To trzeba przyznać, udał się, no udał się synkowi mojemu i córci, najładniejszy z całej siódemki dzieciaków, długonogi, kostki ładnie ustawione, wąskie biodra ma i taki cały wręcz za poprawny się wydaje, co prawda nadrabia to charakterem, ale jednak. Umięśniony tam gdzie trzeba, nie kościotrup, a i nie pulpet, linia pleców prosta, łopatki widoczne i niekrzywe, ramionka, choć nie najszersze, dobrze wyglądają przy tym jego wszystkim, no i w połączeniu z tą długą szyją, nad którą tak wszystkie panienki wzdychają. Perłowe kudły ma gęste, oczy świecące, czasami aż wręcz wydają się fioletowe, choć tak naprawdę są szarawe i w sumie to bure, ale no co zrobić, no to mu trzeba przyznać, ładny chłopiec z niego wyrósł, no ładny, z twarzyczką równie ładną, bo wąska, szczęka też taka, jaka powinna być, kości policzkowe widać, uśmiech szeroki, przyjazny i może ciut za bardzo flirciarski Gdyby jeszcze normalne ubrania nosił, a nie te kolorowe szmatki co przekupki na bazarach noszą, w dodatku te dzwoneczki na nodze, jakby chciał oznajmić, że zbliża się pan i władca, a wszyscy mają bić mu pokłony. I ta biżuteria… Skromności nie ma za grosz, a tej nawet nie potrzebuje, byleby jakikolwiek gust miał, tak jak ojciec czy matka, czy całe rodzeństwo, a nie te szmaty. I żeby wyprostowany chodził, och, jak bardzo bym chciała, by cały czas ktoś za nim chodził z kijem od szczotki i tylko dźgał, gdy za bardzo do przodu się pochyli. W dodatku ten straszny tatuaż księżyca wewnątrz lewej dłoni, który zrobił tak po cichaczu, nie wspominając nikomu, cieszmy się, że żadne zakażenie się bachorowi nie wdało. Kto to myślał, młody, ładny chłopiec i ciało już sobie szpeci rysunkami, jakby i na to już czasu nie miał.
Ale przecież ja, jedna starsza babka mu do rozumu nie przemówię.
Psze państwa, psze państwa, pytacie o tego Asu Maleha? Toż to diabeł wcielony, ja wam mówię, niby przyjacielski, taki tam, wręcz typowy wesołek, żarty opowiada, ładnym słownictwem się posługuje, dusza towarzystwa, w końcu z dobrej rodziny to i wychowany być musi, prawda? A ja wam powiadam, że za tym szerokim uśmiechem kryją się złe intencje. Gadają na mieście, że chłopak nawet z diabłem pakt podpisał, w końcu ma te swoje szatańskie karty, w prawej kieszeni je nosi, zawsze przy sobie, może nawet z nimi się kąpie, więc dlaczego miałabym w to nie wierzyć? Z rąk czytać potrafi, w szklanych kulach też udaje, że coś widzi, pomiot szatana, no mówię przecież. Widzę na co dzień, jak kradnie z koszyka stojącego w kuchni te jabłka czy winogrona, niby po cichu, a w oczach zauważam ewidentną złośliwość, gdy skrada się, by wziąć kolejny kawałek ciasta dopiero co upieczonego przez tą biedną, cały czas harującą gosposię. W dodatku rozpieszczone to to jak dziadowski bicz, syn mój na za dużo mu pozwala, ja wam mówię, raz by dał dzieciakowi po głowie i od razu postawiłby go do pionu, ale nie, lepiej głaskać po włoskach, bo w końcu nawet niezłe oceny ma (choć uważam, że mógłby bardziej się postarać, lenistwo też ma po ojcu, och, kogo ja spłodziłam), ładnie prezentuje się przy ludziach, na przystojnego wyrósł z białymi zębami i długimi nogami, to nie ma co narzekać. Przynajmniej matka raz na jakiś czas dźgnie go w kręgosłup, by się wyprostował, a nie tak garbił, udając małpę czy inne okropieństwo czy da po łapach, jak zobaczy z papierosem w dłoni.
Och, ta dzisiejsza młodzież… Z rodziny poważnych ludzi, a tu takie coś urosło, wszystkie siostry i bracia porządni tylko ten taki bachor. Aj, biada rodzicom, biada.
Moje kochane, zostawię to na później, a na razie idę dorobić nam herbaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz