czwartek, 24 maja 2018

Srebrniki to urocze bachory [4]

Mimowolnie zachichotałam, zasłaniając dłonią usta, gdy Krzysztof postanowił zbadać jamę ustną chłopaka swoją włochatą nóżką i nadal z tym radosnym popiskiwaniem przebierał pozostałymi odnóżami, jakby zajmował się najbardziej fascynującą rzeczą na świecie.
— Miło mi cię poznać, Krzychu, ale następnym razem, proszę, oszczędź moich ust, jak bardzo bym nie chciał, nie jesteś smaczny. — Wyszczerzyłam się szeroko do chłopaka, gdy mój pupil wrócił na moją głowę, kwitując to niezadowolonym szczęknięciem, ale zaraz zwinął odnóża pod siebie i spokojnie klapnął. Żywy kapelusik. Dopóki nie potarga mi włosów, powinno być ok kogo ja oszukuję? i tak to zrobi, a potem będę wyglądać, jakby uwił sobie gniazdko.
— Wybacz, lubi pchać swoje nogi tam, gdzie nie powinien. Zwłaszcza gdy poznaje kogoś nowego i go szufladkuje, ale to w cholerę przekupna bestia. Za woreczek pestek słonecznika nawet zatańczy. — Poklepałam żuczka po grzbiecie, wiedząc, że prędzej czy później upomni się o swoją porcję czułości, więc wolałam odwlec ten moment, zanim zacznie mi szczekać nad uchem o tulasy.
— Jesteś wolny czy masz jakieś plany i będziesz gdzieś pędzić? — spytałam, zadzierając niego głowę tak, żeby widzieć twarz Damiena, ale też tak, żeby nie dostać oburzonego pisku, ”bojaktotakzrzucaszmniezeswojejgłowy”. Zdecydowanie mniej się denerwowałam, niż przy naszym pierwszym spotkaniu, co było pewnie zasługą obecności Krzyśka [z nim zawsze mniej się stresowałam] i tym, że nie miałam ochoty wodzić nerwowym wzrokiem i uciekać, ponieważ byłam tym już najzwyczajniej w świecie zmęczona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis