— Yhym — dostałem w końcu odpowiedź.
Jedno, pieprzone słowo, ba, nawet nie słowo, raczej chrząknięcie czy burknięcie, które sugerowało, że chyba dyskusja ze mną jej się po prostu znudziła.
Zmarszczyłem czoło, stukając palcem o blat stołu, po czym podniosłem kubek z kawą, by ostatecznie ją dopić, a następnie w spokoju zabrać się za tartę, zastanawiając się nad sensem życia i tego typu sprawami, bo Ophelion chyba nie chciała bawić się ze mną w towarzysza rozmowy, bo również na koniec po prostu zamilkła, powoli pożerając swoje ciastko, raczej z widoczną na jej dosyć ślicznej twarzyczce rozkoszą.
No może gdyby była trochę starsza, to zacząłbym się nią interesować, ale pozostawało mi po prostu posyłać jej przepełnione politowaniem uśmiechy, bo dla mnie już chyba na zawsze miała pozostać głupiutkim bachorem z wygórowanym ego i brakiem wyczucia w pewnych sytuacjach, choć zdecydowanie, ciekawym. Tej cechy odebrać jej nie mogłem i wydaje mi się, że większość z nas również by się ze mną zgodziło.
— Yhym? — mruknąłem, odbijając piłeczkę i przekrzywiając głowę z podniesioną, prawą oczywiście, brwią.
Bo ja nie przepadałem za zwyczajnym "yhym", to również było pewne, jak dwa plus dwa równe cztery. A takie bezsensowny brak zainteresowania, chęci do pociągnięcia dalej dyskusji zdecydowanie mnie zniechęcał.
Bo niby co takiego miała taka osoba do zaoferowania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz