wtorek, 29 maja 2018

Wprowadzenie: Ante [3]

Syf, syf, syf i jeszcze raz syf. Im dalej w las, tym gorzej. Trawa krzywo przystrzyżona, na górnych oknach pobliskiego budynku osadził się kurz, do którego usunięcia nikt się nie palił, a i jeszcze ubrania mężczyzny, kierującego się w moją stronę były po części niewyprasowane. Opcjonalnie, to moje zboczenie dało o sobie znać, a wzrok płatał figle. Pewnikiem było na pewno to, że blondyn nade mną górował. I to bardzo. Nie podobało mi się to w żadnym stopniu. Dlatego, kiedy znalazł się obok, uśmiechając się jak wąsaty pedofil zza krzaka, cofnąłem się nieznacznie. Ale tylko nieznacznie. Przecież nie bałbym się kogoś takiego, prawda?
Zadarłem dumnie głowę, aby utrzymać z nim jako taki kontakt wzrokowy. Uznałem, że to będzie lepsze niż szukanie stołka czy krzesła.
— Cześć, jestem James Hopecraft, przewodniczący samorządu. Miło mi cię poznać, będę cię wprowadzać do akademii. Na sam początek, masz jakieś pytania czy wolisz od razu zacząć wycieczkę?
 Mówił to takim tonem, jakby chciał zostać przyjacielem świata. To nie za dobrze się dobraliśmy.
— Tak — powiedziałem po krótkim namyśle, składając parasol. Oparłem się na nim jak na lasce i westchnąłem cicho. — Mam pytanie. Czy raczej prośbę. Pomożesz mi się zabić? Próbuję piąty raz, sam nie potrafię, a i inni okazali się ciotami.
Prychnąłem na wspomnienie pewnego Niemca, który uciekł w popłochu na widok strzelby. No i gdzie ten szwabski duch walki? Jak nas okupowali w '40, to jakoś im nie przeszkadzało strzelanie do wszystkiego, co się rusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis