poniedziałek, 29 stycznia 2018

Wypadki chodzą po uczniach [X]

— Dom, potem do babci i pewnie wycieczka z rodzeństwem do Wolnej Lotaryngii, przynajmniej tak myślę — odpowiedział zamyślony. Ciekawa jestem, czy jego rodzina jest podobna do niego, tak samo niezdarna i urocza. — A ty? Jak się mają twoje plany? — Usłyszałam pytanie, lecz poczekałam chwilę z odpowiedzią, koncentrując się na ukochanym zapachu książek, który otulał mnie z wszystkich stron. Uśmiechnęłam się na widok starych foteli, na które zaraz pociągnęłam za sobą rudzielca.
— Jadę do rodziny — odpowiedziałam cicho i znów odleciałam myślami do ukochanego domku na skraju lasu. Uwielbiałam popołudniami siedzieć nad strumyczkiem przechodzącym przez ogród. Wdychać zapach róż, lasu, poczytać książkę, czuć na plecach ciepłe promienie słoneczne. Może kiedyś kogoś tam zabiorę. Może.
Wyrwałam się z zamyśleń i spojrzałam na chłopaka, który też wydawał się gdzieś odlecieć. Blizna na nosie nie była dzisiaj przykryta plastrem, a złote oczy błyszczały. Znając życie i nas będziemy tak siedzieć całą przerwę, wiecznie gdzieś odpływając i wracając tylko za sprawą krótkich urywków zdań. Obyśmy tylko nie przesiedzieli kolejnej lekcji.
Rozejrzałam się dookoła, wypatrując ducha biblioteki, który gdzieś tu powinien krążyć. Ale chyba zdecydował nam się dzisiaj nie pokazywać. No cóż. Gdybym mogła zatrzymać czas, z pewnością bym to zrobiła, choć na chwilę. Bo tak było dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis