wtorek, 30 maja 2017

EP: Od Jaśminu, CD Marvill, ktoś

Uśmiechnęłam się szerzej, gdy usłyszałam „dziewczyna od szalika”. Co prawda obecnie Amigo brak, ale to tak wyjątkowo, żeby choć trochę się wyszalał. Acz z drugiej strony miałam nadzieję, że z Vladdym bajzlu nie narobią w pokoju. Ewentualnie oglądali hiszpańskie telenowele. Stawiam na hiszpańskie telenowele. Ale wracając… Nie musiałam patrzeć na brata, ani być jego obiektem zawiści, żeby czuć bijącą od niego żądze mordu. Powstrzymałam się przed dźgnięciem go w żebra i wymownym przewróceniem oczu. Cóż, wyciągnęłam go siłą, to teraz mam.
– Nikt się wam nie naprzykrzał? – spytał James, mierząc nas wzrokiem. Kątem oka widziałam, Marv otwierał już usta, żeby coś powiedzieć, ale postanowiłam go uprzedzić.
– Wszyscy są bardzo mili. – Podniosłam głowę, uśmiechając się niepewnie.
– Na razie – dodał mój bliźniak nieco zbyt głośno, na co w duchu przewróciłam oczami, wykrzywiając usta w smutnym uśmiechu. Nie umiałam się na niego irytować za to nastawienie, ponieważ wiedziałam, z czego ono wynikało. Eww, pesymistyczny głuptas, ale mój głuptas. Zamrugałam parokrotnie oczami, wracając do otaczającej mnie rzeczywistości, którą opuściłam na parę sekund.
– W razie czego zawsze do usług, mam nadzieję, że jeszcze się dzisiaj zobaczymy. – Zaczerwieniłam się i uciekłam gdzieś spojrzeniem pod wpływem wzroku Jamesa. Ekhem… Marv, nie zabijaj bardzo. – A na razie proszę o wybaczenie.
Gdy odszedł w miarę daleko, wzięłam brata pod rękę z nerwowym uśmiechem, czując od niego zwiększoną żądze mordu i dźgnęłam go w policzek, mrużąc oczy.
– Braciszku, dym ci wylatuje z uszu – zażartowałam.
– Nie przejmuj się tym, gotuję pierożki. Nauczyłem się tej metody w piekle – wymamrotał, a ja parsknęłam śmiechem, kręcąc z rozbawienia głową
– Więc… Gotuj i przy okazji chodź ze mną zatańczyć – poprosiłam wesołym tonem, ciągnąc go lekko na parkiet.
– Chętnie – odpowiedział, nareszcie się uśmiechając i podreptał za mną. Tańczyliśmy nieco nieporadnie i co chwilę gubiliśmy rytm, ale nie przeszkadzało nam to w parskaniu śmiechem oraz rozmawianiu na absurdalne tematy. Cieszyłam się, że inni byli zbyt podpici i zajęci sobą, by zwracać na nas uwagę. Chociaż… Może lepiej by było, gdyby dowiedzieli się wcześniej, że jesteśmy popieprzeni niż później? Albo nieee, mają czas. Jeszcze będą mieli okazję, żeby posądzać nas o wszystko. Jeśli nie wymiękną przy pierwszej chwili słuchania i nie rzucą wyjątkowo subtelnego pytania „Czy wy nie jesteście za blisko jak na rodzeństwo?”. Cóż, śmiem twierdzić, że nie, ale jak to tam inni oceniają, to nie wiem. 
– Przepraszam – wymamrotałam, gdy nadepnęłam bratu na stopę. Mój ton był nieco zbyt radosny, żeby móc w nim wyczuć skruchę, ale Marvill również, pomimo tej całej otoczki teatralności, wydawał się rozbawiony. Do czasu aż pewien ktoś z głośnym okrzykiem „Odbijamy!” nie porwał mnie do tańca, a Marviego zostawił z tyłu. Ups. Nieznajomy sobie grabił, i to dość mocno. Nieco się skuliłam, a moje serce zaczęło głośno bić ze stresu, ale uśmiechnęłam się do chłopaka, który mrugnął do mnie, również unosząc kąciki ust. Pewnie bym się zawstydziła, ale starałam się dyskretnie wypatrzeć swojego bliźniaka, acz na darmo. Zaginął gdzieś wśród tłumu osób, które bawiły się w najlepsze. Przełknęłam ślinę, a mój umysł zaczęły wypełniać czarne scenariusze. Byłam sama, bez szalika, wokół same obce osoby, nieznany teren. Zaklęłam w duchu, przed oczami mając siniaki na bladej skórze, a w uszach słyszałam desperackie majaczenie. Nieodpowiedni moment na paranoje oraz duszenie się. Pel, skup się na Marvillu. Właśnie, Marv, Marv będzie się martwił. Uśmiech znikł z mojej twarzy i tym razem w moich przeprosinach było znacznie więcej skruchy, gdy opuszczałam zdezorientowanego chłopaka. Bogowie, zwróćcie mi Marvilla albo dajcie mi gdzieś kwiaty, żebym mogła w jakiś sposób pozbyć się tych nieprzyjemnych myśli.
– Narcyzik, gdzie jesteś? – wyszeptałam.
– Kimkolwiek jest Narcyz, na pewno nie ma go tutaj. – Podskoczyłam wystraszona i odwróciłam się w stronę źródła głosu. Ugh, co ty nie powiesz, Sherlocku?
– Zdążyłam zauważyć – burknęłam, uciekając wzrokiem, a moje kąciki ust samoistnie uniosły się do góry, żeby ułożyć się w nerwowy uśmiech. – E to… Z kim mam przyjemność?

niedziela, 28 maja 2017

EP: Od Jamesa, CD Marvill, Jaśmin

Bliźniaki, choć na pierwszy rzut oka można było uznać ich za przeciętne rodzeństwo, mieli w sobie to coś, co zwracało uwagę. Od samego początku zdawali się przyciągać spojrzenia, jeszcze zanim się tutaj pojawili, ich karty obiegły cały samorząd, dla upewnienia się, że wszystko jest w stu procentach prawidłowo wypełnione. I przede wszystkim - legalne, bo wciskanie miśka czy szalika do cech szczególnych zasługiwało przecie na szczególną uwagę. Doskonale pamiętam, jak wykłócaliśmy się czy to jest fejk i kto będzie ich wprowadzał, aż w końcu Heather bezceremonialnie stwierdziła, że przesadzamy i usadziła z teczkami Nico wraz z Dexterem. "Skoro macie czas żeby się drzeć, to macie czas na przejrzenie ich akt", na czym zeszło nam przynajmniej trzy godziny. Nie było tego za dużo, ale zwyczajnie trudno nam w niektóre rzeczy uwierzyć, a jeszcze bardziej - zrozumieć, że, być może, zobaczymy je na własne oczy. Ona ubrana ładnie, uroczo, ale przyzwoicie, patrząc na stroje niektórych uczestniczek imprezy, choć sądząc po minie jej brata - cóż, miał na ten temat inne zdanie. Sam jeszcze nie zdecydowałem, czy byli bardziej zabawni czy nieporadni - czas pokaże. Oboje o wiele niżsi ode mnie, przez co musieli nieco zadzierać głowę, żeby spojrzeć mi prosto w twarz. 
 –  Jestem Marvill, dokładniej. - Wbił ręce do kieszeni, rzucając mi przyjazne spojrzenie. Hola, nie ze mną te numery, byłem na nie zdecydowanie za starty. Z czym do ludzi, panie, byle gównarzerii się bawić zachciało? –  Nam też miło cię poznać. Ja i Pelusia jesteśmy tu od niedawna, trzeba przyznać, ciekawa szkoła. Impreza też niczego sobie. Wspominałeś, że przewinęła się u was karta atlantycka Pelagonji. Należysz do samorządu, jak rozumiem?
Rozłóżmy jego wypowiedź na czynniki pierwsze. "Nam też miło cię poznać" sprawiało wrażenie wyplutego z wnętrza trzewi, jakby chcąc dać do zrozumienia, że powinienem spitalać w podskokach dalej i jeszcze dalej, byle  tylko nie marnować tlenu w tutejszej okolicy. Idąc dalej tym tropem... "Ja i Pelusia jesteśmy tu od niedawna, trzeba przyznać, ciekawa szkoła." Wróćmy do początku, dla uzupełnienia zakresu informacji. "Ja i Pelusia jesteśmy tu od niedawna". Może jednak jeszcze trochę bliżej. "Ja i Pelusia" - zdrobnienie warto zapamiętać, choć pewnie będę bity za jego wykorzystywanie, to pamiętając moje trudności z przeczytaniem imienia dziewczyny z karty - trzeba będzie coś wymyślić. Jakieś przezwisko. W miarę sensowne. I miłe, co by nie nastawiać od razu reszty gawiedzi niepozytywnie. "Należysz do samorządu, jak rozumiem?". Oh, czyli jednak pora przejść temat dalej. 
–  Owszem, obecnie jestem przewodniczącym, ale, hej, ja tu tylko sprzątam – zażartowałem. –  Nikt wam się tutaj nie naprzykrzał? – spytałem, oceniając ich wzrost. Dziewczyna sobie na sto procent nie dałaby rady z nachalnym adoratorem, a to ostatecznie impreza i warto mieć oko, żeby nikt nikogo nie molestował pod drzewem i gorzej. Zauważyłem, że chłopak już otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna szybko mu przerwała. 
–  Wszyscy są bardzo mili. – Posłała mi nieśmiały uśmiech, podnosząc nieco głowę.
–  Na razie – wymamrotał Marv pod nosem, upewniając się, że usłyszę. Poszerzyłem uśmiech, jeżeli myślał, że mnie w ten sposób wytrąci z równowagi, to zdecydowanie jeszcze nie bawił się w prawdziwe analizowanie ludzi. 
– W razie czego zawsze do usług, mam nadzieję, że jeszcze się dzisiaj zobaczymy. – Upewniłem się, że na bladych policzkach dziewczyny wykwitły czerwone rumieńce, tak bardzo widoczne na jej prawie białej skórze. – A na razie proszę o wybaczenie  – przeprosiłem i ruszyłem szukać innych osób, potrzebujących wsparcia. W międzyczasie skakałem pomiędzy grami, zerknąłem nieco na pytanie za pytanie, ale Dexter wraz z Fomą zdawali się tam robić prawdziwą furorę, na tyle, że nawet Hera zdecydowała się zwiać na parkiet, łapiąc jakiegoś losowego, wysokiego gościa z wystającymi z ust kłami. Zdusiłem w duchu rozbawione prychnięcie, widząc jej rozmarzoną minę. A to ciekawe. Sam porwałem ją kilkukrotnie do tańca, w czasie których zaśmiewaliśmy się po cichu z zirytowanej miny wampira. 
– Podejrzewam, że igrasz z ogniem – wymamrotałem do jej ucha.
– No, taką mam nadzieję. Dupek ignorował mnie od tygodni, teraz ma za swoje – odparła, bezceremonialnie zbliżając się do mnie jeszcze bliżej. – Gdzie się ostali na tym świecie wszyscy porządni faceci, Jimmy? – westchnęła teatralnie, wykonując obrót. 
– Od czego macie komedie romantyczne? 
– One się nie liczą – jęknęła. – Poza tym wygląda, że ktoś porwał ci Heather – prychnęła złośliwie, wskazując delikatnie głową w stronę oddalającej się z kimś blondynki. Dokładnie nie mogłem określić czy szlajała się z chłopakiem czy z dziewczyną, ale iskierka zazdrości już się pojawiła. – Oh, spojrzałbyś na własną minę – parsknęła Ruda śmiechem, wykonując tradycyjny, starokrwisty ukłon kończący taniec. – Dziękuję za taniec Lon Hopecraft. 
– Dziękuję za taniec Lonna Ivens. – Wybuchnęliśmy śmiechem. – Nie, to zdecydowanie z roku na rok brzmi coraz gorzej. Nadal nie wiem, dlaczego te zwyczaje przetrwały. 
– Bo napędzają je głupcy, Jimmy – prychnęła, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę stołów z przekąskami. Napiliśmy się czegoś nieprocentowego - głównie dlatego, że ona już była lekko wstawiona, a ja potrzebowałem zachować w miarę trzeźwy umysł. Chwilę później oddaliłem już się, widząc majaczącego się na tle drzew nieśmiałego wampira, który najwidoczniej mierzył się z konfliktem pod tytułem "Zagadać czy nie zagadać". Cóż, zdecydowałem się mu sprawę ułatwić. I wtedy mój wzrok przykuła sytuacja oddalona nieco od całej imprezy, gdzie znajoma twarz próbowała się siłować z dwa razy większym gościem. Westchnąłem i podszedłem nieco bliżej, łapiąc się akurat na moment, jak Marvill omal nie oberwał w twarz. Cóż, dla jego przeciwnika impreza się zdecydowanie skończyła. Pstryknąłem palcami, usypiając go jak dziecko. Oceniłem stan ciała chłopaka, ale nie wydawał się mieć jakichś trwałych obrażeń. 
– Czy to jest ten moment, gdy chcę wiedzieć o co poszło? – spytałem. 
– Chyba sobie, kurwa, żartujesz – wymamrotał, patrząc na śpiącego gościa. 
– Rozumiem, że to zły moment na zaproszenie pana do tańca? – parsknąłem. – Nigdzie nie oberwałeś? I gdzie twoja siostra? 

EP: Od Marvilla, CD Jaśmin, James

Niech ktoś wyjawi mi tą tajemnicę (nie licząc Vladdego, jego wersję już znam), czy ja jestem złą osobą? Tak? No, może trochę. Ale, ale! Czy zasłużyłem sobie na to, by być wyciąganym przez Pel siłą na jakąś tam imprezę? Tak? No, może faktycznie sobie czymś tam... Tylko kłopot jest taki, że ja nie chcę. Dlaczegóż to Świergotka nie umie uszanować mej woli? Dlaczegóż to uciekła się do perfidnych zagrań, uderzając perfekcyjnie w mój najczulszy punkt w organie kompleksu brata? Orzekam, iż byłaby doskonałym zabójcą. 
– Spójrzmy... Podkoszulek, podkoszulek, podkoszulek... Wuah! – udałem błysk zainteresowania, z miną dumnego odkrywcy wyciągając z szafy kolejną część garderoby. – Któż by pomyślał! Podkoszulek. 
Vladdy przyglądał się temu przedstawieniu spod przymrużonych powiek (misie mają powieki?), by zaraz podejść do mnie i strzelić mi pluszowego plaskacza w twarz. To miało chyba mnie zaboleć i sprawić bym się ogarnął... Ale pewny nie jestem. 
– W podkoszulku się przeziębisz, debilu.
– Nic innego nie mam, sam widziałeś! 
– Oh, naprawdę? – Jego guzikowe oczy zabłysły niebezpiecznym blaskiem, a moja osoba bez problemu odgadła, że ma, delikatnie mówiąc, przejebane. Nim zdążyłem krzyknąć, ta maszkara dała nura do szafy (nie, nie szukała Narnii. Akurat ja sam sprawdzałem, czy jej tam nie ma), po chwili wyciągając czarną bluzę z kapturem, niczym triumfalne laury.
– Daj spokój... Wszyscy w koszulach, garniakach, odświętnie, ładnie i w ogóle...
– Masz koszulę?
– No... Ekchem... – odchrząknąłem cicho, mierząc go niepewnym spojrzeniem. – To pytanie retoryczne...? 
– Tak. Wiesz dlaczego? Tobie już nawet ładne ubranie nie pomoże. A teraz spieprzaj do pokoju się przebrać. A tylko spróbuj ubrać dresowe spodnie, to nie doczekasz się swojej osiemnastki. 
– Ehhh... Dlaczego ja cię nie wyrzuciłem? 
– Co tam jeszcze mamroczesz? 
– Nic nic... To tylko pytanie retoryczne. Też cię kocham. Tylko nie podglądaj! 
 Nie mając już ochoty na dalsze wywody i ruskie przekleństwa ze strony mojego towarzysza, zatrzasnąłem drzwi do pokoju, dziesięć minut później stojąc przed Vladdym, Amigo i Jaśminem w pełnej krasie dziwaka, co na imprezę ubiera pod bluzę podkoszulek z Kubusiem Puchatkiem. Ale zejdźmy już z mojego stroju, skupmy się na aparycji tej ostatniej! Jaśmin, no więc Jaśmin wyglądała przepięknie. Przecudownie. Aż zbytnio. Tak skromnie, jak to do niej pasowało. Tak uroczo, niewinnie... Że też nie zwinąłem dziadkowi z piwnicy cyjanku! Byłoby czym potencjalnych amatorów serca truć. Moja twarz wykrzywiła się chyba aż przesadnie, bo zaraz Pel posłała mi ni to uspokajający, ni karcący uśmiech. Boże, podpowiedz nędznemu śmiertelnikowi, jak tu się na nią pogniewać? 
– Oj, nie rób takiej miny. – Nadal uśmiechem roztapiając oziębłe serce poety, chwyciła mnie za rękę, ciągnąc w stronę stawu – Nie będzie tak źle. 
Westchnąłem cicho, mocniej uczepiając się palcami jej drobnej dłoni. Chciałbym ci wierzyć, nimfo ulotna. Ale nędznik zbyt dobrze zdaje sobie sprawę, że to co piękne, bywa też kłamliwe. 
– A spróbuj się oddalić, to natychmiast wracamy. – Znaczy, ja wracam, i sznur wraca, i pętla szubienicza wraca. Do punktu wyjścia, rzecz jasna.  
Po dotarciu na miejsce musiałem jednak przyznać, że nie szczędzili na aranżacji.
Więc gdy Pel nazwała okolicę śliczną, jedyne, no co się udało mi zdobyć to potwierdzające kiwnięcie głową, zamiast jakże wymownej sugestii kupna lustra do jej pokoju. Niedługo jednak dane nam było cieszyć się samotnym duetem bliźniaków, bo już po chwili ktoś natrętnie chciał się wbić na trio. 
– Prawda? –  spytał męski głos, a czerwona lampka paranoika zamigała niebezpiecznie. Na jaką cholerę podwijała te rękawy, ukazując śliczną bladą skórę nadgarstków?! Na jaką?!
–  Tak. –  ... Jaśmin. Po co ślesz ten swój anielski uśmiech? Czemu to brzmi tak, jakbyś przyjmowała jego oświadczyny? Przydałyby mi się sole trzeźwiące...
– Dziewczyna od szalika! Przepraszam, po prostu twoja karta atlantycka zrobiła u nas rundkę. – Aha, jasne. Teraz to się tłumacz, chory stalkerze. A raczej tłumacz, o ile dasz radę sklecić coś sensownego między krzykami agonii.
–  Zastanawialiśmy się, kim będziesz. –  ... Czy ty właśnie zarzucasz mojej siostrze kryminalną przeszłość...? Aaah, cholera! Adaś mawiał: "Nieprzyjaciół kupa już lazła, jak robactwo na świeżego trupa.".  Nawet sprawy sobie nie zdawał, ile w tym prawdy zawarł! Tylko, że jemu chodziło o żołnierzy, mi o niewyżytych nastolatków podbijających do serca Pelusi tanimi podrywami... Mniejsza. 
– A to pewnie twój brat? – dopiero te słowa pomogły mi wybudzić się z owego dziwnego amoku. Doprawdy w czas, bo zdążyłem już z dziesięć razy usmażyć go wzrokiem i przerobić na całkiem smaczny budyń, sądząc po jego minie. Panie i panowie, owacje na stojąco dla Marvilla! – Miło mi was poznać. 
Jednak owe wyobrażenia o torturach miały jedną istotną zaletę, mianowicie: pomogły mi się uspokoić. Powietrze uszło. Dobra kolego, wdech wydech, bo cię jeszcze o morderstwo oskarżą. A przecież nie chcemy niepotrzebnych świadków.
Wyprostowałem się nieco, "upuściłem tyczki z dupy", jak mawiał pewnien bardzo mądry człowiek, zmieniając owy uśmiech śmierciożercy na beztroski wyszczerz aniołka. Dobra Marvill, just do it. Bądź tym ekstrawertycznym "czymś". Kochaj ludzi. Kochaj te kupy mięsa, nie pytaj, KOCHAJ. 
 –  Jestem Marvill, dokładniej. - Wbiłem ręce do kieszeni, spoglądając na jegomościa znacznie spokojniejszym i przyjaźnie nastawionyn okiem. –  Nam też miło cię poznać. Ja i Pelusia jesteśmy tu od niedawna, trzeba przyznać, ciekawa szkoła. Impreza też niczego sobie.  Wspominałeś, że przewinęła się u was karta atlantycka Pelagonji. Należysz do samorządu, jak rozumiem?

Plannik

Plany:


1. Utworzenie biblioteki:
1) Utworzenie regulaminu biblioteki
2) Utworzenie formularzu tworzenia książek/wierszy
3) Udostępnienie "Zbioru Legend i Wierzeń"
4) Udostępnienie "Zagadek Maany" Jima Hawkinga
5) Udostępnienie "Starokrwistych" 
6) Udostępnienie "Zbioru ballad i romansów Valentine"
7) Udostępnienie "Teoria Magyi" Jasona Holtera
8) Udostępnienie ogólnego kalendarium

2. Utworzenie miasta:
1) Utworzenie głównego targu miasta [0/6 budynków]
2) Utworzenie antykwariatu "Ostatni wróbel" 
3) Utworzenie Wschodniej Dzielnicy [0/5 budynków]
4) Utworzenie Dzielnicy Kupieckiej [0/7 sklepów]
5) Udostępnienie usług nowicjatu [0/3 propozycje]
6) Wprowadzenie systemu poruszania się [0/100 %] 
7) Wprowadzenie systemu kupna/sprzedaży [0/100 %]
8) Aktualizacja listy NPC i postaci tymczasowych [0/15 postaci] 

3. Udostępnienie kont grupowych:
1) Pinterest
2) WeHeartIt
3) Google

4. Poradniki i wprowadzenia do bloga:
1) Aktualizacja i rozszerzenie księgi ras
2) Aktualizacja geografii i wprowadzenie map 
3) Udostępnienie listy umiejętności specjalnych
4) Udostępnienie listy zaklęć I i II poziomu
5) Udostępnienie poradnika tworzenia postaci
6) Udostępnienie poradnika dla początkujących
7) Udostępnienie poradnika pisania opowiadań
8) Udostępnienie poradnika tworzenia dodatków do biblioteki
9) Udostępnienie słowniczka pojęć dotyczących bloga
10) Udostępnienie wirtualnej linii fabularnej z najważniejszymi wydarzeniami tła fabularnego

5. Inne rzeczy dotyczące bloga:
1) Utworzenie pierwszej playlisty muzycznej
2) Utworzenie zakładki: questy fabularne
3) Umożliwienie posiadania zwierzaków
4) Umożliwienie wyprowadzki z akademika
5) Umożliwienie podjęcia pracy
6) Wprowadzenie systemu wyzwań
7) Nawiązanie współpracy z innym blogiem na event
8) Wprowadzenie systemu zadań klubowych
9) Wprowadzenie systemu autorów indywidualnych
10) Utworzenie listy nauczycieli
11) Wprowadzenie możliwości tworzenia postaci NPC
12) Wprowadzenie możliwości bycia nauczycielem
13) Wprowadzenie możliwości bycia postacią tymczasową
14) Zatrudnienie w końcu grafika (xD)
15) Umożliwienie ingerencji w tekst [wygląd, np. kursywa] 

EP: Od Heather, CD ktoś

Załatwienie klucza do kuchni było dziecinnie proste, a dzięki temu mogłam w spokoju oddać się w łapska planowania. Cała impreza okazała się mieć na tyle pozytywny wpływ na ludzi, że powoli zaczynali się integrować - tyle dobrego. Wizja majaczących się na horyzoncie egzaminów na koniec pierwszego semestru nie nastrajała optymistycznie, więc tym bardziej powinniśmy odpocząć i nabrać sił. Do momentu, kiedy obudzimy się z kacem i zorientujemy się, że nastał czas powtórek, błagania nauczycieli o udostępnienie wciąż martwej biblioteki. James obiecał mi, że do końca tygodnia weźmie dwie osoby na rozwikłanie w końcu tego cholerstwa, tam nadal czekała teczka Fintana, a wypadałoby ją wziąć. Westchnęłam w duchu, poprawiając włosy i zakładając jeden z kosmyków za ucho. Wyjątkowo zdecydowałam się nieco pokręcić, przypomnieć co i jak, a potem zawinąć się i pomedytować przez kilka najbliższych godzin. W teorii nie czułam, żebym miała dostać atak, w praktyce miałam wrażenie, że coś cały czas za mną chodzi, na niczym nie mogłam się skupić i wszystko leciało mi z rąk, a w takim stanie wolałam nie wchodzić między ludzi. Dla utrzymania reputacji, oczywiście. Przeciągnęłam się, wygładziłam lewą nogawkę krótkich, dżinsowych spodenek i stanęłam przed lustrem, chcąc dobrać odpowiednią bluzkę. Biała na ramiączkach czy niebieska koszula? Ostatecznie zdecydowałam się na luźną, białą koszulę w kwiatki, zanim skierowałam się prosto za idącym tłumem. Nie kłopotałam się zamykaniem pokoju, James machnął wcześniej jakieś swoje dziwne czary-mary, niezapowiedziani goście ze złymi zamiarami będą mieli niespodziankę. Zabawa zaczęła się rozkręcać, upewniłam się tylko, że wszyscy znają zasadę "Kto pije, ten nie pływa!" i zawróciłam na pięcie, wpadając na kogoś. 
– Um, przepraszam? – wymamrotałam. 

EP: Od Jamesa, CD Jaśmin, Marvill

Gra rozpoczęła się, zaczynając pierwszą kolejkę. Jakaś dziewczyna zadała mało konkretne pytanie, widać było, że dopiero zaczyna. Wszyscy odpowiedzieli zgodnie z prawdą, za wyjątkiem jakiegoś gościa, który najwidoczniej nie wierzył w moje zabezpieczenia, głupiec. Akurat w zaklinaniu przedmiotów byłem świetny, w rezultacie spalił już pierwszą rundę, pijąc szklankę. Nie piwa, a czegoś doprawionego przez Herę, bogowie wiedzą, co ona z tym zmajstrowała po kryjomu. Odszedłem na moment od grających, pilnując kątem oka nadal zadań. Panowałem nad magią na tyle dobrze, żeby nie potrzebować ciągłej kontroli nad utrzymywaniem danego obiektu w zasięgu wzroku, ale czułem się zdecydowanie lepiej, widząc efekty moich działań. Zapisać, w przyszłości powinienem wyzbyć się tej bezużytecznej maniery. Dexter i Foma dołączyli do zabawy, więc mogłem w spokoju zająć się bardziej organizacyjnymi kwestiami. Jak tą, żeby upewnić, żeby wszyscy dobrze się bawili. W gruncie rzeczy było to proste - wystarczyło służyć za przykład. Niby większość z tutejszych była już pełnoletnia, w praktyce zachowywali się jak dzieci. Chłopacy cisnęli przy drzewach (najwidoczniej uznali je za odpowiedniki dyskotekowych ścian), z kolei dziewczyny próbowały uparcie wyciągnąć jedna drugą na miejsce, gdzie zrobiliśmy prowizoryczny parkiet. I to było w sumie jeszcze prostsze, bo żeby dobrze się bawić, trzeba się upodlić. A to znaczy, że być może trzeba będzie zrobić z siebie debila, ale kto nie ryzykuje, ten dobrze się nie bawi. Już kilka piosenek później większość ludzi znajdowało się na parkiecie, na szczęście - nikt raczej nie był w stanie kompletnego zalania, a wcześniej ustaliłem z dziewczynami, że trupy będziemy od razu przenosić do pokoi. Po cichu, na spokojnie - po alkoholu ludzie robili się niesensowni, a tak ułatwiało to ich segregację. Drobne zaklęcie nasenne na dobranoc każdego porządnie wepchnie w objęcia Morfeusza. 
– Jak tu ślicznie – wyszeptał, ktoś obok mnie. 
– Prawda? – zapytałem z uśmiechem, chyląc głowę. 
– Tak – odpowiedziała. Zmrużyłem na chwilę oczy, szukając jej w pamięci, och.
– Dziewczyna od szalika! – wymsknęło mi się wraz z odruchowym, przepraszającym spojrzeniem. – Przepraszam, po prostu twoja karta atlancka zrobiła u nas rundkę. Zastanawialiśmy się kim będziesz. A to pewnie twój brat? – spytałem, wskazując dłonią na ciskającego gromy jegomościa. – Miło mi was poznać, jestem James. 

EP: Od Dextera, CD Foma

Wyglądało na to, że w końcu do niego dotarło. Był może kotem. Może nawet odrobinę dzikim. A w praktyce i tak kończył jak pierwsza lepsza mysz laboratoryjna - w labiryncie, z którego nie dał rady uciec. I nie da, chyba że mu ktoś na to pozwoli. Poszerzyłem uśmiech, doskonale wiedząc, że nie odpuszczę. Jest niewielka grupa osób w społeczeństwie, która jest zwyczajna. Prosta. Pospolita. A mimo tego - za każdym razem można było dowiedzieć się o nich czegoś innego, co więcej - przyjemność rosła w trakcie jedzenia. Foma się zdecydowanie do takich ludzi zaliczał. Dostrzegłem jak się spiął, jego oddech przyśpieszył, choć prawie niezauważalnie - nagłe ruchy klatki piersiowej dawały o sobie znać. Widocznie dopiero zaczął rozumieć, ale zobaczymy co z tego wyniknie. Byłem ciekawy. I zdecydowanie głodny. 
– A mam jakiś wybór? – powiedział, odwracając się. Tylko przez moment zrobiło mi się go szkoda, zwłaszcza widząc odrobinkę strachu, malującą się w jego oczach. A z drugiej strony - sam chciał, sam się na to rzucił i ewidentnie tym razem zasłużył.
– Wchodzimy do gry – powiedziałem, kiwając głowę w stronę Jamesa. Pstryknął on palcami, powodując, że lampion, wokół którego zebrali się grający, zaświecił się na niebiesko.
– Reguły niestandardowe. Niebieski kolor oznacza wejście do gry, czerwony kłamstwo, żółty udaną kolejkę. Pytania masowe, każdy zadaje jedno po kolei, odpowiadają wszyscy. Kłamstwo lub odmowa to karna szklanka. – Machnął rękę w stronę alkoholu. – Zrozumiałe? Trzy karniaki wypad z gry. 

EP: Od Fomy, CD Dexter

Obserwował i czytał mnie jak dobrą książkę. Słowo po słowie, linijka po linijce. Ściągał brwi lekko do dołu, gdy studiował, zaciskał usta, powstrzymując się od ostrych słów, spinał mięśnie rąk. Niby wszystko potrafił rozczytać, niby byłem dla niego kimś wręcz oczywistym, a jednak chciał wiedzieć o mnie więcej, więcej i więcej. Byłem dla niego ciekawy, interesujący, zresztą zasugerował swoje zainteresowanie, gdy popchnął mnie delikatnie w kierunku grupy, chcąc bym znalazł się tam razem z nim. 
– Masz ochotę się dołączyć? – zapytał z iskrą w swoim szmaragdowym oku, nie pozostawiając mi dużego wyboru. 
Nie miałem ochoty. Nie chciałem. Mimo w miarę normalnego porozumiewania się z chłopakiem, nie zapomniałem, do czego doszło poprzednie, jak mnie wtedy otoczył, zagonił w pułapkę. I teraz zrobił to samo. Spiąłem mięśnie, oddech trochę przyspieszył, ale nadal przeze mnie kontrolowany. Dexter był drapieżnikiem z prawdziwego zdarzenia. Choć uśmiechał się, to pokazywał przy tym ostre zęby gotowe do rozerwania swojej ofiary na kawałki. Bawił się mną, jak robią to koty przed zjedzeniem myszy. A ja już byłem gryzoniem bez łapki, ogona i kawałka ucha. Jak Ikar, który podleciał za blisko słońca, chciałem więcej i więcej, choć od początku byłem na przegranej pozycji. Głosik z tyłu głowy sugerował, żebym podjął wyzwanie, utarł nosa kotu. Może po prostu chciałem udowodnić sobie, że i ja potrafię być tym na górze?
Zerknąłem na niego, pewnie nieco przestraszony. 
– A mam jakiś wybór? – powiedziałem, uśmiechając się dosyć nieporadnie i odwróciłem się na pięcie, zaczynając iść w kierunku grupki.  
Wosk ze skrzydeł właśnie zaczął się topić.

EP: Od Jaśmina, CD Marvill, ktoś

Skakałam od samego rana z podekscytowania, nie mogąc się doczekać, aż impreza się zacznie. Na dodatek udało mi się przekonać Marvilla, który uparcie na początku odmawiał, ale koniec końców się udało. Przybity ton i wlepianie smutnych ślepi w brata działały cuda. Chociaż przyznaję, nie zagrałam do końca czysto, ale czego się nie robi by bliźniaka wyciągnąć do ludzi? Właśnie wszystko. Sama nie chciałam iść, ponieważ wiedziałam, że odchodziłby od zmysłów, a ja też nie czułabym się najlepiej, po prostu się wymykając spod czujnego wzroku Marviego. O ile udałoby mi się uciec. Dlatego proszenie go było najwygodniejszą i najbezpieczniejszą opcją.
Wieczorem miałam powoli dość uwag bliźniaka dotyczących mojego ubioru ["Nie wyjdziesz w tak ubrana, nie ma takiej opcji! Zapnij wszystkie guziki!"] i sprzeczaliśmy się o to niemiłosiernie [pewnie kłócilibyśmy się dalej, dopóki Vladdy się nie wydarł], ale strciwszy cierpliwość, przebrałam się w niebieską koszulę, białą spódnicę oraz czarne rajstopy by Marvill się aż tak nie krzywił. Z szaliczka zrezygnowałam, dlatego leżał owinięty wokół Vladdy'ego. Kątem oka widziałam w na twarzy Marvilla malujący się protest, gdy podwijałam rękawy i poprawiałam spódnicę. Przebierać się znowu nie miałam zamiaru! O nie ma mowy!
– Oj, nie rób takiej miny – powiedziałam, ciągnąc go delikatnie w stronę stawu. – Nie będzie tak źle – zapewniłam go z uśmiechem, na który odpowiedział westchnięciem i zacisnął palce na mojej dłoni.
– A spróbuj się oddalić, to natychmiast wracamy.
Kiwnęłam głową, poszerzając uśmiech i przyspieszyłam kroku, żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce. I stanęłam jak wryta, z zachwytem rozglądajac się po otoczeniu.
– Jak tu ślicznie – wyszeptałam oczarowana, a Marvill kiwnął głową. 
– Prawda? – Wzdrygnęłam się na dźwięk nieznanego mi głosu i odwróciłam głowę w jego kierunku.
– Tak – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, wlepiając wzrok bardziej za nieznajomą osobą niż w nią.

EP: Od Dextera, CD Foma

Przeczesał ręką włosy, wzruszając ramionami. Z zakłopotaniem wywołanym sytuacją? A może zwyczajnie już w tej chwili nie wyrabiał z piciem?
– Jest ok. Znaczy nie przepadam za wszelkimi imprezami z głośną muzyką i litrami lejącego się dookoła alkoholu różnej jakości, wolę raczej poczytać książkę w pokoju – mruknął, kierując wzrok na swoje buty. – Ale głupio było zostać samemu w akademiku, plus w dodatku nie pojawić się na imprezie, przy której pomagałem. Pewnie zniknę po godzince czy dwóch... – mówiąc to, zerknął zza siebie. Doskonale widziałem, jak w jego oku pojawił się figlarny błysk, który wskazywał, że to nie skończy się dobrze.
– Grają w pytanie za pytanie? – zapytał.
Oh, zdecydowanie nie wiedział na co się porywa. Próbował grać, podbijać stawkę w górę, udając dobrego pokerzystę, a tak naprawdę dało się z niego czytać jak z otwartej książki. Westchnąłem w duchu, to jego napuszenie było na swój sposób urokliwe, ale nie w takich ilościach. Komu, i przede wszystkim co, chciał udowodnić? Co najwyżej mógł nieco pokłapać ustami, postrzyc uszami, ale przecież byłem w jego głowie, o czym zdawał się już prawie nie pamiętać. Wiedziałem jak go poskładać fragment po fragmencie, ale tak samo było z rozbijaniem układanki w drobny pył. A próby uczestniczenia w grze były interesujące, ale obawiałem się, że ponownie się sparzy. Zrani. Zniszczy. A potem Heather już bezceremonialnie urwie mi jaja, nie wierząc, że zostałem w stu procentach sprowokowany. Jak żyć.
– Masz ochotę się dołączyć? – odparłem, delikatnie popychając go w stronę grających. Cóż, teraz nie miał już zbyt dużego wyboru.

EP: Od Fomy, CD Dexter

Chyba trafiłem w czuły punkt. W oczach chłopaka zaiskrzyła iskierka lekkiego podirytowania. No cóż, wpływamy na głębokie wody, Przewalski. Tylko nie zatop za szybko statku, bo w głębinach czekają na ciebie cholernie nieprzyjemne potwory morskie z lśniącymi zębami i szmaragdowymi oczami. 
Wziąłem butelkę od Dextera, trochę niepewnie, uważając, że powinienem trochę zwolnić. Musnęliśmy się palcami, ledwo, ale jednak. Oh. 
Uśmiechnął się kpiąco. 
– Jak ci się na razie podoba? – zapytał, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę i machając ręką w stronę bawiących ludzi. 
Przeczesałem ręką włosy lekko zakłopotany i wzruszyłem ramionami. 
– Jest ok – odpowiedziałem, po czym zacząłem rozwijać swoją wypowiedź. – Znaczy nie przepadam za wszelkimi imprezami z głośną muzyką i litrami lejącego się dookoła alkoholu różnej jakości, wolę raczej poczytać książkę w pokoju – mruknąłem, przenosząc wzrok na swoje buty i chowając lewą rękę do kieszeni. – Ale głupio było zostać samemu w akademiku, plus w dodatku nie pojawić się na imprezie, przy której pomagałem. Pewnie zniknę po godzince czy dwóch...
Zerknąłem za siebie, na grupkę zbierających się w kole ludzi, w tym Jamesa i Herę. Upiłem łyk (tym razem trochę mniejszy niż przy poprzedniej butelce), a następnie głową wskazałem na nich. 
– Grają w pytanie za pytanie? – zapytałem. 
Czy było to ryzykowne? Bardzo. Zwłaszcza z chłopakiem, który cały czas szukał momentu, by ugryźć. Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, a ja wyjątkowo miałem humor na igranie z ogniem.

EP: Od Dextera, CD Foma

Oh, zdecydowanie zaskakiwanie mnie dawało mu zbyt dużo satysfakcji. Wredny, mały kurdupel, wciąż będący mimo wszystko na okresie ulgowym. Zasłużył przynajmniej na drobnego pstryczka w czułe miejsce, ale z drugiej strony Heather tym razem wykastrowałaby mnie bez skrupułów, więc zostaje tylko rozkoszowanie się jego ewentualną śmiercią w myślach. I dogryzanie. Odwzajemnił mój uśmiech, nawet nie wiedząc w co się pakuje. Zerknąłem ukradkiem na butelkę, która zdawała się być praktycznie pusta. Sądząc po tym, że dopiero teraz przyszedł mnie poirytować (wiedziałem, że się nie powstrzymałby), musiał na imprezie pojawić się całkiem niedawno. I już osuszył piwo? Co prawda, nie było to niespotykane, ale spodziewałem się po nim większego rozgarnięcia, nie wyglądał, jakby miał mocną głowę.
– Na to wygląda. Za każdym razem po prostu dajesz się na tym złapać. – Odpowiedziałem mu szerokim uśmiechem, w myślach widząc, jak wyrywam z jego paszczy ząb po zębie.  – Niby taki cały czas obserwujący, a kilka świeżych ciastek z dostawą cukru do krwi potrafi uśpić twoją czujność... Mam nadzieję, że smakują, bo musiałem ubłagać moją matkę, by przesłała mi jeszcze kilka przepisów. No i musiałem przeżyć rozmowę z natrętną siostrą... – Parsknął śmiechem, biorąc kolejny łyk. Cóż, jeżeli to są jego wypieki, to mogę pomyśleć nad nieco łagodniejszą karą. Takie ciasta wybaczenia warte są, muszą być. 
– Hm. – Podniósł brwi ze zdziwieniem. – Szybko mi poszło. – Prychnąłem głośno, samemu unosząc jedną z brwi do góry. W między czasie złapałem jedną butelkę ze stołu, którą planowałem suszyć przez resztę wieczoru. Kaca zazwyczaj nie miałem, nie zachowywałem się po pijaku też jak przeciętny student z niskim IQ, ale zdecydowanie alkohol rozwiązywał także i mój język, a to nie skończyłoby się dobrze. A z drugiej strony... Z kpiącym uśmiechem podałem chłopakowi drugą butelkę. 
– Jak ci się na razie podoba? – spytałem, machając ręką w stronę bawiącej się i tańczącej gawiedzi. Część osób zwiało popływać, otrzymując szybki okrzyk od Heather, że kto pije, ten nie pływa. Inni rzucili się na grę w wyzwania, a James najwyraźniej z Herą rozkręcali pytanie za pytanie. 

EP: Od Fomy, CD Dexter

Dexter odskoczył. Jak zawsze.
Parsknąłem śmiechem. Za każdym razem udawało mi się to zrobić. Wystarczyło podejść bez słowa, po cichu, uważnie stawiając nogi po przemyśleniu każdego kroku i nagle się odezwać. Tyle.
Upiłem łyka piwa. O dziwo, typowy dla siebie garnitur zostawił w pokoju i zastąpił go zwyczajną zieloną koszulą, która podkreślała oczy, zmieniając je na jeszcze głębsze i ciekawsze. Nie darował sobie jednak srebrnych spinek do mankietów, które lśniły w świetle latarni. Podniosłem wzrok na jego twarz, mijając przy tym odsłoniętą, długą szyję. Hm. Pachniał cytrusami.
– Czy ty zawsze chodzisz jak kot? – zapytał z iskrą rozbawienia, wyrywając mnie ze studiowania swojej imprezowej, niecodziennej aparycji.
Odwzajemniłem jego uśmiech, biorąc kolejny łyk napoju, który znikał coraz szybciej i szybciej. Wzruszyłem ramionami, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Na to wygląda. Za każdym razem po prostu dajesz się na tym złapać – powiedziałem po chwili, pokazując zęby w szerokim uśmiechu. – Niby taki cały czas obserwujący, a kilka świeżych ciastek z dostawą cukru do krwi potrafi uśpić twoją czujność... Mam nadzieję, że smakują, bo musiałem ubłagać moją matkę, by przesłała mi jeszcze kilka przepisów. No i musiałem przeżyć rozmowę z natrętną siostrą... – Parsknąłem śmiechem, biorąc kolejny łyk.
Spojrzałem na trzymany przeze mnie napój w ręce. A przynajmniej opakowanie po nim.
– Hm. – Podniosłem brwi ze zdziwieniem. – Szybko mi poszło.
Zdecydowanie powinieneś zwolnić, Przewalski, bo na prawdę padniesz jako pierwszy, a tego wolisz uniknąć.

EP: Od Dextera, CD Foma

Heather okazała się wielka ponad wszelkie wielkości i załatwiła dla biednych, głodnych i uciemiężonych nauką studentów klucz do kuchni, jak to określiła - na wszelki wypadek. I wszelki wypadek zdarzył się bardzo szybko, gdy Hera zakomunikowała, że pora zacząć przygotowywać coś sensowniejszego na przegryzkę. Tym bardziej, że zapijanie chipsów nie mogło skończyć się dobrze, a kanapki zawsze były smaczniejsze. I pożywniejsze. Poza tym, Fomę wrobiono w robienie ciast, za co byłem wdzięczny wszystkim bogom, bóstwom i niebiosom, takiego rodzaju słodkości to ja mogę jeść bez przerwy. A nawet jeszcze dłużej. Sam zaszyłem się w pracowni na jakiś czas, wyganiając nawet członków klubu. Nicodeme chciał mnie mordować wzrokiem, gdyby spojrzenia zabijały, już dawno robiliby mi pogrzeb z ładną trumną ze, o ironio, świerku, wyścielaną czerwonym atlasem. Mieszałem, skrobałem, dopracowywałem proporcje, co z ograniczoną ilością składników, ze względu na ciągły brak dostępu do miasta, było katorgą. W duchu jednak cieszyłem się, że muzyką zajął się ktoś inny, bo to zawsze była jak dla mnie najtrudniejsza część imprezy, wiadomo, w gusta wszystkich się nie trafi. Minęło kilka dni i w końcu nadszedł ten jeden wyjątkowy, dzięki któremu mogłem w spokoju robić trzy ulubione rzeczy, w kolejności losowej: zdobywać informacje, najeść się słodkości i wypić coś w miarę sensownego. Żyć, nie umierać! Wyjątkowo po namowach ze strony blondynki (w postaci jednego zdegustowanego spojrzenia na mój krawat) zrezygnowałem ze standardowego, nieco formalnego stroju, który miałem na co dzień. Wybrałem nieco luźniejszą, zieloną koszulę, ale nie odpuściłem sobie za to srebrnych, okrągłych spinek do mankietów. Co prawda rozpiąłem kilka górnych guzików kołnierzyka, ale pamiętając o obietnicy Jamesa (miał ogrzać miejsce) nie było to coś dziwnego. Kilka minut później swobodnie buszowałem, wykonując dwie ulubione czynności: zbieranie informacji i jedzenie słodkości. Kto by pomyślał, że zwykłe stanie przy ciastkach zapewnia tyle zabawy. 
– Hej. – Odskoczyłem jak oparzony, rozglądając się wokoło i oblizując resztkę kremu z okolicy ust. 
– Czy ty zawsze chodzisz jak kot? – spytałem z rozbawieniem.

EP: Od Fomy, CD Dexter

Moje przygotowania długo nie trwały, może jedyną wyróżniającą się rzeczą była niepognieciona jeszcze koszula czy w miarę ułożone włosy. Nie wiedziałem, co mnie podkusiło, by pojawić się na przyjęciu zorganizowanym przez samorząd. Chęć poznania nowych ludzi? Zdobycie kolejnych informacji, w końcu alkohol miał lać się litrami? A może strach przed zostaniem samemu w akademiku i bycie uważanym za "tego odludka, który zawsze siedzi sam i się nie odzywa"? W końcu na imprezie mieli pojawić się wszyscy uczniowie. Głośno wypuściłem powietrze z płuc. Dobra, gdybym miał dosyć, wrócę do pokoju.
Trzeba było przyznać – organizatorzy się postarali. Staw, nad którym świetnie się bawiliśmy jeszcze kilka dni temu, rozświetlony został pływającymi świecami, grała skoczna muzyka przygłuszona nieco rozmowami uczniów. Zerknąłem trochę wyżej, dostrzegając Jamesa majstrującego przy lampionach rozwieszonych na drzewach. Machnąłem w jego kierunku ręką na przywitanie, a ten, gdy w końcu mnie zauważył, posłał mi szeroki uśmiech.
Zacząłem szukać wzrokiem kolejnych znajomych twarzy, jednak otoczony byłem przez ludzi mi nieznanych. No tak, chyba na tym polegają imprezy integracyjne. "Strzepnąłem" niepotrzebne mi spięcie z barków. Rozluźnij się Przewalski, przecież nikt cię nie pożre. Do tego jeszcze przynajmniej półtorej godziny.
Po chwili zastanowienia ruszyłem do altanki, mając nadzieję, że ujrzę tam kogoś znajomego, zobaczę, czy ciasteczka upieczone przeze mnie w ogóle znikają z talerza lub wezmę świeże powietrze do płuc, zanim jako pierwszy padnę na imprezie. W ciągu trzydziestu minut, to byłby wyczyn. Stanąłem przed stołem pełnym pysznych rzeczy. Sięgnąłem po piwo, choć zrobiłem to dosyć ostrożnie, doskonale wiedząc, co robią ze mną procenty. Pamiętaj Przewalski, czujesz się nie na siłach jest równe wracasz do pokoju bez narzekania. Upiłem łyk alkoholu i rozejrzałem się, a moim oczom ukazał się Dexter buszujący przy słodkościach. No tak. Podszedłem do niego, jak zawsze uważnie i po cichu, starając się na chwilę zniknąć.
– Hej – Uśmiechnąłem się w jego kierunku na powitanie, zastanawiając się, czy dosłyszał w ogóle moje powitanie.

Wprowadzenie: Event Parapetowy

Całość została uzgodniona wcześniej, a komunikat zapraszający wszystkich do udziału przemycono w pierwszym numerze szkolnej gazetki. Przy niemrawym oku grona pedagogicznego nie było to zbyt wielkim problemem, ale zawsze można mówić o jakimkolwiek urozmaiceniu. Przygotowania poszły nazbyt szybko, zdołaliście się dogadać bez większego trudu, poza tym - udało się wam namówić kucharki na udostępnienia klucza do kuchni, dzięki czemu mogliśmy w spokoju załatwić przekąski i inne dziwne rzeczy. Albowiem wszelkie ukryte zapasy piwa i innych trunków od Hery wyparowały, dziwną destylacją procentów zajął się Dexter. James wraz z Rudą załatwił muzykę, natomiast reszta samorządu tworzyła interesującą zasłonę dymną, w rezultacie umożliwiając jednorazowe utrzymanie otwartych drzwi w akademiku. Nie ma przebacz, zapowiadało się zniewalająco. Może dlatego o dwudziestej pierwszej zerwałeś się z pokoju, po wcześniejszych krótszych lub dłuższych przygotowaniach, żeby zawędrować wraz z kilkoma innymi osobami nad sadzawkę w lesie, o której przeczytałeś wcześniej w gazetce szkolnej. Mimo nocy, było nazbyt ciepło, z początku nie zwróciłeś na to uwagi, ale sprawa wyjaśniła się, gdy zerknąłeś na ręce Jamesa, które pracowały nad jednym z lampionów, powieszonych na linach między gałęziami drzew. Miałeś wrażenie, że bije od nich nienaturalne ciepło i nie pomyliłeś się. Dopiero po chwili zauważyłeś, że nawet same jeziorko zostało przystrojone - woda zdawała się być zabarwiona na jakiś lekko bordowo-zielony odcień, oświetlona przez pływające świece zdawała się lśnić. Wtedy zrozumiałeś, że tuptasz rytmicznie do energicznej muzyki, płynącej nie wiadomo skąd, skierowałeś się ku altance, żeby posmakować odpowiednio doprawionego soku lub drobnej przekąski.
Zabawa dopiero się rozpoczęła. 

czwartek, 25 maja 2017

Od Dextera, CD Jaśmin, Marvill, Nicodeme

– Jestem Marvill, Marvill Eternum. Ta urocza istotka, która właśnie wypluwa płuca to Pelagonija, również Eternum. – Oh, to zdecydowanie wyglądało jak teatrzyk kukiełek, które nieopatrznie zgubiły właściciela. Aktorstwo na najwyższym poziomie czy amatorskie potknięcie? Dziewczyna przypominała źle zaprojektowaną lalkę. Z jednej strony porcelanowa, blada skóra, której nie powstydziłyby się renesansowe arystokratki. Klasyczny profil twarzy, który niewątpliwie Vanila rysowałaby z uwielbieniem, błagając o kolejną godzinę pozowania. Nawet nie wyglądała aż tak źle, jak na kurdupla, oczywiście. Co prawda liche to było, ale nie szkaradne. Raczej drobne, na swój sposób filuterne i zdecydowanie delikatne, choć najwidoczniej miało już swojego rycerza w lśniącej zbroi, sądząc po stanowczym, ale nadal dystyngowanym tonie, którego używał jej brat. Zabawne, warte uwagi i zapamiętania, tego rodzaju rzeczy należało zachować w pamięci na wszelki wypadek. Wracając do rze... Zaraz. Przyjrzałem się kolorowemu, nieco spranemu szalikowi, owiniętymi wokół jej szyi, zanim jedna z moich brwi mimowolnie powędrowała w górę. Z nieba żar się wręcz lał, słońce topiło niejeden metalowy znak, a tu coś, co wyglądało jak podręczny zestaw przetrwania dla eskimosów? Nie wspominając o tym, że dziewczyna wyraźnie w nim pływała, z tym, że nie byłem pewny czy chodzi o pot (wyraźnie spływający wzdłuż jej szyi), czy rozmiar (nieco za duży, co w połączeniu z jej niskim wzrostem sprawiało komiczne wrażenie). Za to największa uwagę przykuwały jej oczy, zielone. Cisze. I w jakiś sposób głośne. Patrzące, ale widzące zdecydowanie coś dalszego, wznioślejszego, znajdującego się poza granicami rozumowania przeciętnej jednostki. Zanotowałem sobie w myślach, żeby zwrócić szczególną uwagę na młodą dzierlatkę, nawet jeżeli byłoby to tylko niesprawdzone przeczucie, lepiej dmuchać na zimne. A ewenementy i oryginały tego pokroju zasługiwały przynajmniej na stosowne notatki. 
– Następnym razem wolniej biegnij, proszę – burknęła w stronę brata. Spróbowała się wyprostować, ale na niewiele się to zdało, różnicy trzydziestu centymetrów we wzroście tak łatwo nie przeskoczy. A nawyk spuszczania głowy nieco w dół zdecydowanie jej w tym nie pomoże. Z drugiej strony, mówią, że oczy są zwierciadłem duszy, a ukrywanie ich mogło stanowić jedną z sensowniejszych wersji. Albo była zwyczajnie nieśmiała, a to ja tworzyłem już z nudów niepotrzebne teorie spiskowe. Splotła dłonie za plecami, niedbale, ale przy tym nadzwyczaj delikatnie. Uśmiechnęła się, ledwie unosząc kąciki ust, jednocześnie dygnęła skromnie. I w końcu znalazłem odpowiedni dla niej przymiotnik - była cała skromna. Jak stokrotka, która bywa bielsza niż lilia, pachnąca delikatniej, ale nie mniej pięknie od róży, za to mniejsza. 
– Hej… – przywitała się, widocznie tracąc pewność siebie. Instynktownie się skuliła, obniżyła ramiona w dół, jednocześnie chowając nos w szaliku. 
W rezultacie przeniosłem wzrok na (według akt) starszego z bliźniąt. Popielate włosy, równie nierozgarnięty, lekko słodki uśmiech, jakby zanurzył usta w czekoladzie i próbował dać do zrozumienia, że starczy dla każdego. Interesujące, zwłaszcza szare oczy. Nie są już tak rozbiegane jak u siostry, wręcz przeciwnie, zdają się lśnić nienaturalnym wręcz, lekko niebieskim blaskiem. Jego świdrujące mnie spojrzenie zdecydowanie nie pomagało. Parsknąłem w duchu śmiechem, odnajdując powód, dla którego wkręcał we mnie swoje drogocenne, lekko niewieście oczy. Czyżby za zmierzenie wzrokiem siostrzyczki? Ale co złego to nie ja, jedynie szybko zerknąłem, to Nicodeme gapił się bez ładu i składu, co zazwyczaj nie było u niego zbyt spotykane. 
– Jestem Dexter, to jest Nico – przywitałem się z uśmiechem. Kto wie, na ile okaże się on jeszcze prawdziwy.  – Miło nam was poznać, wprowadzimy was do szkoły. Na samym wstępie, macie jakieś pytania? 
W międzyczasie poświeciłem chwilę na ponowne zaopatrzenie się w informacje na temat chłopaka. W przeciwieństwie do skóry siostry, jego bladość sprawiała wrażenie niezbyt zdrowej, błagającej o muśnięcie słońcem, czy odrobinę wsparcia. Z drugiej strony zdecydowanie było w nim coś jeszcze bardziej nietypowego, jakaś naturalna zdolność do zmiany atmosfery. W jednym momencie przeistoczył się z lekko niezdarnego, zdezorientowanego, ale dobrze wychowanego nowego szczeniaka w żądającą mordu maszynę, sądząc po spojrzeniach, jakie mi kierował. W duchu przewróciłem oczami, mając nadzieję, że oboje okażą się tak interesujący, na jakich wyglądają. W przeciwnym wypadku nie byłoby z nich żadnej zabawy. Ponadto, widocznie ciekawski szaliczek mojej już poznałem, za to nadal nigdzie w zasięgu wzroku nie znalazłem legendarnego miśka, który zdecydowanie zajmował moje myśli od momentu zasłyszenia tej informacji od Nico. 

Od Jamesa, CD Fintan

Spiął się, niedobrze, to źle wróżyło. Teczka chłopaka nadal tkwiła dzięki Heather w bibliotece, z jednej strony niby przejrzałem powierzchownie informacje na jego temat, ale czułbym się pewniej, wiedząc na czym stoję. W obecnej sytuacji moglibyśmy przez przypadek doprowadzić do niezręcznej ciszy albo innej, równie głupiej sytuacji. Dajesz, James, myśl.
– Jakieś plany na następne kilka tygodni? – zapytałem, obserwując, jak chłopak stopniowo się rozluźnia. Tyle dobrego, że zadziałało. Wolałem mieć pewność, że nie będzie dalej czuł się  tak niekomfortowo jak przed chwilą. Oby dało radę machnąć z tego coś sensownego.
– Chyba zapisze się do tego koła miłośników zwierząt – powiedział, zwracając wzrok na Novę. - A tak przy okazji, są jeszcze jakieś kołka w zanadrzu? - spytał.
Jestem szczerze zdziwiony, żadnych tajnych planów przejęcia władzy nad światem? Sądząc po ilości zgromadzonych abominacji oraz różnych osobliwości w jednym miejscu, można nas przyrównać do młodocianych przyszłych władców tego padołu. 
– Teatralne i sportowe. Brakuje przewodniczących oraz członków dla nich, póki co – wyjaśniłem szybko, zaczynając się zastanawiać się nad tym. Ostatecznie należało w końcu zająć się biblioteką, w kwestii reszty rzeczy się zobaczy. Powoli zbliżały się ewentualne wybory do samorządu, co dodatkowo utrudni sensowne funkcjonowanie naszej drobnej grupy. Wracając jednak do rzeczywistości... Gdyby to byłby film animowany, zdecydowanie w jego oczach pojawiłyby się złote gwiazdki. Naprawdę przypominał dziecko, nie tylko ze wzrostu. Cały był taki delikatny, niekoniecznie kobiecy, prędzej emanujący wrażliwością. Cóż, w pewien sposób było to urokliwe.
– Teatralnego powiadasz. Zawsze chciałem należeć do pomniejszego teatru, ale nie miałem na to za bardzo czasu - powiedział, cicho.
Jeszcze bardziej poszerzyłem uśmiech, widząc jak dzieciak coraz bardziej się odpręża. Rozluźnił ramiona, odetchnął głęboko i dał się pochłonąć rozmyślaniom na temat najpewniej teatralny. Ciekawe i zdecydowanie warte zapamiętania.
– Zapraszamy. Znajdujesz trzy osoby i wracasz do mnie po papiery. Zrzucamy je na Heather albo Dextera i voila, klub gotowy – zażartowałem. 
– Znalezienie trzech osób z talentem aktorskim raczej nie powinno być takie trudne, w szole dla wybitnych. - stwierdził przekonania. Doskonale go rozumiałem, nie tak dawno widziałem Dextera, motającego się w ataku szału, gdy zobaczył wykaz członków jego klubu. Wspomniał coś pomiędzy "bezczeszczeniem pięknej sztuki ratowania idei alchemizacji" a "durnie, wszędzie durnie". Zazwyczaj mamrocze wersy dotyczące narzekania na nudę, co było w sumie wówczas nieco ciekawszą odskocznią. 
– Możesz zawsze spróbować z osobami, które już są w klubach. Ostatecznie jednak trochę nas jest już, z trzynaście bodajże. Większość już wybrała zajęcia pozaszkolne, ale żadne zasady nie zabraniają uczestnictwa w dwóch klubach. Jeżeli pogadasz z Herą, taka ruda z kółka dziennikarskiego, jestem pewien, że pomoże ci zebrać ludzi. – Spróbowałem podnieść go na duchu. Się nie godzi, żeby taka delikatna istota (i gówniarz, wspominając informacje z akt) się denerwowała. 
– Dzięki za rade. Na pewno się do niej zgłoszę - powiedział z uśmiechem. Wydał się nieco zmieszany. - Jutro spróbuję ją znaleźć - dodał, zeskakując z parapetu.
Wstałem, nie chcąc zajmować chłopakowi jego prywatnej przestrzeni. Ostatecznie mógł nadal poczuć się ponownie osaczonym, a to zdecydowanie nie było moim zamiarem. Komórka w mojej kieszeni zapikała, posłałem mu przepraszający uśmiech i zerknąłem szybko na SMSa. 
– Mam nadzieję, że ci się uda. Przy okazji mam przyjemność zaprosić cię na najbliższą imprezę integracyjną.
Spojrzał na mnie ze zrozumieniem. 
– Jasne, postaram się być - odpowiedział, machając mi na pożegnanie, a po chwili wyszedłem.
Skierowałem się do Heather, ewidentnie czuła się już lepiej, w miarę kontaktowała i była zdecydowanie w nastroju łasym na kontakt fizyczny, nawet jeżeli sama się nigdy do tego nie przyznaje. Poczochrałem jej włosy, udając, że nie widzę, jak instynktownie wtula głowę w moją dłoń. Chwilkę później byliśmy już na stołówce, dyskutując o pomyśle Dextera i przysiadając się do niego, gdy zauważyłem znajomą czuprynę. Pomachałem do chłopaka, zachęcając, żeby się do nas dosiadł. 
– Heather pewnie już znasz, ale poznaj za to Dextera – przedstawiłem ich sobie, decydując się na szybkie przejście do następnego tematu. – Wiec jak ci się u nas podoba?– spytałem. 
– Przyjemnie tu u was i cicho – powiedział. – Co najmniej na razie - dodał nieco ciszej.
– Póki co nadal nie wszyscy jeszcze przyjechali –  poinformowała go Heather. - Jak tylko w miarę uda nam się wprowadzić wszystkich i w końcu dotrzeć do miasta, powinno się zacząć robić nieco głośniej. –Zignorowałem prześmiewcze prychnięcie Dextera, który usilnie wgapiał się w Herę. Która dawała mu jakieś migowe znaki. Przeprosił nas na moment i zniknął z czerwonowłosą za drzwiami do korytarza.
– Ja tam nic do odrobiny ciszy nie mam. - stwierdził, patrząc na odchodzącego chłopaka. – Ale trudno aby w akademii i akademiku było cicho. – W pewien sposób go rozumiałem. Za moich czasów w akademikach nigdy nie było cicho, niezależnie od czasów. 
– Na razie jest nas tylko trzynastu, jeszcze zrobi się głośno w akademiku – powiedziałem. 
– Zwłaszcza w sobotę, wtedy robimy imprezę czy jednak w piątek? – dodała Heather, a następnie przeniosła swój wzrok na Fintana. – Jak myślisz, piątek czy sobota?
– Chyba lepiej w sobotę – stwierdził. Kiwnęliśmy w zgodzie głowami. 
– Czyli sobota – stwierdziłem, kalkulując. Alkoholem zajmie się Dexter, Heather ogarnie sprawy organizacyjne, Hera zajmie się produkcją właściwego asortymentu na imprezę, muzykę powinna dać radę załatwić.  – Oh, właśnie! – przeniosłem wzrok na chłopaka, przypominając sobie o czymś. – Gdzie wcześniej się uczyłeś? Nie było o tym w aktach, a musimy przygotować w razie czego zajęcia uzupełniające – wyjaśniłem, nie chcąc wyjść na gbura, nawet jeżeli pytanie było niezręczne. Po Wielkim Kryzysie wiele ludzi nie miało żadnego dostępu do edukacji, a AWU miało przyjąć niedługo nawet nieczytającą i niepiszącą elfią niewolnicę, więc takie pytanie jednak powinny zostać zadane. 

Od Dextera, CD Foma

– To ta ”impreza integracyjna”, o której wcześniej wspominałeś? – Kiwnąłem twierdząco głową, otwierając butelkę piwa i pociągając potężnego łyka. Oh, zdecydowanie tego potrzebowałem. Kątem oka zauważyłem, że Heather także spróbowała wygramolić się już z wody, którą uwielbiała już od dzieciństwa. 
– Yeah, jesteśmy nieco porozrzucani. No i mamy utrudniony dostęp do uczniów. – Wzruszyłem ramionami.
– Utrudniony? –  W odpowiedzi zmarszczył brwi. 
– Każdego wprowadza inna osoba. Niby mamy dostęp do akt i staramy się wszystko kojarzyć, ale w praktyce, jeżeli nie mamy z kimś kontaktu, to wiele rzeczy nam umyka, a zależy nam na roztaczaniu minimalnej kontroli, byle to pilnować  gawiedzi. Jeszcze niczego nie ogarnęli, ale bez przesady. –  Uśmiechnąłem się drwiąco. – Umieścić bandę nabuzowanych hormonami nastolatków różnych ras, płci, pochodzenia. To przecież przepis na bombę atomową – podsumowałem.
– I zdecydowanie przyda nam się odpoczynek przed egzaminami – dodała Heather, siadając na stole. Zaczęła machać nogami jak dziecko, rozrzucając wokół deszcz małych kropelek. Podałem jej butelkę napoju gazowanego, mając nadzieję, że nie zaczerwieniłem się, gdy nasze palce się ze sobą zetknęły. Wydawało się, że nawet jeśli, to i tak nie zauważyła. 
– No i trzeba się pokazać – zawyrokowała ze śmiechem Hera, zwracając na siebie uwagę czarnowłosego. – No co? – prychnęła. – Mam osiemnaście lat, rodzice po cichu mają nadzieję, że wrócę do domu już zaręczona. – Wzruszyła ramionami. – Tym bardziej, że chodzą plotki. Chyba by woleli, żebym zaszyła się w domu i potulnie pełniła matriarchat. Niby Atlanta to dziura, bądźmy szczerzy, szkoła jest wielkim osiągnięciem, ale sporo ludzi nie lubi pomysłu walki z analfabetyzmem. Potrzebują najlepszych, ale najlepsi mają swój rozum. 
– Są zamieszki z elfami – wtrąciłem, przypominając sobie o narastającym nurcie narodowościowym spiczastouchych. 
– A wy jak zwykle przechodzicie do tematów rodem z podrzędnych dramatów politycznych – westchnął teatralnie James, przykładając dłoń do czoła. Wziął butelkę i podniósł ją do góry. – Toast za pierwszy wspólny wypad i miejmy nadzieję, że nie ostatni. 
Leżąc w łóżku, kilka godzin później stwierdziłem, że to był dobry dzień. Naprawdę miły dzień. A śmiech Fomy po stuknięciu się butelkami nadal dźwięczał w moich uszach.

środa, 24 maja 2017

Gazetka Szkolna: Nr 1






GAZETKA  SZKOLNA 


nr 1







Historia: Materiał zaliczeniowy

Egzaminy zbliżają się szybkim krokiem, dlatego radzimy zapoznać się z materiałem źródłowym udostępnionym w szkolnej gazetce. Dopóki ktoś nie podejmie się rozwiązania kwestii biblioteki będzie to jedyne źródło informacji dostępne w świecie przedstawionym. Jeżeli ktoś ma ochotę spróbować własnych sił z zabawą w rozwiązanie dziwnych sytuacji - ostatnia strona gazetki!


~ ~  ~ ~


Hierarchia światów uporządkowanych

Wiedza o światach uporządkowanych jest niezwykle uboga, wiele przeprowadzonych badań oraz eksperymentów zostało uznane za wymysły heretyków, przez co zniknęły one w mroku dziejów.

Stwórca (Pan) 
Byt pozbawiony formy, będący zawsze jedną duszą świadomą poprzednich wcieleń, zachowującą wspomnienia poprzedników. Zajmuje się tworzeniem linii konsekwencji w światach uporządkowanych,w związku z czym zakłada się, że Stwórca jest wieczny, niecielesny, świadomy i samowładny.

Twórca (Pan Młodszy) 
Czasowy Stwórca, patrząc na niego pod kątem religijnym, może zostać porównany do najwyższego kapłana, lecz ta zależność jest zdecydowanie bardziej skomplikowana. Zakłada się, że Twórca jest cielesną manifestacją obietnic oraz zobowiązań Stwórcy, dzięki czemu może kontrolować światy uporządkowane zgodnie z jego oczekiwaniami, zawartymi w linii konsekwencji. Twórca może być dowolnej rasy z każdego istniejącego świat. Okres sprawowania urzędu zależy od woli Stwórcy, dzięki czemu niektórzy potrafią pełnić funkcję przez kilka wieków. Narodziny kolejnego Twórcy są poprzedzone odczytaniem znaków przez jego poprzednika. Posyła się wtedy po nosicielkę (nazywaną Ma`aman), która zostaje w Pałacu Wielu Myśli do momentu porodu. Po tym zostaje oddalona a jej wspomnienia o dziecku ulegają wyczyszczeniu. Pobiera ono odpowiednie nauki do śmierci obecnego Twórcy, a potem kontynuuje jego urząd.

A`nonim (Matka/Pani w wolnym tłumaczeniu)
W wielu kulturach błędnie utożsamiana z “Najwyższą Oblubienicą Stwórcy”, w rzeczywistości zajmuje się sprawowanie kontroli nad Anonimami oraz Anonami. Posiada zdolność tworzenia własnych linii konsekwencji. Doradczyni Twórcy, pośrednika pomiędzy nim a pozostałymi sługami Stwórcy, według zwyczajów jest jedyną godną osobą, która ma prawo spojrzeć mu prosto w oczy. Organizuje również pracę podrzędnych podwładnych, zajmujących się Wieżą Czuwania i Pałacem Wielu Myśli. Jest również odpowiedzialna za wyznaczanie kolejnych Anonimów. 


A`stral (Córka/Panienka w wolnym tłumaczeniu)
Druga po A`nonim faworyta Stwórcy, która po śmierci Pani przejmuje jej urząd, a przynajmniej taka opinia powszechnie jest znana. Astral nie musi należeć do Anonimów lub Anon, funkcja może zostać przejęta przez jakąkolwiek osobę, której zażyczy sobie Stwórca. Zwyczajowo, na czas pełnienia urzędu, Astral zmienia swoje poprzednie imię, dzięki czemu odcina się od przeszłości i rodzi się na nowo, jako Przyszła Oblubienica Stwórcy. W zwyczaju jest, aby zmiana imienia nastąpiła w momencie przyjęcia urzędu, a powinno ono składać się z dwóch części i symbolizować istotę danej jednostki. 


Anonimy
Anonim tworzy, neguje oraz zatrzymuje rozgałęzienia linii konsekwencji w sposób ograniczony. Jego główne zadanie ogranicza się do oczyszczania linii z błędów, niepotrzebnych rozgałęzień lub umożliwiających przetrwanie danej linii paradoksów. Rozróżnia się kilka ugrupowań Anonimów, z czego zazwyczaj są to kobiety wybierane przez Twórcę. Na czele każdego ugrupowania stoi Anona, czyli  jego przedstawicielka wybierana głosem większości. Gdy sprawa dotyczy więcej niż jednej linii konsekwencji, podjęcie decyzji wiąże się z problemem etycznym albo następuje zwielokrotniona anomalia, zwołuje się Anon Colegium, czyli zebranie wszystkich Anonów. Anonimy z założenia kształcą się samoświadomie - jeżeli odkryto sposób, pozwalający określić idealne czynniki umożliwiające wykształcenie zalążka mocy anonima, nie są one udostępnione szerszej społeczności. Anonimy cieszą się względną wolnością, ich funkcja rzadko jest dziedziczna, zupełnie inaczej niż w przypadku Anon, które stanowią zazwyczaj zamknięty krąg. W teorii funkcja ta powinna być przyznawana przez głosowanie, w praktyce najczęściej jest przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Podział Anonimów:
Anonimy Pierwotne unikają interwencji w linii, tworzą główny zalążek kultu przeznaczenia.
Anonimy Wtórne stosują ograniczoną interwencję według własnego sumienia, a w przypadku poważniejszych spraw postępują zgodnie z nakazami Twórcy.
Anonimy Ciszy mają za zadanie odcinać martwe rozgałęzienia linii, czyli takie, które zatrzymały się samoczynnie w wyniku błędu lub zostały celowo wyłączone.
Anonimy Steralne postępują według własnej woli, często podejmując decyzje kontrowersyjne oraz nieetyczne z punktu widzenia innych ugrupowań.
Anonimy Apostatu - pozbawione ugrupowania.

Bogowie
Byty, które ożywione cudzą wiarą, posiadły zdolność tworzenia anomalii w liniach konsekwencji. Egalitarność linii pozwala na istnienie wielu bogów jednocześnie,przy czym nie znaleziono sposobu pozwalającego określić w jaki sposób bóg powstaje i od czego zależy jego moc. 

Opiekunowie
Opiekunowie przechowują wszystkie informacje o światach, do których zostali przypisani. Na polecenie anonimów obserwują oni konkretne cywilizacje, zapamiętując każdą przeżytą sekundę. Niektórzy z nich zajmują się wyłącznie sporządzaniem map, inni tworzą biblioteki w celu zachowania pamięci o najważniejszych wydarzeniach, kolejni starają się nie wychylać i po cichu gromadzą informacje, które następnie przesyłają w raportach do Pałacu Wielu Myśli. Pewne jest jedno - Opiekunowie nigdy nie zapominają niczego.

Strażnicy
Strażnicy zajmują się dbaniem o wszelkie dary natury danego świata, utrzymują porządek w zagmatwanych realiach i próbują udawać, że doskonale sobie ze wszystkim radzą. Z założenia powinni nie dopuszczać do rozlewu krwi z powodów decyzji podjętych przez Stwórcę i Anonimy.


~ ~  ~ ~


Dyplomacja: Materiał zaliczeniowy



Stara Krew
Do Starej Krwi zaliczane są rody szlacheckie o tytule wyższym niż bana, który został uzyskany przed Latem Granic. Przedstawiciele starych, bogatszych rodzin, których majątki najczęściej zostały uzyskane w darze od Cesarza za lojalną służbę. Najbardziej konserwatywna grupa społeczna, warto wspomnieć, że Stare Zwyczaje rozpowszechniały się w niesamowitym tempie, w ciągu zaledwie wieku wiedział o nich cały wymiar. 

Nowa Krew
Do Nowej Krwi zaliczane są rody szlacheckie o tytule wyższym niż bana, który został uzyskany po Lecie Granic. Najczęściej są to przedstawiciele nowobogackiego nurtu, częściej tytuł uzyskany jest z racji znajomości lub potężnego majątku, aniżeli z historii lub lojalności. W rezultacie pomiędzy Starą i Nową krwią od dłuższego czasu panuje cicha wojna oparta na wzajemnej pogardzie. Nowa Krew nie szanuje w większości Starych Tradycji.

Szara Krew
Wszystkie rody szlacheckie, które posiadają tytuł niższy niż bana. Zazwyczaj dzielą się na grupę reprezentującą wsparcie dla Nowej Krwi (do której próbują się dostać za pomocą pieniędzy) lub dla Starej Krwi (w którą próbują się wżenić). 

Brudna Krew
Wszystkie rody, które nie posiadają tytułu szlacheckiego. 

Lato Granic
Rozruchy społeczne powstałe po Wielkim Kryzysie, które doprowadziły do upadku ówczesnego światowego ładu. W ciągu jednego lata wiele światów zamknęło swoje granice, chcąc zatrzymać uchodźców uciekających z miejsc ogarniętych wojną, kataklizmem lub głodem. Szacuje się, że w wyniku tego rodzaju działań liczba ofiar z terenów zagrożonych zwiększyła się dwukrotnie. 

~ ~  ~ ~


Przedmioty przyrodnicze: Materiał zaliczeniowy



Ptasie ziele
Dwumetrowe, kolczaste krzaki, wydzielające w większości truciznę, która zostaje wydzielona na zewnątrz przez drobne otwory w łodygach. Kontakt z jadem paraliżuje organizm przez co wokół zielska często można spotkać oczekujących na jedzenie mięsożerców. Korzenie ptasiego ziela nadaje się do wykorzystania tylko przez dwa dni od zerwania, przez co mimo niesamowitych właściwości jest rzadko używany. Korzeń zazwyczaj ma najwyżej pięć centymetrów, a dodanie drobno posiekanej uncji do jakiegokolwiek wywaru kilkukrotnie zwiększa jego moc oraz efektywność. Jednak, najważniejszym elementem ptasiego ziela są złote kwiaty, znajdujące się na czubkach liści. Mają zdolności uzdrawiające, najczęściej służą do leczenia blizn.

Technon
Technon to sztucznie wytworzona w warunkach laboratoryjnych roślina, która ostatecznie została przeniesiona do karumskich ogrodów botanicznych. Rośnie wyłącznie na obszarach skażonych sferą, żywiąc się nadmiarem energii sferycznej. Jako sadzonka liczy sobie zaledwie dziesięć centymetrów, a w pełni rozwinięta roślina pół metra. Nie posiada liści, z kolei za łodygę służy jej przezroczysta osłonka hodowlana. Niebieskie kwiaty technonu są używane w eliksirach miłosnych, sam ich zapach otępia zmysły, a u szczególnie wrażliwych osób może wywołać omdlenia.

Owocówka leśna
Owocówka leśna, jak sama nazwa wskazuje, najczęściej jest spotykana na terenach zalesionych. Drzewo o grubej, szarej korze osiąga wielkość trzech metrów. Owoce owocówki są długie, podłużne i mają niebieski odcień. Ich pestki mają właściwości uśmierzające ból, z kolei zjedzenie skórki owoców pobudza organizm oraz jest stosowana w antydepresantach.

Cartole
Cartole są jednymi z najbrzydszych stworzeń, jakie kiedykolwiek postawiły stopę na Białym Archipelagu. Zważywszy na to, że nie posiadają nóg, musi być to również jedno z największych osiągnięć nauki paradoksalnej ostatnich pokoleń. Kto by pomyślał, że te ledwo trzymetrowe istoty sprowadzone z Wyspy Cyklopów kiedykolwiek wychylą łby poza granice wędrownych cyrków? W wyniku drobnych niedogodności okazało się, że natura poszczyciła ich inteligencją godną wschodnich mędrców, a największym tego powodem jest fakt, że ludzie uważają je poprzednie za głupie. Cartole, znając przewrotność ludzkiej natury i skłonność do destrukcji, zdecydowały się pozostawić własną inteligencję w cieniu wrodzonej brzydoty. Przypominały połączenie ogolonego kurczaka z dziobem pelikana, kępką wystającej sierści na tyłku zamiast ogonu pawia, a przy tym jedynym sposobem ich poruszania były skrzydła. Na dobrą sprawę nie nigdy nie zbadano sposobu pożywiania czy rozmnażania się Cartoli. Według atlantydzkich uczonych Cartole żywią się przede wszystkim cudzą wiedzą, przez co stworzono teorię, jakoby inteligencja jednego cartola była równa sumie kwadratów wszystkich cząstek inteligentnych przez niego spożytych, pomnożona przez dwukrotność nieskończoności. Większość osób ich nie zauważa, do momentu utraty pamięci - a po nim, już tym bardziej. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że skóra Cartoli jest niezwykle delikatna, biała, z prześwitującymi niebieskimi żyłkami, przez co są uznawane za jedne z najładniejszych ozdób kominkowych.

~ ~  ~ ~


Zwierzołak czy wilkołak? 

Różnica pomiędzy tymi dwoma przedstawicielami nie zawsze jest widoczna na pierwszy rzut oka. Przede wszystkim zwierzołak posiada trzydzieści jeden chromosomów, są humanoidalne i nie są w stanie całkowicie zmienić się w zwierzę, które reprezentują. Dusza człowieka i zwierzęcia jest jednością, w rezultacie nie dochodzi między nimi do sporów. Ponadto posiadają zwierzęce elementy ciała takie jak charakterystyczne uszy, ogony lub w szczególnych przypadkach skrzydła i pazury. Zwierzołactwo jest dziedziczne, a co więcej - traktuje się je jako odrębną rasę. 


Wilkołak z kolei jest człowiekiem, który został zarażony likantropią poprzez kontakt z zarażoną krwią, kontakty seksualne z zarażoną osobą lub ugryzienie. Choroba wywołuje mutację genów, pozwalając człowiekowi na częściową lub całkowitą zmianę w wilka. Ważne, zwilczone elementy ciała nie utrzymują się na stałe jak w przypadku zwierzołaków. Ponadto, wilkołaki są powszechnie uznawane za niebezpieczna, w momencie pierwszego przemienienia są posłuszne powołaniu księżyca do momentu poddania się jakiemuś alfie. Dusza wilcza i ludzka nigdy nie są ze sobą połączone, stanowią dwa oddzielne byty. Okoliczności i powody wytworzenia się tej pierwszej w wyniku choroby nie są znane. Wilkołaki łączą się także w watahy, grupy, które wspólnie żyją na jednym terenie i są posłuszne konkretnemu alfie. 




Alfa? Beta? Delta? Gamma? Omega...? 

Wilcze dusze posiadają specyficzną hierarchię, utożsamianą z ich charakterem, mocą oraz wpływem na użytkownika. Alfy są zazwyczaj lepiej zbudowane, bardziej agresywne, skore do walki oraz zdolne do zapłodnienia, niezależnie od ich płci. Bety są nieco słabsze i spokojniejsze niż alfy, ale również reprezentują siłę oraz potęgę. Im dalej w hierarchii tym mniej dominujące cechy należą do danej duszy. Delty są uważane za złoty środek, gammy z kolei za słabszy sort. Ostatnią grupą dusz są omegi, zdolne do noszenia dziecka, niezależnie od ich płci. Najsłabsza grupa, najczęściej wykorzystywana przez resztę i pomiatana. Udowodniono jednak, że omegi podobnie jak alfy mają wrodzone skłonności przywódcze, jednak w wyniku utrwalania się tradycji u tych pierwszych społeczeństwo stara się je stłamsić. Spory odnośnie równouprawnienia trwają do tej pory, a pozycja wilkołaków nie jest wciąż jasna. 




~ ~  ~ ~


Co się kryje w Złotym Cesarstwie? 


Cesarstwo Anory jest utożsamiane z potęgą gospodarczą, militarną oraz polityczną, obecny Cesarz Tyron rządzi dopiero szósty rok, a już może pochwalić się przydomkiem “Wspaniały”, ale Złote Cesarstwo skrywa więcej niż tylko jeden sekret. Przypomnijmy sobie, że w czasie śmierci poprzedniego cesarza (Travena Mocnego) spekulowano na temat ewentualnej zmiany ustroju z monarchii na republikę. Rozruchy powstałe po publicznym ogłoszeniu tego pomysłu przez członka Narodowego Stowarzyszenia Myślicieli zostały krwawo zduszone. Trudno się dziwić, patrząc na to, że Cerus van Damon zdecydował się ogłosić swoją wizję nowego ładu w trakcie udzielania uroczystej przemowy na pogrzebie Travena, z którym przez wiele lat łączyła go silna przyjaźń. Został złapany i skazany na banicję, jednakże jeden z jego postulatów zasługuje na większa uwagę: 


– Oni go zabili, umarł cesarz, niech żyje cesarz, nie pozwólmy dojść im do władzy! – Miał powiedzieć, zanim stracił przytomność w wyniku uderzania w głowę otrzymanego od jednego z pobliskich strażników.


Czy istnieje szansa, że historia zatacza koło? Wielu spekulantów twierdzi, że reforma oświaty została stworzona przez Celestię Wyjątkową, żonę Tyrona i matkę obecnego Cesarza-Księcia. Według naszych źródeł Tyron kochał swoją żonę ponad wszystko, słuchał jej każdej opinii, a co więcej - mógł być jedynie pionkiem, sterowanym przez żądną władzy małżonkę. Okoliczności śmierci Celestii nadal nie są znane, wersja oficjalna o ukrywanej przez całe lata chorobie serca brzmi jak bzdura wyssana z palca. Po śmierci Cesarzowej pojawiły się plotki na temat nawyków alkoholowych Cesarza oraz jego rzekomej depresji. 


Jednak, ledwie dwa lata po jej śmierci zaczynają pojawiać się dziwne plotki dotyczące poszukiwania następnej żony dla Cesarza… 





~ ~  ~ ~





Edenia: Ogłoszenie



Edenia oferuje 1000 miejsc pracy dla najwybitniejszych naukowców, myślicieli oraz przyrodników na dobrze opłacanym stanowisku. Obowiązywać będzie konkurs CV, należy je przesłać wraz z wykazem prac publicystycznych na podany niżej adres, duch z wami, obywatelu! 


~ ~  ~ ~




Kluby: PLOTKA



Według nieoficjalnych źródeł, pojawiły się plany powstania dwóch kolejnych klubów. Klubu Teatralnego (zgłoszenia w postaci opowiadań można kierować do Fintana) oraz Klubu Marnych Poetów (zgłoszenia w postaci opowiadań można kierować do Marvilla). Ponadto, wchodzą obowiązkowe spotkania innych klubów. Dexter pragnie poinformować, że Klub Młodych Alchemików zacznie spotkania od poniedziałku przyszłego tygodnia, w celu opracowania nowej formuły eliksiru uroku. 




~ ~  ~ ~





Biblioteka: Quest



James Hopecraft szuka osoby, która miałaby czas oraz chęci, żeby zająć się sprawą biblioteki. Można zgłosić się samotnie lub w parze, większym grupom podziękuje, zależy mu na szybkim rozwiązaniu problemu. Więcej informacji można uzyskać u samego przewodniczącego. 




~ ~  ~ ~





Wykaz Dat: 



28 - 30 maja - Wszyscy członkowie samorządu zapraszają na event parapetowy (imprezowy!)

31 maja - 1 czerwca - Egzaminy kończące 1 semestr
31 maja 3 czerwca - Dni bez wysyłania opowiadań. Dla was to czas żeby odpocząć, nabrać sił i nowych pomysłów, dla nas (administracji) czas, żeby rozpisać wszystko i ustalić na nadchodzący miesiąc. 




~ ~  ~ ~





Planowane aktualizacje:


Miasto Atlanckie - będzie koło 1 czerwca,

Biblioteka - będzie koło 15 czerwca, ale już dzisiaj możesz przesyłać do niej materiały. Wszystko się przyda. Nawet twoje stare opowiadanie można przerobić na powieści! 



~ ~  ~ ~





Inne informacje:


Zachęcamy, zapraszamy, nabór na redaktorów w gazetce trwa! Dołącz do kółka dziennikarskiego już dziś!



~ ~  ~ ~





Pogoda

Powoli kończą się upalne dni i piekielne zimne noce, nadchodzi pora deszczowa. Po pierwszym czerwca możemy spodziewać się zadziwiających pokładów deszczu rozlanych nad całym pasmem nizin, na których leży nasza akademia.










Od Jaśmina, CD Dexter, Nicodeme, Marvill

– Marv, dusisz – pisnęłam, starając się choć trochę zyskać przestrzeni dla siebie i rzuciłam mu błagalne spojrzenie. Przyciśnięta do ściany czułam się jak sardynka w ciasnej puszcze, ewentualnie jak Vladdy w plecaku brata. Odetchnęłam z ulgą, gdy się odsunął, mamrocząc przeprosiny z uśmiechem. Autobus może nie miał za wiele miejsca, ale nie był też napchany tyloma osobami, żeby mnie zaraz dusił. Chociaż podejrzewałam, że bardziej starał się mnie odizolować od innych, niżeli zabić. Przewróciłam oczami, ale wygięłam usta w lekkim uśmiechu. Kochany braciszek. Rzuciłam okiem na resztę ludzi w pojeździe i speszona schowałam nos w szaliku, ignorując dość wymowne spojrzenia innych w autobusie. Cóż, może mój szalik nie prezentował się zbyt estetycznie z tymi wszystkimi wzorami i nie pasującymi do siebie kolorami, ale gdy był grzecznie owinięty wokół moich ramion i związany na kokardkę, to nie rzucał się aż tak w oczy na tle innych ubrań. Prawdopodobnie. Może. Chyba. Miałam taką nadzieję, że to z powodu gorąca, a ja siedzę, znaczy stoję, w grubym szaliku, dlatego inni się gapią. A może to Marv? Westchnęłam, podnosząc wzrok na brata, który bazgrał coś na czapce, zerkając na drzemiącą staruszkę. Z jednej strony miałam ochotę się uśmiechnąć, a z drugiej współczułam jego ofiarom. Igo chyba podzielał moje zdanie, ponieważ poczułam uszczypnięcie w okolicy łokcia, na co tylko uśmiechnęłam się krzywo i pokręciłam głową. Udałam, że niczego nie widzę, nic nie słyszę, Marv wcale nie rozrabia, stoi grzecznie [Następnym razem poproszę ojca, żeby nas podwiózł. Mniej osób na sumieniu będę miała]. Zerknęłam na chwilkę na brata, a na jego mrugnięcie ponownie pokręciłam głową z rozbawienia. Wtem autobus się zatrzymał i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, Marvill chwycił mnie za dłoń i wyciągnął z pojazdu. Ledwo chwyciłam na oślep swój bagaż i musiałam biec za nim. Na litość boską, musi tak gnać?! Czułam jak robię się czerwona, a płuca domagały się chwili przerwy w biegu. Ledwo wydukałam, że nie jest mi gorąco, a bagaże zabrał mi z dłoni, zanim odpowiedziałam. Do kogo krzyczał „dzień dobry”, nie zobaczyłam, ponieważ pociągnął mnie i w końcu się zatrzymał. Tak! Na wszystkich bogów, tak! Zgięłam się w pół, opierając dłonie na kolanach i wzięłam głęboki oddech, żeby choć trochę płuca przestały mnie palić. I policzki też, ponieważ czułam, że jestem cała czerwona.
– Jestem Marvill, Marvill Eternum. Ta urocza istotka, która właśnie wypluwa płuca to Pelagonija, również Eternum. – Usłyszałam i zmrużyłam oczy, podnosząc nieco głowę. Najpierw spojrzałam na brata nieco morderczo, ale „wypluwając płuca”, raczej nie wyglądałam zbyt groźnie. 
– Następnym razem wolniej biegnij, proszę – burknęłam w jego stronę, gdy mogłam normalnie sklecić zdanie i wyprostowałam się, zerkając na dwójkę chłopaków. Moje alter ego wzięło kilka wdechów, starając się nie stresować na nowo i ogarnąć serce, które zdecydowanie biło zbyt głośno. Splotłam dłonie za plecami i uśmiechnęłam się do nich, kłaniając się lekko.
– Hej… – przywitałam się, a mój głos stracił na pewności siebie i znowu schowałam nos w szaliku, wyjątkowo nie uciekając wzrokiem.

Od Fintana, CD James

Nie byłem pewien co do tego chłopaka, moja logika mówiła mi uważaj, ale wszystko inne twierdziło, że James jest na prawdę miłym chłopakiem. - Na razie chcę się tutaj zaaklimatyzować i przyzwyczaić do nowego życia. A potem zobaczymy. - powiedziałem z uśmiechem siadając na parapecie i opierając się o szybę, aby popatrzeć co się dzieje za oknem. W sumie to nic ciekawego się tam nie działo, ale po prostu wolałem się popatrzeć za okno.
– Jakieś plany na następne kilka tygodni? – zadał kolejne pytanie. Czułem na sobie jego wzrok jednak nie zwracałem na to zbytnio uwagi. Zamyśliłem się jednak nad odpowiedzią na zadane mi pytanie. Przez głowę przeszły mnie słowa ojca, abym szpiegował. Jednak ja sam tego nie chciałam, lubiłem zdobywać informacje innych, ale nie oddawałem ich za nic. 
– Chyba zapisze się do tego koła miłośników zwierząt – powiedziałem zwracając wzrok na Nove. - A tak przy okazji są jeszcze jakieś kołka w zanadrzu? – spytałem z lekką ciekawością w głosie.
– Teatralne i sportowe. Brakuje przewodniczących oraz członków dla nich, póki co. - Na słowo teatralne zamigotały mi gwiazdki w oczach i znowu rozpromieniłem się jak dziecko. Sam nie wiem dlaczego, może to było jakieś moje małe marzenie ukrywane przez to, że nie miałem nawet na to czasu. Znaczy na pewno nim było. Po chwili jednak wróciłem do normalnego stanu, bo musiało to wyglądać co najmniej dziwnie.
– Teatralnego powiadasz. Zawsze chciałem należeć do pomniejszego teatru, ale nie miałem na to za bardzo czasu – powiedziałem.
– Zapraszamy. Znajdujesz trzy osoby i wracasz do mnie po papiery. Zrzucamy je na Heather albo Dextera i voila, klub gotowy – chłopak pod koniec lekko zażartował. 
– Znalezienie trzech osób z talentem aktorskim raczej nie powinno być takie trudne, w szkole dla wybitnych. – stwierdziłem jednak bez przekonania. Był początek roku szkolnego co oznaczało mało osób. Tym bardziej dla mnie. Dla życiowego odrzutka.
– Możesz zawsze spróbować z osobami, które już są w klubach. Ostatecznie jednak trochę nas jest już, z trzynaście bodajże. Większość już wybrała zajęcia pozaszkolne, ale żadne zasady nie zabraniają uczestnictwa w dwóch klubach. Jeżeli pogadasz z Herą, taka ruda z kółka dziennikarskiego, jestem pewien, że pomoże ci zebrać ludzi. – Chłopak ewidentnie próbował podnieść mnie na duchu, co było dla mnie czymś nietypowym. 
– Dzięki za rade. na pewno się do niej zgłoszę – powiedziałem z uśmiechem. Sam już nie wiedziałem powoli czy szczerym czy nie szczerym. Miałem przy chłopaku mętlik w głowie. – Jutro spróbuje ją znaleźć – dodałem, zeskakując z parapetu gdzie zrobiło mi się już niewygodnie. W tym samym momencie w kieszeni chłopaka zapikała komórka co oznajmiło mu o SMSie. James posłał mi przepraszający uśmiech i zerknął na wiadomość.
– Mam nadzieję, że ci się uda. Przy okazji mam przyjemność zaprosić cię na najbliższą imprezę integracyjną. – Spojrzałem na niego ze zrozumieniem, zapewne było to coś ważnego.
– Jasne postaram się być – odpowiedziałem machając mu jeszcze na pożegnanie, a po chwili wyszedł. Dopiero wtedy poczułem się naprawdę rozluźniony.
– No to jutro robimy ci nowe mieszkanko – powiedziałem do Novy, która zaczęła skakać dookoła mnie. Po chwili przeniosłem wzrok na zegarek umieszczony nad drzwiami. Widniała na nim godzina siedemnasta, co można było nazwać dojść młodą godziną. Postanowiłem więc wreszcie się rozpakować. Kiedy już wszystko uprzątnąłem w szafkach postanowiłem zejść do stołówki na kolacje. Nova oczywiście musiała zostać u mnie w pokoju. Kiedy już miałem usiąść z jedzeniem do stolika zauważyłem blondyna machającego w moją stronę. Siedział z wcześniej poznaną dziewczyną i jakimś chłopakiem. W sumie zaczynałem powoli go lubić ale bardzo powoli, dlatego postanowiłem do nich podejść, a co mi tam.
– Heather pewnie już znasz, ale poznaj za to Dextera - przedstawił nas sobie blondyn i od razu przeszedł do pytania. – Więc jak ci się u nas podoba? – Spojrzałem na chłopaka, który ewidentnie był wyższy ode mnie. Miło się uśmiechnąłem na powitanie, co było jak najbardziej udawane. Pozwoliłem sobie usiąść przy ich stole. 
– Przyjemnie tu u was i cicho – powiedziałem. – co najmniej na razie – dodałem trochę ciszej.
– Póki co nadal nie wszyscy jeszcze przyjechali – poinformowała mnie dziewczyna. – Jak tylko w miarę uda nam się wprowadzić wszystkich i w końcu dotrzeć do miasta, powinno się zacząć robić nieco głośniej. - mówiła dalej. Dexter po chwili odszedł od stołu przepraszając nas i pognał do jakiejś czerwonowłosej dziewczyny.
– Ja tam nic do odrobiny ciszy nie mam – stwierdziłem, patrząc na odchodzącego chłopaka – ale trudno aby w akademii i akademiku było cicho – stwierdziłem. naprawdę nie wiedziałem jak się tu odnajdę, ale nadal jest lepiej niż w domu.
–  Na razie jest nas tylko trzynastu, jeszcze zrobi się głośno w akademiku – odparł blondyn.
– Zwłaszcza w sobotę, wtedy robimy imprezę czy jednak w piątek? – powiedziała Heather przenosząc wzrok na mnie. – Jak myślisz, piątek czy sobota?
Zdziwiło mnie, że zapytała akurat mnie, samo siedzenie tu było dla mnie nie typowe, wszak oni byli w samorządzie, a ja tu dopiero co przyjechałem. 
– Chyba lepiej w sobotę - stwierdziłem, biorąc pod uwagę, że jest to weekend. Pozostała dwójka kiwnęła zgodnie głowami.
– Czyli sobota - stwierdził blondyn. Ja zaś nawet nie wiedziałem co teraz ze sobą począć, bo nie miło było by odejść jak jeszcze nie skończyłem kolacji przez co pozostało mi tylko jak najlepiej udawać, że wszystko gra i wcale nie czuje się dziwnie. Nie przeszkadzało mi towarzystwo, jednak praktycznie cały dzień spędziłem z ludźmi, a dla mnie było to o wiele za dużo.
.
.
.
.
.
.
template by oreuis