłuchać — odpowiedziała Vanilia, jakby w ogóle nie rozumiała wagi słów, które z jakiegoś powodu znalazły się na końcu mojego języka w najbardziej nieodpowiednim momencie.
Nagle dziewczyna chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w całkiem inne miejsce, właściwie wbrew mojej woli. Usadziła na krześle, sobie dostawiła drugie.
— Mam dwie starsze siostry, i chociaż nie mam z nimi najlepszego kontaktu, to nie wyobrażam sobie życia bez nich. Bardzo ci współczuję — mówiła ciemnowłosa.
Współczucie. Bardzo współczuję. Podobne słowa już dawno przestały mieć dla mnie jakąkolwiek wartość. Może i współczuli, ale nikt nie doświadczył tego samego co ja. Nikt nie żył w ciągłym strachu, spoglądając ciągle na upływajacy czas. A ubywało go z każdą sekundą, piasek powoli się sypał. Wyglądało na to, że wszystko dokona się kilka miesięcy przed ukończeniem Atlanckiej Uczelni.
— Odpuśćmy sobie już na dzisiaj rysowanie — rzuciła dziewczyna, w tym samym momencie podając mi szklankę z wodą. — Napij się. Jak chcesz, to opowiadaj, jak nie, to do niczego nie zmuszam.
— To nie jest tak, że nie chcę... — mruknęłam. — Ale nie mogę. Śmierć siostry jest związana z czymś jeszcze. Nawet rodzina nie wie, dlatego powiedziałam, że to gorsze, niż umrzeć... — Wbiłam wzrok w podłogę. 

Od Van, CD Pel

Odpowiedź twierdząca. Na oba pytania. Jaśmin. Ładnie. Bardzo ładnie. Cieszyłam się, że mogłam ją tak nazywać. Czułam, że znaczy to dla niej coś specjalnego, więc tym bardziej poczułam się zaszczycona. Skończyła już malować włóczkę, więc zdjęła rękawiczki i stanęła przodem do mnie.
— Czy mam się nie ruszać? — zapytała nieśmiało, jakby nadal ją dziwiło, że chciałabym się posłużyć nią jako przykładem.
— Nie musisz stać jak kołek, ale może nie tańcz — odparłam ze śmiechem, biorąc ołówek i zabierając się za szkic. — Nie będzie to trwało długo, zrobię szkic, a farbki dam potem, na spokojnie.
Zaczęłam rysować, delikatnymi, lecz zdecydowanymi ruchami, stawiając coraz to nowe kreski. Białe włosy do ramion, usteczka, nosek, oczka, porcelanowa cera jak u laleczki. Podniosłam głowę, by spojrzeć na nią jeszcze raz. Hm, szalik będzie trudny, wszystkie kolory łączyły się w nieokreślony sposób i wzór. Mogę po prostu coś naciapać, nikt nie da rady sprawdzić, czy się zgadza. Uroczo w nim wyglądała, szczególnie jak teraz zakręciła sobie końcówki o nadgarstki. Poczułam ścisk w sercu, gdy uświadomiłam sobie, że nigdy taka nie będę. Taktowna, delikatna, spokojna, mądra, miła i opanowana. Nie, musiałam być rozgadanym dziwulcem, który bał się samotności jak nikt, choć bał się do tego przyznać. Spokojnie Van, tylko się nie rozpłacz. Będzie dobrze. Zaczęłam kreślić sylwetkę, odwracając wzrok. Pel, patrz motylek siedzi na oknie, tylko nie patrz na mnie. Ja wcale nie płaczę. Końcem rękawa wytarła oko, mając nadzieje, że dziewczyna patrzy w druga stronę, lecz nie mając odwagi podnieść wzrok by to sprawdzić.
— Przepraszam — wymamrotałam pod nosem, niepewna czy mnie słyszy, lecz bojąc się powiedzieć cokolwiek głośniej, by nie zatłumić tego szlochem. 

Od Aureliona, CD Pel

Eternumowie należeli do gatunku, który lubił sobie pofilozofować, pomyśleć, dopisać coś do historii i wrzucić swoje trzy grosze. Na szczęście większość dopowiedzeń była w geście czysto humorystycznym, więc z uśmiechem na ustach wysłuchiwałem kolejnych sprzeczek. Rzucanie poduszkami, jedzeniem, czy przepychanie się, było na porządku dziennym. Mordechaj wciąż otrzymywał ciosy kulą Vici, Radia panikowała, chcąc wszystkich uspokoić, Pel tylko przewracała oczami, a ja czułem się, jak w rodzinie. Prawdziwej, szalonej, ale cudownej rodzinie.
Nie było już dźwięku tłuczonych naczyń. Nie było krzyku matki, nie było kurwowania ze strony ojca. Skrzywiona mina ciotki zniknęła za rozwichrzonymi włosami Jaśmina, lekceważące spojrzenie kuzyna zastąpiły ogniki w ślepiach Mordechaja.
Im głębiej w las, tym swobodniej się czułem. Więcej się śmiałem, dorzucałem drobne żarty, przesiąkałem humorem i zapachem Eternumów. Dobre popołudnie. Wspaniały wieczór. Jeszcze lepsza herbata.
Siedząc już w pokoju, zorientowałem się, jak późno jest. Ściągnąłem brwi, zerknąłem przez okno. Ciemność okalała budynek z każdej strony, przeszywana jedynie słabymi wstęgami światła, wydobywającego się z troszeńkę popsutych latarni. Zostawiłem ich w iście szampańskim nastroju, sam czując już nadchodzące zmęczenie.
Ten rok nie był zły. Zdecydowanie nie. Ba, był cudowny, wspaniały, niesamowity. Dokładnie tak, jak Pelcia.
Dobrze, że w tę zimę ruszyłem na dwór i za nią, jak i za Alexem.
Masz jakieś plany na wakacje?
Nie. Jeszcze nie. Pragnę jednak spędzić je, przesadzając nachyłki, podziwiając rudbekie i pozbywając się chwastów z nagietków. Wszystko w towarzystwie panienki, której pseudonim był roślinką z rodziny oliwkowatych.
Tak, specjalnie wyszukałem to w kuralecie...

poniedziałek, 30 października 2017

Egzaminy - lista obecności

Pod tą listą należy zapisać imiona postaci, które przystępują do egzaminów i rocznik. 

Od Pel, CD Aurelion

"Nie zawsze byłem niebieski".
Przekrzywiłam głowę, spoglądając na Aurelka z mieszanką wdzięczności, zaskoczenia i zainteresowania. W oczekiwaniu na jego kolejne słowa na oślep wymacałam dłonią jaśka i rzuciłam nim w Mordechaja, żeby już nie marnować dobrych ciastek, a tylko je jeść. No, i żeby Radia była spokojna o to, że jedzenie nie marnuje się jako amunicja naszych drobnych potyczek.
"Byłem taki jak wy".
Uniosłam brwi, szybko sięgając po następny przedmiot, jakim był kolejna poduszka, żeby uprzedzić kolejną głupią uwagę Mordechaja [zapewne wspomniałby coś o Clair de la Lune albo przemycaniu broni]. Czyli Aurelek nie zawsze miał ogonek, łapki i niebieski odcień skóry.
— Też byłeś kaleką? — spytała Vicia z autentycznie brzmiącym zaskoczeniem, tupiąc zdrową stopą, ale mogłam wyczuć w jej tonie pewną żartobliwość i rozbawienie, jak i coś, czego nie umiałam określić. Zmrużyła lekko orzechowe oczy, patrząc na Aurelka z wyjątkowo delikatnym uśmiechem. — A jest się kimś na zawsze? — dodała nieco śpiąco, rzucając mu przeciągłe spojrzenie.
Mordechaj głośno jęknął.
— Rozumiemy, rozumiemy. Bez wykładów filozoficznych — fuknął chłopak. — Vicia nie była kaleką, przy okazji to określenie cholernie mi się nie podoba. Radia nie zawsze była Radią, jakkolwiek to dziwnie brzmi. Ja nie zawsze byłem idiotą...
— Polemizowałabym — wtrąciła Radia, parskając śmiechem. Floks ją zignorował.
— ...A Pelcia została Heliotropem. — Vicia rzuciła mu mordercze spojrzenie, Radia się spięła, a ja wzruszyłam ramionami, szukając w plecaku Pomarańczowej Róży. — Dobra, bo ja to niepotrzebnie pociągnąłem. Jakieś inne informacje, panie Hortensjo? — dodał luźnym tonem z niedbałym uśmieszkiem, ale widziałam, że przygląda mi się, jakby się zastanawiając, czy się przypadkiem nie za bardzo zapędził. Posłałam mu uspokajający uśmiech i zerknęłam na Aurelka.
— W gruncie rzeczy jesteśmy bandą nietaktownych, głupich dziwaków, dlatego, jeśli chcesz uciekać, to będzie zrozumiałe — powiedziałam, widząc jego spojrzenie.

Od Aureliona, CD Pel

Nie, absolutnie nie ogarniałem Eternumów. W żadnym, nawet najmniejszym stopniu. Szalona rodzinka z tajemnicami, która będzie non-stop nimi zarzucała, a ty będziesz siedział, jak ten debil, zastanawiając się, w którą stronę powinieneś uciekać, zanim ponownie zmienią cię w świnkę morską. Latającą świnkę morską. Niebieską, latającą świnkę morską. Bądźmy dokładni.
Pel wyglądała w tym momencie na nieswoją i nieco zdenerwowaną. Chyba każdy by tak zareagował, na wieść, że cudowna familia planuje rozpowiedzieć małe anegdotki z twojego życia. Zazwyczaj te anegdotki mają na celu nic innego jak upokorzenie cię przed innymi, więc jeszcze lepiej. Trzech na jedną, a w tym wszystkim ja, który chciał coś zrobić, ale za cholerę nie wiedział, co.
— Nie zawsze byłem niebieski? — Wzrok wszystkich padł na mnie. Miałem nadzieję, że ten temat odciągnie ich od wyjawiania tajemnic rodziny Eternum. Co jak co, ale na taką ilość informacji nie byłem jeszcze gotowy. Uniesione brwi, uśmiech majaczący na twarzy Mordechaja.
— Mam rozumieć, że kiedyś byłeś słonecznikiem, czy może aloesem? — Zaśmiał się ten, który zbijał się właściwie ze wszystkiego, a najbardziej chyba z "Hortensji". Wydąłem usta i pokręciłem głową. Czyżbym odwrócił ich uwagę od "I" i "I..?"? Mam taką nadzieję, inaczej chyba ewakuuję się z tego pokoju. Przynajmniej spróbuję, pod pretekstem "Bo wyście się dawno nie widzieli pewno, a ja nie chcę przeszkadzać w spotkaniach rodzinnych".
— Byłem taki jak wy. — Wzruszyłem ramionami, podciągając kolana pod brodę, wspominając kremową skórę, brązowe włosy, czy błękitne oczy. Stopy i brak dodatkowej części ciała. Normalność.

Od Aureliona, CD Hanabi

Co chwilę zerkała, odwracała się, zaglądała, spoglądała na moje dłonie. Delikatne zadrapania zmieniały się w rany, skóra barwiła się farbą, a ja sam ściągałem brwi z każdym kolejnym ugryzieniem. Pozostaną jaśniejsze szlaczki, wędrówki na skórze, wspomnienia ostrych, przerośniętych siekaczy.
Za dzień albo dwa wykwitnie łąka fiołków, oraz róż. Dużo, skłębione w różnych miejscach, po przekwitnięciu znikające, bądź zmieniające się w niezapominajki.
Spędzam za dużo czasu z Pelcią, zdecydowanie za dużo czasu.
A na duszy wyrósł oset i setka chwastów, której nie szło wyplewić. Pełno zieleni, odrazy, drażniącego zapachu roślin, które zabijają możliwość wzrostu innych. Ściągnąłem brwi. Miałem ochotę charknąć, zrzygać się na posadzkę, pozbyć całej żółci zalegającej w żołądku.
Dotykał go w ten sposób, przeczesywał włosy, których mi nie dane było musnąć spragnionymi palcami. Wizja rzucenia gryzonia prosto na nich kusiła, mąciła w głowie, szeptała zachęcająco do ucha, błądząc dłońmi po modrej skórze.
Jak zawsze wyraz twarzy, który wręcz krzyczał, że wywyższał się nad nas. Zbity Alex z zawstydzonym spojrzeniem. Hanabi, która zdawała się nie zwracać na to wszystko uwagi i ja, który kipiał w środku i miał ochotę rzucić to wszystko w pizdu, wcześniej skacząc z kłami na dyrektora, co dobrze by się nie skończyło. Nie dla mnie.
Przelotne zerknięcie na moją dłoń, wcięcie, przerażenie malujące się w błękitnych ślepiach.
Kazał coś zrobić ze szczurem. Coś, nie słuchałem, co. Wyszliśmy, pożegnała się, ja nawet nie skinąłem ogonem na "Do widzenia".
Kolejne ugryzienie.
Cisnąłem zwierzęciem o ścianę, bez zawahania, z wyraźnie wymalowaną na twarzy wściekłością, gotującymi się w środku emocjami i całą siłą, która wypuszczona w jednym momencie, sprawiła, że szczur uderzył o mur z głuchym dźwiękiem. Odbił się gładko, padł z ostatnim piskiem na posadzkę.
Ściągnąłem brwi, cofnąłem się o krok, podkuliłem ogon.

Od Hanabi, CD Aurelion

— O Stwórco, wszystko dobrze? — zapytałam, przykładając jedną dłoń do ust. Ręce Aurelka naprawdę nie wyglądały dobrze, a to wszystko przeze mnie i przez to, że zdecydowałam się cokolwiek wspomnieć o ohydnym szczurzysku. Pazurkowaty odpowiedział mi jedynie krótkim wzruszeniem ramion, co oznaczało, że nie jest dobrze. Jest bardzo źle.
— Po prostu zabierzmy to coś do Mińska, im szybciej, tym lepiej — bąknął Aurel, na co jedynie skinęłam głową, mimo wszystko zmuszając się do lekkiego uśmiechu. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie niczego o ewentualnym jadzie wydzielanym od gryzoni, więc bandaż i pomoc jakiegoś lekarza powinny być wystarczające. Ostatecznie mogę dopłacić do wizyty albo lekarstw, w miarę moich możliwości.
— W takim razie chodźmy — zarządziłam, idąc przodem. Co chwilę odwracałam się jedynie po to, aby kontrolować stan rąk Kota.
Po chwili znaleźliśmy się tuż przed drzwiami dyrektora. Było coraz gorzej, bo mój towarzysz przestał jedynie zaciskać zęby, co jakiś czas dało się usłyszeć syk. W związku z tym zdecydowałam, że nie ma sensu czekać. Trzykrotne puknięcie o drzwi. Nie zaczekałam na odpowiedź, po prostu od razu wparowałam do pomieszczenia, Aurel za mną.
I wtedy, cóż, ujrzałam coś, czego widzieć zdecydowanie nie chciałam. Niski posiadacz białych włosów i wpleciona w nie ręka dyrektora. Uśmiech na obu twarzach, który nagle znikł. Najwyraźniej w końcu dostrzegli, że nie są sami.
— Panie dyrektorze — odezwałam się, zachowując formalny ton. — Znaleźliśmy to na korytarzu — powiedziałam.

Od Aureliona, CD Hanabi

Połączenie Mińsk, ja i to szczurze gówno nie brzmiało zachęcająco. Przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Hanabi zdawała się zaniepokojona faktem znalezienia legendy gazetki i spotkaniem z dyrektorem. Też tak się czułem. Cholera, nigdy nie stanąłem w cztery oczy z Mińskiem, ale byłem bardziej, niż pewien, że go nie polubię. Przynajmniej to wynikało z opowieści Alexa, który mówił o nim głównie w pozytywnych aspektach, co nie zmieniało faktu, że dalej nie byłem co do niego przekonany. Ba, byłem wręcz odrzucony samym wydźwiękiem jego nazwiska.
Zwierzę trzepało się na wszystkie boki jak nienormalne, rozjuszenie sięgało zenitu, a ja jedynie zaciskałem szczęki, gdy gargantuiczne zębiska wbijały się w moją dłoń, szarpały skórę, podobnie jak ostre pazurki. Walone igiełki, które drapały w każdą stronę, bez jakichkolwiek skrupułów. Dzikie zwierzę.
Przynajmniej tyle dobrego, że nie groziła mi wścieklizna [czy te zwierzęta noszą wściekliznę?], bo wspaniali rodzice, tuż po mutacji, postanowili mnie zaszczepić. Jak psa. U weta. Kurwa, co?
Miałem serdecznie dosyć i chciałem piznąć gryzoniem o ziemię, a potem z chorą satysfakcją skopać ciało i podeptać, używając do tego całej swojej wagi i siły. Kolejne drapnięcie, kolejne ugryzienie. Bandaż będzie konieczny.
— O Stwórco, wszystko dobrze? — Usłyszałem głos nastolatki, która zdawała się dopiero teraz zauważyć stan rzeczy. Wzruszyłem ramionami. Kolejny raz tego dnia. To zdecydowanie nie była dobra forma odpowiedzi, ale na inną nie miałem zwyczajnie siły i chęci. — Powinniśmy pójść do pielęgniarki — dodała, przyspieszając przy tym kroku. Przewróciłem oczami.
— Po prostu zabierzmy to coś do Mińska, im szybciej, tym lepiej — bąknięcie z mojej strony i kolejne zaciśnięcie kłów na nową szramę przy kciuku.

Od Pel, CD Aurelion

— Tak właściwie, to chyba nie mam za bardzo, o czym opowiadać, nie chcę wam przeszkadzać, ba, nawet nie wiem, o czym miałbym mówić... — Nieco się zakłopotałam, bo przypomniałam sobie początki z Lydią, gdzie my byliśmy ciut przytłaczającym towarzystwem, a mało kto obcy umiał nadążyć za naszym szaleństwem. Zdenerwowana nawinęłam na palec kosmyk włosów i otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale zostałam uprzedzona.
— O czymkolwiek. Jakaś bzdurna anegdotka, to, co lubisz, interesuje cię. Eww, mogą to być nawet fetysze, jeśli czujesz taką potrzebę — powiedziała Vicia, przewracając oczami, Radia wydała z siebie stłumione parsknięcie śmiechem, Mordechaj zaś tylko się uśmiechnął. Jej spojrzenie złagodniało, uśmiech wyglądał coraz przyjaźniej, nos już się nie marszczył i przestała przypominać jastrzębia krążącego w powietrzu, czekającego na odpowiedni moment, by zaatakować. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, czy nie zabrać jej okularów [tych przeklętych, fioletowych okularów], ale stwierdziłam, że jak na razie była miła. Niech Klarki będzie.
— Ewentualnie... — Uniosłam brwi, gdy wszystkie spojrzenia skierowane zostały na mnie. Floksowi już się świeciły oczy, a na ustach majaczył złośliwie rozbawiony uśmiech. Czuję kłopoty. — Będziemy okropnym kuzynostwem i zajmiemy się przytaczaniem wszystkich żenujących, słodkich i mniej lub bardziej ciekawych chwil z życia Pel. Właściwie to bez różnicy, i tak byśmy to zrobili. — Kolejny rzut ciastkiem, kolejne prychnięcie, kolejna nerwowa uwaga na temat niebawienia się jedzeniem.
— Czy będziemy rozmawiać o...
— Tak.
— I...
— Tak.
— Niech was szlag.

niedziela, 29 października 2017

Od Aureliona, CD Pel

Chciałem się odezwać, ale wizja dalszych kłótni i rozmów Eternumów była kusząca. Latające ciastka, pstryczki w nos, szybkie wymiany zdań, jeszcze szybsze riposty, a wszystko przeplatane wspaniałą, rodzinną atmosferą. Zazdrościłem Pel. Nieco narwani, ale zdecydowanie warci uwagi i poświęcenia tej chwilki. Dwóch. Dobrze, kilkunastu. Zdecydowanie wielu, długich chwil, najlepiej przy herbacie od Pel.
— To tak, żebym nie straciła głowy i nie musiała lecieć po truskawki na ugłaskanie Pel, opowiesz coś o sobie? Wiem, że to niekomfortowe, gdy trójka osób, w tym przerośnięty idiota, cichutki rudzielec i gderliwa wiedźma każą ci się spowiadać, bo tykasz kwiatka z ich ogrodu, ale wolę być przezorna. — Nagle zwrócono się do mnie. Wolałem nie wtrącać się w wartko płynącą rozmowę, rodzinka pewnie długo się nie widziała, a do tego czułem się jak piąte koło u wozu.
Pelcia ciągle wpatrywała się we mnie wzrokiem "Nie chcesz, nie odpowiadaj", Mordechaj próbował się uspokoić, Radia dalej siedziała w spokoju, a Vicia przewiercała mnie na wylot, swoim morderczym spojrzeniem. Podrapałem się niezdarnie po karku. Co niby miałbym o sobie powiedzieć? Jestem mutantem bez wiedzy o swojej rasie? Koleguję się z Pel? Lubię lemoniadę, czy może powinienem pokazać poduszki na łapach? Dlaczego jestem tak obrzydliwie nudny?
— Tak właściwie, to chyba nie mam za bardzo, o czym opowiadać, nie chcę wam przeszkadzać, ba, nawet nie wiem, o czym miałbym mówić... — Ciche bąknięcie, ściśnięcie dłoni pomiędzy udami.

Od Pel, CD Aurelion

Aurelek już chyba bardziej ogarnął, acz nadal czuł się niepewnie, co można było usłyszeć w jego głosie. Vicia kiwnęła głową, zadowolona z odpowiedzi, wyginając usta w bardziej przyjaznym uśmiechu, a Mordek ponownie zachichotał, niczym niezwykle rozbawiony chochlik. Nie wytrzymałam i rzuciłam waniliowym ciastkiem, które uderzyło kuzyna prosto w czoło. Nah, szkoda trochę tego ciastka, ale na widok zdezorientowanej miny Floksa stwierdziłam, że było warto.
— Ja rozumiem, Floks, iż trudno uwierzyć, że mam przyjaciela. — Zignorowałam cichy komentarz Rad - "Nie bawcie się jedzeniem" - i obserwowałam, jak na ustach Mordechaja pojawia się zmieszany uśmiech z domieszką niemych przeprosin oraz zakłopotania. — Moglibyście przynajmniej udawać, że jesteście trochę normalni. Znaczy się Mordek i Vicia. Radiuś, to bez zarzutu — dodałam rozbawiona z lekkim wyrzutem. Klarkia i Floks obdarzyli mnie oburzonym spojrzeniem, wyglądali na urażonych, ale wiedziałam, że w środku przewracają oczami i parskają śmiechem.
— Ale ja nic nie zrobiłam.  — Kuzynka wydęła wargi, marszcząc nos i poprawiając okulary.
— Ale zrobisz, ja to wiem, ty to wiesz i wszechświat to wie! — Wyrzuciłam ręce w górę, po czym obróciłam się w stronę Aurelka. — Jak nie chcesz odpowiadać na jej pytania, to powiedz wprost albo milcz. To Vicia, ona nie ma za grosz taktu i delikatności, dopóki nie pokażesz jej granicy.
— Dziękuję, czuję się przedstawiona z jak najlepszej strony.
— Bardzo proszę.
Popielata blondynka prychnęła, ale zaraz spojrzała na Hortensje spod przymrużonych powiek. Przez chwilę stukała zdrową stopą, aż spuściła głowę z przeciągłym westchnieniem.
— To tak, żebym nie straciła głowy i nie musiała lecieć po truskawki na ugłaskanie Pel, opowiesz coś o sobie? Wiem, że to niekomfortowe, gdy trójka osób, w tym przerośnięty idiota, cichutki rudzielec i gderliwa wiedźma każą ci się spowiadać, bo tykasz kwiatka z ich ogrodu, ale wolę być przezorna. — Rzuciła na mnie przelotnie okiem, a ja wzruszyłam ramionami.
"Zwłaszcza teraz" chciałaś dodać, prawda, Klarkio?

Od Aureliona, CD Pel

Nie wiem, co bardziej wybiło mnie z rytmu. Rodzina Pel, zmiana w świnkę morską, czy może fakt, że zostałem wymiziany po główce jak mały kociak, który bardzo potrzebuje dodania otuchy przez właściciela. Miałem nawet ochotę zamruczeć i poocierać się łbem o policzek Jaśmina. Zdecydowanie mam w sobie coś z kota, chociaż wolałbym nie. Niby urocze, niby fajne, ale jak rzucą się do krtani, to uciekaj tam, gdzie pieprz rośnie. No i do tego wszystkiego śmierdzą... mam nadzieję, że ja nie śmierdziałem, nie chciałbym cuchnąć, a najbardziej nie chciałbym, żeby moi znajomi czuli odór mokrego kota. Bądź zasikanego kota. Wszystkie opcje są beznadziejne, jeśli mam być szczery.
Nawet nie zauważyłem, gdy krótkie przemyślenia zmieniły się w monolog wewnętrzny. Grupka zaczęła czmychać, w akompaniamencie głośnego rżenia Mordechaja... zaraz, byłem uroczą świnką morską?
Wielki podwieczorek, w środku dnia, ale jednak, u Pelci, wypełniony śmiechami olbrzyma, złowieszczymi spojrzeniami Vici i nieco przestraszonym wzrokiem Radii, która wydawała się być tak samo zmieszana, jak ja. Utożsamiałem się z nią w dwustu procentach.
— Ułożyłeś układankę? — parsknął Mordek. Skuliłem się nieco w sobie, zerkając na siedzącą obok mnie Pelcię, która objadała się ciasteczkami.
— Nie męczcie go, po w wakacje zagonię was do wujka Thomasa, a w Azylu będziecie mi pomagać przesadzać lyzyrie. — Kochana, mała istotka stanęła w mojej obronie, wręcz gromiąc wzrokiem wygadanego giganta.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Obrończyni uciśnionych, gagatek roku, gdera stulecia i ta, która siedzi cicho, jak mysz pod miotłą. Większość cech się sprzeczała, ale, cholera, pasowały jak puzzle i idealnie oddawały esencję Eternumów, Przynajmniej takie odnosiłem wrażenie...
— Dziękuję, Pelciu. — Posłałem nastolatce lekki uśmiech. — Aurel. Nazywam się Aurel. — Zerknąłem niepewnie na towarzystwo. Mordechaj parsknął ponownie "Hortensja". Bawiło go? Prawdopodobnie. Wydawało się, że to ten typ, który śmieje się z dosłownie wszystkiego.

Od Pel, CD Aurelion

— Co?
Parsknęłam nerwowym śmiechem i podrapałam się po policzku, w głębi duszy domyślając się, co chłopak mógł w tej chwili czuć. Trzy persony z powietrza przychodzą, drą się niedyskretnie, zamieniają cię w świnkę morską, odmieniają, a potem po prostu się przedstawiają. [Przecie to całkowicie normalne.]
Z zatroskanym wyrazem twarzy podeszłam do niego i wspięłam się na palce, żeby pogłaskać go uspokajająco po głowie. Miałam z tym drobne trudności, ponieważ był wyższy o te kilkanaście centymetrów i trochę bolały mnie stopy, ale to nic.
— Jest okej, Hortensjo... Już nikt cię nie zamieni w świnkę morską — starałam się go pocieszyć, chcąc żeby choć trochę ogarnął sytuacje. — Chociaż byłeś bardzo słodką świnką morską — dodałam, kierując te słowa bardziej do siebie niż do niego. Zignorowałam stłumiony, urwany chichot i niezbyt dyskretnie zamaskowany w kaszlu śmiech.
Vicia zmarszczyła jeszcze bardziej nos i zdmuchnęła kosmyki barwy popielatego blondu na bok, żeby jej nie przeszkadzały. Wyglądała na odrobinę zdenerwowaną, ale westchnęła przeciągle, mrużąc oczy.
— To ty się zastanów nad swoim życiem, ale to w drodze na herbatkę. — Spojrzała na mnie z nadzieją, delikatnie wybijając zdrową nogą rytm. — Bo masz herbatkę, prawda?
Przewróciłam oczami i kiwnęłam głową.
— Właśnie nam przerwaliście swoim wejściem — powiedziałam z lekkim wyrzutem. Radia uśmiechnęła się przepraszająco, gdy Mordechaj wzruszył ramionami z miną "Życie, moja droga". — Nie mam tylu kubków.
— A tym się nie martw — odpowiedziała niedbale Vicia, wymijając mnie nieco niezdarnie i pokracznie. Zmarszczyłam brwi, widząc, że porusza się wolniej niż zwykle, ale nie skomentowałam tego głośno.
Kilka chwil później modliłam się, żeby Fintan miał bardzo duże plany dzisiaj i w najbliższym czasie nie zaglądał do pokoju, bo obecnie panował w nim ogromny rozgardiasz. Radia rumianek, Vicia earl grey, Mordechaj pomarańcza, skąd wytrzasnęli kubki, tego nie wiedziałam. Pewnie Klarkia przytargała ze sobą swoje. Cała trójka rozsiadła się tam, gdzie jej było wygodnie, jednocześnie wziąwszy sobie do serca moje prośby o nietykanie rzeczy mojego współlokatora. Rzuciłam jeszcze zmartwione spojrzenie Aurelkowi, siadając obok niego i jedząc waniliowe ciastka.
— Ułożyłeś układankę? — spytał Floks z rozbawieniem, ale wiedziałam, że tak naprawdę sam też dopiero zaczynał ogarniać sytuacje, a w jego głowie informacje mieszają się w chaotycznej plątaninie.  Wzruszyłam nieznacznie ramionami, spuszczając wzrok, zdając sobie sprawę z tego, że jestem obserwowana przez niebieskie oczy. Jakoś tak wyszło, Floks. Po prostu tak wyszło.
— Nie męczcie go, bo w wakacje zagonię was do wujka Thomasa, a w Azylu będziecie mi pomagać przesadzać lyzyrie — burknęłam niezbyt dobrze wróżącym tonem. Troszkę się uspokoili.

Od Aureliona, CD Pel

Chaos, szok i niedowierzanie. Tempo szybsze, niż w momencie pościgu, w pierwszym lepszym filmie akcji. Nieciekawe spojrzenia, dużo gadaniny, nieskładne słowa, a potem wszystko stało się takie duże.
Albo ja taki mały, miałem ochotę wrzeszczeć, gdy Pel uchwyciła mnie w swoje drobniutkie rączki. Jednakże zamiast krzyku, wydałem tylko pisk, dziwny, cichy pisk, tak bardzo charakterystyczny dla... świnek morskich? Co?
Wiedziałem, że Eternumowie byli specjalni, ale zamieniać od razu w świnkę? Gryzonia? Co?
Gadka szmatka, szybka wymiana zdań, które agresywnie kotłowały się w mojej głowie i przyprawiały mały, włochaty łebek o migrenę. O losie, w co ja się wpakowałem. Figlarne uśmiechy, nietypowe grymasy na twarzy rozbawionego do granic możliwości, o ile dobrze pamiętałem, Mordechaja. Borze, co za imię, kto śmiał tak bardzo skrzywdzić dziecko. Odpowiedź była prosta - Eternumowie.
Nim się zorientowałem, ponownie stałem o własnych siłach, ponownie będąc wyższym od Pelci i ponownie będąc sobą. Na szczęście. Szybko się obmacałem. Twarz jest, tors jest, ogon jest.
Śmiech z pseudonimu "Hortensja", kąśliwa wymiana zdań, wytłumaczenie mojego wszechobecnego nieogaru.
Co się, do cholery jasnej, dzieje?
— Co? — To była jedyna rzecz, jaką byłem w stanie z siebie wydusić. Mordechaj dalej zbijał się z "Hortensji", piegowata szturchała śmieszka kulą, a rudzielec przeglądał niepewnie korytarze szkoły. Spanikowany zerknąłem na Jaśminka, która obdarowała mnie szczerym uśmiechem i uspokajającym wzrokiem.
Oh, Borze.

Od Shioko, CD Renee

— Nie, chodzę do tej szkoły od dwóch lat, a wy mnie nie zauważyliście.
Słowa brzmiące, jak wyrok. Nie zauważyłabym kogoś, kto wygląda w ten sposób, na dodatek przez dwa lata? Właściwie była opcja, że dziewczyna chodziła do równoległej klasy. A może po prostu regularnie uciekła z lekcji i przesiadywała w swoim własnym świecie? W pokoju? Może chodziła do altanki, a może wymykała się do miasta? Na częstego bywalca cukierni zdecydowanie nie wyglądała.
— Tak, jestem nowa. Potrzebujesz czegoś, czy mogę wrócić do poprzedniego zajęcia?
Słowa brzmiące, jak wybawienie. Czyli jednak nie jestem ignorantem, który przez okrągłe dwa lata widział wyłącznie swój nos.
— Skoro jest okazja, to chciałam pogadać — odpowiedziałam, wzruszając ramionami. I tak nie miałam nic więcej do roboty. Zignorowałam dziewczynę, która jedynie przewróciła oczami i kontynuowałam swoją wypowiedź.
— Kończę już drugi rok, planuję zdać egzaminy. — Uśmiechnęłam się, kolorowowłosa jednak od początku spotkania nie zmieniła swojej mimiki. — Sporo wiem o tym miejscu, chyba wszędzie już byłam, a jakbyś czegoś potrzebowała, to biblioteka chyba lubi mnie trochę bardziej niż innych. — Puściłam jej oczko. — No, a jeśli jesteś tym drugim typem, to mam zdjęcia z ostatniej imprezy, można się pośmiać. — Zarzuciłam z jakiegoś powodu dużo dłuższe włosy za ramiona. Zdecydowanie takie były wygodniejsze.

Od Renee, CD Shioko

Beznamiętne przesuwanie palcem po ekranie, czytanie co ciekawszych wiadomości, pomijanie idiotycznych postów. Poprawiłam się w miejscu. Satysfakcjonujące było siedzenie w szkole i nic nie robienie, podczas gdy cała reszta w pocie czoła szykowała się do egzaminów.
Poprawiłam włosy, dzisiaj wyjątkowo rozpuszczone, bo uznałam, że szopa wygląda wystarczająco dobrze, by nie splatać jej w dwa, potężne warkocze. No, może nie potężne, ale na pewno duże.
— Jesteś nowa, prawda? — Pytanie nagłe, niespodziewane, od osoby, której nie znałam, a zapewne była tu dłużej ode mnie. Ba, na pewno tak było. Odsunęłam telefon od twarzy, zerknęłam na różowowłosą nastolatkę, która z uporem maniaka wgapiała się we mnie i oczekiwała odpowiedzi, która była bardziej, niż oczywista.
Podparłam biodro dłonią, przechyliłam głowę i spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami. Moja mina określała "serio?" w czystej postaci. Dziewczyna miała na sobie mundurek, ogarnięta, pewna siebie. Znając życie bywa tutaj już jakiś czas, swoją drogą, naprowadziła mnie na to samym swoim pytaniem.
— Nie, chodzę do tej szkoły od dwóch lat, a wy, towarzyszu mnie nie zauważyliście. — Przewróciłam oczami. Ciekawe co by było, gdyby zadała takie pytanie komuś, kto rzeczywiście chodził na tą uczelnię, a ona go najzwyczajniej nie zauważyła. — Tak, jestem nowa, potrzebujesz czegoś, czy mogę powrócić do swojego poprzedniego zajęcia? — Znudzony głos. Jesteśmy dzisiaj sukowaci, oj sukowaci...

Od Hanabi, CD Renee

— Hopecrafcie, a kim innym? Tylko do niego ty i połowa szkoły robi maślane oczka. Zresztą, nieważne, zignoruj mnie — odpowiedziała nieznajoma, właściwie dość chaotycznie.
— Ja... To nie ode mnie zależy — odpowiedziałam, uważając na słowa. Wyglądało na to, że miała coś przeciwko Jamesowi. Nie wiem, co mogło to być. Ostatecznie chyba była nowa, w szkole znajdowała się w końcu od zaledwie kilku dni albo tygodni. Zdążyła już go poznać? Rozmawiali chociaż raz? Jeśli nie, to oznacza, że ocenia go przez pryzmat opinii innych albo z odległości. Tak nie wolno.
— Nieistotne... — mruknęła jeszcze tylko, zbierając się do zwyczajnego odejścia. Ot tak, wrzuciła swoje trzy albo i pięć groszy, a potem miała zamiar odejść, jakby nigdy nic się nie stało.
— Nie, czekaj — zwróciłam się w jej stronę, sprawiając, że jednak się zatrzymała. Chciałam dowiedzieć się, czy znała blondyna wcześniej. Starzy przyjaciele z dzieciństwa? Może była para, hm? Może dzięki niej uda mi się zbliżyć do chłopaka...? Albo przynajmniej wiedzieć, na czym stoję? Ostatnią rzeczą, której chciałam, było zerwanie, lub zakończenie kontaktu z Jamesem. Zdecydowanie.
— Hanabi jestem. — Uśmiechnęłam się. — Znajomi mówią mi Hanka. A ty? — Zeszłam te dwa albo trzy stopnie i stanęłam dokładnie przed nią, wciąż się uśmiechając

Od Alexa, CD Shioko

Wszedłem do pomieszczenia bez problemu, jakiegokolwiek. Drzwi ustąpiły od razu po naciśnięciu klamki. Sala alchemiczna była otwarta, pytanie tylko, kto zostawił ją otwartą? Rozejrzałem się uważnie, ani żywego ducha, cisza. Podreptałem bez ogródek ku regałom, które calutkie zastawione były eliksirami, niektórych brakowało etykiet albo były rozmazane. Gdzie jest ten, którego szukam? "Wzrost włosów", "wzrost penisa" , czy "wzrost wydajności umysłu" powtórzył się co najmniej trzy razy każdy. W końcu znalazłem. Fiolka ze specyficznego, fioletowego szkła, starannie zatkana i z nową etykietką. Idealnie.
"Eliksir wzrostu ciała" .
Zgarnąłem w ręce szczyt aktualnych marzeń, po czym zagłębiłem się w sposób użycia. Przerażająca ilość skutków ubocznych, ale uważałem to za przesadę. Przecież nie rozerwie mi kości, będę pił powoli. Przedwczesne starzenie się, nagła śmierć, krwotok, owrzodzenia, bezpłodność. Bzdury, bzdury, bzdury! Nie może być tak źle.
Miałem już wychodzić i ucieszony zacząć misje wzrostu chwilę przed końcem roku, a w drugiej klasie być wysokim, dobrze zbudowanym i podobającym się Mińskiemu chłopakiem, ale olśniło mnie. Shioko, uczennica drugiej klasy Księżyca. Ciągle narzekała na swój wzrost, sporo osób szeptało o niej, jak o skrzacie, chociaż ja sam wysoki nie byłem, a rozmów brak na mój temat. Wróciłem więc do szafki, w końcu moja fiolka wystarczy jednej osobie. "Eliksir wzrostu - odwrotność", etykieta nieco rozmyta, ale co innego mogło to być? Różowowłosa będzie zachwycona, a ja zyskam sprzymierzeńca.
Wybiegłem z sali, nikt nie może mnie w końcu zobaczyć. I to nie była kradzież, ja tylko pożyczyłem . Wpadłem na nastolatkę obok sali Profesora Remusa, wcisnąłem jej fiolkę w ręce i uśmiechnąłem czarująco.
— Eliksir wzrostu dla czarującego skrzata.

sobota, 28 października 2017

Od Vene, CD Wanda

Szerszy uśmiech i śmiech przywodzący na myśl świergot słowika zdecydowanie były znakami, że robiło się lepiej. Ave, legiony i chwała cesarzowi.
— Jesteś świetna. Masz tego więcej? I w czym płacę? Może krótka historyjka o tym, jak łatwo zdenerwować Pana Hopecrafta? — Kiwnęłam głową i wyciągnęłam następny stosik obrazków z kolejnymi kompromitującymi ujęciami Jamesa, które podałam Wandzi. Chyba powinnam robić zdjęcia też podczas swoich małych obserwacji z lornetką i czekoladą. Przy okazji wypadałoby ogarnąć jakieś towarzystwo, bo śmieszkowanie z ludzi oraz zajadanie się słodkościami, które popijasz jeszcze słodszą colą, w samotności to nie to samo, co z dobrym kompanem [albo poduszką].
— Jakby co, ja tych zdjęć nie mam, ty nic nie wiesz i nie widziałaś — powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem. — W dobrym humorze, chociaż historyjką nie pogardzę. Zdenerwowany Hopecraft to dość ciekawy przypadek, a ja lubię ciekawe przypadki — dodałam wesołym tonem, siadając po turecku na podłodze przy łóżku blondynki i poprawiłam poluźnione wsuwki we włosach, po czym oparłam głowę o dłonie, wpatrując się w Wandę niczym zaciekawione dziecko.
Zdenerwować przewodniczącego, to akurat może być interesujące, zwłaszcza że nie umiałam sobie wyobrazić, co musiałaby dziewczyna zrobić, by mu nadepnąć na odcisk. Albo umiałam, tylko jak poszła im ta rozmowa, że zeszłaby na bardziej delikatne tematy?

Od Joce, CD Renee

Poprawiłam torbę na ramieniu z westchnieniem. Była potwornie ciężka, co było spowodowane nadciągającymi egzaminami. Wcześniej wypożyczyłam z biblioteki kilka podręczników, z zamiarem późniejszego przygotowania się do testów. Pewnie nic z tego nie będzie, od kilku dni miałam popracować nad starymi koszulkami, żeby stworzyć z nich coś bardziej na czasie. Moim planem było wyłożenie ich na widoku, żeby wzbudziły we mnie wyrzuty sumienia i zostawiła nici. Sama nie potrafiłam uwierzyć, że coś mnie może odciągnąć od ulubionego zajęcia, ale zawsze warto spróbować.
— Hej — z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos.
Machinalnie odpowiedziałam tylko "Cześć", nie do końca zdając sobie sprawę z tego, kto mnie pozdrowił. Zanim zdążyłam się rozeznać w sytuacji, osoba już zniknęła. Moje zdumienie szybko zostało wyparte przez nową porcję myśli kłębiących się po głowie. Może nawet udało mi się nawiązać z kimś jakąś znajomość? Może nie byłam aż taka okropna, jak twierdził mój brat. Osądowi mojego brata zazwyczaj nie ufałam, ale w tej kwestii akurat trudno było się nie zgodzić. Ludzie albo w sumie każdy, zazwyczaj mnie nie lubili. Nigdy nie starałam się, żeby było inaczej. Zawsze byłam raczej typem samotniczki, chociaż...
Kolejne zejście na ziemię odbyło się bardziej brutalnie niż poprzednie. Na początku poczułam, że moja głowa się o coś obiła. Nie miałam bladego pojęcia, w co trafiłam, bo większości ludzi nie dosięgałam nawet do brody, chociaż zdecydowanie uderzyłam się w czyjąś kość, inaczej nie bolałoby aż tak piekielnie. Upadłam na ziemię i już byłam przygotowana, by obrzucić stekiem przekleństw osobę, która na mnie wlazła, ale w tym momencie poczułam przenikliwy ból w ogonie. Z mojego gardła wydobył się dźwięk, który był czymś pomiędzy żałosnym miauknięciem a pełnym furii sykiem. Machnęłam zamaszyście ogonem, przyciągając go do siebie i spojrzałam w górę. Nade mną stała dziewczyna, która zdołała utrzymać się na nogach po zderzeniu. Miała dziwaczne włosy, które w sumie nie wyglądały najgorzej, chociaż zestaw kolorów był dość niefortunny. Szybko odrzuciłam pomysł opieprzenia jej z marszu, bo w sumie to z mojej winy znalazłyśmy się w tej sytuacji. Nie zamierzałam jej również przepraszać. Na to już musiałaby sobie zasłużyć.

Od Van, CD Rishima

Spojrzałam zatroskana na blondynkę, słysząc jej słowa, szybkie i nieprzemyślane, lecz prawdziwe. Skarciła się za nie, niby dobrze, ale nie, jeśli zakrywa to, jak naprawdę się czuje. Chce pójść, niedobrze. Podbiegłam do niej i złapałam ją za rękę.
— Hej, spokojnie, mów co uważasz, nawet jeżeli to nietaktowne. W końcu po to tu jestem. Chcę cię wysłuchać — powiedziałam, lekko się uśmiechając. Pociągnęłam ją w głąb sali i posadziłam na krześle. Dostawiłam sobie drugie i usiadłam naprzeciwko, uprzednio nalewając wody do szklanki i na wszelki wypadek zgarniając chusteczki ze stołu. — Mam dwie starsze siostry i chociaż nie mam z nimi najlepszego kontaktu, to nie wyobrażam sobie życia bez nich. Bardzo ci współczuję — Może to brzmiało źle i pewnie już słyszała to tysiąc razy, lecz ja wierzyłam, że jeszcze nigdy tak. Naprawdę. Od kogoś, kto siedzi naprzeciwko niej, patrząc jej w oczy i chce z nią porozmawiać. Nadal ją bolało. Bardzo. Nie mogła tego zostawić za sobą. Potrzebne jej były nowe osoby, przeżycia, rzeczy, których mogłaby się uczepić. Chciałam jej pomóc, ale nie wiedziałam jak. — Odpuścimy sobie już na dzisiaj rysowanie — powiedziałam, podając dziewczynie szklankę z wodą — Napij się. Jak chcesz, to opowiadaj, jak nie to do niczego nie zmuszam.

Od Amadeusza, CD Van

Usiadłem. Chwyciłem pędzel, już zanurzałem go w atramencie, już miałem przenieść tusz na papier, było tak blisko, tak bliziutko...
Jednocześnie tak daleko, bo z ust nastolatki poczęły padać kolejne słowa, a ja miałem szczerą ochotę zdzielić ją w ciemny łeb, ażeby włosy jej się wyprostowały, cholera jasna, pragnę tylko i wyłącznie spokoju, czy to tak dużo?
— Słyszałam od Hery, że Heather ma nowy tatuaż. Ponoć pan go robił? — Zakręciła się na krześle, zachowywała się jak rozwydrzony, całkowicie odcięty od rzeczywistości, bachor. Głupi bachor. Nienawidzę bachorów.
Jednakże na wydźwięk imienia blondynki, momentalnie się zatrzymałem, lekko drgnąłem, po chwili wróciłem do szarej rzeczywistości, starając się nie myśleć o błękitnych oczach. Głębokich, tak wspaniałych oczęta...
Ściągnąłem brwi. Czerwonowłosa paskuda widocznie wiedziała wszystko, o wszystkich, więc wieść o tym, że wie o tatuażu mnie nie zdziwiła. Za to wieść, że podobno ja go robiłem, już tak. Takie gafy? Droga panno Ivens, wychodzi pani z wprawy.
Odłożyłem pędzelek, zerknąłem na ciemnoskórą dziewczynę.
— Nie, nie robiłem go. — Krótka odpowiedź, po co mówić więcej i tak zapyta o szczegóły.
— Och... czemu? — Mówiłem.
— Nie podjąłbym się rysowania na cudzej skórze. Szczególnie na tak pięknym ciele. Co jeśli bym je oszpecił? — Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie ugryzłem się w język i poszedłem o krok za daleko. Brawo, Amadeuszu, brawo...

Od Van, CD Amadeusza

Aha. Nauczyciel znowu nie miał zamiaru mi odpowiadać. Najlepiej zrobić obojętny wyraz twarzy i udawać, że nic się nie dzieje. I jeszcze do tego westchnąć. I przetrzeć twarz. Tak, dajesz do zrozumienia, że nudzi cię ten czas spędzony ze mną na nierobieniu niczego i moich pytaniach. Po chwili jednak, o dziwo, zdecydował się podjąć jakąś akcję. Wstał, poszedł do mnie i spojrzał na glinę. Trochę z obrzydzeniem, trochę z czułością, a trochę z niewiedzą co z tym zrobić. Jak rodzic na widok dopiero co narodzonego niemowlęcia. Chciałam złapać glinę i obronić ją przed lodowatym spojrzeniem, nawet, jak nie miałam na nią żadnego pomysłu, lecz nauczyciel mnie wyprzedził. Złapał ją w ręce, po czym szybko, jakby parzyła, rozgniótł na kawałku tektury i odłożył na półkę. Byłam prawie pewna, że nie tak się przechowuje glinę, ale zdecydowałam się nie komentować. Już wystarczająco go dzisiaj zirytowałam.
— Już mnie dzisiaj nie załamuj, błagam. — Nauczyciel potwierdził moje przeczucia. Już wystarczająco go dzisiaj rozczarowałam. Wstałam i usiadłam na obrotowym krześle, nie wiedząc, co z sobą począć. Nadal nie miałam ochoty na pędzle. Stwierdziłam, że po prostu zagadam do nauczyciela i dalej mu poprzeszkadzam w robieniu tego, co robi, nawet jak już z tego zrezygnował.
 — Słyszałam od Hery, że Heather ma nowy tatuaż. Ponoć pan go robił? — spytałam, kręcąc się w kółko na krześle. Częściowo zmyślałam, częściowo mówiłam prawdę. Ognista naprawdę coś mówiła o tatuażu Heat, ale nie, że Amadeusz go robił. Lecz w sumie, czemu nie? Taaaaaaki artysta powinien to umieć.

Od Renee, CD Wandy

Uważnie wysłuchiwałam kwestii Wandy, ciekawostek, które opowiadała. Porównywania Hopecrafta do instrumentu z dość delikatnymi strunami, opowiadania o chmarze ślepych nastolatek. Panna Przewalska udowodniła mi swoją wypowiedzią, że jest jedną z nielicznych dam w tej placówce, które myślą, obserwują, wyciągają wnioski. Tym samym zaimponowała mi swoim stanowiskiem, zdaniem, inteligencją. Nawet wzbudziła poczucie winy, bowiem rzeczywiście, dziewczęta traktowały go, jak pana z koszem smakołyków. Puste pudełko. Ładne, puste pudełko, zdobione żłobieniami, brylantami i tysiącem innych pierdół. Tymczasem dam sobie głowę uciąć, że Wandzia miała rację i w rzeczywistości Hopecraft jest porządnie myślącym osobnikiem, o zniewalającym wnętrzu. Co nie zmieniało faktu, że sympatią zbytnio do niego nie pałałam. No i chyba nie zacznę.
Dodatkowo przekonałam się, że dziewczyna była prawdopodobnie jedyną, która byłaby w stanie jakkolwiek dobrać się do Hopecrafta. Nie miała klapek na oczach, potrafiła go opiórkać, przynajmniej przy mnie, a jednocześnie wykazywała swego rodzaju troskę o życie towarzyskie blondyna. — Czy coś jeszcze...?
— Zastanowiłam się, zerknęłam na swoje buty, które miarowym rytmem stukały o posadzkę, gdy powoli przemierzałyśmy korytarze szkoły. Było pełno pytań, każde bardziej naglące od kolejnego, a mimo wszystko nie potrafiłam zdecydować, które powinnam zadać jako pierwsze. Chciałam wiedzieć więcej. Jak najwięcej. Jak najszybciej. Mieć riposty, odpowiedzi, możliwości podcięcia komuś skrzydeł, gdy zacznie nimi zbyt mocno trzepotać, bijąc innych po dziobach. — A pan Davon? — Zerknęłam na nią kątem oka.

Od Amadeusza, CD Van

Uniosłem brwi na słowa nastolatki, no, proszę państwa, nie powiem, zadziwiła mnie swoją kwestią. "Skoro nie pomożesz mi w rzeźbie" i "powiesz co mam zrobić z kupą gliny". Niespodzianka, moja droga, rzeźba i robienie czegoś z kupą gliny, jest prawie tym samym... dokładniej, jest tym samym.
Westchnąłem cicho, przetarłem twarz. Nie dane będzie mi dziś dokończyć malunku, widocznie dziewczyna wybrała sobie za priorytet wybicie mnie z rytmu i uniemożliwienie mi wykonania tego, co miałem w planach. Zabić to.
Przewróciłem oczami, a gdy dziewczyna już miała zadawać kolejne pytanie, zerwałem się z miejsca i podszedłem do chodzącego afro. Kucnąłem, wyrwałem papę z drobnych dłoni. Wyrzuciłbym. Wyrzuciłbym to z jebitną satysfakcją, ale szkoda materiału, ktoś bardziej uzdolniony mógłby je przecież wykorzystać w lepszy sposób.
Kosz odpada. Glina jest rozmemłana, więc nie chciałem jej na razie chować, aby nie uwalić połowy szafki. Jeszcze wilgoć wejdzie, wszystko się pobrudzi, zaschnie, a potem się tego nie doczyści, bo wejdzie w szczeliny w drewnie.
Koniec końców ułożyłem glinę na tekturce, nawet nie wiem, jak się to cholerstwo przechowuje, a co dopiero rzeźbi. Gdzie to ugnieść, jak potraktować wodą, co umiziać, co wyżłobić, jak nadać kształt. No, a podobno mężczyźni mają wspaniałą orientację przestrzenną. Gówno prawda.
— Już mnie dzisiaj nie załamuj, błagam.

Od Wandy, CD James

Za dużo, Wanda, uspokój się, zaraz ciebie puści, jest blisko, zdecydowanie za blisko, ale zaraz puści, spokojnie, po co od razu panikować, przecież nie może zrobić ci krzywdy, prawda,
— Panienka znowu piwa nawarzyła i wypić nie umie — stwierdził, uśmiechając się. I podniósł lewą rękę, i przesunął pasmo włosów za moje ucho, i to było za dużo, i ja nie chciałam, i nie o to mi chodziło. Oddech jeszcze troszkę przyspieszył, mięśnie się spięły, nadgarstki chyba zabolały jeszcze bardziej, bo szarpnęłam dłońmi, bo nie tak miało być.
— A jakby coś poszło nie tak? Ktoś by się zagalopował? — zapytał cicho, wręcz szeptem, a ja zamarłam, bo czy on czytał w myślach? Nie, Wanda, Pan Hopecraft nie czyta w myślach, to ty zaczynasz panikować. — Skąd to zamiłowanie do gier, rodzinny masochizm? Kto by pomyślał, kto by pomyślał. Przypomnę, że panna nadal nie jest pewna, co do swojej obecnej sytuacji, a i balansuje na granicy dobrego smaku — zakończył wywód i wiedziałam, że jest źle, bardzo, bardzo, źle. — Ostatecznie kłapała dziobem jak mało kto.
Zamknęłam oczy, bo wolałam uniknąć kontaktu wzrokowego, nie rzucać kolejnego wyzwania.
— Jeżeli mógłby mnie szanowny pan mnie puścić, byłabym wielce uradowana — szepnęłam, a głos chyba zadrżał. Niedobrze. — Kto miałby się zagalopować? Ja raczej nie miałabym z panem szans, a pan... a pan raczej potrafi się w pewnym stopniu kontrolować. Czy nie? — mruknęłam. Zignorowałam uszczypliwość o masochizmie, nie, proszę, nie wciągaj w to Fomy.
Próba uspokojenia oddechu. Nieudana.

Od Jamesa, CD Wanda

— Myślałam, że trudniej będzie Pana sprowokować — stwierdziła, odwzajemniając uśmiech. — Odpowiadając na pytania, albo jest Pan ślepy, albo głuchy, albo po prostu głu... — przerwała w trakcie mówienie, wzdrygając się nieco, dosyć szybko odgadłem, że tyle naciągania struny odbiło się jej negatywnym efektem zwrotnym — bo nie wydaje mi się, żeby nie zauważył stadka dziewczynek wesoło trzepoczących rzęsami w Pana kierunku. — Takie szybkie pominięcie pytania, co za różnica. — Ależ ja chciałam tylko pomóc w zauważeniu pewnego zjawiska. — Wzruszyła ramionami, a przynajmniej próbowała. — Ah, wydaje mi się, że możemy zakończyć dzisiejszą potyczkę. Podenerwował się Pan, ja się troszeńkę pobawiłam, muszę to szczerze przyznać, ale naprawdę, myślałam, że troszkę trudniej Pana sprowokować, Panie Hopecraft. Zresztą ta pozycja robi się trochę niezręczna, prawdę mówiąc. 
— Panienka znowu piwa nawarzyła i wypić nie umie. — Uśmiechnąłem się szeroko, wyciągając lewą dłoń i odsuwając kosmyk włosów dziewczyny za ucho. 
— A jakby coś poszło nie tak? Ktoś by się zagalopował? — prychnąłem cicho. — Skąd to zamiłowanie do gier, rodzinny masochizm? Kto by pomyślał, kto by pomyślał. Przypomnę, że panna nadal nie jest pewna, co do swojej obecnej sytuacji, a i balansuje na granicy dobrego smaku — podsumowałem. Więc jakby z łaski swojej mogła przymknąć swoje usta na moment, to byłoby dobrze. — Ostatecznie kłapała dziobem jak mało kto.

piątek, 27 października 2017

Od Wandy, CD Vene

— Naprawdę nie masz za co. Okres i ciężki dzień to najgorsze połączenie, jakie może istnieć — stwierdziła, siedząc na krześle i grzebiąc w czymś przy biurku. — I chyba ktoś jednak w jakiś sposób musiał ci nadepnąć na odcisk, skoro przyszłaś tak podburzona — dodała po chwili, a w jej głosie słychać było, jak lekko się uśmiecha.
Opuściłam głowę, obracając kubek w dłoniach. Tak, tak, okres i nieodpowiednie osoby to zły pomysł. Westchnęłam.
— Najwidoczniej miłe osoby nie są do końca miłe — zakończyła, w końcu obracając się twarzą do mnie, przy czym przekręciła lekko głowę w bok. Odpowiedziałam jej skrzywionym grymasem twarzy. Zdecydowanie. I nie są delikatne. I nie takie opanowane, na jakie wyglądają.
Nagle pstryknęła palcami, po czym gwałtownie zakręciła na pięcie i ruszyła w kierunku jakiejś szafki. Szybko ją otworzyła, szybko wyjęła jakieś kartki i szybko ją zamknęła. A następnie do moich rąk trafiły zdjęcia. Jamesa Hopecrafta. Dosyć kompromitujące. I od razu się uśmiechnęłam, patrząc na powykręcane pozycje w tańcu i dziwne miny, które udało się uchwycić Vene.
— Jesteś świetna. — Parsknęłam cichym śmiechem. — Masz tego więcej? I w czym płacę? Może krótka historyjka o tym, jak łatwo zdenerwować Pana Hopecrafta? — zapytałam z cieniem uśmiechu na mojej twarzy.

Od Wandy, CD James

Moment i struna pękła. Odpowiednie słowo, a uderzyłam plecami wraz z głową o ścianę, powietrze opuściło płuca, a cichy jęk usta. Ale pojawiła się dziwna satysfakcja przyprawiona lekkim strachem, bo okazało się, że Pan Hopecraft nie jest jednak aż tak przewidywalny, jak wszystkim się wydaje. No cóż. Przynajmniej na kilka minut zostałam unieruchomiona. Nadgarstki nieprzyjemnie zapiekły, rękawiczki szorstkie, a dłonie blondyna... sztywne.
— Po pierwsze — zaczął, niby uprzejmie, ale tak bardzo chłodno, za chwilę miał syknąć, a później ryknąć — nawet nie wiem o czym do mnie pierdolisz. Po drugie nie zachowuj się jak nakręcona katarynka, bo słusznie dostajesz po dupie i tutaj nawet Heat mi rację przyzna. — Zatrzymał się, przełknął ślinę, w końcu trzeba było nawilżyć gardło przed dalszym wykładem, czyż nie, James? Na jego twarzy wykwitnął uśmiech. Nie, nie elegancki, nie uszczypliwy, a uśmiech szaleńczy, pełen złości. Wando Anastazjo Przewalska, zaszalałaś. — Po trzecie nie powinnaś się skupić na własnych sprawach, skoro i tak sobie z nimi nie radzisz? — zakończył pytaniem idealnym.
Zamknęłam oczy, chcąc uspokoić oddech. W końcu nie codziennie rzuca się na ciebie wysoki blondyn i przyszpila do ściany z uśmiechem wymalowanym na twarzy. W końcu podniosłam powieki i parsknęłam śmiechem, przy okazji ruszając palcami, aby sprawdzić, czy na pewno mają dostęp do krwi. Wanda, Wanda, co z ciebie wyrosło.
— Myślałam, że trudniej będzie Pana sprowokować — stwierdziłam, odwzajemniając uśmiech. — Odpowiadając na pytania, albo jest Pan ślepy, albo głuchy, albo po prostu głu... — słowa nie dokończyłam, wstrzymując się ciut za późno, mówi się trudno — bo nie wydaje mi się, żeby nie zauważył stadka dziewczynek wesoło trzepoczących rzęsami w Pana kierunku. — Odpowiedź na pytanie numer jeden, a teraz przechodzimy do pytania numer trzy, bo drugie mi nie pasuje. — Ależ ja chciałam tylko pomóc w zauważeniu pewnego zjawiska. — Wzruszyłam ramionami, tak jak mogłam to zrobić w dosyć niewygodnej pozycji. — Ah, wydaje mi się, że możemy zakończyć dzisiejszą potyczkę. Podenerwował się Pan, ja się troszeńkę pobawiłam, muszę to szczerze przyznać — posłałam przepraszający uśmiech w kierunku Jamesa — ale naprawdę, myślałam, że troszkę trudniej Pana sprowokować, Panie Hopecraft. Zresztą ta pozycja robi się trochę niezręczna, prawdę mówiąc. — Wanda, spokojnie, zaraz ciebie puści, tylko nie panikuj.

czwartek, 26 października 2017

Od Jamesa, CD Wanda

— Nie odpowiedział pan na moje pytania — zauważyła, chowając dłonie za sobą i stukając czubkami pantofli. — Może powinnam je przypomnieć? — dodała po chwili, nieco ostrzej, jakby celowo chciała przeciągnąć strunę. Skłonności samobójcze? Cóż, jej brat dosyć dosłownie rypał się z Dexterem i próbował udowodnić, że może grać również w tę grę, więc może masochizm w rodzinie Przewalskim był uwarunkowany genetycznie? Kto wie? A nóż, widelec, może się okazać, że własnie stoi przede mną idealne odzwierciedlenie kłamstwa w żywe oczy, żeby nikt się nie zorientował, jak bardzo pannica ma za uszami. — Ja za to bardzo chętnie odpowiem. — Uśmiechnęła się. — Przecież nie powiedziałam, że wszystkie. Ale sądząc po naszej rozmowie... Niektóre wymagałyby przemyślenia. Oczywiście te, o których wspomniałam na początku naszej dyskusji. No chyba że woli pan nie myśleć i tonąć w pustych komplementach od ładnych dziewczynek, które uważają pana za idealnego, bardzo proszę, chętnie na to popatrzę. — Drgnąłem, spoglądając na nią z irytacją. Zacząłem pocierać palcami jeden o drugi, zastanawiając się, kiedy w końcu mnie trzaśnie. —Może po prostu ma pan przerośnięte ego, które jest uzależnione od komplementów? A zresztą, kto takiego nie ma! — Parsknęła śmiechem. — W końcu każdy lubi być pochwalony jak grzeczny piesek u nogi, czyż się pan nie zgodzi? — I poszło. 
To były ułamki sekund, w jednym momencie stała obok mnie, w drugim była przyciśnięta do ściany, z dłońmi uniesionymi nad głową i zatrzymanych przez jedną z moich rąk. 
— Po pierwsze — zacząłem uprzejmym, chłodnym tonem — nawet nie wiem o czym do mnie pierdolisz. Po drugie nie zachowuj się jak nakręcona katarynka, bo słusznie dostajesz po dupie i tutaj nawet Heat mi rację przyzna. — Przełknąłem na moment ślinę, patrząc w jej oczy z szerokim, teraz lekko szaleńczym uśmiechem. — Po trzecie nie powinnaś się skupić na własnych sprawach, skoro i tak sobie z nimi nie radzisz? 

Od Vene, CD Wanda

Niepewnie wykrzesane uniesienie kącik było już dobrym sygnałem, zwłaszcza że zaczęliśmy od trzasku drzwi i psioczenie na świat. I z tego co zaobserwowałam kątem oka ze swojego miejsca, było coraz lepiej. Cukierki oraz miętowa herbata potrafią zdziałać cuda.
Wygięłam usta w uśmiechu, segregując i wrzucając zdjęcie do koperty w aniołki, a razem z nim jakąś czekoladę. W pewien sposób to było uspokajające i zabawne. Przygotowywanie wysyłki i porządkowanie poczty - bo maile bywały irytujące - zawsze budziły we mnie iskierki radości.
— Naprawdę nie masz za co. Okres i ciężki dzień to najgorsze połączenie, jakie może istnieć — odpowiedziałam, wodząc wzrokiem po pudełkach i nie przerywając swoich czynności. Przyklejenie znaczka, zaadresowanie, wpisanie współrzędnych, zaklejenie koperty. — I chyba ktoś jednak w jakiś sposób musiał ci nadepnąć na odcisk, skoro przyszłaś tak podburzona — dodałam, obracając długopis w dłoni i po dłuższym namyśle dorysowałam lornetkę w rogu.
Hopecraft. Foma. Ludzie. No, i ból brzucha, ale herbatka miętowa przybyła na ratunek.
— Najwidoczniej miłe osoby nie są do końca miłe — skwitowałam z krzywym uśmiechem, w końcu zwróciwszy się przodem do Wandy, która rozpuściła swoje blond włosy i wyglądała jak nieco zmęczone, ale urocze słoneczko.
Pstryknęłam palcami, przypomniawszy sobie o zdjęciach z parapetówki, a konkretniej o tych, które przedstawiały przewodniczącego z mniej korzystnej strony. Natychmiast wygrzebałam je i z triumfalnym okrzykiem, podałam plik obrazków współlokatorce. Skoro Hopecraft się stał, to może się odstanie, jeśli się troszku z niego pośmieje.

Od Wandy, CD Vene

Ciche kroki w moim kierunku. Delikatne dźgnięcie palcem w plecy. I łagodny, tak bardzo przyjemny dla oczu uśmiech w towarzystwie herbaty i cukierków w dłoni.
— Wyrzuć z siebie całą złą energię, od razu zrobi ci się lżej, a słodkie zawsze dobrze robi — oświadczyła, podając mi herbatę i cukierki, a ja odwzajemniłam nieporadnie uśmiech Vene, podnosząc się do pozycji siedzącej. — A jak czegoś potrzebujesz, to mów — dodała jeszcze, ziewnęła i odwróciła się na pięcie, by powrócić do rzeczy, którą robiła.
Opuściłam głowę i spojrzałam na parującą herbatę w czerwonym kubku. Cukierki położyłam na poduszce, po czym wzięłam łyk magicznego napoju. Miętowy. Idealna, trafiona w punkt, tak bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo potrzebna. Bo pulsujący ból ciągnął się od bioder w dół. I nie, nie planował przestać w zbliżającym się czasie.
— Dziękuję — mruknęłam, biorąc kolejny łyk cudownej herbaty, której ciepło rozlało się po całym ciele.
Następnie cukierki. Szybkie odwinięcie papierka, słodycz trafia do ust i... i jest przepyszny. Uśmiechnęłam się błogo i odchyliłam do tyłu, aby oprzeć się o ścianę, rozkoszując się słodyczą w ustach. Skąd ona wytrzasnęła takie cudo?
— Jesteś cudowna, jeszcze raz dziękuję — stwierdziłam, rozplatając mój warkocz. Niech te włosy w końcu odpoczną.

Od Vene, CD Wanda

Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej, jednocześnie hamując z lekka rozbawiony uśmiech, który błądził gdzieś tam na moich ustach. Zastanawiałam się, cóż to zmalował Hopecraft, ale stwierdziłam, że wolę nie wnikać. Foma - wiadomo, Dexter. Egzaminy dobijają, okres jeszcze bardziej, a ludzie to ostatni gwóźdź do trumny. Czasami czułam się na uniwersytecie jak w zwierzyńcu pełnym dzikich drapieżników, ale wszędzie dobrze, gdzie Oczu nie ma. Dobra, Vene, obudź w sobie chęci do pocieszania innych i budzenia w nich choć odrobiny optymizmu do życia. Pogrzebałam w swoich rzeczach, szukając tych tereńskich, magicznych (nie dosłownie) cukierków, po których od razu człowiekowi jakoś lepiej się robiło, przesypałam część do pustego pudełeczka i wzięłam się za robienie miętowej herbatki dla umęczonej życiem Wandzi. Z takim oto zestawem zbliżyłam się do dziewczyny i ostrożnie usiadłam przy jej łóżku, wyciągając w jej stronę kubek z parującym napojem oraz pudełeczko ze słodkościami.
— Wyrzuć z siebie całą złą energię, od razu zrobi ci się lżej, a słodkie zawsze dobrze robi — powiedziałam z łagodnym uśmiechem, ciesząc się w duchu, że przynajmniej [na jakieś dziewięćdziesiąt procent] nie zostanę sparaliżowana wzrokiem. Umiejętność w miarę przydatna, uczucie bycia paraliżu przyjemne nie jest. Nie polecam. — A jak czegoś potrzebujesz, to mów — dodałam, powstrzymując ciche ziewnięcie, które wzięło mnie jak zwykle w najodpowiedniejszym momencie. Ile czasu właściwie siedziałam w pokoju?

Od Heather, CD Amadeusz

— Nie przepraszaj i nie dziękuj, nie masz za co, Heather.
Odezwał się po imieniu, imieniu, imieniu. 
Stopniowo uspokajałam się, przyjęłam z gracją i uśmiechem chusteczkę, zaczynając ocierać twarz i pozbywać się zapchanego nosa. Doskonale wiedziałam, że jestem jednocześnie blada, jednocześnie czerwona na twarzy i mam spuchnięte oczy, a wszystkie te rzeczy nałożone na siebie jedynie pogarszały mój humor. Musiałam jeszcze raz jednak pogadać z Mińskim, poprzednia rozmowa nie wystarczała, w ogóle nie poruszyłam najważniejszych kwestii, w dużej mierze się wstydząc, ale skoro świecę tępotą przed profesorem Remusem, to mogę iść idioczyć przed Mińskim. Jest w ogóle takie słowo? 
Wyprostowałam się, starając się ogarnąć. Wróciłam do standardowego wyrazu twarzy, z nieco uniesionymi kącikami ust, choć nadal w oczach kręciły mi się resztki łez, a gardło dusił wcześniejszy płacz, który tak szybko nie ucieknie z pamięci. 
— Chciałam podziękować też za tatuaż — zagaiłam, ignorując jego poprzednią wypowiedź. — Gdyby nie pan, nie mogłabym go zrobić. — Albo w ogóle bym się nie odważyła, choć głupio przyznać, że iskrą zapalną było istne sanktuarium sztuki, jakie tworzyło ciało mężczyzny. I wszystkie rysunki je zdobiące. — Także... Jakbym jednak nie wróciła, to do widzenia proszę pa... — Jedna krótka myśl, że w sumie prawdopodobnie i tak nie wrócę, a przecież bardziej nie mogę zrypać już. — Amadeuszu, będzie mi cię brakować. — Uśmiechnęłam się szeroko, dygnęłam, zrobiłam krok w tył i wyszłam. A nawet jeżeli potem zatrzymałam się dopiero przed gabinetem Mińska, skuliłam się przy ścianie i spróbowałam opanować drżenie ciała, to przecież nic nie znaczyło. 

Od Van, CD Wanda

— A dlaczego miałabyś pisać? — odpowiedziała, kolejny raz wybuchając szczerym śmiechem. Była taka jasna, niewinna i urocza. Może została zrodzona z słońca i gwiazd i zesłana na Ziemię pomagać ludziom i poprawiać im humor? Nie zdziwiłabym się, tylko wtedy skąd jest brat? Z anioła i wody? Uroda anioła, ale paciajkowaty jak woda, tak, pasowało. Z dziwnych rozmyślań wyrwał mnie głos blondynki. — Spacer to idealny sposób na naukę zielarstwa. W końcu łatwiej zdobyć jest niektóre informacje, patrząc i obserwując, niż siedząc w ławce i kiwając głową bez zrozumienia — Wyobraziłam sobie spokojny spacer w Wandą, która podskakiwała na wszystkie strony, z entuzjazmem pokazując i nazywając kolejne gatunki roślin. — To co, idziemy? — zapytała Wanda, podnosząc się z krzesła i odkładając książki. Czy uśmiech nigdy nie znikał z jej twarzy?
Pokiwałam ze śmiechem głową, czując jak loki podskakują na wszystkie strony.
— Jasne, dzięki, że chcesz mi pomóc. — Wrzuciłam książki do torby w żółte tulipany, zarzuciłam ją na ramie i poszłam zdjąć kurtkę z wieszaka. Pośpiesznie ją założyłam, naciągając na głowę kolorową czapkę. Dostałam ją od Hery na zeszłą Gwiazdkę i od tego czasu była jedyną jaką nosiłam. Spojrzałam na Wandę, która stała jeszcze przy fotelach. — Zapomniałam, ty masz pewnie kurtkę w pokoju?

Od Van, CD Hera

Z rozbawieniem zauważyłam entuzjazm na twarzy Hery. No tak, wino, paznokcie, listy i pewnie jeszcze filmy, to są rzeczy, które poprawią jej humor. Zresztą nie tylko jej, ja również cieszyłam się na myśl o tym weekendzie. Uśmiechnęłam się, słysząc potwierdzenie mojej tezy. Zapomniałam tylko o aktualnych shipach. Oj tak, to będzie miły weekend. Może byśmy zaprosiły kogoś jeszcze? Na przykład Varena i Vincenta? Pierwszy był nawet znośny w małych ilościach poza szkołą, szczególnie w towarzystwie wina, a co do drugiego, to zauważyłam, że ostatnio jego relacja z Ognistą nie była najlepsza. Chciałam coś z tym zrobić, zdecydowałam jednak, że zostawimy to na inny raz, przyda nam się ‘babski wieczór’.
— Słuchaj, a gdyby tak kogoś jeszcze zaprosić? Na przykład Wandę, Hanabi, Pel i może tą nową Renulkę z przyszłego pierwszego rocznika? Nie poznałam jej, ale podobno bardzo obraża naszego ulubionego członka samorządu samorządu, może być śmiesznie. Wandziek musi być, rozpogodzi wszystkich, z Hanką na pewno nie będzie nudno, a Pelcię trzeba wyciągnąć w końcu ze swojej norki. Chyba, że wolisz mieć spokojny wieczór? — Pomysł małego babskiego wieczoru coraz bardziej mi się podobał. Słaba komedia romantyczna, słodkie wino i obgadywanie wszystkich, tak, będzie fajnie. Może by urządzić jakąś przebierankę albo właśnie malowanie paznokci? Jeszcze można wybrać jakąś osóbkę, najlepiej Pel, i zrobić jej make-over. Pewnie było jeszcze 1000 innych pomysłów, na które nie wpadłam. Jak Hera się zgodzi to trzeba pogadać z Wandą, ona pomoże nam do końca ułożyć listę gości i rozplanować wieczór. Z niecierpliwieniem spojrzałam na czerwonowłosą przyjaciółkę, powoli zabierając się do sprzątania naczyń ze stołu. Można by jeszcze upiec babeczki…

Od Joce, CD Kyo

Wychodząc z łazienki, po raz kolejny przeklęłam stołówkowe jedzenie. Od dotarcia na Uczelnię jadłam zdecydowanie zbyt mało mięsa. Patrząc na to, że niedawno zemdlałam, teraz szczególnie przydałby się porządny posiłek.
Przysunąwszy się bliżej do ściany, zaczęłam iść wolnym krokiem w kierunku mojego pokoju. Po ostatnim wydarzeniu czułam się osłabiona, podatna na atak. Zadrżałam lekko, starając się uparcie odepchnąć niechciane myśli, które kłębiły mi się w głowie. Miałam nadzieję, że dziewczyny nie zdążyły jeszcze wrócić do pokoju. Rozmowa była aktualnie ostatnią rzeczą, o której marzyłam. Jedynie gorący prysznic i miękkie łóżko wchodziło teraz w grę. Doszłam do zakrętu korytarza i skręciłam w stronę mojego pokoju. Po krótkiej rewizji zauważyłam, że żeby dojść do mojego pokoju, będę musiała minąć jakiegoś chłopaka. Chyba po prostu przejdę obok, z nadzieją, że da mi spokój. Jak to mówią, nadzieja matką głupich:
— Nikt ci nie mówił, że nie przebywa się w tym samym miejscu co ja? — zawarczał na mnie, a jego ogon zaczął latać jak u wkurzonego kota. — Kurduplu — dorzucił po krótkiej pauzie.
Z mojego gardła wydobyło się fuknięcie, a włoski na karku się zjeżyły. 
Pewnie powinnam się powstrzymać i po prostu ruszyć dalej do pokoju, ale nie dałam rady się powstrzymać:
— Właśnie widzę, że twoje ego wypełnia cały korytarz, gówniarzu. — Chłopak wyglądał na starszego niż ja, ale na pewno nie należał do mojego rocznika. — Małe jest piękne — dorzuciłam wyniośle.
Cała wypowiedź nie była zbyt wybitna, jednak nie miałam pomysłu na coś ambitniejszego. W międzyczasie zdążyła mnie już zacząć boleć głowa, co skutecznie uniemożliwiało dalsze myślenie. Stałam jedynie i piorunowałam chłopaka wzrokiem, zastanawiając się czy ktoś miałby mi za złe, gdybym mu rozdrapała tą zarozumiałą buzię. Zazwyczaj nie ciągnęło mnie do przemocy, ale od kogoś mojej rasy należy mi się trochę szacunku. Kotołaki nie miały łatwo, bo często można było usłyszeć docinki na temat sprzątania lub niewolnictwa od innych ras, więc własna już nie musiała się dorzucać.
Porzuciłam pomysł z rozoraniem twarzy, chociaż jeśliby zwróci się do mnie 'laleczko', nie mogę ręczyć za siebie. To określenie było tak perfidne w stosunku do kogoś, kogo traktuje się jako ozdobę lub zabawkę, że na pewno bym nie wytrzymała. 
Zmrużyłam oczu, czekając na jego ruch. 

środa, 25 października 2017

Od Vene, CD Hanabi

Drgnęłam lekko na dźwięk słowa "malowanie", a na moje usta wypłynął ni ciepły, ni cierpki uśmiech. Wspomnienie zapachu farb, kolorowych portretów, obrazów oraz przyciszonej gry skrzypiec w tle zniknęły, gdy Hanabi wypowiedziała magiczne pytanie "A ty?". Już miałam się zbierać do odpowiedzi, kiedy przeszkodziło mi nadejście kelnera i jego słowa. Uniosłam brwi, zastanawiając się, o co mogło mu chodzić. Aż żałowałam, że w umiejętności czytania byłam całkowicie bezużyteczna, bo bardzo chętnie w tamtym momencie zajrzałabym mu do głowy.
— Wiesz... Zaczynam zastanawiać się nad składem naszych zamówień.
— Powiem ci, że ja też, aż nie wiem, czy powinnam dalej pić... — odpowiedziałam, spoglądając na herbatę, którą zdążyłam prawie wypić. Nie czułam się dziwnie, ani nic tego typu, ale zainteresowanie kelnera wzbudziło we mnie niepokój. — Może jest nadgorliwy? — spytałam, wzruszając ramionami, chociaż wiedziałam, że teraz będę miała opory przed wzięciem następnego łyka ciemnego płynu o zapachu cynamonu. Stuknęłam palcem w kubek.
— Co do zainteresowań, to mam nadzieję, że pokażesz mi jakieś swoje twory, jeżeli oczywiście będziesz chciała. — Uwielbiałam patrzeć na obrazy, choćbym się kłóciła zawsze z mamą, to jedna z bardziej uspokajających mnie rzeczy, a widok znajomej ręki w dziele sprawiał, że moje usta układały się w szczęśliwy uśmiech. Jednak jak ja miałam malować, to łamałam pędzle, farby rozmazywałam, aż nie stawały się zlepkiem barw bez żadnego sensowniejszego kształtu. Jak dobrze, że to James został artystą. — To dość nudne i mało ciekawe, ale kartografia i, jak pewnie zdążyłaś zauważyć, robienie za przewodnika, ewentualnie drogowskaz. — Wzruszyłam ramionami. — Nad jakimi rozszerzeniami się zastanawiałaś? 

Od Vene, CD Shioko

Szybko przeszłyśmy z morderczej biblioteki do akademika do pokoju Świtu, gdzie na biurku miałam rozsypane zdjęcia, podzielone na mniej lub bardziej sensownie ułożone kupki kopii fotografii. Parsknęłam śmiechem nieco rozczulona na widok entuzjazmu Shioko oraz jej pierwszego wyboru zdjęcia, które przedstawiało Jamesa. Cóż, trzeba patrzeć, kto stoi niedaleko z aparatem, bo na parapetówkach trafia się niejedna wpadka. Pech Jamesa, mój zysk.
— Mogę, prawda? — Zamrugałam na pytanie różowowłosej, wracając na ziemię i zamiast stać w drzwiach, stanęłam w końcu obok niej przy biurku. Wzięłam inne obrazki, wykładając te, które mogłyby się jej spodobać.
— Możesz, po to przyszłyśmy, żebyś wybrała wszystkie, które chcesz — odpowiedziałam rozbawiona, zerkając na nią kątem oka.
Usłyszawszy przestraszony głos Shioko, przekrzywiłam głowę, marszcząc brwi i nie bardzo wiedząc, co właściwie się działo. Nie zauważyła, że jej włosy stały się zdecydowanie dłuższe? Poczochrałam ją po różowych, miękkich kosmykach.
— Twoje włosy. Wnioskuję po twoim zdziwieniu, że jednak nie zawsze tak ci szybko rosną. Coś robiłaś z nimi ostatnio? — parsknęłam, zabierając rączki, zanim dziewczyna by się oburzyła. — Powiem ci, że długie naprawdę ci pasują — stwierdziłam z lekkim uśmiechem. Wyglądała uroczo, jak taka mała owieczka z wełną koloru słodkiej fuksji. Mimowolnie dotknęłam kosmyk swoich brązowych włosów. Chyba powinnam je z powrotem skrócić i przestać się wydurniać oraz wymigiwać. 

Od Wandy, CD Renee

— Drażliwy? — zapytała się, podnosząc brwi, a ja wybuchnęłam śmiechem i poklepałam dłoń zielonookiej. Oj kochanie, i to jak! Skrzywiłam się jednak, wspominając dosyć mocne uderzenie plecami o ścianę. Czy wtedy przesadziłam? Bardzo możliwe. Czy żałowałam? Troszeńkę. Ale czy się opłacało, zobaczyć gwałtowną zmianę charakteru? I to jak! — Mów dalej, moja droga, mów dalej — dodała po chwili, przyspieszając kroku, by iść obok mnie, zamiast być ciąganą po korytarzu. Dobry wybór.
Uśmiechnęłam się szeroko, zamachałam rzęsami i wypchnęłam dumnie pierś do przodu.
— Pan Hopecraft jest spokojny i opanowany. Zazwyczaj. — Puściłam w jej stronę oczko. — Ale jest jak instrument. Pociągniesz za dużo razy za osłabioną strunę i — podskoczyłam podekscytowana, a z moich ust wydobyło się krótkie „puf” — pęka. Co prawda szkoda dobrze nastrojonego instrumentu, ale cóż... — Wzruszyłam ramionami, dalej utrzymując niewinny uśmiech na swojej twarzy. — Zdecydowanie się opłaca. Nawet jeżeli ceną jest troszkę bólu. — Mięśnie ponownie się spięły. — I szczerze? Troszkę mu współczuję. Wszystkie te dziewczynki, te kanapowe pieski, one widzą tylko blond włosy, brązowe oczęta — prychnęłam. — Mam nadzieję, że przynajmniej tego nędznego zarostu nie widzą — dodałam jeszcze drobną uszczypliwość. — Wracając, to przykre. Rzucają się na niego, jak wygłodniałe zwierzęta, a pewnie trzy czwarte z nich nie poprowadziłoby z nim rozmowy, która zmusza do użycia mózgu. Szkoda, jak bardzo przekonany o swojej świetności pan Hopectaft nie jest, tak trzeba mu przyznać, że jednak można go nazwać inteligentnym — westchnęłam. — Coś jeszcze?

Od Renee, CD Wanda

Reakcja dziewczyny mnie zadowoliła. Przynajmniej nie wydawała się być kolejną, która wpadła w zauroczenie blondynem, jak śliwka w kompot. Opowieść o "pieskach", które czekały na smakołyk z dłoni otulonej rękawiczką, oddawała całą sytuację w stu dwudziestu procentach, jak nie więcej. Cholera jasna, było tu tylu atrakcyjnych, inteligentnych i przede wszystkim miłych chłopców, a te uparły się na szczura, który wnosił do żywota tylko i wyłącznie ładną buźkę.
— Może im przejdzie, może nie. Pan Hopecraft zainteresowania nie okazuje, zresztą gdy porusza się ten temat, robi się dosyć... drażliwy. — Dokończyła zgrabnie, wzruszyła ramionami, ruszyła dalej z gracją, która, widocznie, była dla niej typowa. Dostojna, młoda dama, przeciwieństwo powyciąganej mnie, wymiętej jak z kubła.
— Drażliwy? — Uniosłam brwi, wyłapując ostatnie słowo z wypowiedzi blondynki, która dalej żwawo kroczyła przez korytarz, razem ze mną pod ramieniem. — Mów dalej, moja droga, mów dalej — dodałam, decydując się na dorównanie jej kroku i zaprzestanie szlajania się jak smród po gaciach, z prędkością godną trabanta. Malucha. Żuczka? Cokolwiek, któregokolwiek, jakkolwiek. Nie znam się na samochodach, nigdy mnie to nie interesowało, w przeciwieństwie do Jonah, kuzynka była całkowicie zafiksowana na punkcie motoryzacji, a o nowych modelach trajkotała jak najęta. Przynajmniej grała na nosie samcom alfa, którzy uważali, że jak kobieta, to się nie zna, nie umie i ogólnie niech spieprza do garów...

Od Pelagoniji, CD Heat, Vene

Na świętej pamięci babcię Teosię, przysięgam, że nigdy więcej nie pozwolę się włóczyć królikom samotnie po okolicy. Jeden został pożarty, drugi wpadł w łapy morderczej zielarki. Doprawdy same pakowały się w kłopoty, a potem chciało się płakać.
Gdy znalazłyśmy się w miarę bezpiecznym miejscu, zatrzymałyśmy się i wytuliłam Dropsika, cicho na niego psiocząc.
— To jest Świecidełko? — Na to pytanie uśmiechnęłam się zakłopotana, a królik uniósł łebek, spoglądając na Heather swoimi czarnymi oczkami. Uszy zastrzygły, nosek śmiesznie zadrgał, a Dropsik otworzył lekko pyszczek, odsłaniając zęby oraz poruszył się w moich ramionach, jakby prostując się, i jak na zawołanie zaczął świecić na zielono. Uszatku, nie popisuj się kolorkami.
— Taaa, to Świecidełko, które uwielbia się włóczyć tam, gdzie nie trzeba. — Vene parsknęła śmiechem nieco zmieszana, patrząc na Dropsika i nieznacznie uniosła brwi, co przypomniało mi słowa Gremlina. "Ale, Agonio, on nie jest słodki. On wzrokiem spala ludzi na stosie". Przewróciłam w duchu oczami.
— A tak pomijając kwestię królika — tutaj Vene przerwała, wskazując mój szalik. Amigo, pomachał im, na co brunetka pokręciła rozbawiona głową. — Czyli mamy żywe ubranko z pierwszego roku, o którym była mowa w gazetce.
Uśmiechnęłam się niewinnie i wzruszyłam ramionami.
— Dodatkowa para rąk — rzuciłam, maskując nagłą nerwowość, po czym odchrząknęłam i uniosłam kąciki ust w najcieplejszym uśmiechu. — Bardzo wam dziękuję za pomoc. Bez was pewnie już dawno bym się rozpłakała. Wiszę wam przysługę i górę ciastek lub ciast — dodałam wdzięczna, patrząc to na Vene, to na Heat.

Od Pelagoniji, CD Vanilia

Podczas mojej krótkiej nieobecności Vanilia poprzestawiała parę rzeczy, z czego jednym z nich był fotel obok sztalugi brunetki. Pojawiły się też ciasteczka i miska z wodą, która była mi potrzebna do barwienia. Wygięłam usta w delikatnym uśmiechu na ten widok. To było bardzo miłe.
— Dziękuję — powiedziałam, od razu przechodząc do pracy. Założyłam rękawiczki, po czym podciągnęłam rękawy swetra i związałam włosy, żeby mi nie przeszkadzały. Starając się stawiać jak najcichsze kroki, dokładnie barwiłam włóczkę na delikatny odcień niebieskiego i co jakiś czas zerkałam na zamyśloną dziewczynę. Tak troszeczkę przypominała mi hibiskusa. Może więcej niż troszeczkę.
Chyba w wakacje trzeba będzie poprosić o dwa krzewy, to zasadzę. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu.
— Czy mogłabym cię namalować? — Zamrugałam zdziwiona parokrotnie i milczałam przez chwilę, zanim dotarł do mnie sens pytania, a jak już miałam odpowiedź na końcu języka, to zostałam zaskoczona przez kolejne, ale wraz z uczuciem zdezorientowania zalało mnie uczucie ciepła. Jaśmin. Mimowolnie na moją twarz wypłynął bardzo szeroki wyszczerz, gdy usłyszałam znajome przezwisko.
— Jasne — odpowiedziałam miękko. ~A on chyba przewracał się w grobie~ — To odpowiedź na obydwa pytania. Czy mam się nie ruszać? — dodałam nieco niepewna, ściągając rękawiczki i zerkając ostatni raz na włóczkę. Teraz zostawić na pewien czas.
.
.
.
.
.
.
template by oreuis