Podszedł do mnie z uśmieszkiem na twarzy, takim lekko szelmowskim, a ja cały czas utrzymywałam kontakt wzrokowy tak, że w końcu musiałam zadrzeć nos do góry, żeby dalej widzieć jego twarz.
— Chciałabyś — mruknął, wyciągając dłoń, a po chwili poprawiając ten jeden zbłąkany lok na mojej twarzy, robiąc coś, co po raz kolejny wybiło mnie z rytmu. Po chwili jednak odsunął się jak poparzony i ponownie wprawił mnie w zakłopotanie, bo o co chodziło, co on miał w głowie i o czym myślał. I jedyne co zostało, to kontakt wzrokowy, ten był cały czas. — Dokończymy innym razem — mruknął i już nawet kontakt wzrokowy przepadł, jakakolwiek nić porozumienia, cokolwiek co hamowało przed pożarciem się żywcem. Pokiwałam głową, uśmiechając się delikatnie.
Westchnęłam, po czym i ja odwróciłam wzrok. Zastanawiałam się. Nad brązowymi oczami, w których tak szybko zmieniały się uczucia i emocje. Sytuacja nieporęczna, nieporęczna sytuacja, bo nikt nie wiedział co powiedzieć, jak powiedzieć i kiedy powiedzieć. Zastukałam kilka razy palcem o parapet, przełykając ślinę, a przy tym spoglądając w stronę kostki czającej się gdzieś na dole, za oknem. Po raz kolejny nieprzyjazna cisza i jedyne co, to świergot ptaków za oknem, bo w końcu zaczęły się ich własne tańce godowe.
Odchrząknęłam.
— To co, idziesz po lekcję do Dextera, a po egzaminach znowu gramy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz