poniedziałek, 28 maja 2018

Jaki ojciec, taki syn [X]

Widziałem, że w sumie nieco się zbija z tego, co mówię i jak się zachowuję, bo przecież byłem tylko zasmarkanym gówniarzem, który nie wie nic o życiu i nie potrafi sobie dobrze dupy wytrzeć, żeby nie ufajdać ręki. A on przecież był wielce panem dorosłym, alfą i omegą, sir Mińskiem z rodu Białoruskich, pan i władca tej szkoły, znajdujący nadmiary libido w możności pogapienia się na cycki tej francy od kocich i zwolnienia nauczyciela czy dwóch jak akurat który mu podpadnie. Bo zburzył mu jego wieżę z klocków, a on tak łatwo nie odpuści, psze pana.
Kaszlnął coś tam, charknął pod nosem, cholera w sumie wie tego człowieka, może mu resztka alkoholu tam zastała i starał się ją odzyskać.
— Wolisz mieć płacone od godziny czy od ilości wykonanych papierków? — spytał, a potem ponownie się zamyślił, najwidoczniej całkiem ignorując moją wypowiedź pod tytułem, że za świstki w sumie. — Oakley, czy ty nie mógłbyś mi tutaj komputera postawić? — dodał jeszcze, a ja spojrzałem na niego jak na nieboskie stworzenie, chuj wie co, marę nocną najprędzej.
— Jak pan koniecznie chce i ma na to jakieś tam finanse, to nie ma sprawy, wszystko da się załatwić. — Wzruszyłem ramionami, wracając do chybotania się na krześle i oglądania gabinetu.
I tak sprowadziłem się do roli kury korporacyjnej.
A potem miało być tylko gorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis