środa, 24 stycznia 2018

Wypadki chodzą po uczniach [7]

Kiwnąłem głową, przytakując dziewczynie na jej stwierdzenie, że liczby i terminy są zdecydowanie złą rzeczą do kucia. Jeszcze w miarę łatwo szło, gdy data była łatwa i przyjemna do zapamiętania, a nie taka jakaś dziwna, nazbyt skomplikowana oraz trudna dla umysłu, który nie był w stanie zapamiętać prawidłowej kolejności cyfr.
— Wiesz już, co robisz w wakacje? — Uśmiechnąłem się lekko do Sofii, powstrzymując dłoń, która chciała powędrować do policzka i go podrapać nerwowo. Najpewniej do domu, ewentualnie do babci. Tęskniłem za starszym rodzeństwem, które co roku wciskało mi niebotycznie duże apteczki i życzyło teatralnym tonem, żebym się nie zabił, a gdy wracałem, załamywali nade mną ręce i przygarniali na jakiś maraton dziwniejszych filmów. Mama pewnie by się tylko do mnie uśmiechnęła swoimi złotymi oczami, a potem upiekła ciasto czekoladowe. Poszerzyłem nieznacznie uśmiech, myśląc o rodzinie, ale też miałem gdzieś tam z tyłu głowy niepokój, który mi przypominał, że te wakacje też miną pod znakiem stresu i nerwowych, starających się podnieść na duchu uśmiechach.
— Dom, potem do babci i pewnie wycieczka z rodzeństwem do Wolnej Lotaryngii, przynajmniej tak myślę — odpowiedziałem zamyślonym, niepewnym tonem. — A ty? Jak się mają twoje plany? — odbiłem piłeczkę, spoglądając na brunetkę i otwierając przed nią drzwi do biblioteki, sanktuarium oraz ziemi świętej ducha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis