poniedziałek, 28 maja 2018

Srebrniki to urocze bachory [X]

Naciągnąłem mocniej rękawy swetra, który, jako że był nowy, dalej nieco gryzł. Trzeba było go porządnie ufyfłać, ugnieść i wymiętolić, żeby zrobił się znośny i jak z kubła wyjęty. Wtedy zdecydowanie należałby do tych względnie przyjemnych, jak się nie będzie patrzeć na tęsknoty po tym starym.
— Dzięki. Staram się dbać o niego — początkowo zdziwiony ton zaraz został zastąpiony chrypką, zmarszczeniem brwi i odchrząknięciem, mającym na celu powrót do „normalności” o ile takowa kiedykolwiek istniała. — I to nie jest aż tak trudne, jak brzmi. Gdy się przyzwyczaisz, to idzie potem lżej. A jeżeli boisz się, że zapomnisz się sobą zaopiekować, zawsze możesz kogoś poprosić, żeby zaopiekował się tobą. — Dziewczyna szybko naciągnęła na robaczka kolejne fatałaszki, jakiś niebieski sweter i nawet otworzyłem szerzej oczy, gdy dzikie, niezrównoważone stworzenie poleciało do mnie z prędkością światła. Mówię o Krzysiu, chociaż Izel też się łapała w pewnym stopniu.
W sumie każdy się podpinał pod tę klamerkę.
— Wyglądasz naprawdę pięknie, Krzysiu — parsknąłem, gdy w końcu do mnie dobrnął i mogłem spokojnie poklepać go po robaczym łebku. — Nie chciałbyś może spróbować tamtego fioletowego? Wydaje mi się, że w nim też wyglądałbyś oszałamiająco. — Wskazałem na ubranie i parsknąłem śmiechem, gdy ten ponownie wystrzelił jak z procy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis