czwartek, 25 stycznia 2018

Od dziś jesteśmy kaczkami. Tfu! Znaczy się promyczkami! [22]

— Oh, Pelagonijo, jeślibyś rzeczywiście mnie znała, nie zadawałabyś pytań, na które odpowiedź jest jasna, prosta i oczywista.  Oczywiście, że malinowy, reszta kiedy indziej, nie ufam im, źle im się denka błyszczą — odpowiedział, a ja parsknęłam śmiechem, kręcąc głową, po czym otworzyłam malinowy, zgarniając dodatkowo jeszcze lawendowy, a resztę schowałam. Herbata była gotowa, więc wcisnęłam mu jeden kubek, a sama zajęłam się swoim, rozkoszując się zapachem i słodziłam obficie miodem malinowym, zostawiając drugi słoiczek z bardziej kwiatowym zapachu na tą drugą mieszankę.
— I tak cię nimi nafaszeruję, pamiętaj — powiedziałam, szczerząc się szeroko i upiłam łyk napoju bogów. Ugięłam lekko nogi w kolanach, garnąc do ciepła bijącego z naczynia i się zamyśliłam, wpatrując się w Aurelka z enigmatycznym uśmieszkiem. Rozplanowywałam w swojej głowie wypowiedzi, na wszelki wypadek argumenty i gdzieś tam w duszy dopingowało mnie alter ego oraz kuzyni, zwłaszcza Ean, który narzekał i jęczał mi nad uchem.
— W sumie... To niedługo koniec roku... — zaczęłam niepewnie, mieszając łyżeczką w herbacie, żeby choć trochę rozładować swoje nerwy. — A razem z nim nadchodzą wakacje i meh... Zaproszenie do mnie jest nadal aktualnie, wiesz? — dokończyłam, stukając palcem o kubek. Przypomniał mi się początek roku, gdy powiedział, że może nie wrócić. Poza tym chciałam spędzić te wakacje bardziej wesoło, żeby mama nie była smutna, że spałam w szopie, zamiast we własnym pokoju, żeby kuzyni nie chodzili wokół mnie na paluszkach, żeby dziadek nie musiał się martwić, że znowu przesadzę z Różami. Chciałam po prostu zostać z nim troszeczkę dłużej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis