Rozpromieniłam się na dźwięk jego śmiechu oraz energicznego przytaknięcia głową, ogółem cały się rozświetlił, a jego następne słowa sprawiały, że uśmiechałam się szerzej, zaś w klatce piersiowej rozprzestrzeniało się ciepło, które odstraszało zimno z mojego ciała. Przyjemnie było nie marznąć.
— Zawsze, Pel, zawsze, z wielką chęcią, z radością. Boże, to będzie najlepsza rzecz pod słońcem. Herbata, kwiaty, dzień i noc z tobą. Twoja rodzinka, jak on miał, Floks Mordechaj, tak? Vicia, Radia. Poznam twoich rodziców? O mój Boże, poznam twoich rodziców. O losie, raduję się jak dziecko, przepraszam. — Tym razem ja się zaśmiałam i pokręciłam głową, starając się nadążyć za chłopakiem.
— Nie przepraszaj, w sumie to urocze — powiedziałam, spoglądając na niego z rozbawieniem i zanim kontynuowałam, upiłam łyk herbaty. — Tak, poznasz moich rodziców, nawet dziadka, no i Eana, bo mi narzeka nad uchem, że to niesprawiedliwe, iż jako jedyny cię nie zna. Może Arny, Elfie i Re też się uda, ale nie wiem, czy będą miały czas skoczyć do Azylu — wymruczałam, recytując tylko sobie znane imiona oraz przezwiska, a ciepły, rozmarzony uśmiech nie chciał zejść z moich ust.
— Co ważniejsze — przerwałam, spoglądając na kręcącego się w klatce Dropsika, który znieruchomiał pod moim spojrzeniem. — Poznasz dzieciaki tego tutaj casanovy oraz kota, wyjątkowo paskudnego, ale kochanego kota, którego zwiemy Gremlinem. No i Kiki... Oh, po prostu nastaw się na dużo poznawania ludzi, nieludzi — roześmiałam się, przechylając głowę, ciesząc się perspektywą udanych wakacji w towarzystwie Hortensji. Wszystko zapowiadało się po prostu wspaniale i ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz