niedziela, 28 stycznia 2018

Wprowadzenie: Nanette [0]

Wszystko powoli mijało, rozwijało się, pomijając Nervill. Co prawda nie wyjechałem ze szkoły na długo, ledwie wakacje się rozpoczęły, zdecydowałem się ruszyć z powrotem do ośrodka, żeby się upewnić. A może tam była, a może jednak nie, na dobrą sprawę nie miało to już żadnego znaczenia, bo w Nervill nie było już nikogo. 
Puste pomieszczenia, gołe ściany, przetrząśnięte wszystkie schowki, szuflady, szafki. Na nic, w całym kampusie nie została nawet jedna żywa dusza, żeby opowiedzieć, co się tutaj wydarzyło. Szybki powrót do szkoły zapewnił tylko więcej pytań, Mińsk kręcił nosem i powtarzał, żebym lepiej się w to nie pakował, tylko zajął się obowiązkami szkolnego przewodniczącego.
Dlatego po przybyciu nowej uczennicy, niezwłocznie udałem się na miejsce spotkania. Pogoda nie dopisywała, ciepło jak w piekarniku, mundurek nieprzyjemnie przylegał do ciała, spocone kosmyki włosów kleiły się do czoła, a sam mogłem tylko marudzić i zrzędzić. Nawet informacja o możliwym powrocie mojej starej przyjaciółki w przyszłym semestrze nie poprawiła mi humoru. Zostawało tylko przywdziać na twarz wdzięczny uśmiech, rozejrzeć się dookoła, szukając wzrokiem... Nany? Nariety? Nanetty? Nanette, to chyba brzmiało w ten sposób. 
Gdzie jesteś, moja droga, gdzie jesteś, zaraz się tutaj dla ciebie usmażę i skończę jak źle przyrządzony na grillu kurczak, a wolałem pachnieć nieco ładniej niż spalenizną. Poprawiłem rękawiczki, dopiąłem szlufki i zacząłem gwizdać z nudów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis