niedziela, 27 maja 2018

Herbata zawsze jest dobra [10]

Przekrzywiłam głowę, gdy głos Aurela jakoś ścichł i spuścił wzrok na kolana. Ani trochę mi się to nie spodobało, więc pochyliłam się w jego stronę i dźgnęłam go palcem w policzek, już gotowa wykrzywić wargi w ponownym grymasie. Jednak najwidoczniej zrobiłam to niepotrzebnie, bo zaraz parskał śmiechem i mówił dalej, z czego byłam bardzo rad.
 — I nie wiem, nie pytaj mnie o to, mówię no durna baba, cholerka jasna. Może cudzoziemka, może niedowidzi, a może antyszczpionkowiec. Kto ich tam już w sumie wie. — Gdy na mnie spojrzał, posłałam mu uśmiech znad filiżanki, z której po chwili wzięłam łyk naparu, przyglądając się Hortensji. Szukałam różnic pomiędzy Aurelkiem Młodszym, a Aurelkiem obecnym.
Był zdecydowanie wyższy to po pierwsze. Każdy przy jego wzroście wydawał się być krasnoludkiem, niziołkiem, skrzacikiem, coś koło tego. I był smutniejszy, mniej smutny niż kilka lat temu, ale smutniejszy niż na początku naszej znajomości. Ale nadal był cudowną osobą, Hortensją. A ja jednak okazałam się smarkaczem, który wszystkich łapie za rękę.
 — Wiesz, Hortensjo — zaczęłam, wyciągając lewą dłoń w stronę chłopaka i podniosłam się odrobinę, ponieważ zabrakło mi parę centymetrów, po czym pogłaskałam go po włosach — cieszę się, że cię poznałam — powiedziałam z szerokim uśmiechem. Po kilku chwilach cofnęłam dłoń, przy okazji odkładając pustą filiżankę na tacę. Zdecydowanie powinnam pójść na jakiś odwyk lub coś.
 — Tak swoją drogą, robimy powtórkę z wieczorku filmowego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis