— Otóż to. Od najmłodszych lat mieszkałam w Szkocji. Tak samo jak 5,295 miliona innych ludzi. Tyle przynajmniej nas było w 2011 roku. Teraz mamy tam 2017 rok. Więc jesteśmy do tyłu z technologią. Znaczy owszem są komórki, komputery, ale wszystko wygląda tutaj inaczej niż u mnie. Znaczy miasto. Byłam kilka razy w Londynie czy nawet raz w Nowym Yorku, a Dolinę Krzemową widziałam tylko na zdjęciach… Są to nowoczesne miejsca, ale miną pokolenia, nim dorównamy technologicznie temu miejscu. — Zastanowiłem się przez moment, co tu się w takim wypadku, do jasnej anielki, podziało. Dziewczyna oczywiście mogła być tutaj, ale zostawienie jej tutaj samej sobie wydawało mi się egzekucją. Przecież oni by ją tam zjedli, Nivan przypadkiem podpalił, Yamir zamienił w złoto, Walsh tylko przewrócił oczami, a Davon pewnie nawet nie zauważyłby, jakby ją podtruł. W wyobraźni już widziałem, jak dziewczyna przypadkiem pakuje się w wojnę między Herą i Diaskro.
— A co najważniejsze w Szkocji jest teraz wiosna. Mimo, że ciepło jest jak w lecie. Do AWU dostałam się przez mojego ojca. Tak mi się w każdym razie wydaje.
— Jak to? — mruknąłem zaskoczony, bo w końcu pojawiło się jakieś światełko w tej całej sprawie.
— Nigdy nie poznałam swojego ojca. Zniknął, gdy matka była w ciąży z Eleną, moją najmłodszą siostrą. Matka nigdy nam o nim nie opowiadała, a starsze rodzeństwo mówiło, że tak naprawdę to zawsze więcej go nie było niż było. Jednak nigdy nie zapomniał o urodzinach, imieninach czy świętach. Zawsze dostawaliśmy kartki czy prezenty.
— Wczoraj znalazłam list — powiedziała, pokazując list. — Było w nim napisane, że chce się ze mną spotkać. Po charakterze pisma poznałam, że to musi być mój ojciec, gdyż takim samym pisał na wszystkich kartkach. Poszłam więc we wskazane miejsce, czyli do lasu. I kiedy tylko mnie zauważył, zaczął uciekać. Pobiegłam za nim i trafiłam prosto w środek “Czarciego Koła”, czyli koła z grzybów. Ludność wierzy, że są one pułapką, za pomocą której elfy i wróżki porywają ludzi do swojego świata. I właściwie zanim się obejrzałam, trafiłam tutaj. Znaczy do lasu, Był on bardzo podobny do tego, z którego przyszłam. Wydawał mi się być żywą istotą. I znalazłam list. — Wyciągnęła drugą kopertę. — Napisał mi, żebym tutaj przybyła po odpowiedzi na swoje pytania. Błądziłam więc po mieście, próbując tutaj dotrzeć. A że nie miałam waszych pieniędzy, musiałam przejść całą drogę na piechotę. O AWU nic nie wiem. Poza tym, że mogę znaleźć tutaj, jak wcześniej wspomniałam, odpowiedzi.
— Odpowiedzi na co? — zapytałem ciekawie, bo w końcu pojawiła się zagadka i nie mogłem się powstrzymać, żeby nie znaleźć wspomnianych odpowiedzi.
— Na to kim naprawdę jestem. Nikt w mojej rodzinie nie słyszy ani nie widzi duchów. Ale ja je słyszę, odkąd sięgam pamięcią. Znaczy słyszałam. Dziś po raz pierwszy jakiegoś zobaczyłam. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. I jeszcze co to znaczy, że jestem Przewodnikiem Dusz. Tak mówiła o mnie moja babcia ze strony ojca. Ale nadal nic nie rozumiem. Nie wiem też w sumie, jak miałabym wrócić do domu. Zostawiłam tam całe moje poprzednie życie. Rodzinę i żółwia mojego przyjaciela. I tęsknię za nimi.
— Nie będę ukrywać, że wiedza o Przewodnikach Dusz nie jest czymś szczególnie znanym... — zacząłem, kalkulując w myślach, jak pomóc, żeby za bardzo samemu się w to wszystko nie wkręcić. Wolałem jednak pozostać anonimowy względem własnego gatunku i trudno byłoby mi wytłumaczyć, skąd wiem o czymś takim, a rzucenie, że znałem lata temu kogoś takiego brzmiałoby zdecydowanie niedyskretnie. Za dużo wspomnień, za duże ryzyko. — Zapytaj Miraclesa i powiedz, że jesteś ode mnie, nie powinien cię zeżreć na miejscu, a on swoje kontakty jednak do wszystkiego ma. — Uśmiechnąłem się ciepło. — Nie martw się, rozgryziemy to.