Jak już wspominałem, z wyglądu aniołek. Jest starszym bliźniakiem (alfa-twin!) Jaśminku, więc, rzecz oczywista, jest też wyższy. Na pierwszy rzut oka można dostrzec jasne, popielate kosmyki włosów ułożone w nieładzie, słodki, lekki uśmiech, wiecznie tkwiący na jego wargach (jak się zdenerwuje, jego wyraz twarzy nadal jest pozornie łagodny, ale tkwi w nim to "coś", przez co inni nazywają go satanistycznym, i słusznie), szare oczy, w których czasem widać przebłyski bladego błękitu. Rzadko kiedy wychodzi z pokoju, w przeciwieństwie do Pel, przez co jedt blady jak śmierć. Ale hej, jemu to nie przeszkadza, ba! Jego karnacja jest dla niego powodem do dumy. Gdyby mógł, chodziłby z parasolką przeciwsłoneczną wszędzie. Ubiera się w miarę stosownie do pogody, choć jeszcze kilka lat temu był wielki dramat, bo malutki Marv chciał robić orły w śniegu w samym podkoszulku. Jednego dnia dzieci w przedszkolu opowiadały, z którym zwierzęciem mogły się utożsamić. Kotki, pieski, króliczki... A pewien pięciolatek podniósł rękę, wyrywając się z ławki i opowiadając szczegółowo, jak to w poprzednim życiu był karaluchem i kameleonem. To ostatnie było akurat trafione, bo to Marvill dostosowuje się do otoczenia, nigdy otoczenie do Marvilla. Ale dlaczego? Dlatego, moi drodzy, bo dzięki temu ten tu osobnik może całkiem udanie przebierać w różnorodnych maskach, pokazując tą samą osobę z tysiąca różnych perspektyw. Więc kiedy trzeba, udaje nieśmiałego, pewnego siebie, radosnego, zamyślonego. Zmienia wtedy sposób poruszania się, ton głosu, tiki nerwowe.
Ach, a kimże jest ten aniołek o jasnych włosach i niewinnym cud miód uśmiechu~? Czyżby to był jeden z bliźniaków, odbicie lustrzane urokliwości, dobroci i niewinności~? Ohh proszę, nie wywołujcie u niego odruchów wymiotnych na sam dobry początek dnia! Toć to jeden z dumnych, chorych na głowę członków rodziny Eternum, ktoś taki nie może być normalny. Nie dajcie się zwieść tym słodkim oczom, pełnym pozornej uprzejmości. Bo o ile jakaś faktyczna uprzejmość w nim siedzi, jest okuta w zimną bezwzględność. Tak, to człowiek do cna zepsuty, przeżarty własną nienawiścią do swojej rasy, ale, (o ironio!) zakochany po uszy w sobie. Yep, to ten rodzaj skończonego dupka, egoisty i narcyza. Demony zawsze imają się jego duszy, ale nie zawsze wszyscy są w stanie je dostrzec. Jego demoniczna część w pełni przebudza się dopiero, gdy ktoś o widocznych zapędach masochistyczno-samobójczych ośmieli się dotknąć choćby małym palcem jego Słońce, jego Jaśminek, innymi słowy Pel. Achh, ile to on nocy nie przepłakał, ile to papieru nie zużył, mordując się jednym istotnym zagadnieniem: kocha bardziej siebie czy Jaśmina? Ile to on sobie scen zazdrości nie zrobił, jakich wyrzutów nie stawiał! Aż dnia pewnego stanął z walizką i napchaną ubraniami przed sobą, z łzami w oczach, karząc wybierać: "Albo ona, albo ty!" Marv tylko zmierzył siebie zszokowanym wzrokiem, już, już chciał odpowiedzieć, wyjaśnić... Gdy wtem do pokoju weszła jego bliźniaczka z tacą gorących, kulfoniowatych ciasteczek. I jak tu się na nią złościć, że zabrała więcej jego miłości niż on sam? Trójkąty są zabronione tylko przez moherowe starowinki, pff. Drodzy panowie, drogie panie, proszę nie otwierać oczu ze zdziwienia, nie wypada. Marvill jest poetą-amatorem, także to powinno wyjaśnić wam wszystko.
A jak idzie mu w pracy integracyjnej? Beznadziejnie. Do dupy. Pan Marvill jest zbyt zaabsorbowany sobą, by myśleć o innych (chyba że to Pel). To podręcznikowy przykład cichego skurwiela, który bez mrugnięcia okiem odrzuci dziewczynę, zabierze sześciolatkowi lizaka, skopie leżącego, ot, dla zabawy. Jego motto życiowe brzmi: "mój plan jest wolny, skomplikowany, ale skuteczny". Także nie zdziwcie się, gdy pewnego wieczoru wpadniecie do studni, bo miesiąc temu zjedliście mu ostatniego chipsa. W poprzedniej szkole był w miarę lubiany, może, gdyby wykazał odrobinę zainteresowania i chęci, dostałby się na czerwone dywany elit... Ale po co? On tu jest introwertykiem z wyboru, proszę państwa.
Wychowywał się w rodzinie, której przyczepiono łatkę wariatów, w domu z ogrodem bardziej przypominającym rezerwat niż ogród. On sam i tak rzadko kiedy tam chodził, chyba że popatrzeć jak Kiki pożera nieuważnego pijaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz