niedziela, 28 stycznia 2018

Wprowadzenie: Nanette [6]

— Dyrektor przyjmuje łapówki w postaci alkoholi i ciastek. Nie mówić, że wygląda grubo. Sekretarka lubi mocną, czarną kawę. Od biblioteki trzymać się raczej z daleka. — Skinąłem z dumą głową, zaczęła łapać szybciej niż przeciętny przedstawiciel naszego tutejszego jazgotu, zwłaszcza jak na fakt, że dopiero próbowała wdrażać się w ten system. Większość uczniów do tej pory nie stosowała się do wskazówek, w rezultacie regularnie musieliśmy użerać się ze zirytowanym Mińskim, podburzoną Estrell oraz wnerwionego Ducha. Ten ostatni po wygranej bitwie pozwalał sobie na zdecydowanie więcej niż powinien, więc uczniowski dystrykt zdecydował jednogłośnie o nadchodzącej próbie wysłania delegacji. Z przeprosinami. I pytaniem czy potrzeba czegoś na wymianę, byle tylko zezwolono nam na korzystanie z przybytku nauki, inaczej ciężko widzielibyśmy koniec semestru. — Właściwie, to zaciekawiła mnie postać samozwańczego bibliotekarza — dodała po chwili dziewczyna. 
— Duch, duszek, postrach piekielny — zażartowałem. — Po cichu wierzymy, że on tam pewnie szatańskie modły odczynia, a biblioteka musiała powstać na starym, indiańskim cmentarzysku. Pewnie nie uwierzysz, ale to był nowiutki, śliczniutki budynek. A dwa dni później stało to. — Machnąłem dłonią w kierunku biblioteki. — Stare, czerwone, w wielu miejscach szczerniałe cegły. Masywne drzwi, które pojawiły się znikąd. Skrzypiąca podłoga. Spadające znikąd na uczniów półki — wyrecytowałem listę zażaleń naszego działu budowlanego. — Mam nadzieję, że nie boisz się duchów? — spytałem z przestrachem. Gdyby się bała, mielibyśmy nie lada orzech do zgryzienia, bo książek nie wolno było wynosić, a większość potrzebnych materiałów do egzaminów znajdowała się właśnie w bibliotece.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis