czwartek, 31 sierpnia 2017

EGZAMINY, przeczytaj, zanim wylecisz

Nastał ten okres, kiedy nasze bidne i uciemiężone nauką postacie, musza napisać egzaminy. Do czwartego września możecie spodziewać się aktualizacji na stronie, w bibliotece i innych, które będą dodatkowym materiałem na cudowne egzaminy semestralne

Zgodnie z tradycją - na czas trwania egzaminów strona zostanie wyłączona, żeby mogły powstać aktualizacje. W tych dniach nie przyjmujemy żadnych opowiadań, zajmujemy się tylko i wyłącznie aktualizacjami. Powstanie nowa dzielnica w mieście, pojawi się dodatkowa gazetka, w której zostanie zapowiedziany event. Będą nowe prace, oferty mieszkań i pojawi się jeszcze więcej zwierzaków. NPC zostaną zaktualizowani, pojawi się zalążek FAQ - na razie udostępnimy listę nauczycieli oraz dodamy uczniów do klasy I Słońca.

Egzaminy potrwają od czwartego września do siódmego września. Jeżeli ktokolwiek nie jest pewny, czy będzie w tych dniach dostępny - proszę o informację, udostępnię mój telefon, będzie można w razie czego poinformować drogą smsową i zostanie wyznaczony drugi termin na napisanie egzaminów. 

Tak, egzaminy są obowiązkowe. A ponieważ strona zostanie wyłączona - każdą osobę proszę o napisanie mi dowolną drogą kontaktu wiadomości, że będzie pisać egzaminy. Dzięki temu będziemy w stanie wysłać wszystkim formularze. : )

Można napisać na e-mail: kamikaze.meian@gmail.com, na howrse: Meian lub na fejsie, kto ma, ten ma, ważne: trzeba załączyć imię i nazwisko postaci. Jeżeli ktoś ma ich kilka, wystarczy, że tylko jedna napisze egzaminy, do innych będzie można podać wyniki procentowe. 

Zachęcamy również wszystkich, do dołączenia do oficjalnej konwersacji AWU na facebooku. Wystarczy skontaktować się ze mną, można stworzyć fejkowe konto, nie przymuszamy, ale zachęcamy - jest miło, są memy i, co lepsze, są obrazki! :D Pojawił się również pomysł stworzenie konfy na discordzie, co o tym myślicie? A tu dowód na obrazki (autorstwa Susłona):



Ósmego podliczymy normę i oficjalnie ogłosimy wyniki egzaminów. 

Niech moc będzie z wami!

Od Alexa, CD Aurelion

— Chciałbym zobaczyć twój drugi ogon, właściwie trzeci. Dlaczego nie zrobiłeś zdjęcia? Złamałeś mi tym serce! — Złapałem się w miejsce, gdzie znajdował się wspomniany wcześniej organ. Zgarnąłem z biurka kartkę i spisałem wszystkie wymiary. Idealnie.
Słuchałem słów chłopaka uważnie, uśmiechałem się co jakiś czas, ale na samym końcu, kiedy już zacząłem miziać palce łap... coś pękło. Pękło i posypało się jak domek z kart, rozbity kryształowy wazon. Rozprysnęło się, a mikroskopijne części wpadły w szczeliny paneli i nie zostaną zmiecione przez niezbyt dokładną miotełkę.
Odrzuciłam kartkę z długopisem i miarką na bok, usiadłem z powrotem obok niebieskowłosego i wypuściłem ciężko powietrze.
— To naprawdę nie było tak, że dałem się mu przeruchać od tak sobie. Mimo tego co można o mnie sądzić, nigdy nie piłem i po prostu... poniosło mnie? Nie mam pojęcia, wino elfickie jest naprawdę dobre. Nie wiedziałem, że to się tak skończy, nie chciałem żeby to się tak skończyło. — Schowałem twarz w dłonie i położyłem na łóżku, nie minęła chwila, a zwinąłem się w kokonik, jak motylek. I nie zamierzałem z niego wychodzić, nie chciałem z niego wychodzić. Nie powinienem z niego wychodzić!
— Czyli byłeś w stanie, gdzie nad sobą nie panowałeś, gdzie nie wiedziałeś co się dzieje i jak się dzieje, a on cię wykorzystał. Na domiar złego seksualnie. Chuj. Pierdolony chuj. Kto by pomyślał, że mamy takiego dyrektora, co za oblech, takie osoby nie powinny mieć prawa bytu. — Westchnąłem ciężko na jego słowa, powinienem wyrzucić to co siedzi mi w głowie? Co sądzę o Mińskim? Uzna mnie za wariata, wyśle na leczenie. Co robić, co robić?
— Właściwie to Adam jest całkiem przystojny. Ma zajebiste mięśnie i dłonie, są duże i ciepłe. — Wzruszyłem ramionami, luzując mięśnie, kokonik był męczący. — I lubię jego głos, co prawda nie powiedział do mnie nigdy nic miłego, ale mimo wszystko go lubię. To chore i popieprzone. Powinienem siedzieć, nie wiem, u Cesarza. Powiedzieć, że nasz dyrektor to pierdolony pedofil, ale... nie mogę.

Od Jaśmina, CD Heather

Przekrzywiłam jeszcze bardziej głowę i zmarszczyłam brwi, powstrzymując się przed zmrużeniem oczu oraz posłaniem Heather spojrzenia mówiącego „Idź odpoczywać”. Coś mi mówiło, że prędzej królik wskoczy mi w ramiona pomalowany na niebiesko, niżeli bym przekonała blondynkę do drzemki. Jak znajdziemy Dropsika, to chyba wcisnę jej kubek herbaty i coś słodkiego. Tfu, cofam. Nie chyba, a na pewno.
— Uwielbia miętę i koniczynę, ale kiedy wybiera się na swoje wycieczki, to jedzeniem go ni kija nie przyciągniesz, chyba że już naprawdę będzie wygłodzony — burknęłam, przypominając sobie, jak na początku biegałam po całym Azylu z płaczem, żeby go znaleźć, obecnie wystarczyło tylko iść za przerażonymi krzykami Gremlina.
Przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią, czując, jak zdenerwowanie wraca
— E to... Wypuściłam go z klatki, żeby poskakał. Jak wychodziłam spał obok Walliego w pokoju. Dość duży, ale przysięgam, że cholerę trudno znaleźć, dopóki nie siądzie na środku korytarza albo gdzieś ci nie wyskoczy przed twarz. Kremowo-brązowy, zdarza się mu świecić — wyrecytowałam w końcu, starając się mówić szybko, ale też na tyle wolno, żeby Heather mogła mnie zrozumieć.
— Świecić? — spytała, unosząc brwi, a ja odchrząknęłam i podrapałam się po policzku z nerwowym uśmiechem.
— Świecić — potwierdziłam. — Najczęściej na zielono, czasami różowo — dodałam ciszej, strzepując niewidzialny pyłek ze spódnicy. — Na razie nie widziałam nigdzie kolorowych światełek.

Od Kyo, CD Hannah

Kolejny dzień bez Wandy.
Ostatnio próbowałem znaleźć sobie nawet jakąś dziewczynę, z którą mógłbym się chociażby przespać. Jakaś czarnowłosa zwyczajnie odmówiła, a od fioletowowłosej dostałem w twarz. Zdecydowanie nie było tutaj tak łatwo, jak wcześniej. Kiedyś wystarczyło przejść się przez miasto, a dziewczyny same przychodziły, wręcz błagały, żebyś z którąś się przespał. Głupie, naiwne, puste i łatwe, ale właśnie tego teraz potrzebowałem. Głupia szkoła z ponadprzeciętnymi osobami, które mają mózg.
Równie dobrze mógłbym zapytać faceta, ale raczej żaden z uczniów szkoły nie wyglądał na głupka, który da się wykorzystać. Ewentualnie Cesare, ale ten znowu był aż zbyt głupi. Przypuszczam, że nawet by nie zrozumiał...
Wtedy zobaczyłem kogoś idącego w moją stronę. Dziewczyna. Ciemnowłosa, niby niewysoka, ale również nie mierzyła stu czterdziestu centymetrów. Ładna, kształtna. Kogoś takiego potrzebowałem. Szkoda tylko, że nie miałem siły ani ochoty, żeby się odezwać. Pewnie słyszała już o sytuacji z Wandą. Pewnie też mi odmówi. Pewnie jest kolejną trudną sztuką. Jednak, o dziwo, nie przeszła obok mnie z obojętną miną. Zatrzymała się, uśmiechnęła.
– Mógłbyś mi pokazać gdzie jest oranżeria? – zapytała, nadal z uśmiechem na ustach.
– Nie – odpowiedziałem, uśmiechając się równie szeroko. - Za to mam dla ciebie inną propozycję.
Jak nic. Wyrzucą mnie.

Od Hanabi, CD Lourdes

Lourdes wyjęczała coś jeszcze. Z nas dwóch, prawdopodobnie to ona bała się bardziej. Siedziałam w temacie duchów już od dawna. W dzień raczej nic by nie zrobiły. To najpewniej w nocy moi rodzice w tajemniczy sposób zginęli. Do tej pory przechodzą mnie ciarki, kiedy pomyślę, że policja postawiła na zabójstwo, nie mając najmniejszego dowodu. Mogliby uznać to chociaż za zaginięcie... Czy jest możliwe, że nie powiedzieli mi wszystkiego, bo uznali, że to za dużo, jak na trzynastolatkę?
Nie, nie, zdecydowanie "ucieczka" rodziców miała związek z czymś paranormalnym. Gdyby nie to, w moim życiu nigdy nie pojawił by się siostrzeniec. Uśmiechnęłam się na myśl o chłopaku. Pewnie za szeroko, jak na zaistniałą sytuację.
— I chyba, teoretycznie, prawdopodobnie to bardzo możliwe, powinnyśmy zniknąć z biblioteki jak najszybciej. Jakieś pomysły, pani Genialna Fioletowa Łepetyna Do Pakowania Się W Kłopoty? — zagadała w końcu Lou, przypominając mi o sobie.
— Nie bój się — rzuciłam w jej stronę, podchodząc. — Gdyby chciał coś zrobić, to już zacząłby działać. — Zaśmiałam się po cichu, chociaż nadal wcale nie byłam aż tak spokojna. — Wygląda na zwykłego złośliwego, który chce się pobawić. Chyba... Myśl pozytywnie! Ktoś przyjdzie i nam pomoże! Pomoże, prawda? — No cóż, chyba zaczęłam panikować. Znowu. — Jest tu ktoś? — wrzasnęłam. Odpowiedziała mi cisza.

Od Lourdes, CD Hanabi

— Huh? Co takiego miałam widzieć? — Podniosłam wzrok na dziewczynę i rozejrzałam się dookoła uważnie. Nic, zero, null. Wzdrygnęłam się, czując zimno na ramionach, a sekundę później stałam obok fioletowowłosej z szeroko otwartymi oczami. To nie na moje nerwy, ja tylko chciałam zjeść, wyjść zapalić i wrócić do pokoju. — Wiesz, myślę, że nie powinnaś się ode mnie odsuwać, proszę? Co się odwala w tej szkole, borze zielony! — Zgarnęłam pojedynczy kosmyk włosów z twarzy i spojrzałam we wskazane miejsce jeszcze raz. Lekki zarys postaci, który od razu się rozmył pozostawiając białą mgłę. Kolejny podmuch zimna powodujący moje skulenie się. Twarz Hanki wyrażająca więcej przerażenia, niż jakakolwiek rzecz lub osoba w tym momencie, gdziekolwiek na świecie. Nie minęła chwila, a emocje dziewczyny zmieniły się w fascynację i zainteresowanie. Jeszcze tego mi brakowało! Napalonej na duchy nastolatki ciągnącej mnie po nawiedzonych bibliotekach. — I chyba, teoretycznie, prawdopodobnie to bardzo możliwe, powinnyśmy zniknąć z biblioteki jak najszybciej. Jakieś pomysły, pani Genialna Fioletowa Łepetyna Do Pakowania Się W Kłopoty? — fuknęłam pełna złości i pretensji, naprawdę mi się to nie podobało. Może ten duch się materializuje i dobierze się do naszych majtek? To byłoby przerażające. "Umarły w nieznanych okolicznościach, stan ciał wskazuje na gwałt, ale sprawcy nie widać, więc sory memory, nie złapiemy go". Idealnie, do cholery.

Od Rishimy, CD Jane

Wbiegłam na schody, czując, że moje serce jest bliskie wypadnięcia z klatki piersiowej. Pierwszy raz w życiu zaspałam na cokolwiek. Pierwszy raz czułam się aż tak nieodpowiedzialna. Zmarnowałam dwie godziny. Dwie godziny, które mogłam przeznaczyć na krótką przechadzkę albo szybki trening, który by mnie pobudził. Zamiast tego przemknęłam właśnie przez stołówkowe drzwi, przyuważając, że zostały mi dwie minuty, a potem kucharki zaczną przygotowywać obiady.
Zdążyłam. Gdybym nie zdążyła, zapewne byłabym na siebie bardzo, bardzo zła. Dobrze, że obowiązywały tu zasady szwedzkiego stołu. Inaczej już dawno nic by dla mnie nie zostało.
Chwila.
Kilka kucharek energicznie zaczęło odkładać wszelkie jedzenie. A właściwie jego resztki. Czyli jednak przepadło mi kilka godzin, a na dodatek śniadanie.
— Przepraszam! — krzyknęłam, mając nadzieję, że którakolwiek z kobiet zareaguje. — Zostało coś jeszcze? — zapytałam, czując na sobie wzrok przynajmniej kilku osób. Któraś z pracownic kuchni odburknęła coś pokroju, że godziny wydawania śniadań właśnie dobiegły końca.
Opuściłam ręce zrezygnowana, kiedy to ktoś klepnął mnie lekko w ramię. Odskoczyłam kawałek, a oddech znowu stał się nierówny.
— Cześć, jestem Jane. Pomóc ci w czymś? — Spokój, to człowiek, a nie istota, która czyha na ciebie z zębami i żądzą krwi. Uśmiechnęłam się lekko.
— Cześć, Rishima. Zaspałam na śniadanie, ale miałam cichą nadzieję, że coś jeszcz zjem... — mruknęłam, rzucając wzrokiem za siebie. Nie, nikt czekał na mnie z talerzem najlepszych wędlin. Właściwie po prostu kucharki zajęły się obiadem. Albo sobą.
— Możesz zjeść moją kanapkę! — Jane odwzajemniła uśmiech. Jejku, sprawiała wrażenie bardzo miłej.
— Dziękuję — odpowiedziałam, przejmując od niej chleb z serem. Niby nie przepadałam za serem, ale w obecnej sytuacji zjadłabym jelenia z raciczkami. Wgryzłam się w kromkę, stwierdzając przy okazji, że była naprawdę dobra. Nie spodziewałam się takiej jakości jedzenia w szkolnej stołówce. A może po prostu głód doskwierał mi już na tyle, że zapomniałam przejmować się smakiem?
— Tutaj lepiej przychodzić dziesięć minut przed zamknięciem, bo można nie dostać jedzenia — kontynuowała dziewczyna, wodząc wzrokiem po stołówce. Skończyłam kanapkę. — Tak w ogóle chyba jesteś tutaj nowa, co nie? — zapytała. — Chciałabyś może przejść się nad altankę w lasku? Słyszałam, że jest przepięknie — rzuciła, tym razem skupiając wzrok na mnie.
Zerknęłam do torby, szukając notatnika. Znalazłam go na samym dnie, aż dziwne. Musiałam być wczoraj naprawdę zmęczona. Zajrzałam do dzisiejszej daty. "Pobudka - 7:30", głosił pierwszy podpunkt. A drugiego nie było. Kartkę wcześniej znajdowała się Oficjalna Lista Celów, którą napisałam kilka dni temu. Czyli... Nie zrobiłam planu. W związku z tym... Czy jeden dzień wolności ducha nie zaszkodzi? Jeden jedyny, więcej się nie powtórzą. Z jednej strony, marnowanie czasu. Z drugiej, może będę mogła dobrze się bawić?
— Chętnie! — odpowiedziałam z uśmiechem, dając jej szybkim gestem znak, żeby wskazała drogę.

Od Jaśmina, CD Aurelion

Zanim wyszliśmy, zerknęłam na Walliego, posyłając mu spojrzenie mówiące, żeby był grzeczny. Mam nadzieję, że po powrocie nie zastanę armagedonu.
— Wiesz, jeśli chcesz, możemy w przyszłym roku spróbować z klubem ogrodniczym. Z chęcią bym ci pomógł, bo brzmi to lepiej niż spędzanie czasu ze strasznym Dexterem. Jego nos jest dziwny, wygląda, jakby miał ci nim zaraz wydłubać oczy, szczególnie jak się nad tobą nachyli. Wiesz, do tego w kolejnym roku będzie więcej ludzi i na pewno znajdzie się ktoś, kto kocha roślinki.
Odwróciłam głowę w stronę Aureliona, gdy się odezwał i tym razem to ja musiałam nadążyć za jego słowami, ale kiedy przetrawiłam wszystkie informacje i zrozumiałam treść jego wypowiedzi, cała się rozpromieniłam.
— Naprawdę? To byłoby cudowne — powiedziałam, czując, że jakoś mi się cieplej robi na sercu. Przekochane kwiaty i miłe osoby, to zdecydowanie byłoby wspaniałe, chociaż moje ogarnięcie wszystkich pewnie by irytowało. No, i moje rozmówki z roślinami. Buah, chyba powinnam pójść do miasta, żeby sobie kupić jakąś ładną doniczkę oraz roślinkę. Najlepiej sukulenta.
— Ewentualnie napisać ogłoszenie i poprosić Herę, żeby umieściła w gazetce — dodałam rozkojarzona. Dziewczyna trochę mnie przerażała, ale czego się nie robi dla swojej miłości i maleńkiego promyczka w tym świecie?
— Dexter naprawdę jest aż tak straszny w klubie? — spytałam z rozbawieniem. Przy wprowadzaniu wydawał się miły, ale licho go wie, równie dobrze mógł być diabłem w tym wyrośniętym ciele.

Od Yevgeniego, CD James

Duchy, dyrektor gzi się z uczniem, uważać na panią zielarkę, a wifi ku szczęściu i radości gawiedzi było, nawet w lesie!
Starałem się nie roześmiać, a przy tym wszystko zanotować w myślach i zapamiętać, żeby potem mieć jakoś lżej, ale znając życie, później zaczną mi się one gmatwać oraz mieszać. Póki co w miarę ogarniałem, zaliczyłem tylko jeden upadek i uśmiech sam się cisnął mi na usta, więc nie było źle. Wręcz powiedziałbym, że dobrze. Dość ironicznie, patrząc na to, że przede mną malowała się perspektywa szkoły, w której praktycznie wszystko chciało mnie zabić, ale hej! Jeszcze żyłem. Z naciskiem na jeszcze. Paradoksalnie byłem zbyt optymistyczny, jednak na razie się będę tego trzymać.
— Masz jakieś jeszcze tajemne pytania? — spytał, a ja się zamyśliłem.
Zanim odpowiedziałem, zastanowiłem się dokładnie, czy nic mi nie umknęło i mogliśmy przejść do dalszego wprowadzania. Chyba i tak część będę musiał odkryć na własną rękę. Pokręciłem przecząco głową.
— Nie, reszta raczej w praniu wyjdzie — stwierdziłem, nieobecnym wzrokiem patrząc gdzieś za Jamesem, ale zaraz wróciłem na ziemię. — A ty masz dla mnie jeszcze jakieś tajemne informacje, które pomogą mi przetrwać, nie harcerzu, a członku samorządu? Tę przysięgę możemy zaliczyć — dodałem rozbawiony.
A myślałem, że to podłoga będzie moim jedynym wrogiem i potencjalnym zabójcą.

środa, 30 sierpnia 2017

Od Jane, CD Rishima

Poranek. Dopiero co wstałam, a już godziny wydawania śniadań biegły ku końcowi. Ubrałam się szybko w pierwsze lepsze ubrania, które wyciągnęłam z walizki i zaczęłam rozczesywać swoje długie, kruczoczarne włosy. Poszłam umyć zęby i trochę ogarnąć makijaż, w skutek czego rozmazał mi się cały tusz i nierówno położyłam szminkę. O, cholercia, ostatnie osiem minut!
Pobiegłam szybko do stołówki. Ludzi było już bardzo niewielu, a każdy, kto tu jeszcze siedział miał prawie pusty talerz. Najwidoczniej byłam ostatnią osobą, która przyszła tu na jedzenie. Podbiegłam do pani ze stołówki, która spojrzała niepewnie na zegarek. Zostały mi jeszcze całe cztery minuty, więc dumnie otrzymałam jadło, usiadłam i zaczęłam jeść moje płatki czekoladowe wraz z kanapką z serem i pomidorem, kiedy nagle do stołówki wbiegła jakaś strasznie wysoka dziewczyna o długich, blond włosach, które sięgały jej do pasa. Śledziłam czas, co chwilę nerwowo sprawdzając telefon i zobaczyłam, że zostały jej zaledwie dwie minuty, lecz po osobie wydającej jedzenie nie było ani widu, ani słychu. Pewnie po wydaniu mi płatek i kanapki pomyślała, że jestem ostatnią osobą, która tutaj zje, więc sobie poszła. Blondynka próbowała dokrzyczeć się o jakieś jedzenie, ale najwidoczniej nie miała już co na nie liczyć. Podeszłam do dziewczyny.
— Cześć, jestem Jane. Mogę Ci w czymś pomóc? — zapytałam. Spojrzała na mnie, z lekkim uśmiechem na ustach.
— Cześć. Jestem Rishima, miło mi Cię poznać. Zaspałam na śniadanie, ale miałam jeszcze cichą nadzieję, że coś zjem — odpowiedziała.
— Możesz zjeść moją kanapkę. Tutaj lepiej być przynajmniej 10 minut przed zamknięciem, bo później można nie dostać jedzenia. Tak w ogóle, to jesteś tutaj chyba nowa, co nie? Chciałabyś może przejść się nad altankę w lasku? Słyszałam, że jest tam przepięknie — powiedziałam ciepło, trochę dziwiąc się swoją otwartością.

Od Rishimy, CD Foma

– Prędzej czy później i tak musiałbym ją ponieść. – Zaniósł się śmiechem. Bardzo miłym i przyjemnym dla ucha śmiechem, podobnym do tego, który często serwował ojciec przy obiedzie. - I bez nerwów, nie ma czym się stresować, nie takie rzeczy tu da się zobaczyć, a esperzy to chleb powszedni – wyjaśnił jasnowłosy, a potem przedstawił się (Foma, jakież cudne imię) i powiedział, że ma za zadanie mnie oprowadzić. Podziwiam tę szkołę, mogli przecież całkowicie zignorować dotarcie nowej osoby, zająć się sobą i w duchu liczyć, że jakoś się wpasuję.
Chłopak wskazał drogę, w międzyczasie opowiadając mi o duchach w bibliotece, do której najlepiej nie wchodzić i o dyrektorze, który ostatnio był nie w humorze, bo ktoś wniósł do szkoły smoka. Czyli prawdopodobnie nie będzie tak kolorowo, jak myślałam. Z drugiej strony, dawka adrenaliny nie zaszkodzi, skoro zostało coraz mniej czasu. Moje życie ubywało z każdą sekundą, w związku z tym należało marnować chwil jak najmniej.
– Ach, no tak... – wymamrotał Foma niedaleko pokoju samorządu, który wcześniej mi pokazywał. Wyciągnął kilka różnych kolorów kuraletów, o których mówił na samym początku. – Który chcesz? – zapytał, rozkładając je na parapecie przede mną.
– A ty który byś wybrał? – Uśmiechnęłam się.

Od Hanabi, CD Vene

— Bu. — W tym momencie moje serce chyba stanęło na kilka dobrych sekund, powietrza nagle zaczęło brakować, a myśli ułożyły się w wizje śmierci. — Znalazłaś interesujące cię książki? — zapytała Vene. Jak dobrze, że to tylko ona.
— Było tylko to, co czytałam już wcześniej... Trudno, ale obietnicy dotrzymam. — Uśmiechnęłam się. — Po drodze była kawiarnia, zapraszam!
Właściwie to było ją widać już stąd, więc tym razem udało nam się uniknąć dłuższego spaceru. Dobrze, bo moje nogi coraz głośniej krzyczały, że mają dość. W międzyczasie oddałam Vene mapę, mając nadzieję, że w żaden sposób jej nie zniszczyłam. Cóż, ostatnio zdarzało mi się to coraz częściej.
Przeszłyśmy przez próg kawiarni, siadając przy pierwszym z brzegu stoliku, ponieważ większość innych była zajęta, a na dodatek schodziły się coraz to nowe osoby. Po prostu niesamowicie duży ruch, dawno takiego nie widziałam w kawiarenkach. Po chwili podeszła do nas kelnerka. Miałam wrażenie, że już wcześniej ją widziałam, ale jak najszybciej odciągnęłam od siebie tę myśl. Z uśmiechem na ustach podała nam dwa egzemplarze menu.
— Poproszę dwa razy jabłecznik — wydukałam, wciąż czytając inne propozycje. Cóż, uwielbiałam jabłka, zdecydowanie były tymi najlepszymi owocami. I przy okazji był jedną z tańszych opcji.
— Albo nie, trzy! A ty, Vene, co chcesz? — Zerknęłam na brązowowłosą, która nadal wybierała.

Od Aureliona, CD Alex

Ogon. Nie no spoko, miętol jak bardzo potrzebujesz, co z tego, że zakłócasz moją przestrzeń osobistą. Wiem, że jest fajny, mięciusi, puchaty taki, no ale do cholery jasnej, kto ci pozwolił?
Zapalenie świeczek zapachowych? Dobrze. Malinowych? Jeszcze lepiej, odkupiłeś swe grzechy, Alexie, miętol ogon dalej, zezwalam. Tymczasem chłopak złapał za nogi i zaczął je mierzyć, oglądać, dotykać. Powinienem był go kopnąć? Raczej nie, w końcu ma na celu ściągnięcie pomiarów na buty. Czy one będą leżeć idealnie? Specjalnie dla mnie? Widocznie tak.
— Tak właściwie to nic ciekawego, nie licząc faktu, że poznałem miłą dziewczynę z drugiej klasy i zrobiłem eliksir po którym wyrósł mi drugi ogon — odparłem z cichym westchnięciem. Skinął głową i przyłożył długą miarkę do mojego... jeszcze dłuższego śródstopia? Oczywiście trafił na miejsce wrażliwe, więc za chwilę zwijałem się ze śmiechu, bowiem chłopak jakimś cudem mnie połaskotał. Parsknął radośnie razem ze mną, obserwując dokładnie moją reakcję.
Spokój Aurelion. Spokój.
Usiadłem i ponownie nadstawiłem łapę, obserwując, jak chude palce przyciskają do niej linijkę.
— Wiesz, nie jestem zbyt intrygujący, a do tego nie należę do osób, które lubują się w byciu w centrum uwagi. Przebimbałem ten czas na nauce, przesiadywaniu na drzewach i narzekaniu na tę dziewczynę, co sprowadziła na nas gniew Mińskiego. — Rozczapierzyłem palce u łap. — U ciebie było ciekawiej, jak już się zdążyłem o tym przekonać. — Czując woń świeczek, wciągnąłem mocniej powietrze, delektując się zapachem. — A ty? Zrobiłeś coś mądrzejszego, niż dawanie się dyrkowi?

Od Alexa, CD Aurelion

— Ja rozumiem twoje niskie zaangażowanie, ale jeśli mam być szczery to... penis Mińska i twoje podejście do szkoły nie powinny nigdy znaleźć się w jednym zdaniu. — Parsknąłem śmiechem. Rozmawiałem właśnie o "fifloczku" dyrektora, objadając się truskawkami. Mogło być gorzej? — Co jak co, ale on na pewno mały nie jest. Nie po tym co czuł mój tyłek wczoraj rano, wieczorem, a nawet w tym momencie. — Zakryłem twarz dłońmi. —Nie widziałeś, ile mam malinek i śladów zębów na całym ciele. To naprawdę niemożliwe, on nie może być człowiekiem! Nikt normalny by tego nie zrobił. — Również położyłem się na boku, a potem złapałem końcówkę ogona niebieskoskórego w dłonie i zacząłem się nim bawić. Był milutki i mięciutki. Taki uroczy, bardzo, bardzo uroczy. — Może zajmiemy się twoimi łapami? Skończmy temat Adama jak na razie. Chciałbym na dniach wysłać dokładne wymiary i dać ci buty na początku drugiego semestru. O ile zdamy oczywiście. — Podniosłem się do siadu i spojrzałem na biurko chłopaka. Świeczki zapachowe! Pognałem szybko do mebla i zgarnąłem te w różowym kolorze. Malinowego. Zerknąłem na łapochoda, a gdy nie zobaczyłem sprzeciwu na jego twarzy, zapaliłem dwie. — Co tam się u ciebie działo ciekawego? Opowiadaj, a nie tylko mnie słuchasz. — Usiadłem sobie przed łóżkiem i zgarnąłem z kieszeni miarkę, a potem zacząłem mierzyć stopę chłopaka. I wcale nie głaskałem futerka. Wcale!

Od Kyo, CD Ktoś

Kilka dni po ostatnim spotkaniu z Wandzią. Od tamtego momentu chowała się za czyimiś plecami, ewentualnie uciekała, gdy tylko mnie zobaczyła. Nie chciała patrzeć mi w oczy i nie reagowała, kiedy wypowiadałem jej imię. Przejdzie jej, zdecydowanie jej przejdzie. Wystarczy być cierpliwym i codziennie próbować, w końcu zgodzi się pogadać, chociażby z litości. A wtedy wszystko jej ładnie wytłumaczę, jak nie będzie chciała słuchać, to siłą. Uda mi się zdobyć jej serce, na pewno mi się uda. Ewentualnie wydam wszystkie ruble na jakieś eliksiry, może nawet zrobię go samemu. Byle tylko nie śmierdziało, jak tamto gówno na porost włosów. Odruch wymiotny towarzyszył mi przez cały następny dzień, a to przecież był tylko zapach.
Pogoda ostatnio się sporo zmieniła, słońce przygrzewało na tyle mocno, że długie włosy zacząłem spinać w koka z tyłu głowy, żeby nie stanowiły dodatkowego obciążenia dla szyi. No i trzeba nieskromnie przyznać, że wyglądałem bardzo dobrze. Jak zawsze zresztą.
Dzień był po prostu idealny, żeby wyjść i spędzić go na dworze. W takich momentach było mi trochę smutno, że nie miałem nikogo, z kim mógłbym pogadać. Niby nie znałem większości osób w szkole, a jednak moja reputacja przeminęła wraz z pocałunkiem Wandy. Co druga, o ile nie co pierwsza osoba na korytarzu omijała mnie sporym łukiem.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dziewczęcy głos. Czego ty, kurwa, ode mnie chcesz?!

Od Vene, CD Reska

Zamrugałam zaskoczona, ale zaraz wróciłam do szerokiego uśmiechu skrywanego pod pomarańczowym szalikiem. Niby wertowałam pocztówki, szukając tych najładniejszych, a w rzeczywistości bardziej skupiłam się na tym, co Reska opowiadał o swojej siostrze, a na końcu cały się zaczerwienił, wyglądem upodobniając się do dojrzałego pomidora. Urocze.
– Nawet w środku jest zimno! – Posłałam mu rozbawione spojrzenie. Cóż, przynajmniej się starał zamaskować. Dręczyć, czy nie dręczyć? Oj, dobra, daruję dzisiaj, skoro nie skomentował mojego rozpływania się nad bratem.
— Znalazłeś coś? — spytałam, wracając do wertowania, ale nadal obserwowałam go kątem oka. Zgarnął parę pocztówek, podchodząc do mnie i podsunął mi wszystkie kartki, które znalazł. Wzięłam te najładniejsze oraz tą ostatnią z kopalnią.
– A ty? Znalazłaś coś ciekawego? — Pokiwałam głową, po czym pokazałam mu te znalezione przeze mnie. Kilka było rysowanych, inne były kolażami, a reszta przedstawiała jakieś malownicze budynki lub uliczki. Ilość znacznie przekraczała tą, którą na początku zakładałam, ale i tak zamierzałam kupić wszystkie. Przynajmniej Allen będzie miał zaciesz, a ja i tak wydawałam kasę jedynie na słodycze oraz inne drobnostki.
— To wygląda mi zdecydowanie na więcej niż kilka — powiedział chłopak, na co wzruszyłam ramionami.
— Ciii, powiedzmy, że to rekompensata za zeszły rok — odpowiedziałam rozbawiona, przeliczając pocztówki w drodze do kasy i nie wiem, po jaki kij uniosłam wzrok, ale zobaczyłam prześliczną kartkę dla nowożeńców. Zanim się obejrzałam, rzuciłam tylko w stronę chłopaka krótkie „Zaraz wracam” i truchtem po nią poszłam. Musiałam podskoczyć, żeby do niej dosięgnąć, choć niska nie byłam, ale kartka była umiejscowiona wyżej niż ja.
Cała rozpromieniona wróciłam do chłopaka ze swoją zdobyczą i dorzuciłam do pocztówek.
— Też dla młodszego brata?
— Dla przyjaciela. — Słowa automatycznie wyleciały z moich ust, zanim zdążyłam się nad nimi dłużej zastanowić. W sumie lepiej dla mnie.
Zapłaciłam za wszystko, po czym zadowolona wyszłam ze sklepu z Reską.
— Dziękuję za pomoc i towarzystwo, jakoś lepiej się z tobą wybierało — wymamrotałam, chowając dłonie do kieszeni kurtki i nos do szalika.

wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Aureliona, CD Jaśmin

Będąc z dziewczyną, nie byłem w stanie powstrzymać tańczącego na ustach uśmiechu. Nie wiem dlaczego. Czy dziewczyna roztaczała wokół siebie swego rodzaju aurę? Czy może po prostu na tyle ją polubiłem, by być w stanie uśmiechać się nawet z najmniejszej drobnostki? "Polubiłem" to duże słowo, ale tak właśnie się czułem, jakbym nie był po pierwszej herbacie kiedykolwiek z obcą osobą, ale pierwszej, która zapowiadała cały dzień spędzony z dobrą znajomą. 
Zaśmiałem się.
— Klub ogrodniczy brzmi dobrze. Może bym dołączył, gdyby istniał, rośliny to cudowne istnienia. — Poprawiłem się w miejscu i zacząłem trzeć łapą o łapę. Mrówki. Wszędzie na nogach, drepczące, łażące, łaskoczące, denerwujące. Chciałem wyjść, ale nie powinienem. Nie teraz. Teraz siedzę i rozmawiam z bardzo miłą, urokliwą dziewczyną, a nie wspinam się po drzewach. 
 Chcąc chociaż trochę uspokoić niemożliwie rozbiegany tyłek, wstałem i zacząłem chodzić w miejscu, machać łapami, zaciągać palce. Pel wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem i lekkim rozbawieniem. Nie dziwiłem się. Nieczęsto widzi się kogoś takiego, robiącego coś takiego. 
— Możemy wyjść? Chociaż na korytarz i pochodzić, proszę. Nie lubię siedzieć w miejscu — poprosiłem błagalnym tonem. Ogon niespokojnie zamiótł podłogę, drgnął, podleciał do góry. Ku mojej radości, delikatnie skinęła głową, a na jej twarzy zagościła ulga. 
Mijaliśmy drzwi, innych ludzi. Kotołaki, jeleniołaki czy inne stworzenia zwierzęco podobne. Tyle istot, każda z odmiennym "Darem". Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że nie jestem taki wyjątkowy. Jestem pośród swoich.
— Wiesz, jeśli chcesz, możemy w przyszłym roku spróbować z klubem ogrodniczym. Z chęcią bym ci pomógł, bo brzmi to lepiej niż spędzanie czasu ze strasznym Dexterem. Jego nos jest dziwny, wygląda, jakby miał ci nim zaraz wydłubać oczy, szczególnie jak się nad tobą nachyli. Wiesz, do tego w kolejnym roku będzie więcej ludzi i na pewno znajdzie się ktoś, kto kocha roślinki. — Słowa padały szybko. Za szybko, na krótkich wdechach.

Od Aureliona, CD Alex

Słowa. Dziwne, nietypowe, brzmiące, jakby bardziej miały skłaniać do obrażenia się na chłopaka na amen, aniżeli wybaczenia mu, ale mimo wszystko poczułem ciepło na sercu. Powoli rozlewające się i otulające je. Do tego wieść o butach. Butach, na moje łapy. On naprawdę je znalazł, postarał się, dobił do kogoś. W końcu będę mógł je ukrywać przed wzrokiem ciekawskich. Położyłem truskawki między nami, a sam ułożyłem się na boku, by mieć widok na leżącego chłopaka. Może zbyt agresywnie go potraktowałem? Źle oceniłem, to z pewnością. Zagalopowałem się i nawet jeśli niczego nie powiedziałem mu prosto w twarz, to było mi po prostu głupio. 
— Oczywiście, że tak. —  Uśmiechnąłem się delikatnie do chłopaka i przysunąłem pudełko w jego stronę. Niech je ile wlezie, nie lubię zagarniać wszystkiego dla siebie. Białowłosy także się uśmiechnął i sięgnął po jeszcze jeden owoc. — Ja też przepraszam, przegiąłem wtedy. Co jak co, ale przemoc nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, a ja uderzyłem cię z taką łatwością. To nieludzkie — wyszeptałem nieco słabiej. Cieszyłem się, że Heniek i Leo postanowili gdzieś uciec i akurat teraz chłopak zdecydował się na przyjście tu. Zamiotłem ogonem powietrze i przełożyłem go przez moje udo, gdzie jego kita znalazła się kilka centymetrów od brzucha towarzysza. Uśmiechał się w moją stronę. Nie był to ten firmowy, irytujący uśmieszek, a ten szczery, miły. 
— No, a co do Mińskiego, ma się czym pochwalić czy jego fifloczek jest mniejszy niż moje zaangażowanie w życie szkolne? —  Podparłem głowę na pięści, sięgając po truskawkę.

Od Amadeusza, CD Heather

Posłałem w stronę młodej dziewczyny, zapewne uczennicy [no chyba, że to nauczycielka, z rasy wiedźma, która od lat się odmładza, w co szczerze wątpię, czy ktoś jeszcze tak robi?], promienny uśmiech, najmilszy, jaki mogłem z siebie w tej chwili wykrzesać. Lepiej zrobić dobre pierwsze wrażenie, zdziadziały nauczyciel, to ostatnia rzecz, którą chcą napotkać wychowankowie, wiem z doświadczenia. 
 — Byłbym naprawdę wdzięczny, gdybyśmy pierw ruszyli do pokoju. Co prawda, torby nie są ciężkie, ale boję się, że za chwilę pękną albo one, albo mój kręg — mruknąłem, nieco się prostując i poruszając zmęczonymi podróżą ramionami. Blondynka skinęła głową i ruszyła w stronę oddalonego budynku. Podążyłem za nią, niczym wytrenowany piesek. Zabawnie, nie powiem. 
Krótkie oprowadzenie po akademiku nauczycieli, zostawienie walizek, a następnie ruszenie w stronę Groty Mantykory, znanej również jako sekretariat. Wbrew pozorom nie jest to tylko pokój tortur dla uczniów, prywatnie sam robię pod siebie, gdy tylko usłyszę nazwę tego miejsca.
Papierkowa robota, sprawy oficjalne, czysto służbowe, bezsensowne gadanie mające na celu motywację i życzenie powodzenia w pracy, a potem wolność. Piękna, cudowna wolność.
W towarzystwie miłej, prawdopodobnie tylko na pokaz, nastolatki.
 — Czy zechce mnie pani dalej oprowadzić po Uczelni? Nie chce mieć potem problemów z odnalezieniem się i spóźnianiem na lekcje. — Kogo ja oszukiwałem, tak czy siak, będę przychodził piętnaście minut po dzwonku. Inaczej nie byłbym sobą.

Od Jocelyn, CD James

Obserwowałam jego twarz, modląc się, żeby nie zaczął się śmiać. Znów nerwowo przygryzłam wargę. Najwyraźniej dzisiaj naciągnęłam limit, bo poczułam na języku słony smak krwi. Skrzywiłam się lekko. 
— Kondomy i niezarejestrowane tabletki antykoncepcyjne — powiedział. Zrobił krótką pauzę i dodał — Ale jeżeli teraz się zerwiesz, to może masz jeszcze szansę, żeby zabrać je z pokoju, zanim je znajdą. 
Oceniłam moje szanse. Nawet nie byłam pewna czy nadal je miałam, ale jeśli jednak to szlaban mi się nie uśmiechał. Może powinnam pójść? Zerknęłam na chłopaka. Czy zgodziłby się pójść ze mną? Samotna konfrontacja z rozwścieczonym dyrektorem mi się nie uśmiechała. Może członek samorządu by go jakoś udobruchał. Dobra, pójdę. Ale najpierw go poproszę, żeby poszedł ze mną. Jak on się nazywał? Chyba James. Lub Jamie. Raczej James. Odchrząknęłam:
— James, poszedłbyś ze mną? — Okręciłam włosy na palcu i oblizałam usta. Kurczę, leciało mi więcej krwi niż mogłabym się spodziewać.
— Czemu nie pójdziesz sama? — Nie wydawał się rozeźlony, raczej... zaciekawiony
Wydałam zdławiony odgłos, niczym wściekły kot. Kilka osób odwróciło głowy w naszym kierunku:
— Co za różnica? — fuknęłam, po czym od razu przeklęłam się w myślach, teraz jak byłam niemiła to na pewno nie pójdzie — Znaczy... Po prostu nie uśmiecha mi się spotkanie z Mińskiem. — Tym razem zmusiłam się do miłego tonu, chociaż nawet w moich uszach brzmiał sztuczni.e — Nie ważne... — Tym razem znów włączył mi się tryb suki. Zacisnęłam więc usta, przez co pociekło jeszcze trochę krwi i przysunęłam się trochę do Shioko.

<James? Krótkie trochę, ale dopiero się uczę charakteru :3>

Od Edlin, CD James

Kuralety były tak fascynujące, jak śnieg padający na dworze. Czyli... no, raczej nie do końca. Nie żeby coś, ale fanką elektroniki nigdy nie byłam, więc wzięłam pierwszy kuralet, który wpadł mi w oczy – taki o kolorze nieokreślono-zmieniająco się-dziwno-tęczowym i drgnęłam lekko, kiedy znów usłyszałam ciepły głos chłopaka.
– Mamy kilka klubów, artystyczny, wróżbiarski, muzyczny, młodych alchemików albo alkoholików, miłośników zwierząt, dziennikarski... – James wyglądał jak dziecko mówiące wyliczankę na paluszkach, co na początku mnie rozśmieszyło, ale po chwili moja uwaga skierowała się na wypowiedziane przez niego słowa.
– Klub alkoholików! – mruknęłam do siebie z zadowoleniem.
– No, a tak poza tym, to dla pierwszaków szykują się jeszcze wybory do samorządu uczniowskiego, najprawdopodobniej Hera wyskoczy z jakąś parapetówą dla rozluźnienia klimatu. – Głos mojego niestrudzonego towarzysza ponownie przedarł się przez moje uszy. Hera? Brzmi jak szkolna bogini, po kontekście wnioskuję, że bardzo się z prawdą nie minęłam. Samorząd? Pomyśli się później. Na razie, skupmy się na wypakowaniu czarodziejsko pojemnej walizki o cholernie wielkiej wadze.
Dopiero teraz dokładniej rozejrzałam się po pokoju – był stosunkowo ładny i czysty, przyjemny z wyglądu. Meble były co prawda proste, ale ładnie dopasowane do jasnych ścian oraz siebie nawzajem. Rozmiarowo wystarczył, by zapewnić odrobinę prywatności każdej jego mieszkance oraz zaspokoić jej potrzeby przechowywania ubrań. Prostota tych ledwo żywych kwiatuszków na komodach i luster oprawionych w zwyczajne, proste ramy tak różniła się od przepychu komnat rodzinnej rezydencji, a z drugiej strony dostarczyła mi coś w rodzaju... spokoju? Braku poczucia osaczenia? Westchnęłam z zadowoleniem i energicznie przerzuciłam swoje ubrania w trybie ekspresowym do szafy, a walizkę złożyłam i wcisnęłam pod – jak mi się zdaje – moje łóżko.
Pytanie o moje pochodzenie przyleciało znikąd (gwoli ścisłości – z ust słonecznego blondyna), więc przez chwilę nie udzielałam odpowiedzi, a jedynie mierzyłam badawczym spojrzeniem obiekt mojego skonsternowania.
– Anora – rzuciłam, wieszając kurtkę na wieszaku i poprawiając jasnoniebieską koszulę. Skrzydła dalej wyglądały jakbym je wyjęła z pralki, więc złożyłam je i tym razem ja spytałam:
– A ty? Skąd pochodzisz? – mówiąc to, jednocześnie zamknęłam drzwi od pokoju i dorzuciłam – Może i kobiecie nie przystoi, ale i tak zapraszam na spacer wewnątrz murów.

Od Hannah, CD ktoś

Westchnęłam cicho, poprawiając słuchawki na uszach. Zmieniłam nieco pozycję na ławce. Wokół mnie panował niezmącony spokój. Przez dłuższy czas leżałam na ławce, obserwując las. Dość długo szukałam odpowiedniego miejsca, żeby przysiąść i napatrzeć się na piękne rośliny. Położyłam się na ziemi i zamknęłam oczy, wchłaniając piękne zapachy natury.
— Ślicznie tu — szepnęłam. Jeśli wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy, często mówiłam do siebie. Sprawiało mi to pewnego rodzaju ulgę. Przecież każdy potrzebuje czasami porozmawiać z osobą na swoim poziomie. Co prawda od paru dni nie miałam szczególnej okazji do rozmowy z innymi osobami. Jedną z niewielu osób, z którą wymieniłam wiele zdań w AWU była Heather, potem jakoś szczególnie nie interesowały mnie kontakty z innymi.
Nie miałam także szczególnej okazji, żeby zwiedzić dokładniej wszystkie zakątki akademika. Szczególnie zainteresowała mnie oranżeria, której pomimo spędzonych godzin na jej poszukiwaniach nie dałam rady znaleźć. W końcu musiałam się z tym pogodzić. Byłam zbyt nieśmiała, żeby zagadać napotkane na korytarzu osoby, dlatego nie miałam wyboru.
W końcu po jakimś czasie wstałam, otrzepałam się z liści oraz ziemi i zaczęłam przedzierać się przez gęstwiny. Ruszyłam z powrotem w kierunku szkoły. Szkoda, że nie wiem gdzie jest ta oranżeria. Na pewno mają jakieś ciekawe zwierzęta. Dotarłam już niemal do Akademika, gdy ujrzałam jakiegoś chłopaka, obserwującego mnie. Stał przy schodach i wydawał się lekko znudzony. Dobra, co mi tam. Podeszłam kilka kroków w jego kierunku i spuściłam wzrok. Zazwyczaj nie byłam aż tak nieśmiała, ale cała sprawa z rasami była dla mnie stosunkowo nowa. Odetchnęłam głęboko i zapytałam:
— Mógłbyś mi pokazać gdzie jest oranżeria?

<Ktosiu? (':>

Od Jaśmina, CD Aurelion

Wolałam niektóre tematy ominąć, choćby niedyskretną, szybką zmianą tematu, która nie dawała chłopakowi odpowiedzieć. Cóż, już nie byłam małą dziewczynką, która głośnym krzykiem i łzami mogła się uchronić. W tej sytuacji byłoby to po prostu niezręczne… No, i wredne.
Nie miał zwierzaka, Klub Młodych Alchemików, hm… W sumie, ej! Właśnie, kim mój towarzysz był pod względem rasy? Strzelałam, że zwierzołak, ale jego wygląd ogólnie był dezorientujący. Nie, lepiej o to nie pytać. Ciekawość ciekawością, ale jednak to byłoby mocnym nietaktem.
— Yep, wygrałeś wielką tajemniczą nagrodę, która jest tak tajemnicza, że nawet ja nie wiem, czym jest — powiedziałam, parskając śmiechem i wtuliłam nos w szaliczek. — Też rozważałam alchemiczny, tylko ten… Nie bardzo mogłam. — Przewróciłam delikatnie oczami, przypominając sobie, że po wprowadzeniu dostałam kategoryczny zakaz zbliżania się do Nico i Dextera. A jako że obydwoje byli w tym klubie, to i zapisać do klubu nie mogłam za bardzo. — Ewentualnie założyłabym coś koło ogrodniczego, ale kiepska w tych sprawach jestem, nie mam członków i jakoś czarno to widzę, więc ta-daaa. Ogarniam zwierzaki, co nie jest trudne, póki sam nie zajmujesz się oranżerią — starałam się mówić wolno, żeby nie nawijać znowu jak katarynka. Nie chciałam, żeby chłopak znów poczuł się zagubiony.
— Po prostu żyć, nie umierać, ewentualnie tracisz palce.

Od Mińska, CD Alex


— Dobrze, Adam. Będę jutro o siedemnastej, odpowiada ci? Czy może będę przeszkadzał, bo sprowadzisz sobie kolejną osobę, którą potraktujesz jak pierwszą lepszą dziwkę, myśląc, że nie ma uczuć i nie myśli? Nie jestem zabawką do upijania i pieprzenia, do chuja. Wyzywasz mnie od dzieciaków, a sam nie zachowujesz się lepiej. — Smarkacz wyszedł na korytarz, trzaskając drzwiami, dosyć wyraźnie dając upust wszystkich swoim emocjom. Wolałem nie podchodzić do niego w obecnym momencie, nie, gdy bachor znajdował się w takim stanie. Inną kwestią był fakt, że miał prawo czuć się w ten sposób. Wykorzystany? Cudownie, Adam, zrobiłeś naprawdę spory progres w kwestii relacji międzyludzkich, skoro powoli zacząłeś widzieć problem. Dużo roboty papierkowej, mało ogaru, ale czy było w ogóle czym się martwić? To ledwie piąta szkoła o takim prestiżu w ósmym uniwersum, która skupiała wszystkie nacje niezależnie od rasy i formy, a z tego, co wiedziałem, oficjalnie regulamin uczelni wyższych dostosowano przede wszystkim pod Uniwersytet Latający. Cholerną, wielką kopułę, która krążyła w chmurach nieopodal stolicy Cesarstwa Anory, będąc perłą w morzu, istną kulturową samochwałką. Dobra, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Piwo się nawarzyło, piwo trzeba wypić i tyle. Podniosłem się do siadu, szukając wokoło ubrań. Mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem o głupich smarkaczach, bachorach i dzieciakach w jednych, następnie zacząłem kompletować garderobę, która znajdowała się w dziwnych i dziwniejszych miejscach. W końcu, już ubrany, ruszyłem do swojego pokoju, żeby się odświeżyć w spokoju. Zająłem się papierkową robotą, naprawianiem tego całego bajzlu dzieciaków, mając nadzieję, ledwo zauważyłem, kiedy chłopak wbił do pomieszczenia, ale doskonale zdawałem sobie sprawę, że pukanie na pewno bym usłyszał. 

— Siedemnasta, przyszedłem posprzątać.— Zacisnął usta w wąską linię. Spojrzałem na niego mrużąc oczy, następnie machnąłem dłonią w kierunku środków czyszczących, które stały nieopodal kanapy, w wiaderku.
— Tym razem porządniej ogarnij książki — rzuciłem, wracając do papierologii. Zagłębiłem się w tabelkach, kosztach i dofinansowaniach, zastanawiając się, czy całkowite przebudowanie uczelni byłoby dobrym pomysłem. Na pewno trzeba będzie zmienić mundurki, zmodernizować zasady, przemyśleć o wielu innych rzeczach. Zerknąłem kątem oka na chłopaka, który stał przy biurku, nie poruszając się w stronę szmatek i reszty. — Na co czekasz? — zmarszczyłem brwi.

Od Alexa, CD Aurelion

— Zakodowałem, cukier przyniosę następnym razem — mruknąłem od razu wzdychając ciężko. — Nie jesteś nieznośny, nie jesteś workiem do bicia. Jesteś naprawdę w porządku chłopakiem. I naprawdę nie wiem, czemu mnie tak ostatnio poniosło. Nie powinienem nazywać cię Pedalskim, ani nie powinienem się do tego potem wykłócać. Zachowałem się jak idiota, nie bądź zły, okej? My dziwni musimy trzymać się razem. Ja uznawany za pojebca, ty jesteś niebieski. To się łączy, co nie? — Uśmiechnąłem się do niego z nadzieją, że potwierdzi i jako tako zapanuje pokój. Naprawdę nie miałem ochoty ciągnąć tego dalej. Wizja zostania sam na sam z myślami, bez pomocy i byciem wrednym dzieciakiem w oczach wszystkich dookoła nie była ani trochę zachęcająca. Fakt, moje aktualne zachowanie wcześniej mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie, pomagało. A teraz? Nie pasowałem nigdzie, mało kto mnie znosił. Moim jedynym przeznaczeniem w tej szkole miało być chyba bycie prywatnym workiem na spermę Mińskiego. Przejebane.
— A właśnie! Rozpocząłem dzikie poszukiwania butów dla ciebie i wiesz, że chyba coś znalazłem? Musisz mi tylko powiedzieć jaki kolor ci się marzy, no i muszę dokładnie zmierzyć twoje łapy, a potem reszta zostaje już w moich rękach. Będą super! — Zgarnąłem do ust drugą truskawkę, nie chciałem wyjeść więcej, w końcu był to prezent dla Aurelka, a nie mnie - głodomora. — To jak, przejmiesz przeprosiny?

Od Aureliona, CD Alex

Trzaśnięcie drzwiami. To nie Henio, Henio nie trzaska, a Leo jest zbyt spokojny, nawet gdyby chciał, to zaraz by za to przeprosił i skulił się na swoim łóżku. Odwróciłem głowę, może ktoś się pomylił?
Błękitne, irytujące oczy, osadzone na równie denerwującej twarzy. Nie miałem ochoty na nią patrzeć. Nie po tym czasie, gdzie obaj siebie ignorowaliśmy. Nie powinien był tu przychodzić, nie powinien wchodzić po dwóch stuknięciach w drzwi, nie powinien. Gadka, szmatka. Pierdolenie, jak to nie żałuje. Przepraszanie. Jedynym plusem było to, że przyniósł mi truskawki. Jednak po chwili pokazał drugą stronę medalu, świetnie odkrywając przede mną fakt, że jest zasranym egoistą, który przyłazi tylko wtedy, gdy ma problemy albo interes. Cudowne towarzystwo sobie dobrałem.
Oparł głowę o moje ramię. Jak gdyby nigdy nic, zachowując się do tego, jakbyśmy byli starymi znajomymi, albo związkiem z krótkim stażem. Wizja skopania mu dupska była wyjątkowo kusząca, a dodatkowe wywalenie go za próg, kusiło swym kształtem, niczym kobieta lekkich obyczajów.
Blah, blah, blah, Mińska, blah, blah, przeruchał po całości, blah, blah, blah.
Zatrzymałem rękę w połowie drogi do ust. Ściągnąłem brwi, zgniotłem truskawkę z palcach i spojrzałem niedowierzając na chłopaka. Opadł z syknięciem na mój materac, wlepiając, wyjątkowo smutne i przepełnione bólem, oczy w sufit.
— Ty i Miński, co? — spytałem, nie spuszczając z niego wzroku. Sok z truskawki spłynął po moich palcach, więc nie ociągając się, zlizałem go i zjadłem owoc. — Czy wy jesteście chociaż odrobinę sprawni umysłowo? To nielegalne, będziecie mieć kłopoty. — Sięgnąłem po kolejny owoc.
— No co ty nie powiesz, panie Spostrzegawczy? Gah, nie o tym teraz mowa, lepiej mi pomóż.
— Czemu miałbym to zrobić? Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, tak to się mówi? Cierp ciało, skoroś chciało, też pasuje. — Rzuciłem truskawką w chłopaka. Bąknął coś pod nosem, ale zjadł jagodę. — Niesamowite, wszyscy do mnie przychodzą tylko z interesami, to przykre, jestem aż tak bardzo nieznośny? A może jestem tylko workiem do bicia i przezywania, dla wyładowania emocji? Ciesz się, że mam miękkie serduszko i twardą dupę, bo powinienem cię stąd wypieprzyć szybciej, niż tu przylazłeś — powiedziałem bez większych emocji, bardziej skupiając się na ugniataniu czerwonego owocu i wąchaniu go. — Co mam ci powiedzieć, idź tam, zrób co trzeba, no i nie nadstawiaj dupska, o ile potrafisz to zrobić. Jak skończysz, to możesz tu z powrotem przyjść...
— Po co? — Zerknął na mnie z dołu.
— Chcę się upewnić, że bardziej cię nie poturbuje. Ogh, mam jeszcze tyle nauki, a tak mało chęci! Do tego te truskawki, nie zdam tego semestru, przysięgam — westchnąłem, kładąc się obok chłopaka i zanurzając palce po kolejną słodkość. — Lepsze byłyby z cukrem.

Od Jamesa, CD Joce

— To nie tak — spróbowałem wyjaśnić, ale w odpowiedzi dostrzegłem jedynie lecącą w moim kierunku dłoń dziewczyny. Złapałem ją za nadgarstek, wykręcając nieco w lewo, żeby ponownie tego rodzaju działanie nie przyszło jej do głowy. — Heather, mogę to wytłumaczyć — warknąłem, ale zanim się zorientowałem, już odskakiwałem od drugiej dłoni. Za wolno, tym razem spotkała się z moim policzkiem, a po pustym korytarzu rozległ się głośny plask. 
— To nigdy nie jest tak. — Uśmiechnęła się słabo dziewczyna. — I myślę, że właśnie o to w tym chodzi, nie sądzisz? — prychnęła, wzięła głęboki oddech i otworzyła usta, żeby coś dodać, ale w tym samym momencie usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi. Do pomieszczenia weszła dwójka osób, która bardziej przypominała zmokłe kury, aniżeli uczniów. Shioko dumnie dzierżyła w rękach kurtkę, wypinając cycki do przodu, ale głowę miała spuszczoną. Dexter się nie certolił, szedł przed siebie, rzucając pod nosem przekleństwa, a przy okazji trzymał... smoka. Zamrugałem kilkukrotnie, doskonale orientując się w jego gatunku, tak bardzo widocznym, dzięki charakterystycznej, czarnej barwie łusek, zielonych ślepiach i pazurach wygiętych pod dziwnym kątem. Oho, dowód, że się działo. Chłopak wyciągnął dłonie w kierunku Heather, podając jej smoka.
— Zabieraj to cholerstwo ode mnie, zanim wyrwę mu wszystkie łuski jak paznokcie — wycedził zimno, gdy dziewczyna użyła swoich mocy do spacyfikowania bestii. 
— Tam leży laska, która zaraz zdechnie — wymamrotał z promiennym uśmiechem. — I chyba twoja dziewczyna — prychnął w moją stronę — więc zapierdalaj w podskokach, zanim dostaniesz z drugiej łapy w twarz — dodał, jeszcze bardziej poszerzając uśmiech. Zamrugałem kilkukrotnie, a potem palnąłem największą zgubę tego świata, przez którą zadrżały nawet okoliczne szyby.
— Która? — Nawet nie zdążyłem wypowiedzieć słowa do końca, a już Heat rzuciła oschłe "Serio?". Podrapałem się po głowie, wzdychając w duchu, zjebałeś to, James. — W kontekście kto leży? — Dexter posłał mi tylko puste prychnięcie, więc ruszyłem na dwór, mając nadzieję, że nie znajdę tam trupa. 

x X x

A cała reszta to już historia. 
— Ja pierdolę, bezczelne bachory, nie macie co robić po nocach, więc szlajacie się gdzie popadnie, kurwa czyjakolwiek mać. — Mińsk zdecydowanie miał bardzo głośny głos. – Życie ci niemiłe?! Latasz po nocy szukając jakiegoś pierdolonego zwierzyńca?! Gorzej, wzięłaś to cholerstwo do pokoju. Myślisz, że my przepisy to przez przypadek mamy? TAK? Bo wcale, wcale głupia szuja nie mogła cię zajebać w nocy. Wcale. Ani ciebie, ani twoich koleżanek z pokoju. Zaprószyłby ogień, co, do cholery?! Udusiłybyście się we własnym pokoju, a wiesz ile to zbędnych papierków byłoby dla mnie do wypełnienia?! — Argh, rewizje pokoi i tak dalej, i tak dalej. Jak żyć. Ruszyliśmy gromadą do stołówki, zastanawiając się co będzie dalej. 
— Mam pytanie odnośnie tych zakazanych przedmiotów... — zaczął ktoś obok mnie. Zamrugałem kilkukrotnie, orientując się, że siedzi przede mną panna z ogonem. Jak ona miała na imię? Jone? Joce? Jakoś tak. — Chodzi o kondomy. Czy one się liczą jako nielegalne przedmioty? — Uśmiechnąłem się delikatnie, stwierdzając, że to pierwszy promyk słońca w tym dniu, który wprowadza jakiekolwiek wątki nietragiczne.
— Kondomy i niezarejestrowane tabletki antykoncepcyjne — potwierdziłem. — Ale jeżeli teraz się zerwiesz, to może masz jeszcze szansę, żeby zabrać je z pokoju, zanim je znajdą. 

Od Mińska, CD Shioko

Dziewczyna wyglądała jak przestraszona łania, która podeszła do strumienia i nagle zorientowała się, że jest wystawiona na łaskę i niełaskę wszelkich drapieżników, które znajdowały się w pobliżu. Tak to już jest, jak się najpierw nie myśli, ukrywa różne dziwne rzeczy, a potem dodatkowo dobija tym biednych nauczycieli. Uczniów trzeba ukarać, dyscyplinę utrzymywać i tak dalej, ale zdecydowanie wolałem, gdy smarkateria była na tyle ogarnięta, że sama załatwiała własne sprawy. Oni swoje, my swoje, nikt się do niczego nie wtrącał, póki jedna i druga grupa potrafiła logicznie podejść do tematu. Ale, oczywiście, jakaś gówniara musiała sprawić, że to wszystko rozprysło się niczym bańka mydlana, w rezultacie zostało nam tylko marudzenie i myślenie jak sobie poradzić z zaistniałą sytuacją. 
Podszedłem do karafki, decydując się w końcu napełnić kieliszek elfim winem, na uspokojenie. Trzeba było odpocząć mentalnie po tej czarnej cholerze, która obecnie wylądowała spokojnie w klatce i najprawdopodobniej czekała na uśpienie. 
— Czy ja mam szlaban za papierosy, podczas kiedy pan pije alkohol podczas swojej zmiany, na dodatek przed uczennicą? Myślałam, że i pana powinny obowiązywać przepisy... — Usłyszałem ciche mruknięcie dziewczyny. Odwróciłem głowę, przyglądając się drobnej, zakopanej w papierach niewieście. Uniosłem jedną z brwi, zastanawiając się, jak bardzo jestem zmęczony i wkurwiony akcją ze smokiem. Nie spałem od tego momentu praktycznie, wypełniając wszystkie możliwe rzeczy, żeby tylko nie odbiło się to na aktach tych bachorów.
— Możesz dostać kieliszek do wypicia za straty moralne i smokowy stres pourazowy — powiedziałem, mrużąc oczy. — Ale tylko jeden — zastrzegłem. Znaj łaskę pana.

Od Heather, CD Jaśmin

Dobra, dziewczyna nadal wyglądała, jakby zaraz miała dostać palpitacji serca, nie musiałam być empatą, żeby doskonale odczytywać z niej emocje, które odbijały się na twarzy dziewczyny. Wszechobecny smutek od niej płynący roztaczał wokół siebie aurę osamotnienia, tak bardzo wyraźną, tak bardzo nie do zniesienia. Zamrugałam kilkukrotnie, próbując odgonić od siebie cudze uczucia, w tym wypadku należące do Pel. Prywatność i inne sprawy tego rodzaju, chyba powinnam ponownie zamówić blokery.
— Em... U mnie w pokoju, ponieważ w oranżerii straszy wszystkie zwierzęta, ale ma nawyk robienia sobie wycieczek i wymykania się, a jako, że w AWU to jego pierwsza, to nie wiem, gdzie może być i... — powiedziała dziewczyna na jednym wdechu, praktycznie nie robiąc przerwy pomiędzy wyrazami. Przypominała nakręconą katarynkę, która nawijała tekst, ale te zazwyczaj nie wydawały z siebie równie przeraźliwych i smutnych tonów. — Nikt go nie widział — wymamrotała ciszej, a następnie uszczypnęła się w policzki. 
— Na pewno dobrze się czujesz, żeby mi pomagać? — spytała po chwili przerwy, marszcząc brwi. Przewróciłam oczami. 
— Najpierw króliś — powiedziałam twardo. — Ma jakieś cechy szczególne lub ulubione jedzenie? Może uda nam się go zwabić, jeżeli ruszy go żołądek? — zaproponowałam. — Kiedy widziałaś go ostatni raz? Duży, mały? Jakiego jest koloru? — dopytałam.

Od Hanabi, CD James

— Cóż, zapasowe rzeczy pewnie są, tylko kwestia gdzie — odpowiedział blondyn. Kurczę, miałam ochotę dotknąć jego złote loki w tamtym momencie. Dużą ochotę. Szkoda, że to najpewniej zepsułoby nasze jednodniowe, aczkolwiek całkiem dobre, relacje. — Najłatwiej będzie zapytać kogoś z sekretariatu — wyjaśnił James, wskazując na drzwi. Kiwnęłam posłusznie głową. Chłopak co prawda pokazywał mi wcześniej, gdzie jest sekretariat, ale, błagam, nie mogłam zapamiętać wszystkiego po jednym razie. Ani nawet po dwóch, szkoła i inne budynki na jej terenie były ogromne. 
Posłusznie poszłam za nastolatkiem. Wyszliśmy z akademika, znowu przedzierając się przez grube warstwy śniegu, którego z każdą minutą było coraz więcej. Jutro pewnie będzie sięgał aż do kolan. Albo i do połowy ud. Moich ud, zaznaczmy. 
Puch był tak uciążliwy, że co chwilę miałam wrażenie, że się przewrócę i zginę, zamarzając albo dusząc się. Ku mojemu zdziwieniu, James podał mi rękę, przeprowadzając mnie aż pod same drzwi szkoły. Jego dłoń była ciepła. Przyjemnie ciepła, doskonale to czułam, nawet przez rękawiczki, których nie zdjął od momentu naszego pierwszego spotkania. Zaśmiałam się cicho. Jego gesty były takie kochane. 
Poprowadził mnie przez kilka korytarzy. Większość wyglądała tak samo i różniła się tylko napisami a drzwiach. A może różnice były większe, ale nasze tempo było zbyt szybkie, żeby zauważyć coś więcej. Jakiś napis na ścianie, a może wystawione krzesło, czy inny kolor sufitu. Nic takiego nie wypatrzyłam w biegu. 
Zatrzymaliśmy się gwałtownie przed wejściem do pokoju oznaczonego "sekretariat". James niestety puścił moją rękę, w celu zapukania. Ze środka dobiegł nas kobiecy głos, zimny i nieprzyjemny. Weszliśmy, chłopak pierwszy, ja kawałek za nim. 
— Uczennicy zdarzył się wypadek i potrzebujemy większego mundurka. Macie — są na "Ty?"— tu jakiś schowek? —wyjaśnił chłopak. Wyszłam zza jego pleców (był nieco wyższy) i skinęłam głową na powitanie. Kobieta nawet na mnie nie spojrzała. Poprawiła tylko czarne włosy, kontynuując wklepywanie czegoś do komputera. 
— W schowku powinno coś być — odpowiedziała tylko, wciąż wlepiając wzrok w ekran. 
— Czemu o tym nie pomyślałem... — wyszeptał blondyn, bardziej do siebie, aniżeli do mnie. —Dzięki - powiedział na odchodne. Wyszedł szybko, nie dając mi czasu na pożegnanie się. 
Zaprowadził mnie przed kolejne drzwi. Za dużo tego wszystkiego, z pewnością nie trafię jutro na śniadanie. Nie wiem, skąd miał klucz, ale użył go i po chwili znaleźliśmy się w... Schowku? Tak nazwała to tamta sekretarka? Było tu wszystko. Dosłownie, chociaż większą część stanowiły kupki konkretnych części do mundurków. Z jednej strony damskich, z drugiej męskich. Akademia najwyraźniej spodziewała się jeszcze kilku... Kilkunastu... Kilkuset nowych uczniów. Cóż, od czegoś trzeba będzie zacząć. 
— Cóż... Akcja poszukiwania dobrego rozmiaru rozpoczęta? — zagadał blondyn. 
— A mam jakiś wybór? — Zaśmiałam się, na dodatek czując, jak moja twarz robi się czerwona. Świetnie. Podeszłam do kupki od przeciwnej strony, żeby chłopak nie zauważył stanu mojej buzi. Wzięłam pierwszą z setek marynarek. Jak bardzo bym się nie starała, była o wiele za mała. Kolejna również. I następna też. 
James wyłonił się zza sterty ubrań, trzymając jedno ze sobą. 
— Ta powinna być dobra — powiedział z uśmiechem, znowu wgapiając się w mój biust. Odebrałam od niego marynarkę i założyłam ją, o dziwo bez większego trudu. 
— Jest idealna! — powiedziałam. — I na dodatek poszło dużo szybciej, niż sądziłam. 
— A teraz spróbuj ją zapiąć. — Chłopak spodziewał się porażki. Zdecydowanie. Chwyciłam guzik i materiał z drugiej strony, próbując go przyciągnąć. Nic. Potrzeba czegoś przynajmniej rozmiar lub dwa większego. 
— Świetnie — mruknęłam, opuszczając bezradnie ręce. — Skoro już tu jesteśmy, to może opowiesz mi coś o sobie?

Od Hanabi, CD Lourdes

Lourdes powiedziała coś w stylu, że rozłączanie się w takim miejscu nie należy do najmądrzejszych decyzji, a co dopiero do bezpiecznych. Posłusznie cofnęłam się do niej. I wtedy stało się coś, czego żadna z nas nie była w stanie przewidzieć, chociaż doskonale wiedziałyśmy, co grozi po wejściu do tego mrocznego miejsca. Regały jakimś cudem przesunęły się, blokując nam drogę. Nie można było wyjść ani wejść do środka, na dodatek pozostawiona nam przestrzeń była naprawdę mała. Świetnie, na tym się kończą przypływy chwilowej odwagi. Lou zaproponowała przejście pomiędzy półkami. Być może by się udało, gdyby nie to, że kiedy podbiegłam do jednej z nich, żadnej książki nie dało się ruszyć. Wyglądały, jakby ktoś przykleił je klejem, robiąc nam przy okazji wyjątkowo nieśmieszny żart.
Zaczęłam w panice rozglądać się po wszystkich miejscach, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki (wszyscy wiedzą, że przyjdę tu jeszcze nie raz). Nagle zauważyłam, że w kącie (stworzonym z regałów) ktoś siedział. Po prostu, siedział i się uśmiechał, jak dumny ze swojego psikusa gimnazjalista.
– Może byś nam pomógł, zamiast się śmiać! – zawołałam w jego kierunku, ale nie spotkałam się z żadną odpowiedzią.
Ba.
Postaci nie było.
– Lou, widziałaś to? – Podeszłam bliżej dziewczyny, czując, że serce zaraz wyskoczy z mojej klatki piersiowej.

Od Lourdes, CD Hanabi

Strasznie, idealnie. Co dalej? Przeraźliwie, okropnie, przerażająco, zadziwiająco... dość! Zostawię swoją duszę wrednej komentatorki na chodniku przed wejściem, a do środka jej nie zabieram.
Rozejrzałam się zafascynowana po pomieszczeniu, mrużąc nieco oczy. Niesamowite. Jedyne słowo nasuwające się na myśl. Wielkie pomieszczenie, wysokie i szerokie regały sięgające sufitu. Stereotyp biblioteki. Naprawdę niesamowite. Odwróciłam wzrok z powrotem na Hankę, ale ta spacerowała już w innym miejscu, w innym języku, w innych literach. Naprawdę aż tak musiała się oddalać?
— Hanabi, nie sądzę, że takie rozdzielanie się jest dobre, skoro sytuacja jest podobno zła, wracaj tutaj. — Podbiegłam do niej jak najszybciej i złapałam za łokieć z zamiarem odwrócenia jej i skierowania bliżej wyjścia. Takiego siusiaka, jak to miało się udać!
Regały z lewej i prawej strony momentalnie przybliżyły się do nas o jakieś dziesięć, może dwanaście, centymetrów, a ten za nami i przed nami zagrodził drogę, odcinając możliwość wyjścia. Przełknęłam nerwowo ślinę, co teraz, co teraz? Jestem za młoda na śmierć, w dodatku ledwo tu przyjechałam.
—Wiesz, to na pewno był zły pomysł, dziękuj wszystkim wymysłom tego świata za to, że nie jest wcale tak tragicznie. Przeciśniemy się przez półki, tak? — zwróciłam się do niej, ale wszystkie książki zlały się w plamy kolorów. Zapamiętać - milczeć i nie mówić na głos. Nie w bibliotece.
No to mamy przejebane, ups?

Od Wandzi, CD Dexter

Chłopak poklepał mnie po plecach (ciut za mocno, zdecydowanie po męsku, ale w końcu liczą się chęci), po czym rozejrzał się wokół nas.
– Pomówić z Kyo, idziemy do Heather czy twojego brata? – zapytał, przenosząc te swoje przeszywające i zielone oczy na moją twarz.
Zrobiłam to samo co on przed chwilą, czyli rozejrzałam się nerwowo, jakby bojąc się, że Kyouzo zaraz na nas wyskoczy lub kryje się wśród krzaków. Bo w końcu mógł... prawda? Mógł cały czas nas obserwować, po czym śledzić i skrzywdzić każdą osobę, która miała ze mną kontakt... Mógł... I moje przemyślenia przerwała czkawka. Po raz kolejny.
– Do kogokolwiek... Gdziekolwiek... – mruknęłam, opuszczając wzrok i dalej drżąc. – Byleby on mnie nie znalazł. Proszę... – dodałam szybko szeptem. Czy się bałam? Pewnie tak. Bardzo.
Dexter pokiwał głową, westchnął, po czym machnął ręką, wskazując kierunek naszej wycieczki i zaczęliśmy powoli zmierzać ku akademikowi. On, całkiem rozluźniony, rozglądając się wokół siebie,  ja ze wzrokiem wbitym w moje lakierowane buciki.
– Nie potrafisz gadać z ludźmi, prawda? – zauważyłam cicho, spoglądając na czarnowłosego. – A przynajmniej nie jesteś w tym najlepszy. – Parsknęłam nerwowym śmiechem, ponownie opuszczając głowę.
Oh. Czy to są...?
– Ty palisz? – zapytałam chłopaka wprost i przekrzywiłam głowę, gdy zauważyłam paczkę papierosów wystającą z kieszeni jego spodni.

Od Dextera, CD Wandzia

— On jest psychopatą — wydukała dziewczyna łamiącym się głosem, który wyraźnie wskazywał, że sama nie znajduje się w najlepszej kondycji psychiczne. Co, nie ukrywając, było po niej widać, zważywszy na spływające po twarzy łzy, czkawkę i smętne pociąganie nosem. Na cesarza, co się tam wyprawia? Kyo, już jesteś martwy. 
— On jest cholernym psychopatą — powtórzyła, zaczynając drżeć na całym ciele. — Rzucił się na mnie — Czknęła, ale brzmiało to bardziej jak objaw choroby psychicznej, aniżeli pozostałość po alkoholu. — Z ustami. — Dorzuciła, ponownie wydobywając z siebie czknięcie. — Jestem brudna — załkała. 
— Po tym jak rzucił się na ciebie na oczach mojego brata! — Dźgnęła mnie w klatkę piersiową, kilkanaście razy. Miałem już otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, ale spoglądając na jej stan, nie byłoby to najlepsze rozwiązanie. Ugryzłem się więc w język i czekałem na dalszy rozwój sytuacji. Ostatecznie sama sytuacja z Kyo i mną nie należała do tych najlogiczniejszych, ogólnie mówiąc. Nadal czułem w uszach zimny głos Heather, która dosyć wyraźnie omówiła to, co się tam wydarzyło. W krótkich, żołnierskich słowach.
— Masz może chusteczkę? — zapytała Wanda cicho, lekko wstydliwie. — Deter, on będzie mnie śledzić. On, on... On powiedział, że zrobi wszystko, dosłownie wszystko, żebym go pokochała. To, to... — Głos dziewczyny załamał się ostatecznie, a ona chwyciła się moich barków. Westchnąłem w duszy, mrucząc coś, że ni cholery się nie znam na pocieszeniu dziewczyn, ale to była sytuacja wyjątkowa. Poklepałem Przewalską po plecach, następnie rozejrzałem się wokoło.
— Pomówić z Kyo, idziemy do Heather czy twojego brata? — spytałem. 

Od Alexa, CD Aurelion

Odetchnąłem ciężko stojąc przed drzwiami do pokoju Zegara. Wejść czy nie wejść? Wyrzuci mnie? A może jednak przyjmie mnie z otwartymi ramionami? Fakt, znałem go zaledwie kilka godzin, ale z nikim innym się nie spoufalałem, dodatkowo tylko on wydaje się być osobą, która się nie wygada. Będzie dobrze! Zapukałem dwa razy, ale nie czekałem na odpowiedz. Wparowałem do środka, patrząc na zdziwionego chłopaka odpoczywającego na łóżku. Tylko nie skop mi dupy, błagam.
— Um, cześć. Chciałem przeprosić? Nie powinienem cię wyzywać czy coś, to nie było celowe. Także ten, no, przepraszam. — Wyciągnąłem w jego stronę opakowanie truskawek, pamiętając, że wyjątkowo mu smakowały. Ba, smakowały to mało powiedzianego, bo od razu je zgarnął. Bez słowa.
— I chciałem pogadać, mam problem. Prawdopodobnie niemały, bo kurwa, wpakowałem się w syf gorszy niż samo to, że jestem w tej szkole. I wiem, że to wygląda kiczowato, w końcu przychodzę przeprosić, a zaraz potem rzucam swoim problemem, ale chyba zwariuję, jeśli mam siedzieć cicho jeszcze dzień dłużej. — Usiadłem obok niego i oparłem głowę o jego ramię, a ten wpychał właśnie do ust kolejna truskawkę. Pieprzony ignorant.
— Dostałem kare u Mińska, mam sprzątać jego gabinet. Wczoraj wieczorem piłem z nim wino, upił mnie, przeruchał po całości, mam pierdoloną malinkę na zgięciu łokcia, a do tego mam znowu się u niego zjawić za dwie godziny. Co mam do chuja zrobić? — opadłem na łóżko, sycząc cicho. Pierdolona dupa.

Od Alexa, CD Mińska

— Ogarnij się, grzecznie sadź dupę na lekcjach, M.K.AL.1. I wróć jutro na szlaban, masz jeszcze kilka dni do odrobienia. — Zacisnąłem dłoń na klamce, mam imię, do cholery. Nie jestem pieprzonym ciągiem liter do pomiatania i robienia ze mnie nic nie wartego gówna. Jakim cudem on może być tak oschły i okropny? Przygryzłem nerwowo wargę, dwie sekundy na decyzję to maksimum, a moje słowa pociągną za sobą mocne konsekwencje. Potrzeba mi tego? Może ktoś powinien mu się wreszcie postawić i spróbować zrobić z niego człowieka? (On nim nie jest, nie z takim brakiem uczuć, pieprzony dyrektorek.)
— Dobrze, Adam. Będę jutro o siedemnastej, odpowiada ci? Czy może będę przeszkadzał, bo sprowadzisz sobie kolejną osobę, którą potraktujesz jak pierwszą lepszą dziwkę, myśląc, że nie ma uczuć i nie myśli? Nie jestem zabawką do upijania i pieprzenia, do chuja. Wyzywasz mnie od dzieciaków, a sam nie zachowujesz się lepiej. — Wyszedłem na korytarz, mocno trzaskając drzwiami, a chwilę później osunąłem się po ścianie obok, od razu obejmując kolana rękami. Odwaliłem niezły cyrk, wygarnąłem dyrektorowi, a do tego jeszcze się z nim przespałem. Mogło być gorzej? Odetchnąłem przymykając na moment oczy, jak to rozegrać żeby przeżyć? 
Spojrzałem na wyświetlacz telefonu i przetarłem oczy. Lekcje zaczynały się trochę ponad pół godziny. Dam radę. Podniosłem tyłek z podłogi i skierowałem się powoli do pokoju. Na upartego mogłem pominąć pierwszą lekcję, będzie dobrze.
Wparowałem do pokoju jak torpeda, ignorując pytający wzrok Nico i zaspanego Lav. Zgarnąłem czyste ubrania, kosmetyki (Skąd mam tam fluid? Cholera wie, dobrze, że jest.) i pognałem do łazienki. Dokładny prysznic, szczególnie dokładne umycie tyłka. Do tego przegląd w lustrze, i o cholera, skąd mam malinkę na zgięciu łokcia?! Zresztą reszta ciała nie wyglądała lepiej. Na torsie musiałem się doszukiwać nieporanionej skóry, on jest jakimś pierdolonym wampirem czy jak?
Ubrałem się, pamiętając o nie podwijaniu rękawów bluzy, a wystające siniaki przysłoniłem podkładem. Jest znośnie. Nie licząc wargi pieczącej od, widocznie, mocnego i częstego przygryzania. Wyglądałem jak siedem nieszczęść. Chodzący, posiniaczony, zmęczony pingwin. Tabletki pomogą? Powinny. W takim razie łyknę dwie, na cały dzień.
Reszta dnia? Minęła w porządku, naprawdę starałem się zachowywać jak człowiek. Człowiek, jakbym kiedykolwiek się jak on zachowywał.
Powinienem pogadać z Aurelkiem, dzieciak chyba obraził się od naszej pierwszej-ostatniej sprzeczki. Koniecznie odwiedzę go po lekcjach, przed wizytą u Mińska. A może lepiej wizytę usunę całkowicie? Pierdolenie, siła wyższa, a ja nie chcę wylecieć z AWU szybciej niż się pojawiłem.
Równo o siedemnastej stałem jak słup przed drewnianymi, zdradzieckimi, drzwiami. Pieczara lwa, krwiożerczego, czekającego na najmniejszy zły ruch. Spędziłem z Aurelkiem dwie godziny, mam się zameldować u niego od razu po wizycie żeby pokazać, że żyję. Będzie dobrze.
Nacisnąłem klamkę, może nieco zbyt nerwowo i zapominając o pukaniu, a sekundę później byłem już w środku gabinetu. 
— Siedemnasta, przyszedłem posprzątać.— Zacisnąłem usta w wąską linię, aż zbielały.

Od Fomy, CD Rishima

I w końcu ją zauważyłem. Blondynka, kolor jej włosów przypominał ten mojej siostry i matki, czyli pasma plecione z promieni słonecznych czy szczerego złota. Wysoka, jednak troszkę niższa ode mnie, kształtna z niebieskimi oczami. Hm, pewnie gdybym nie gustował w chłopakach to kto wie, mogłaby zawrócić mi w głowie. A na pewno zawróci niejednemu.
— Rishima Ederra? — zapytałem w końcu, cały czas uśmiechając się szeroko. Pamiętaj Przewalski, pierwsze wrażenie jest ważne.
— Dokładnie! — oznajmiła, odwzajemniając uśmiech i momentalnie się prostując. Hm.
I nagle torba, która wisiała sobie spokojnie na ramieniu dziewczyny spadła. Ale nie zsunęła się, a spadła przez nią, jakkolwiek to nie brzmi. Oh. No tak, esper. Złotowłosa schyliła się, żeby ją podnieść, a jej dłoń po prostu przeszła przez przedmiot. Hm
— Świetnie — mruknęła nerwowo. — Mógłbyś ją potrzymać? Ja chyba nie mam możliwości...
Skinąłem głową.
– I tak musiałbym ją ponieść, prędzej czy później. – Parsknąłem śmiechem. – I bez nerwów, nie ma czym się stresować, nie takie rzeczy tu da się zobaczyć, a esperzy to chleb powszedni – oświadczyłem, po czym skinąłem Rishimie głową. – Foma Dymitr Przewalski i mam za zadanie ciebie oprowadzić. – W co zostałem lekko wkręcony, ale tę informację zachowam dla siebie. – Również esper, nie masz czego się bać. Zresztą esperów mamy chyba tu najwięcej? – mruknąłem pod nosem, drapiąc się po głowie. Machnąłem ręką. – Nieważne, to zaczynamy?

Od Nico, CD Alex

— Może się poczęstujesz? Są naprawdę dobre, z żurawiną i migdałami — mruknął, cały czas żując ciastka (miejmy nadzieję, że nic nie poleciało na łóżko chłopaka, bo to obleśne). Skinąłem głową i podszedłem, by wziąć jedno ciastko. I muszę stwierdzić były dobre. Bardzo, ale to bardzo dobre. Alex uśmiechnął się szeroko, a ja odwzajemniłem uśmiech po czym obróciłem się na pięcie, by ponownie zająć się parzeniem herbaty.
— W sumie to... może opowiesz mi coś o sobie? Jeśli mamy przebywać przy sobie sporo czasu, w końcu mamy razem pokój, to lepiej się poznać – zapytał nagle chłopak, a ja podniosłem brew.
– Wiesz, nie tak sporo, patrząc na to, że w przyszłym semestrze zaczynam naukę na Latającym – powiedziałem, podając chłopakowi herbatę. Oczywiście czarną z dwoma łyżeczkami cukru (który tak bardzo zabija smak!). – Ale mam trzy siostry. Wszystkie starsze. I lubię alchemię, i właśnie to będę studiować w przyszłych miesiącach – rzuciłem kilkoma krótkimi zdaniami w jego stronę, podczas gdy siadałem na łóżku z własną, idealnie zaparzoną białą herbatą. Bez cukru, oczywiście. – A ty? Też opowiesz coś o sobie? Bo w końcu informacja za informację, więc... – zapytałem, przekrzywiając głowę w prawo, jak uważnie słuchający pies czy jakiekolwiek inne zwierzę.

Aktualizacja

Witujta!

My z Ravr jesteśmy już normalnie na pokładzie i z powrotem można wysyłać do nas opowiadania. Żeby nie było nam zbyt dobrze, zabrałyśmy się za aktualizacje na blogu. Co pojawi się niedługo? Naszym priorytetem będzie wydanie gazetki, która umożliwi wam pomyślne zdanie egzaminów. Przypominamy o możliwości wysyłania nam do nich materiałów! Dalej pracujemy nad uniwersum samym w sobie, Meian skrobie powoli większe ilości tekstu odnośnie samych krajów, ich tradycji, także niedługo możecie spodziewać się rozszerzonego wprowadzenia. Pojawi się aktualizacja NPCtów, w końcu ukończona zostanie Klasa Słońca z pierwszego rocznika, która tak smętnie i bidnie wygląda. Rozgarniemy również krótkie przedstawienia naszego wspaniałego grona pedagogicznego, albowiem Mińsk zaskarbia sobie więcej łaski niż James, a to znaczy, że coś już jest na rzeczy...

Przy okazji przypominamy, że ZADANIA OBOWIĄZKOWE DLA KLUBÓW są nadal aktualne. Jeżeli twoja postać planuje zgłosić się do SAMORZĄDU UCZNIOWSKIEGO, to już ostatni dzwonek, żeby przesłać nam jej program wyborczy. 

Również pojawi się pomoc dla osób, które dopiero zaczynają z grami PBP! Powoli wychodzimy na prostą, do następnego naboru pragniemy skończyć prace nad FAQ z listą najczęściej zadawanych pytań odnośnie rozgrywki na AWU oraz Poradnik tworzenia postaci. Idąc dalej tym tropem, pojawią się kolejne podręczniki do biblioteki, chcąc w końcu zakończyć prace nad podręcznikami do pierwszego rocznika, postaramy się z nim jak najszybciej uwinąć, żeby uczniowie z rozszerzeń na drugim roku, również mogli nieco pocierpieć. ;) 

Wstępnie rozgarnęłyśmy osoby do zrobienia dla nas... ZDJĘĆ KLASOWYCH! :D Na razie wszystko w fazie raczkowania, ale istnieje spora szansa, że nasz kolejny rok zostanie zwieńczony darmowym pakietem obrazków, które będzie można użyć na tapetę lub wydrukować. Na razie planujemy głównie zamówić wszystkie cztery klasy (dwa roczniki po dwie klasy), docelowo chcielibyśmy umożliwić wam również zamawianie przeze mnie i Ravr parek lub trójek waszych postaci, które chcielibyście mieć na tak zwanych "zdjątkach". Wszystko będzie całkowicie darmowe, prosimy się o to nie martwić - z Ravr zapłacimy i damy znak, ale możecie się spodziewać, że za miesiąc lub dwa, zostaniecie poproszeni o napisanie opisu waszej postaci, które będziemy przesyłać grafikowi. 

Póki co pojawiły się drobne zmiany w regulaminie. Rozluźniłyśmy nieco zasady związane z częstotliwością opowiadań w związku z nadchodzącym rokiem szkolnym. Ponadto, pojawiła się zasada dotycząca kompilacji (mianowicie: Nie będą się one zaliczać do normalnych odpisów).  W końcu pojawiła się oficjalna informacja odnośnie tego kiedy-i-jak otwieramy nabór i ile miejsc wolnych przewidujemy. Najbliższy nabór odbędzie się na przełomie październik/listopad i będzie naszym trzecim rocznikiem. Istnieje szansa, że w roku szkolnym pojawi się dodatkowa mini-aktualka z dyżurami. Wtedy w konkretne dni będą dostępni konkretni członkowie administracji i/lub moderacji, przepraszamy za utrudnienia - już wiemy, że szkoła da nam w kość. 

Jest jedno ALE. Razem z Ravr naprawdę was kochamy i nie możemy uwierzyć, że jesteście w stanie wnieść w AWU tyle energii, zapału oraz ogaru. Chwalimy, miziamy i jesteśmy z wami całym serduchem, ale obecnie stanowimy dom dla około 25 osób. 20 osób razy dotychczasowa norma tygodniowa, to było 25 opowiadań po 400 słów. To daje 10 000 słów korekty tygodniowo w trybie NOW. Więcej, bo te teksty trzeba poprzerzucać, często sprawdzić wielokrotnie, upewnić się, że jest to zgodne z charakterem postaci. Trzeba napisać aktualizacje, wprowadzić poprawki, naprawić zrypany kod HTML. Trzeba popilnować konfy, czatu, odpowiedzieć na meile, odpisać wam wszystkim na opowiadania, a jednocześnie zachować przy  tym ogar, jeść i spać. A aktualizacje się piętrzą, bo stale nad AWU pracujemy i jak wyżej listę możecie zobaczyć, ciągle planujemy coś nowego, coś dodajemy. Same podręczniki zabierają ogrom naszego czasu. I kochamy was, ślemy wam dużo miłości, ale same nie damy rady większej ilości ludzi. Wiemy, że rok szkolny przetrzepie nasze szeregi, ale zarówno ja w tym roku idę na maturkę, jak i Ravr idzie na egzaminy gimnazjalne, przez co w ledwie dwie osoby nie będziemy w stanie ogarnąć większej liczby ludzi, a już teraz pracujemy na najwyższych obrotach. 


W związku z tym chcemy otworzyć NABÓR NA MODERATORÓW


Poszukujemy osób kontaktowych, konkretnych, którym nieobca jest gramatyka, składnia, przedzieranie się przez dialogowe zawiłości i ogarnianie. NIE MUSISZ BYĆ CZŁONKIEM BLOGA, wystarczy, że wyślesz zgłoszenie, jeżeli zgadamy się, będziesz miał/a możliwość stworzenia postaci w trybie wyjątkowym. Istnieje możliwość zapłaty w brylantowej, kuponowej, knkowej albo innej howrsowato-wonderowej walucie, wszystko do ustalenia. Nie ma żadnych widełek wieku, niczego szczególnie absorbującego. Wystarczy mieć czas (wybrane 3 dni w tygodniu, z wyłączeniem weekendów, w nie siedzimy na pewno ja i Ravr), ogar na korektę tekstu (2000 słówek w dwa, trzy dni standard dla jednej kompilacji) i miły uśmiech, żeby nie przestraszył. Szukamy kogoś na stałe, więc jeżeli będziesz rezygnować po tygodniu - ten związek nam się nie uda.

Więcej informacji, razem z dwoma zadaniami (korekta jednego tekstu i jedno zadanie związane z przedstawieniem siebie, swojego doświadczenia i umiejętności) można uzyskać pod adresem kamikaze.meian@gmail.com


DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM ZA UWAGĘ! : ) 

Od Shioko, CD Mińsk

Ostatecznie zmusiłam się do spojrzenia dyrektorowi w oczy. Brzydkie ślepia, które patrzyły na mnie, jakby ich właściciel miał za chwilę zacisnąć ręce na mojej krtani. A potem zostawić moje ciało gdzieś w worku w szafie, regularnie pakować do niej nowe odświeżacze powietrza, a nikt się nie dowie. Definitywnie wyglądał na człowieka, który miał za plecami już wiele rzeczy, na które nigdy nie powinien był sobie pozwolić. Za bardzo przypominał mi ojca. 
— Powodzenia, będziesz mogła wyjść jak tylko skończysz — rzucił w moją stronę, wskazując na biurko. Podeszłam do stosiku kartek. Coś do podpisania, rachunki do przeliczenia... Nic innego, niż w samorządzie. Z tym będzie łatwo. O ile uda mi się to wszystko skończyć w te kilka godzin do ciszy nocnej. Chyba, że pozwoli zostać mi u niego dłużej, w końcu nie będzie to ucieczka, chyba. Chwyciłam długopis, okulary wsunęłam na nos i zaczęłam podpisywać te najłatwiejsze bzdury. Gdybym miała po ojcu przejąć firmę, to najpewniej zatrudniłabym różne osoby do wszystkiego, a sama patrzyłabym jak "mój" biznes rośnie w siłę. Albo spada i ostatecznie ląduję na ulicy.
W tym samym czasie Nieczuły Staruch podszedł do szafki i, jak gdyby nigdy nic, wyciągnął kieliszek i do połowy napełnił go winem. A może to było piwo? Chwila...
— Czy ja mam szlaban za papierosy, podczas kiedy pan pije alkohol podczas swojej zmiany, na dodatek przed uczennicą? Myślałam, że i pana powinny obowiązywać przepisy... — mruknęłam, od razu żałując swoich slow.

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Od Mińska, CD Alex

To był naprawdę miły sen, odprężający, wyjątkowo nieprzepełniony bolesnymi wskazówkami ze świata realnego, które jawnie sugerowały, że obudzę się na kacu, z zapotrzebowaniem hektolitrów wody, wszelkiego rodzaju leków przeciwbólowych, ciszy oraz spokoju. Należał do tych, z rodzaju spokojnych, dobrze wyważonych, które pozostawiają po sobie poczucie ciepła w otoczeniu, dzięki czemu budzisz się z rozleniwieniem, nie chcąc otwierać oczu czy w ogóle wychodzić spod kołdry. 
Która, w moim przypadku, właśnie się ruszała. Przekręciłem się nieco na drugi bok, czując zimno wokół mnie, gdy puchata kołderka zdecydowała się zsunąć. I przemieścić gdzieś dalej. Skuliłem się bardziej na kanapie, która, bądźmy szczerzy, nie była przeznaczona do spania. Twarda, nieprzyjemna powierzchnia dodatkowo przymuszała mój zatęchły resztkami wina umysł do rozpoczęcia pracy. Aż chciało się wyjęczeć honorowe: "Jeszcze pięć minut", ale czasy, gdy bawiłem się w rzeczy tego rodzaju minęły z wiatrem całe milenia temu. W końcu zrezygnowany otworzyłem oczy, rozglądając się wokoło. Od razu natrafiłem wzrokiem na chłopaka, który akurat próbował otworzyć w ciszy drzwi, ale cholerstwa zaskrzypiało zdradliwie.
– Gdzie się wybierasz, dzieciaku? – mruknąłem ochryple, dłonią zakrywając oczy. Pierdolone słońce nadawało na całego, może kaca nie miałem, ale wolałem nie oślepnąć. Następnym razem trzeba będzie pamiętać o zakrywaniu okien. – Ogarnij się, grzecznie sadź dupę na lekcjach, M.K.AL.1 – prychnąłem. – I wróć jutro na szlaban, masz jeszcze kilka dni do odrobienia – dodałem z rozbawieniem, rozkładając się wygodniej na kanapie i na wpółśniąc. 

Od Jocelyn, CD Dexter, James

Cała szopka zaczęła się od tego przeklętego smoka Jane. Od tych wszystkich wrzasków, pisków i innych nienaturalnie wysokich dźwięków zaczęły mnie boleć uszy, a potem głowa. Obserwowałam całą sytuacje z bezpiecznej odległości. Do czasu było interesująco. Mimo bolących uszu łapałam każde słowo. Shioko kilkakrotnie przechodziła koło mnie, a ja za każdym razem zastanawiałam się, czy powinnam jej pomóc, ale za każdym razem znikała, zanim zdążyłam się namyślić. Piekło zaczęło się, gdy ktoś, najprawdopodobniej Heather czy Dexter, posłali ją po Mińska. Do tego czasu zebrało się sporo gapiów i obserwowali sytuacje. Nikt nie spodziewał się takiej rozrywki tak późnym wieczorem. Dyrektor wkroczył w zamieszanie i zlustrował całą sytuacje wzrokiem, dłużej skupiając się na Jane i Jamesie. Jego warga zadrżała niebezpiecznie, zanim zaczął się wydzierać:
– Ja pierdolę, bezczelne bachory, nie macie co robić po nocach, więc szlajacie się gdzie popadnie, kurwa czyjakolwiek mać. – Jeśli ktoś jeszcze spał, to właśnie się obudził. – Życie ci niemiłe?! Latasz po nocy, szukając jakiegoś pierdolonego zwierzyńca?! Gorzej, wzięłaś to cholerstwo do pokoju. Myślisz, że my przepisy to przez przypadek mamy? – Tym razem najechał na Jane. Wziął głęboki oddech, po czym kontynuował swoją tyradę – TAK? Bo wcale, wcale głupia szuja nie mogła cię zajebać w nocy. Wcale. Ani ciebie, ani twoich koleżanek z pokoju. Zaprószyłby ogień, co, do cholery?! Udusiłybyście się we własnym pokoju, a wiesz ile to zbędnych papierków byłoby dla mnie do wypełnienia?! – Z tym duszeniem to akurat prawda. W momencie, w którym smok wyleciał przez okno, właśnie miałam iść spać na korytarzu. Potem i tak poszłam na korytarz, ale nie żeby spać, tylko przyglądać się całej sytuacji. Czy dzisiaj umarł i mój nos, i moje uszy? Na to wyglądało. Brakowało tylko, żeby mi ktoś na ogon nadepnął. Ta myśl była tak nagła, niedorzeczna, lecz prawdziwa, że niemal zachichotałam. Zdążyłam jednak się ugryźć boleśnie w wargę, co skutecznie odwróciło moją uwagę od śmiechu. Wolałam nie zwracać na siebie uwagi rozwścieczonego dyrektora. W końcu na korytarz wtłoczyli się również nauczyciele, przez co Mińsk zwrócił się na nich – Pokoje sprawdzać. Wszystkie. Wszystkie nielegalne rzeczy, jakiekolwiek zapalniczki, alkohol, papierosy, cokolwiek, co wskazuje, że się gzą po kątach, zrozumiano? Zapisywać, co z którego pokoju.
Wygonili wszystkich z korytarza do stołówki. Poszłam w towarzystwie Shioko i mrużyłam oczy w kierunku wszystkich, którzy posłali jej choć ukradkowe spojrzenia. Obawiałam się, że zaczną się komentarze o tym, że poszła po dyrektora. Dziewczyna była w szoku, nie mówiła wiele. Zaprowadziłam ją do jednego ze stolików. Siedział przy nim już jasnowłosy chłopak z samorządu, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Myślami wróciłam do przeszukań. Co za szczęście, że nie jestem uzależniona od nikotyny. Kiedyś zwyczajnie nie było mnie na to stać, a teraz nie czułam potrzeby. Czy ja w ogóle miałam coś niedozwolonego? Miałam nadzieję, że nie przyczepią się do moich nożyc krawieckich bądź igieł. Na te pierwsze całymi miesiącami sprzątałam po godzinach. Chyba oprócz wątpli... Zaraz, zaraz... Czy kondomy, które moja mama zdołała mi wcisnąć liczyły się jako nielegalne? Co prawda nie czułam pociągu seksualnego ani do mężczyzn, ani do kobiet, jednak moja mama głęboko liczyła na to, że przyprowadzę do domu bogatego mężczyznę. Ale małych kociątek nie chciała. Boże, żebym tylko je wyrzuciła... Zdecydowanie chciałam to zrobić, ale nie byłam pewna. Majaczyło mi jakieś mgliste wspomnienie jak wrzucam paczkę do śmieci, ale nie mogłam mieć pewności. Musiałam się dowiedzieć czy kondomy w ogóle liczą się jako nielegalne przedmioty.Rozejrzałam się wokół. Jasnowłosy chłopak z samorządu nadal siedział przy naszym stoliku. Przysunęłam się dyskretnie w jego stronę. 
– Mam pytanie odnośnie tych zakazanych przedmiotów... – urwałam lekko zażenowana – Chodzi o kondomy. Czy one się liczą jako nielegalne przedmioty?
Kąciki jego ust uniosły się, jakbym właśnie opowiedziała świetny kawał.

<James? XD>

Od Mińska, CD Shioko

F.K.SN.2, F.K.SN.2, F.K.SN.2. Rozłożyłem się wygodnie na kanapie w gabinecie, odganiając Est na wymarzony i wypracowany dniami oraz nocami zasłużony urlop. Zerknąłem tęsknie na karafkę z czerwoną, tak bardzo kuszącą cieczą, o posmaku boskiego nektaru z nutką najlepszego miodu z valentinowskich pasiek. Jednocześnie, w mojej głowie pojawiło się wspomnienie ostatniego razu, gdy pozwoliłem sobie odrobinę wypić przed szlabanem z uczniem i, cóż, nie skończyło się to dobrze. Ówczesna sytuacja miała swoje plusy, miała swoje minusy, ale nie należała do najbardziej komfortowych, zważywszy na cienką nić porozumienia, która związała mnie z, bądź co bądź, uczniem. I może nie miałem tej roboty totalnie w dupie, dlatego tylko westchnąłem nieco głośniej, stwierdzając, że dzisiaj nie nakarmię mojego drobnego, alkoholowego nałogu. A może jednak? Dziewczyna miała odwalić papierkową robotę, która nagromadziła się w czasie urlopu mojej sekretarki. Z tego, co kojarzyłem, pomagała smarkaczom z samorządu i miała jakieś rodzinne koligacje w kwestii zarządzania, więc miałem nadzieje, że dosyć szybko uwinie się ze stosem biurowo-prawniczo-formalnego bełkotu, a ja będę mój w spokoju się napić. Elfie wino kusiło. Bardzo. Smakiem, zapachem, kolorem. Westchnąłem po raz kolejny, krzycząc głośno "proszę", gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Do środka weszła różowowłosa, a raczej dreptała niepewnie, rozglądając się na boki. Wskazałem jej dłonią na moje biurko, na którym piętrzył się stosik listów, formularzy, tabelek i mnóstwa innych, równie bezsensownych, rzeczy.
— Powodzenia, będziesz mogła wyjść, jak wszystko skończysz — powiedziałem. 

Od Wandzi, CD Dexter

– Zły moment? – zapytał i uśmiechnął się zadziornie. Foma wspominał o tym uśmiechu, który tak bardzo mu się podobał, ale przy tym był pełen tej chytrości lisa, kota, który czeka na swoją myszkę. Rzuciłam Dexterowi równie mordercze spojrzenie co jego wyraz twarzy, po czym załkałam i schowałam twarz w dłoniach. Nie miałam nawet chusteczki, by wytrzeć te cholerne łzy, byłam pewnie czerwona jak burak i... złapała mnie czkawka.
– Co się stało? – zapytał, pochylając się w moim kierunku.
Automatycznie odsunęłam się krok do tyłu.
– On jest psychopatą – wydukałam łamiącym się głosem. – On jest cholernym psychopatą. – I zaczęłam drżeć, a przecież nie było już tak zimno, słońce w końcu widniało na niebie, a śnieg stopniał. – Rzucił się na mnie. – Czkawka. – Z ustami. – Po raz kolejny. – Jestem brudna – wyrzuciłam w końcu z siebie. – Po tym, jak rzucił się na ciebie na oczach mojego brata! – Dźgnęłam chłopaka w jego klatkę piersiową. Kilka razy. Może kilkanaście, a on nawet się nie cofnął. No tak.
I po raz kolejny załkałam, po raz kolejny opuściłam wzrok, a czerwoną, zasmarkaną twarz ukryłam za dłońmi, bo w końcu nie wypadało, by ktoś widział dobrze wychowaną panienkę w takim stanie. No cóż.
– Masz może chusteczkę? – zapytałam cicho, może lekko wstydliwie. – Dexter, on będzie mnie śledzić. On, on... On powiedział, że zrobi wszystko, dosłownie wszystko, żebym go pokochała... To, to... – I tym razem głos załamał się ostatecznie, a nogi wręcz lekko ugięły, przez co nie miałam wyboru i musiałam chwycić się barków chłopaka.

Od Dextera, CD Wanda

Wyszedłem na zewnątrz, w kieszeni mając ukrytą paczkę fajek, którą podpitoliłem ze skrytki pod łóżkiem Heather, ale dziewczyna miała dostatecznie wiele zapasów, żeby się raczej nie przejąć. Jedna w tą czy we te? Co prawda, palić nie lubiłem, fajki mnie nie bardzo interesowały, ale czułem, że muszę czymś zająć umysł i ręce. Blondynka twierdziła, że pitolone, cuchnące skręty ją uspokajają i pomagają pomyśleć w spokoju, dlatego liczyłem, że na mnie zadziałają w podobny sposób. Nadzieja matką głupich, bo już po chwili wpadła na mnie roztrzęsiona, cała we łzach dziewczyna. 
– Kurwa, czy dzisiaj każdy chłopak, którego spotykam, musi mnie zirytować?! – krzyknęła, tupiąc nogą i spoglądając na mnie. Zamrugałem ze zdziwieniem, spostrzegając rodzinne podobieństwo. Wanda, Wandzia, Wandziuchna, ukochana, młodsza siostrzyczka Fomy, której pilnował jak oka w głowie. 
– I w dodatku musisz być to ty?! – wydarła się, dodatkowo tupiąc nogą. 
– Zły moment? – spytałem, uśmiechając się krzywo. Gdyby spojrzenie dziewczyny mogło zabijać, już byłbym martwy, ale nie potrafiłem się zmusić, żeby być dla niej niemiły. Ostatecznie, teraz widziałem powody, dla których małolata mogła zawrócić w głowie Kyo. Była ta ekspresja, dziwna naturalność w ruchach i swobodna poruszania się, taka sama jak u Fomy. Cóż, rodzinna cecha Przewalskich najwidoczniej. Wróciłem myślami do sytuacji, dostrzegając, że łzy zaczęły już ciurkiem spływać po twarzy dziewczyny. – Co się stało? – spytałem rzeczowo.

Od Jaśmina, CD Heather

Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Wypuściłam powoli powietrze przez nos z płuc, żeby się uspokoić, zanim odpowiem Heather. Spokojnie, Pel. To, że go nie widziała, nie oznacza, że umarł. Spokojnie. Dropsik na pewno nie skończył losem Tośka. DOBRA.
— Emm… U mnie w pokoju, ponieważ w oranżerii straszy wszystkie zwierzęta, ale ma nawyk robienia sobie wycieczek i wymykania się, a jako, że w AWU to jego pierwsza, to nie wiem, gdzie może być i… — A jednak nie jestem spokojna. — Nikt go nie widział — wymamrotałam ciszej, wziąwszy głębszy wdech, po czym mocno uszczypnęłam się w policzki, krzywiąc się odrobinę. Bolało, ale było lepiej.
Czym Dropsik się charakteryzował? Był niewielki, puchaty [jak każdy królik, do cholery], wszyscy się go bali, pomimo że był słodki i… i… Oh… Czasami świecił, ale przecież nie pozbawię akademika światła, nawet nie miałam jak. Niestety, różnorodność w naszym drzewie genealogicznym była, ale geny poskąpiły mi magicznych zdolności. Pfu, chwilami chciałabym być wiedźmą. Może w następnym życiu.
Spojrzałam na Heather, przekrzywiając głowę. Nie wyglądała najlepiej.
— Na pewno dobrze się czujesz, żeby mi pomagać? — spytałam z powątpiewaniem, marszcząc brwi. Chyba miałam kijowe wyczucie czasu, a moje wariacje zdecydowanie nie poprawiały sytuacji. Powinnam brać jakieś leki uspokajające. Eww, później to przemyślę, najpierw Marvill. Pfu, znaczy się Tosiek. Pfu, DROPSIK.

Od Aureliona, CD Jaśmin

Szybko przeanalizowałem słowa dziewczyny, a gdy już szykowałem odpowiedź, ta całkowicie zmieniła temat, zakopując poprzednią rozmowę, jak tego trupa, którego trzyma od kilku miesięcy w swojej garderobie. Uroczo...
Odstawiłem, pusty już, kubek na stolik obok. Herbata jak zawsze była smaczna. Trochę inaczej parzona, niż ja miałem w zwyczaju to robić, ale dobra. Kiedyś to ja muszę przygotować napar i zobaczyć jak będzie pasować jej moja wersja. Zerknąłem na Pel. Uśmiechała się delikatnie.
Była miła, zdawała się być bardzo eteryczna, oderwana od świata, jakby uciekała od twardej, nieprzyjemnej i chłodnej jak stal, rzeczywistości. Absolutnie ją rozumiałem, sam miałem ochotę pognać w jej ślady i marzyć o niebieskich migdałach, jak gdyby nigdy nic. 
— Zwierzaka nigdy nie miałem i mieć chyba nie będę, a poza tym teraz za bardzo mi nie potrzeba, w końcu sam nim trochę jestem — mówiłem z uśmiechem na twarzy. Sztywno i gęsto Aurelionie, gęsto. — Co do klubu, zdecydowałem się na alchemiczny. To bardzo absurdalne, patrząc na moją wiedzę w tej sferze, ale cóż, nic więcej mnie nie przekonało. — Poprawiłem się w miejscu i zerknąłem na filiżankę. — A ty? Dałbym sobie łapę uciąć, z wielką przyjemnością, oczywiście, że jesteś u Miłośników Zwierząt, ale czasem lepiej nie dawać swoich kończyn w zastaw. Więc jaka jest prawda?

Od Vene, CD Hanabi

— Jak chcesz, to za godzinę możemy się tu spotkać, a potem postawię coś do picia i jakieś ciasto. — Po tych słowach zniknęła mi z oczu, spiesząc zapewne do rzeczonego antykwariatu. Pogrążyłam się na kilka sekund w głębokiej zadumie i wzruszyłam ramionami, kierując się najpierw do papierniczego do papeterię. O ile mój brat mógł się pochwalić obsesją na punkcie pocztówek, to ja miałam słabość do ładnej papeterii i potrafiłam kupić kilka sztuk tylko po to, żeby mieć.
Postukałam paznokciami o blat lady i przesunęłam wzrokiem po pięknych zestawach kopert oraz papieru listowego. No i w oczy rzucił mi się taki biało-niebieski w upośledzone aniołki. Po prostu grzechem było nie kupić tej cudownej papeterii. Zaśmiałam się cicho pod nosem i zapłaciłam za ten w aniołki oraz jeszcze jeden w kolibry. Rzuciłam jeszcze okiem na godzinę na zegar w sklepie, zanim wyszłam, po czym spokojnie ruszyłam na miejsce spotkania z Hanabi, zakupiwszy po drodze jeszcze trochę czekolady oraz kilka puszek coli. Miałam jeszcze trochę czasu, więc przemyślałam niespodziankę, którą wyślę razem z listem. Pff, przynajmniej będę miała jakąś pewność, że mi odpisze. Chyba.
Przeczesałam wzrokiem otoczenie, szukając ciemnowłosej, a gdy nadal jej nie widziałam, to zamrugałam, pomagając sobie odrobinę nawigacją. Powiodłam spojrzeniem za kolorowymi liniami, zanim zniknęły, po czym poszłam po ich śladzie. Gdy pojawiła się w zasięgu mojego pola widzenia, zakradłam się za nią i klepnęłam ją w ramię.
— Bu. Znalazłaś interesujące cię książki? — Dziewczyna podskoczyła przestraszona, na co się cicho zaśmiałam.

Od Alexa, CD Mińsk

Mruknąłem gardłowo, przewracając się na bok, a tym samym natrafiając na oparcie kanapy. Tylko... jakiej kurwa kanapy?! Uchyliłem gwałtownie powiek,i od razu tego żałując, wredne światło słońca dopadło nieprzyzwyczajone oczy, które zaszły łzami. Zamknąłem je z powrotem, wzdychając zirytowany, a sekundę później ogarnąłem, że moje aktualne łóżko oddycha. Góra, dół, góra, dół, góra i dół. I tak ciągle. Duch biblioteki wyszedł poza nią czy co? Na ślepo zacząłem błądzić dłonią po otoczeniu. Pępek, sutek, jabłko Adama... Co do chuja?! Brzmi jak części ciała od faceta, ale skąd on się miałby wziąć obok, w dodatku nagi? Mi też ciągnęło zimnem po dupsku, ups? I to bolącym dupsku. Podjąłem drugą próbę otworzenia oczu, tym razem robiąc to powoli, a w duchu modląc się, żeby był to chociaż jakiś przystojny uczeń. 
Otworzyłem usta w niemym krzyku widząc pod sobą Mińskiego. Tego pieprzonego dyrektorka (który tym razem pewnie pieprzył mnie, o zgrozo). Tylko jakim cudem się to stało? 
Podniosłem się na łokciach nie próbując ani trochę uważać czy przypadkiem nie połamię mu nimi któregoś żebra, a zaraz potem zlustrowałem całe pomieszczenie. Puste kieliszki po winie. Jak mogłem być tak głupi żeby skorzystać z jego propozycji? Idiota!
Wyłapałem swoje ubrania wzrokiem gdzieś pod ścianą, daleko pod ścianą. Zacząłem powoli wydostawać się z kanapy, nie chcąc go obudzić, tylko tego mi brakowało. Syknąłem, czując bolący tyłek przy każdym ruchu, a zanim się spostrzegłem, leżałem już na ziemi, naprawdę musiałem spaść? Zacisnąłem zęby, a oczy zrobiły się wilgotne, jak nakurwiało!
Wstałem po niecałej minucie, od razu kierując się w stronę ciuchów, musiałem się ubrać i zniknąć jak najszybciej. I już nigdy się nie pokazywać w tym gabinecie.
Naciągnąłem na siebie bokserki, spodnie, a na końcu bluzkę. Sprawdzałem nerwowo co chwilę, czy na pewno śpi. Spał.
Złapałem jeszcze telefon w ręce i już miałem wyjść, ale drzwi zaskrzypiały. Kurwa, no nie.
– Gdzie się wybierasz, dzieciaku? – mruknął za mną zachrypnięty głos. No, to już po tobie, Alex.
.
.
.
.
.
.
template by oreuis