środa, 24 stycznia 2018

(Nie)Przyjemny wieczór na Klaryckiej 2a [6]

— Wiem, Van, wiem — mruknęła, obejmując mnie — Musicie pogadać. Cesarz świadkiem, że nigdy wam to nie wychodziło, ale to chyba właściwy moment, on inaczej nigdy się nie dowie i nie zrozumie. To Varen, Van, on pewnie nawet nie wie, o co cały raban i dlaczego go unikasz. — Miałam wrażenie, że zaraz zostanę ściśnięta na płasko przez czerwonowłosą, która coraz mocniej mnie obejmowała. — Nie płacz, nie jest tego warty. — Uśmiechnęłam się. Czułam się jak w komedii romantycznej, jakoś tak po połowie, kiedy jest bardzo źle, ale zaraz będzie się robić lepiej i wszystko się ułoży, tylko że ja miałam wrażenie, że nic się nie ułoży. 
— Tak, masz rację — powiedziałam, ocierając rękawem łzy. — Chodź, idziemy jeść, bo zaraz serio umrę z głodu. — Przynajmniej byłam jeszcze głodna. Hera się podniosła, a ja wyciągnęłam do niej rękę. 
— Dzięki, wiem, jestem największym leniem świata. — Z wielką niechęcią i pomocą koleżanki podniosłam tyłek z kanapy, śmiejąc się przy tym i poszłam w kierunku kuchni, z której unosił się piękny zapach. — Co się stało? Ostatnio jak próbowałaś gotować wszystko było spalone, łącznie z ścierką, którą przypadkiem podpaliłaś w napływie złości na makaron, o którym zapomniałaś i się rozgotował. — Podniosłam brew w zdziwieniu, krzywiąc się przy tym lekko na myśl o zapachu spalenizny w całym mieszkaniu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis