sobota, 26 maja 2018

Wprowadzenie: Mackenzie [2]

W końcu na horyzoncie zamajaczył ten nasz nowy nabytek. Blondynka z kapeluszem, którego rondo przypominało parasol. W sumie pewnie się przydawało, przecież właśnie zaczęło padać jak z cebra, a ja bez jakiekolwiek osłony stałem tak z kapturem zaciągniętym na włosy. Przeklinałem cicho w głowie, bo pewnie włosy zlokują się trzy razy bardziej, afro za chwilę wybuchnie, a gdy spotkają się bezpośrednio z wodą, a nie tylko z wilgocią, oklapną i będę wyglądał jak ten biedny, wychudzony kundelek.
Gdy stanęła przede mną, uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń, automatycznie poprawiłem się w miejscu, również wymuszając ten podobno radosny grymas.
— Mackenzie — przedstawiła się krótko, gdy uścisnąłem bez wahania rękę nastolatki i skinąłem głową. Czyli tak, to zdecydowanie była ta, którą miałem za zadanie oprowadzić po uczelni.
— Yamir, cała przyjemność po mojej stronie — odparłem rześko, próbując nie udławić się przy okazji deszczem. — Mam cię oprowadzić, ale masz ci los taką pogodę, co powiesz na wejście do środka i zaprezentowanie ci przynajmniej budynku szkoły, póki padać nie przestanie? — kontynuowałem, kierując się w stronę drzwi i otwierając je przed dziewczyną. — Później może podepniemy się pod kogoś z parasolką i uda nam się pokazać twoją kwaterę bez uprzedniego przeżycia potopu atlanckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis