Pokiwał głową, a ja już wiedziałem, że dobrze nie jest, że w ogóle po co zaczynaliśmy tę rozmowę. Pozostało mi opuszczenie wzroku na podłogę, bo tak jakoś było pewniej, nie patrząc w szmaragdowe oczy.
— Mam pewne... — zaczął mówić, ale po chwili przerwał, jakby szukają odpowiednich słów — oszczędności, jeżeli można tak to nazwać — dokończył, a ja pokręciłem głową i parsknąłem śmiechem, bo Dexter zawsze będzie Dexterem i jednak się okazało, że czasami myśli o tej przyszłości. — Wolałbym nie gadać, wystarczy mi nazwisko i go zapierdolę — warknął, a ja drgnąłem i ściągnąłem brwi, bo jednak wolałbym, żeby do rozlewu krwi nie doszło, a już czułem jak oddech mu przyspieszył, a i z tym pewnie tętno. O nie, nie. — Po prostu... Co on ci zrobił, Foma? — zapytał, a słowa ewidentnie ledwo opuścił krtań.
Odchrząknąłem, westchnąłem i podniosłem wzrok.
— Czy możemy sobie przynajmniej obiecać, że żaden z nas nie wyląduje w celi po tej rozmowie? — mruknąłem znudzony, przeczesując włosy ręką. Wyprostowałem się, stukając dłonią o oparcie krzesła. — Adam Walsh, wydawało mi się, że już ci mówiłem, tak ten z tymi brązowymi kudłami — odpowiedziałem szybko, bo jednak samo wymawianie imienia chłopaka do czynności przyjemnych dla mnie nie należało. — Traktował przedmiotowo, jeżeli można to tak nazwać — powiedziałem w końcu, naśladując styl, w którym zrobił to Dexter. — No i raz poszło o krok za daleko, ostatecznie zakończyłem znajomość, więcej kontaktu nie było — dodałem, i, o nie, doskonale znałem tą twarz i ten wyraz wymalowany na niej. — Na cesarza, Dexiątko, nie zostałem zgwałcony, była zgoda z mojej strony. Po prostu wszystko za mocno, przyjemnie nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz