— Mogę jakoś pomóc? — zapytała cichutko, jakby się mnie bojąc, a ja podniosłem brew. Byłem aż tak straszny? Zdecydowanie zacząłem przejmować cechy Dextera. — Albo chociaż wylizać miskę? — dodała po chwili, parskając głośnym śmiechem, a ja jej zawtórowałem. No tak, zawsze się tak kończyło, czego ja się mogłem spodziewać?
— Nie wiem, czy wylizywanie surowych jajek, mąki i czekolady w nocy to dobry pomysł... — mruknąłem, uśmiechając się i wstawiając formę z muffinkami do piekarnika. — Ale... — zacząłem, widząc błagalną minę dziewczyny. No i co ja miałem zrobić? — Niech ci będzie, tylko nie przychodź do mnie później z jękami i stękami — oświadczyłem, podając jej pustą miskę z drewnianą łyżką.
W końcu nie byłem jej rodzicem, a ona nie wyrządziła mi tyrady na temat picia kawy o dziwnych godzinach, to i ja nie miałbym serca narzekać na temat jej odżywiania. Takie tam. Nasze małe, sekretne grzeszki.
Oparłem się o blat stołu, ręce zaplatając na klatce piersiowej i zamykając oczy, żeby złapać choć chwilkę odpoczynku. Bo to wcale nie tak, że znowu miałem koszmary z dziwnymi stworami i potworami. I to wcale nie tak, że po prostu bałem się, że stracę kontrolę, choć mogłem o tym powiedzieć Dexterowi czy Wandzie, a oni by mi pomogli. W końcu z niektórymi rzeczami musiałem poradzić sobie sam, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz