czwartek, 24 maja 2018

Srebrniki to urocze bachory [6]

Wzruszył ramionami, leniwie rozciągając usta w uśmiechu, a z czarnych włosów poczochranych przez Krzyśka uciekł kosmyk. Damien kojarzył mi się troszku z leniwcem. Takim miłym, kochanym, śpiącym leniwcem. Słysząc jego ciężkie westchnięcie, zaśmiałam się cicho i wygrzebawszy spinkę z biedroneczką, stanęłam na palcach, chcąc mu ten kosmyk „umocować” na miejscu, żeby mu nie majtał przed twarzą i nie denerwował.
— Jak zawsze czysty i cały do twojej dyspozycji. A cóż macie do zaproponowania, co? — Wyszczerzyłam się od ucha do ucha, w głowie układając poszczególne rzeczy. Od Mińska nadal nie dostałam odzewu w sprawie motylarnii i raczej nie dostanę, a samorządu nie miałam zamiaru dręczyć na początku roku. I tak już mieli wystarczająco dużo na głowie, a ja nie chciałam dokładać nikomu swoich próśb o hodowlę owadów. W luj uroczych owadów, ale cóż. Trzeba zadowolić się alternatywą.
— Więc jak na razie mam dwie. — Szczeknięcie Krzyśka, poplątanie włosów jednym ruchem nóżki. Zaraz się poprawiłam. — Mamy. Pierwszą jest bawienie się z Krzyśkiem w dom mody, ponieważ narzeka mi na brak publiczności, a Evive jako jego nemezis się pod tą kategorię nie zalicza nawet. Druga to budowanie domków dla motyli. Miota mną, bo nadal nie dostałam odpowiedzi na motylarnię, a moja rodzina raczej nie zgodzi się na następną jakąkolwiek owadzią farmę. Nawet jeśli ich wzrost nie przekracza wielkości mojej dłoni. — Wydęłam wargi niezadowolona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis