Można powiedzieć, że Pelagonija w zielonych oczach ma mgłę. Mnóstwo mgły, jakby dziewczyny nie było duchem na ziemi, tylko odleciała gdzieś hen daleko i wysoko, gdzie nikt nie dosięgnie jej swoimi parszywymi łapami. Patrzy na ciebie, ale masz wrażenie, że ciebie nie widzi. Wszystko w niej jest roztargnione i nieobecne - uśmiech, głos i potargane, białe loki do łopatek. Często wodzi zagubionym wzrokiem po otoczeniu, jakby kogoś szukając i na parę sekund wykrzywia usta w gorzkim grymasie, wyglądając przy tym nieco płaczliwie. Średniego wzrostu, ma nadzieję trochę urosnąć, ale się na to nie zapowiada. Lichej postury, ostatnio lichsza niż zwykle, dosłownie siła królika. Ma bladą cerę, pomimo częstego przebywania na słońcu, ale jej zawsze trudno się opalić. Odrobinę zgarbiona, ciągle spuszcza głowę, jakby się czegoś bała, jednak gdy bliżej jej się przyjrzy, można dostrzec, że jest po prostu zamyślona. Czasami się zdarza, że na jasnych nadgarstkach odznaczają się sine ślady, które chowa pod długimi rękawami koszul albo swetrów. Na ramionach zawsze ma kolorowy szalik, czy to zima, czy to żar się leje z nieba, zawsze, żeby miała w czym schować nos, czerwone policzki albo inne rzeczy, które chce ukryć przed cudzym wzrokiem. W kieszeniach i na ubraniach widać jakieś listki, a za Pel ciągną się różnorodne zapachy kwiatów i ziół. Najczęściej jaśminu.
Pelagonija jest przede wszystkim spokojna, zbyt często rozmarzona i chwilami po prostu smutna. Cudze dziwactwa jej nie zrażają, traktuje je jak coś całkowicie normalnego, uśmiechając się delikatnie, ale tak miło, że jakoś cieplej na serduchu się robi. Zdarza się jej gadać z roślinami, gdy jest bardzo źle i zdecydowanie woli z nimi rozmawiać niż z ludźmi. Mniej więcej przez to nawykła nazywać innych nazwami roślin. Jeśli Pel nazywa cię jakimś kwiatowym pseudonimem, od razu wiadomo, że bardzo cię lubi i łapki precz, bo je pourywa z liściem od szalika. Nadmiernie troszczy się o swoją rodzinę, pod tym względem jest nawet odrobinę paranoiczna. Często miotają nią wątpliwości i zawsze waha się, gdy podaje komuś odpowiedź, ale stara się brzmieć pewnie, a przy tym zawsze dobiera ostrożnie słowa oraz pytania, które chce zadać, ponieważ nie chce naruszyć cudzej strefy komfortu. Z rodzinnego bagażu cech wyniosła zgubną ciekawość i pchanie się tam, gdzie nie trzeba i jej nie chcą, a umiejętność otwierania zamków zdecydowanie pomaga jej wpadać w jeszcze większe kłopoty. Ewentualnie z nich wyjść. Ma wiele tików nerwowych. Stukanie, miętoszenie szalika, bawienie się włosami i tym podobne, czego nie umie się oduczyć. Dużo kaszle, zwija się w kłębek i stara się łapczywie złapać powietrze, mamrocząc, że zaraz przejdzie, to tylko drobne drapanie w gardle, ocierając przy tym łzy z kącika oczu. Proszę się nie martwić. Gdy zacznie mamrotać bez składu coś o "konwaliach, narcyzach, przyjaciołach", też nie. Po prostu majaczy, a pod jej oczami zapalono zapałki.
Wychowała się w rodzinie, której przyczepiono łatkę wariatów, w domu z ogrodem przypominającym bardziej magiczny rezerwat niż ogród. A! I za najlepszego przyjaciela ma szalik. Uwierzcie, więcej nie trzeba dodawać. Nie ma takiej potrzeby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz