sobota, 30 września 2017

Od Heather, CD Amadeusz

— Bardzo przepraszam, ale mam pewne sprawy do załatwienia z panem dyrektorem. Co do tatuażystki, jak tylko się czegoś dowiem, dam panience znak. — Skinęłam głową i wybyłam na korytarz, pozbierawszy się w miarę. 
To był naprawdę długi dzień, a zapowiadał się jeszcze dłuższy. Nie potrafiłam ubrać własnych uczuć w słowa, po co w ogóle była mi empatia, jeżeli tylko mieszam ludziom w głowach, zresztą, tak samo jak oni mi? Nie miałam już pokoju w akademiku, autobusy raczej już nie kursowały o tej godzinie, bo jednak zbliżała się stanowczo pora nocna i wszystko co mogłam zrobić, to tylko kląć w myślach, starając się utrzymywać jednocześnie na twarzy odpowiednio idealny wyraz twarzy. Uniesione w górę kąciki ust, sensowne spojrzenie, ogarnięte myśli i przede wszystkim głowa wolna od wszelkiego rodzaju głupstw. 
Odetchnęłam głośno, wychodząc na rześkie, mroźne powietrze i udałam się na spacer w kierunku lasu. Wymacała w kieszeni paczkę fajek, otworzyłam, znalazłam gdzieś w torbie zapalniczkę i bez zastanowienia zaczęłam palić, decydując się dać odpocząć dzisiaj własnemu nałogowi i zezwolić na tą odrobinkę szaleństwa. W końcu - karmienie raka to w jakiś sposób zajmowanie się zwierzątkiem, prawda? Spojrzałam w niebo, decydując się w końcu ogarnąć siebie, swój umysł i to durne zauroczenie, które miejsca zdecydowanie mieć nie powinno. Usunąć. Wykreślić. Złamać. 
A nawet jeżeli chmury przypominały mi różnorodne wzory tatuaży, których właściciela jeszcze chwilę temu widziałam, to nic nikomu do tego, jeżeli jutro dam już sobie z tym spokój, prawda?

x X x

— Czy robicie cokolwiek oprócz tej papierkowej roboty? — Drgnęłam, poderwałam się do góry i przywitałam się z mężczyzną, który usiadł z drugiej strony stolika.
— Dzwoniłem, ma terminy, jak powie panienka, że nazywa się Heather, to pójdzie jeszcze szybciej. — Skinęłam z wdzięcznością głową, zaczynając w myślach układać mowę dziękczynno-pochwalną. Profesor uratował mi tyłek, nie wyśmiał mnie wczoraj, nie wyrzucił za drzwi, a przy tym umożliwił załatwienie wszystkiego przez ewentualną godziną zero, ale zaczął z powrotem mówić, ledwie zdążyłam podziękować. — Skoro jest okazja... Mógłbym poprosić o przysługę? Dyrektor Mińsk powiedział, że pani, a raczej pani zdolności będą w stanie mi pomóc. — Skinęłam z zaciekawieniem głową, starając się nie patrzeć w oczy mężczyzny. 
— W czym mogę pomóc? — spytałam. — Ludzie zazwyczaj nie lubią empatii — mruknęłam bez przekonania, choć musiałam przyznać, że taki stan rzeczy mnie nie dziwił. Empata potrafi rozróżniać cudze emocje, co jest zwyczajnym obnażaniem czyjejś duszy, których zazwyczaj nie rozumie sam właściciel ciała. O ryzyku nieświadomego mieszania w nich tym bardziej.

Od Mińska, CD Shioko

— Oho, od kiedy to Pan Dyrektor taki wspaniałomyślny i dobroduszny? — Oho, stąpasz po cienkiej linii pomiędzy ignorancją a skrajnym debilizmem, moja droga. Zaczynając od tego, że wszelkiego rodzaju prowokacje będą spływały na mnie jak woda po kaczce, nie mam zamiaru użerać się z bachorami wszelkiej maści i rodzajów oraz innymi rzeczami twojego typu, dlatego z łaski swojej umożliw mi granie tego dobrego dyrektorka, miejże litość, kobieto, sami święci nie jesteście, smok w końcu świadkiem był. Biedaczysko swoją droga, uśpić go trzeba było Ogarnianie życia jakim powinno być. I inne miliardy miliardów ewentualnych elementów, które obecnie rozsadzałem pomiędzy stroną "Zabij małolatę" a "Pozwól się wyszaleć gówniarze", nie wiem która ze stron wygra, ale krew się poleje. Albo przy smarkuli, albo nie przy smarkuli, ale i tak się poleje. — Hm? — Ale z drugiej strony, niech się już tak nie pręży, nie wydziwia tymi swoimi minkami i da mi święty spokój, bo robota papierkowa nadal czaiła się w kącie. Dziecko mogło się pobawić w organizację i administrację, ale prawda była taka, że z każdą kolejną upływającą sekundą czekało mnie jeszcze więcej bezsensownych formularzyków do wypełnienia i tak dalej, i tak dalej. Tyle rzeczy chciałem zrobić, a tyle jeszcze przede mną trwało, jak żyć, na cesarza, gdy nawet twoi uczniowie zachowują się jak stado zdurniałych baranów, nie będących w stanie logicznie pomyśleć choć przez krótki moment. Ech, bądź dobrym dyrektorem, spróbuj zorganizować tą cudowną wycieczkę, którą planujecie bóg wie kiedy, a i tak wszystko spali na manowcach. 
Mińsk co się z tobą stało, człowieku, co ty najlepszego wyprawiasz, przecież właśnie spowiadasz się w swoich własnych myślach przed samym sobą w kwestii zażaleń, skarg i propozycji. Chyba faktycznie ten alkohol zaczął ci działać na mózg, bo co ty pierdolisz. 
Chyba żadne zdanie z mojego przemyślenia nie miało sensu.
Dlatego po prostu fuknąłem na dziewczynę, że ma się pospieszyć, ruszać dupę i skierowaliśmy się korytarzem w stronę schodów. Słowo to słowo, czy gówniara chciała, czy niet. 

Od Fomy, CD Heather

— Kłóci cię — mruknęła, cały czas uważnie mnie obserwując. — A ty coś zjesz, zaraz napiszę do Jamesa, żeby przyniósł nam tutaj. A Mińsk próbuje wyharkać od nich dzwonienie po ordynatora czy kogoś tam. — Westchnąłem na jej słowa.
— Dopiero co jadłem — warknąłem w odpowiedzi, odchodząc od parapetu i ruszając w kierunku szpitalnego łóżka.
Ukucnąłem i podniosłem dłoń, chcąc przesunąć czarne pasma włosów z jego twarzy. Delikatnie, jakby próbując go nie obudzić. Bo mógł, prawda? W śnie wydawał się spokojny. Zdecydowanie nie wyglądał na tego ukochanego, aroganckiego chłopaka z nosem zawsze zadartym do góry. Uśmiechnąłem się. Nawet. O dziwo. Jakoś tak. Jedyne, co przeszkadzało w tej niespokojnej ciszy, to pikanie tej cholernej aparatury. Wstałem, spoglądając ponownie na Heather.
— Będę chciał pogadać z Mińskiem — powiedziałem, wkładając ręce do kieszeni. — Rodzice Dextera już wiedzą? — zapytałem. — Czy czekamy?
I w tym momencie do pomieszczenia wpadła Wandzia. Bez płaszcza, bez szalika, bez żadnej czapki. Moja dysząca siostra z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Posłałem dziewczynce beznadziejny uśmiech. A ona po prostu podeszła. I mnie przytuliła. I coś pękło, jak przepompowany balonik. Łzy same poleciały, palce zacisnęły się wokół delikatnego ciała, które, choć małe i dosyć wątłe, osłaniało od całego zła na zewnątrz.

Od Mińska, CD Pel

— Tak właściwie dość krótka. — Wzruszyła ramionami. — Prezent od rodziców dla... Brata na urodziny, sęk w tym... Że miało wyjść to nieco inaczej....  — Nie przerywałem dziewczynie, dając jej  możliwość swobodnego wypowiadania się. Nawet za bardzo nie miałem jak, ponieważ w przerwie od popijania kolejnego trunku, wziąłem sobie za punkt honoru dorównanie Vladdy`emu w pałaszowaniu ciastek. Wciągałem już chyba którąś z kolei paczkę, ale jedno było pewne, etykietka "nieziemskie" nie opisałaby ich smaku. 
— Ale wejście miałem dobre, to musisz przyznać. —  Oho, zaczynało robić się ciekawie. 
— Przez kilka pierwszych godzin była kłótnia. Przez kilka następnych dopytywałam się, co to znaczy... "Burdel", "kurwy", "Shlyukha", "ciota" i "chuj". — Dlatego nie daje się dzieciom Rosjan w pigułce, tym bardziej zamkniętych w miśku. Podwójna kumulacja słodyczy przemieszanej z zapachem zatęchłych papierosów z pobliskiego monopolowego. 
— Poszerzyłem ci zasób słownictwa.
— Miałam wtedy siedem lat, Vladdy. 
— Słowa to słowa. Ja nie rozdawałem siniaków, komu popadło jak Amigo. 
— I tak mniej więcej to było. — Zamrugałem. Najpierw raz, potem drugi.
— Jak rozumiem, nie mogę mieć normalnych uczniów? — spytałem z przestrachem, zastanawiając się, kogo mi ściąga Cesarz do tej szkoły. Ja naprawdę mogłem na wiele rzeczy odpowiedzieć, przy pomocy kilku pytań niszcząc światopogląd, ale ktoś mi tu chyba celowo chce utrudnić lektorską emeryturę.  A z resztą. Wypadałoby się zainteresować w końcu uczniami. 
— Jak wam się podoba w szkole? — spytałem, patrząc na dziewczynę. 

Od Jamesa, CD Hanabi

— Rany, to naprawdę musi ułatwiać życie! — mruknęła. — Swoją drogą, macie herbatę malinową? — Skinąłem na potwierdzenie głową i zabrałem się do przeszukiwania rzeczy w szafkach. Co prawda, to prawda - zazwyczaj to mnie robiono czy to herbatę, czy częstowano ciachem, w rezultacie orientowałem się co najwyżej, że w szafce na lewo znajdę trzy cukierniczki, pierwszą z białym, drugą z brązowym i trzecią z niebieskim cukrem, który kiedyś brałem za wynik nieudanych eksperymentów Dextera z wyrobem czegoś innego niż eliksiry. A przynajmniej dopóki Heat nie poinformowała mnie, że to ulubiony cukier Mińska. I ma podobny sposób pochodzenia co kopi luwak. Czyli tykać nie należało, nigdy nie zrozumiem cudzych gustów smakowych, sam sposób powstawania tego wiekopomnego dzieła przyprawiał już mnie o mdłości. To gdzie jest ta herbata? O! Jak zwykle, ostatnia szafka, którą przeszukałem, zawierała w sobie stos pudełeczek i kartoników oznakowanych zgrabnym, eleganckim pismem. Złapałem paczkę podpisaną "malinowa" i odwróciłem się w stronę dziewczyny. Która się na mnie gapiła. Zamrugałem kilkukrotnie, poszerzając nieco uśmiech. 
— Dziękuję — rzuciła, podczas gdy zabrałem się za poszukiwaniem szklanek. Przysiągłbym, że były w tej jednej konkretnej szufladzie, ale oczywiście - wspomnienia były złudne i akcję poszukiwawczą należało zacząć od początku. — Jak idą przygotowania do semestralnych? Jeszcze tylko jeden i wakacje. Rany, czuję się, jakbym mieszkała tu od zawsze! Swoją drogą, byłeś na imprezie u Hery i Vanilki? Zadowolony z partnera? — Są! Zalałem wrzątkiem mieszankę, następnie zaprosiłem dziewczynę do stołu, gdzie po chwili doniosłem oba kubki razem z cukierniczką. Z białym cukrem. 
—  Jak zwykle, mam nadzieję, że pójdą dobrze. Cóż, jeśli można tak powiedzieć — zaśmiałem się na wspomnienie imprezy — moja randka miała bardzo udaną randkę, tyle, że z kimś innym — dokończyłem, a potem wyjaśniłem, widząc zdezorientowanie dziewczyny. — Wylosowało mnie z Dexterem, a akurat kilka chwil potem spiknął się z Fomą. Za ich zdrowie — mruknąłem, podnosząc z rozbawieniem kubek.

Od Mińska, CD Alex

Dzieciak wyszedł, a ja mogłem w spokoju zaplanować wszystko to, co zalegało mi od jakiegoś czasu na biurku. Sterta papierów rosła w drastycznym tempie, nie nadążałem z przechwytywaniem wszystkich detali, aż w końcu stwierdziłem, że muszę łyknąć kieliszek na uspokojenie. Nikt na trzeźwo nie byłby w stanie poradzić sobie z anorską kurtuazją, czyli dlaczego wybrałem kijową robotę.
Cudownie, jak zniszczyć marzenia o cudownej, leniwej pracy. 

x X x
Stołek dyrektora prezentował się najpierw obiecująco, tworzenie podstawy nowego systemu oświaty w imię uwielbienia dla ojczyzny, przysługi dla narodu i tak dalej, i tak dalej, a przy okazji - jedną właśnie przysługę wisiałem Cesarzowi, nepotyzm robi swoje, udupić mnie bardziej nie można było. Nie żebym nie poczuł się jednak wyróżniony, ostatecznie przeskoczyłem kilkanaście szczebelków drabiny społecznej w górę, ale pociągało to za sobą setki wad. 
Jako lektor z wykształcenia dawałem sobie sprawę z nauczaniem. Pedagogiką. Nawet mogłem bez żadnego problemu zabawiać się w czyjegoś ochroniarza, jeżeli zostałbym zatrudniony w domu jakichś szczególnie utytułowanych szych, ale radzenie sobie ze stosem papierów, powoli stawało się ponad moje możliwości. Problemem była, jak zresztą zawsze, polityka. Każdy kraj chciał mieć swój udział w tym wielkim przedsięwzięciu, każda rasa miała trzy grosze do wtrącenia, a każdy co bardziej poszanowany ród liczył na przyszłego koligacje.
W rezultacie dochodziło do takich absurdów, gdy otrzymywałem cztery wersję dokumentów, każdą w innym języku, z inną wersją propozycji rozwiązania danego problemu. Cesarz umywał ręce, praktycznie rozrzucając swobodnie workami pieniędzy, ale nadal zostawali ministrowie, którzy byli gotowi skoczyć mi do gardła za działanie przeciwko anorskiej gospodarce czy pozycji na rynku politycznym. Ale co poradzić, gdy minister z Cesarstwa chce wprowadzić dodatkowe stypendia dla uczniów z mniejszości rasowych, przedstawiciele z Edenii byli oburzeni faktem, że przyjmowano na uniwersytet "pod-rasy", Rada Magów domaga się usunięcia ze szkoły wszystkich wiedźm, a królowa syren zarzuciły nam rasizm. Co z tego, że jej lud nadal nie przedstawił nam sposobu, w jaki ogoniaści mieliby się uczyć na lądzie
I wtedy rozległo się pukanie, a do środka wszedł dzieciak. 
— Cześć, mogę tu sobie trochę posiedzieć? Masz wolny stolik, moje biuro wygląda jak schowek osoby, która chorobliwie wszystko zbiera. — Zerknąłem na niego kątem oka i machnąłem przyzwalająco ręką. Dobrze, że się uczy, nie miał najlepszych wyników w zeszłym semestrze, jeżeli chodzi o egzaminy. 
— Nie krępuj się. Herbaty? — spytałem. 

Od Amadeusza, CD Heather

Jak zawsze wrzeszczałem i przeklinałem w myślach telefony, wszelkie, nieważne jakie, czy służbowe, czy prywatne, tak teraz skakałem z radości. Kto mnie wybawił z opresji? Kto?
Mińsk.
Mój zapał od razu zmalał, zgasł, schował się gdzieś w kącie. Czego może chcieć wielki, okrutny pan prezes tego burdelu, znanego również jako placówka opiekuńczo-wychowawcza a.k.a. Atlancka Wyższa Uczelnia?
Przeprosiłem dziewczynę, opuściła pomieszczenie, a ja sam zacząłem wysłuchiwać monotonnych, ale przesiąkniętych wkurwieniem w czystej postaci, słów. Kiwałem głową, mimo że tego nie widział, mruczałem ciche "aha", "yhy" i "tak jest". Koniec końców kazał mi przyjść do gabinetu, bo przez telefon nic nie można ze mną załatwić. Szybko się rozłączył, a ja z westchnięciem wyszedłem na korytarz, zamykając przy tym drzwi. Blondynka sterczała przy ścianie, od której gładko się odepchnęła, gdy dojrzała moją sylwetkę.
— Bardzo przepraszam, ale mam pewne sprawy do załatwienia z panem dyrektorem. Co do tatuażystki, jak tylko się czegoś dowiem, dam panience znak. 

x X x

Ku mojej radości, szanowny Złoty Chłopiec raczył się odezwać po kilku dniach, przesyłając mi kontakt i dane o artystce, która iks lat wstecz przyozdobiła moją skórę atramentem. 
Z pomocą przerażonych samą wizją przeciwstawienia się pedagogowi uczniów, odnalazłem zasiedzianą nad kartkami blondynkę. 
— Czy robicie cokolwiek oprócz tej papierkowej roboty? — Ustawiłem się naprzeciw nastolatki, która słysząc mój głos drgnęła i poderwała się z "dzień dobry" na ustach. Przewróciłem oczami i machnąłem ręką, aby usiadła. 
Zająłem miejsce po drugiej stronie stolika, wytargałem z kieszeni kartkę i wręczyłem młodej damie.
— Dzwoniłem, ma terminy, jak powie panienka, że nazywa się Heather, to pójdzie jeszcze szybciej. — Starałem się nie spoglądać w dokumenty, a latać spojrzeniem to na twarzyczkę, to na nudne otoczenie. Podziękowanie. Cisza. Strzeliłem palcami, przeczesałem brodę, nerwowo przetarłem policzek. — Skoro jest okazja... Mógłbym poprosić o przysługę? Dyrektor Mińsk powiedział, że pani, a raczej pani zdolności będą w stanie mi pomóc.

Od Alexa, CD Mińsk

Robił to specjalnie? Już drugi raz tego dnia spotkał mnie ten dreszcz, bardzo przyjemny zresztą. Przyznaję się, jego dłoń w moich włosach, do tego powolne, leniwe głaskanie ich, to moja słabość. Kocham, gdy to robi. Nie lubię, kiedy przestaje, tak jak teraz. Miałem mu za złe całe to zachowanie, odrzucenie chęci przytulenia, ale chyba powinienem zrozumieć. Za szybko? To nieodpowiednie? "Pary" wcale tak nie robią? Naczytałem się z dużo książek, naoglądałem filmów, a związek tak nie wygląda? Ma polegać na oschłości, obojętności, a jakiekolwiek chęci inicjuje tylko jedna ze stron? Mój dotychczas dobry humor nieco się zepsuł, nie będę ukrywać. Dopadło mnie uczucie pustki. Trzeci raz w życiu ktoś odrzucił moje zapytanie o przytulenie, pierwszy i drugi to odrzucenie przez moich opiekunów. Dziwni ludzkie, niedający grama miłości, niepomagający w zrozumieniu jakichkolwiek uczuć. Nie wiedziałem jak mam się zachować, robiłem wszystko automatycznie, bez namysłu. Nikt nie nauczył mnie nigdy jak wyrażać uczucia, a przynajmniej nie pamiętam, żeby to się działo. Nikt nie zdefiniował mi miłości, przyjaźni czy zaufania. Wszystko, co robiłem, było impulsem, nikt o tym nie wiedział, wszyscy myślą, że taki jestem. Ja po prostu się bronię, nie dopuszczam wielu ludzi bliżej. Nie wiem jak reagować, każda nowa emocja jest dla mnie wyzwaniem. Przed Akademią ich nie odczuwałem, a strach przestałem odczuwać kilka lat temu. Inaczej bym zwariował. Podniosłem wzrok znad stóp. Kiedy zdażyłem wrócić do pokoju?

x X x

Nie widziałem dyrektora od wczorajszego poranka, a sam dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Próbowałem uspokoić myśli drzemką, nauką czy gorącym prysznicem. Na daremno.
Była szesnasta, biurko znowu zawalone syfem. Nie chcę tego sprzątać, borze wszechlistny! Wstałem z łóżka, zgarnąłem w dłonie torbę z książkami i ruszyłem do gabinetu. Nie mogę pozwolić mu wygrać, skoro chciał to będzie miał mnie na głowie. Ja po prostu chcę z nim przebywać, to takie złe? Chcę zrozumieć, poukładać rozbiegane myśli, zrozumieć te cholerne, przyjemne, dreszcze.
Wpakowałem się do gabinetu sekundę po zapytaniu. Siedział, jak zawsze przy biurku. Lekko zgarbiony, zmuszony, a może zirytowany?
— Cześć, mogę tu sobie trochę posiedzieć? Masz wolny stolik, moje biuro wygląda jak schowek osoby, która chorobliwie wszystko zbiera.

Od Hanabi, CD Heather

— Po kolei. — Zaśmiała się Heather, jeszcze mocniej naprawiając atmosferę, która kilka minut temu była dość ciężka i napięta. — List jest spoko, pod warunkiem, że podpisany — powiedziała, mrugając jednym okiem. Oczywiście, że podpisany. Owijanie w bawełnę co najwyżej by blondyna zirytowało, być może uznałby to nawet na nieśmieszny żart. — Z wyjściem na razie poczekaj, dupek pewnie nawet nie zrozumie o co ci chodziło, jeżeli nie przeliterujesz mu "randka" przy uchu. To proponuję babski wieczorek. Za tydzień, Hera, Van, pewnie każda dziewczyna, która będzie miała ochotę wpaść. Można się wyszaleć, poogarniać. Co ty na to? — Wyglądało na to, że pomysł padł kilkanaście minut temu, a ona już zaplanowała datę, mentalnie wszystko już kupiła, a nawet zaplanowała gry, w które będziemy się bawić. 
— Hej, nie jest dupkiem! — Naburmuszyłam się na żarty. Uśmiech po chwili wrócił na moja twarz. — To jak? Idziemy teraz po każdym pokoju zapowiedzieć? Czy może postawimy na drobne ogłoszenie gdzieś na korytarzu? Szczerze mówiąc, chłopcy nie powinni o tym wiedzieć. Odkąd tamten kot zbił mi telefon, kiedy nie chciałam pokazać mu wiadomości, więc nie wiadomo, czy nie będą podsłuchiwać... — mruknęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Serio, ta szkoła z każdym dniem stawała się coraz dziwniejsza. 

Od Aureliona, CD Hanabi

— Byłeś świetnym towarzyszem. Nie byłam zbyt zadowolona, bo liczyłam, że wylosuję kogoś innego, ale nastawienie całkowicie się zmieniło, kiedy cię w końcu znalazłam. — Mogłem całe to spotkanie podsumować tymi samymi słowami. Dalsza litania o tańcu, pochłonięcie sałatki, spojrzenie z niesmakiem na moje śniadanie. Jeśli zarzuci czymś o mojej diecie, to nie ręczę za siebie. Cukier w moim wypadku to podstawa, chciałbym zauważyć. 
Zwróciła mi uwagę, że się ubabrałem. No, a ja niby narzekałem na Alexa, gdy uwalił się suchym burrosem. Gdy kawałek jedzenia został na rumianym policzku. Gdy musnąłem palcami ciepłą skórę.
Świetnie, będę musiał uciec się jeszcze przebrać albo wyjdę na skończonego niechluja, flejtucha, brudasa. Wziąłem chusteczkę i wytarłem materiał. Brzydki ślad po czekoladzie, jakbym nie mógł rozlać zamiast niej wody, której nie miałem. Wytarłem również dłoń, uznając, że oblizanie jej mogłoby być nie na miejscu i spojrzałem na fioletowowłosą, która w spokoju wpychała kolejne porcje sałaty do ust. Podziękowałem szybko za zwrócenie uwagi i dokończyłem ostatnie kęsy kromki. Otrzepałem ręce i zerknąłem na Hanabi. 
— Tak, wieczór był nawet fajny — odparłem, jednocześnie zgadzając się z opinią dziewczyny. Postanowiłem nie ewakuować się od razu po skończeniu jedzenia, wiedząc, że to trochę nie na miejscu. Przesiedziałem z nastolatką do czasu, gdy ta nie skończyła swojego śniadania. Poderwaliśmy się z miejsc, odstawiliśmy talerze. Pożegnałem się i uciekłem ze stołówki się przebrać, nie spodziewając się, ze dziewczyna zwali mi się na łeb jeszcze po zajęciach.

Od Aureliona, CD Alex

— Jedziemy jutro do miasta? Wysłałem wymiary, dostałem prośbę o przymiarkę, jesteś mi do tego potrzebny. Muszą uwzględnić pazury, nie chcę, żebyś musiał je na siłę obcinać. To musi być nieprzyjemne. I wygląd, to też musisz ustalić. W końcu tobie mają się podobać, a ja nie wiem jakie buty lubisz, skoro żadnych nie masz. — Wysłuchałem chłopca, który dopiero co skończył "czyścić" kuchnię. Ukradł odsączonego z oleju burrosa i bez większych skrupułów wgryzł się w niego, nawet nie czekając na moją osobę, która wyławiała i wstawiała kolejne porcje.
— Możemy pojechać, skoro jest taka potrzeba. — Ogon zadrżał, smagnął mnie nerwowo po łydkach. Czy naprawdę musi on żyć własnym życiem? Chłopak skinął głowa i wziął kolejny kęs. Po chwili sam do niego dołączyłem. Nie było źle, dupy nie urywało, dało się to przemielić jęzorem, więc chyba jest dobrze. 
Nie wiem jakim cudem chłopak ubabrał się jedzeniem. Odnosiłem wrażenie, że byłby w stanie ubrudzić się suchym chlebem. Co prawda wytarł buzię, gdy go o tym poinformowałem, ale w dalszym ciągu kawałki jedzenia trwały na jego policzku i za żadne skarby świata nie mógł ich zlokalizować. 
Zacisnąłem szczęki, gdy moje palce zetknęły się ze skórą chłopca, delikatnie ściągnęły resztki z pyzatej buźki.
— Myślę, że podobne do koszykarskich byłyby dobre... albo jak trapery. Miodowe, albo czarne — mruknąłem, patrząc na niego z góry. Wrzuciłem dwa ostatnie burrosy na olej.

Od Amadeusza, CD Van

Nieobecny, pusty wzrok, który mimo że lawirował pomiędzy kartką, a ustawioną ekspozycją, zdawał się patrzyć nie na nie, a przez nie. Rozumiem, odcinanie się od rzeczywistości, ale dziewczyna zdawała się wpadać w istny trans. Gładkie ruchy nadgarstka, zdające się być w stanie pochwycić każdy, nawet najmniejszy detal świata. Oczy, które mimo wszystko dokładnie odczytywały otoczenie, wychwytywały każdą zmianę, każde zakrzywienie, nowy kąt padania światła.
Muzyka się przełączyła, nieco groźniejsza, dobitniej drażniąca ucho. Poprawiłem nogi, a czarnoskóra dziewczyna zdała się nawet nie zwrócić uwagi na zmianę melodii. Mocno zaparła się w swoim postanowieniu, ignorowaniu otaczających jej dźwięków. 
Ja sam stawiałem niedbałe kreski w rytm muzyki, powoli utrwalając powyginaną, jak paragraf dziewczynę. Krótkie, chaotyczne, twarde ślady grafitu na kartce. 
— Nie tak źle — mruknąłem, gdy zdecydowałem się poderwać z miejsca i oglądnąć pracę dziewczyny. Wybita z rytmu spojrzała na mnie, na kartkę, na taboret. Zaraz po tym dzika, entuzjastyczna reakcja. Odnosiłem wrażenie, że jeszcze chwilka i rzuci mi się na szyję, by wyściskać mnie za wszystkie czasy. Przewróciłem oczami, ale mimo wszystko się uśmiechnąłem. Da się? Da. — Tak, tak, nie ma za co, od tego tu jestem — rzuciłem od niechcenia. — Uważam, że dobrym pomysłem byłoby, gdybyś w niedalekiej przyszłości namalowała wywar. — Beznamiętny ton głosu, znudzony tak bardzo jak wyraz mojej twarzy. Emocje jak na grzybobraniu. — Możesz zacząć nawet teraz i tak przesiadujesz tu dobre trzy czwarte swojego czasu. — Nie zabrzmiało to miło, ale przynajmniej szczerze. Zabrałem to, co moje i po szybkim pożegnaniu ewakuowałem się z pomieszczenia. Wystarczająco ją [i siebie] dzisiaj udręczyłem.  

Od Heather, CD Amadeusz

Zapadła krępująca cisza, która dosyć wyraźnie powiedziała mi, że powinnam trzymać język za zębami, a nie zatrzymywać się nad wszystkim, co mnie otacza, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Żałowałam, że się odezwałam, że mam ochotę ryczeć, że mam wszystkiego dosyć, a wizja wyjazdu tuż przed egzaminami przyprawiała mnie tylko o jeszcze większy ból głowy. Miałam ochotę wyć, trzasnąć, zakopać się w kocyku z filiżanką herbatki i pozastanawiać się w spokoju, jak mam uciec z tego jednego, wielkiego, pitolonego burdelu.
I wtedy pojawiło się och
Cudownie, Heat, właśnie po raz kolejny wyszłaś na idiotkę, więc rusz tyłek, przestań się mazać i zachowuj się dalej, tak samo idealnie jak zawsze, przecież to ci wychodzi najlepiej, prawda? 
— "Chyba", prawda? Klamka jeszcze nie zapadła. — Uśmiechnęłam się słabo, słysząc beznadziejny ton, jakiego użył profesor. Ostatecznie znowu zwalam się na kogoś, a przecież to wszystko dało się bardzo prosto rozwiązać, Sky jakoś dała radę, nikt i nic ją nie obchodzi, jeszcze niedawno myślałam dokładnie w ten sam sposób. 
A potem pojawiła się Nibal i to było jak trzaśnięcie drzwiami, sugerujące, że pora się w końcu obudzić z tego snu, który i tak trwa nazbyt długo. 
— Nie ma co się przejmować, skoro nic nie jest pewne. Jest jeszcze kawał czasu, z którego trzeba skorzystać, a wszystko może w każdej chwili się zmienić, nie znamy dróg, jakie szykuje nam los. Wiem, że to tak nie działa, świat tak nie funkcjonuje, ale warto przynajmniej popróbować żyć tak, jakby tego jutra miało nie być, prawda? — Przełknęłam głośno ślinę. Jeszcze nie znamy dróg. A jak dobrze pójdzie, bo małej wycieczce przyszłość przestanie być tak mętna jak do tej pory.  — Cieszę się, że o tym mówisz, przynajmniej tyle dobrego, że wypuściłaś parę, odciążyłaś nieco duszę. — Skinęłam głową, uśmiechając się nieco szerzej i zachowując się jak zwykle, w końcu to również robiłam doskonale. 
A potem zadzwonił telefon mężczyzny.

piątek, 29 września 2017

Od Amadeusza, CD Heather

Było gęsto. Zbyt gęsto. Dziewczyna wydawała się nieswoja, zamyślona. Nie musiałem być empatą, by móc odczytać tak bardzo odczuwalne emocje. Przebijające się przez ludzkie skorupy, powoli przesiąkające ciepłe, lekko capiące powietrze. Czuła się źle. Zdecydowanie źle.
W przeciwieństwie do mnie, który odczuł natychmiastowe odprężenie po tym, jak błękitne oczy przedarły się głęboko w moją świadomość, a słodki zapach dziewczyny począł przebijać się przez odór farb, papierosów i alkoholu ze średnich półek. Delikatnie łaskotał nos, koił stargane nerwy. Nie sądziłem, że tak szybko powrócę do normalności, że poczuję się dobrze po rozmowie z Willem, a nie udręczę się tym przez kolejny tydzień, jak to zazwyczaj bywało.
Ciche wyznanie przepełnione duszonym żalem. Nie dziwiłem się. Zmiany... zmiany bolały. Nie ważne jak małe, zazwyczaj wbijały się jak szpilki w naszą klatkę piersiową. 
Co zrobić? 
Amadeuszu, jesteś po pedagogice, takich rzeczy też uczono, tylko pomyśl, dobierz słowa, nie popsuj tego.
Kto by pomyślał, że z rozmowy o tatuażach przejdziemy do nieco cięższych tematów.
Dopiero po chwili mnie wcięło.
Już nigdy nie dojrzysz fal oceanu w jej oczach. 
Krótkie, beznadziejne "och" z mojej strony z pewnością nie wspomogło nastolatki. Nie nadawałem się na takie rozmowy. Zdecydowanie. Szczególnie, gdy koło mnie siedziała nastolatka gotowa rozkleić się w każdej chwili, nie ważne jak mocno nie zaciskałaby szczęk. 
Na wszelki wypadek położyłem pudełko chusteczek na blacie. Nawet gdyby miała tylko przetrzeć wilgotne oczy, czy lekko czerwony nosek.
— "Chyba", prawda? Klamka jeszcze nie zapadła. — Amadeuszu, to nie brzmi dobrze. To absolutnie nie brzmi dobrze. Gdzie te lata spędzone na studiach? Cholera, jak krew w piach. Odnoszę wrażenie, że nawet Nibyłowski miałby coś lepszego do powiedzenia. — Nie ma co się przejmować, skoro nic nie jest pewne. Jest jeszcze kawał czasu, z którego trzeba skorzystać, a wszystko może w każdej chwili się zmienić, nie znamy dróg, jakie szykuje nam los. Wiem, że to tak nie działa, świat tak nie funkcjonuje, ale warto przynajmniej popróbować żyć tak, jakby tego jutra miało nie być, prawda? — Brniesz w złą stronę, nie poprawiasz sytuacji. Dlaczego działasz jak aspołeczny dupek? — Cieszę się, że o tym mówisz, przynajmniej tyle dobrego, że wypuściłaś parę, odciążyłaś nieco duszę. — Dopadła mnie gula w gardle, cierpki posmak w ustach. 
Nie umiesz rozmawiać o problemach, uczuciach, życiu. Dlaczego tak funkcjonujesz. Dlaczego nie potrafisz po prostu być jak każda inna osoba. Uciekasz, dusisz się, emocje blokują klatkę piersiową, buzują w żyłach. To dlatego oni odeszli. Dlatego zostawili cię w takim momencie, bo ty zostawiałeś ich. Zachowywałeś się jak ostatni tchórz. Dalej się tak zachowujesz i póki tak pozostanie, otwierać się będzie ta zła zapadka, a ty nic na to nie poradzisz. 
Chcesz pomóc, a nie potrafisz. Zresztą, jak zawsze.

Od Heather, CD Foma

Zaczął się śmiać, a bańka wokół niego zaczęła przyprawiać mnie o ból głowy. Po raz kolejny, ponieważ ostatnio miałam drobne problemy z ogarnianiem własnej zdolności. Kolory były wszędzie, podobnie jak wielobarwne motyle, a to wszystko jakkolwiek w oczy kuło, tak zwyczajnie bolało. A ja nie miałam czasu na ból głowy, miałam śpiącego Dextera, panikującego Fomę, Wandę, która niby nic, ale ten wzrok poznałabym wszędzie, o chłodnym, aczkolwiek bardzo przestraszonym głosie Jamesa nie wspominając. Westchnęłam głośno, gdy podniósł mnie do góry, a sam skierował się do okna. Udałam, że nie widzę, jak omija wzrokiem całą szpitalną aparaturę, która nadal wydawała te piekielne dźwięki. 
— Heather. Wiem, że to dla mojego dobra i zdrowia. Wiem, że powinienem odpocząć, bo w końcu oszaleję. — Zamknął oczy. — Ale kurwa, gówno mnie to obchodzi. Nie będę się chować pod kołdrą i nie będę ryczeć w pustym mieszkaniu. Bo nie zasnę, to mogę ci zagwarantować. Zostaję tutaj. Za dużo czasu spędziłem bez tego idiotycznego dupka, by teraz chować się po kątach. W końcu jestem jego narzeczonym, mam chyba prawo, by wiedzieć co się z nim dzieje. Mińsk pewnie dalej kłóci się z pielęgniarką? — Skinęłam głową, przyglądając się chłopakowi, który miał rację.
— Kłóci cię — mruknęłam. — A ty coś zjesz, zaraz napiszę do Jamesa, żeby przyniósł nam tutaj. A Mińsk próbuje wyharkać od nich dzwonienie po ordynatora czy kogoś tam.

Od Heather, CD Hanabi

— Naprawdę pomagasz — powiedziała, poszerzając uśmiech. — Właściwie to mogłabym mu kiedyś napisać list... Co sądzisz? — zapytałam, a potem zaczęła wymieniać dalej. — Na dodatek mogłabym zaproponować mu jakieś wyjście... Myślisz, że by się zgodził? Czy to nie będzie zbyt oczywiste? Nie chciałabym, żeby się przestraszył albo uznał za szaloną... Swoją drogą, mogłabyś powiedzieć mi o nim coś więcej? To znaczy, wiesz, jakie dziewczyny lubi albo jakie jest jego ulubione ciasto. Czekaj, wspominałaś coś o babskim wieczorze? —  Zamrugałam, dziewczyna zaczęła nawijać jak katarynka, ale to dobrze, wyglądało na to, że poczuła się nieco swobodniej i nie była już aż tak onieśmielona jak jeszcze kilka minut temu. Zastanowiłam się przez moment czy wspomnieć jej o tym, że Jane już zaprosiła właściwie Jamesa na randkę i to może nie być najlepszy moment na dostarczanie mu powtórki z rozrywki, zwłaszcza, że z poprzedniego randez vous wrócił nieco marudny, zamknięty w sobie. Może niekoniecznie wydarzyła się druga wersja akcji z nagłym całowaniem, ale gdy blondyn nie chciał na jakiś temat rozmawiać, to znak, że coś zdecydowanie było na rzeczy. I w dodatku nie tak. 
— Po kolei. — Zaśmiałam się. — List jest spoko, pod warunkiem, że podpisany. — Mrugnęłam do dziewczyny. — Z wyjściem na razie poczekaj, dupek pewnie nawet nie zrozumie o co ci chodziło, jeżeli nie przeliterujesz mu "randka" przy uchu. To proponuję babski wieczorek. Za tydzień, Hera, Van, pewnie każda dziewczyna, która będzie miała ochotę wpaść. Można się wyszaleć, poogarniać. Co ty na to?

Od Jamesa, CD Aya

— Hej, James. Wejdź. — Uśmiechnęła się i wpuściła mnie do środka. Nawet monstrualna różnica wzrostu nie sprawiła, że wyglądała dla mnie w tym momencie na bardziej ogarniętą, wyższą i sensowniejszą ode mnie. Co nie było trudne, ponieważ doskonale wiedziałem, że pocą mi się dłonie, ale sprawa, choć pozornie błaha, dla mnie zaliczała się do tych w etykietce "Najwyższy priorytet" i wolałbym cierpieć katusze niezmierzone przez wieki wieków niż popełnić błąd.
Czyli o tym, że wybieranie prezentów dla dziewczyny jest kijowe. — Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej. — Skinąłem twierdząco głową, przyglądając się dziewczynie. Puchate skarpety, obciągnięta koszulka i zatroskany wyraz twarzy obudziły mnie na tyle, że zamrugałem ze zdziwieniem. Ale dostałem do rąk herbatę, a herbata to bardzo dobra rzecz, cudowna, najlepsza dla wszystkich. Aya oficjalnie stała się moim umysłowym wybawcą.
— Gorąca herbata dobra na wszystko. A teraz opowiadaj, co jest na rzeczy — powiedziała, podając mi kubek, z którego łapczywie wypiłem pierwszy łyk, od razu delikatnie parząc język. Rękawiczki skutecznie utrudniały mi rozróżnianie temperatury przy dotyku, jak na złość. Chciałem w końcu odezwać się i wytłumaczyć moje dziwaczne zachowanie, ale na dobrą sprawę, nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów. No bo co? Dlaczego panikuję? Przecież tego się wytłumaczyć logicznie nie da. 
— Spokojnie. Możesz mi zaufać. Z Ayą twoje sekrety są pilnie strzeżone. Najlepszy Bank Sekretów Świata. — Zaśmiała się. I to przełamało lody. Wziąłem kolejny łyk herbaty, głęboko wciągnąłem do płuc powietrze i parsknąłem śmiechem, zażenowany własnym nieogarnięciem.
— Pominę fakt, że cię kocham za herbatę — mruknąłem miękko i zacząłem się peszyć. A peszenie oznacza rumieniec. Nie. Nie i jeszcze raz nie, chociaż doskonale wiedziałem, że moje policzki aktualnie stają się irytująco czerwone. Jeden z niewielu procesów, który jeszcze organizmy mojego ludu były w stanie ogarnąć. — To ja prezentu szukam. Dla dziewczyny. I nie chcę nic popsuć — wydukałem w końcu. 

Od Varena, CD Van

Świat stał przede mną otworem, a ja z każdą chwilą odnajdowałem w sobie ukryte pokłady inspiracji. Szarpałem energicznie za struny, zmieniałem chwyty jak szalony, smagałem smyczkiem i uderzałem palcami o klawisze w wariackim rytmie. W muzyce można było usłyszeć wszystko. Tęskniące emocje, które do tej pory były schowane cesarz wie gdzie. Tyle przede mną, tyle za mną, kolejną godzinę z rzędu spędziłem na uzewnętrznianiu się. 
Dzisiejsza muzyka była szybka, skoczna, miała kręcone włosy, piękny uśmiechu usta, które warte były grzechu, zwłaszcza, że głos ich właścicielki przypominał świergotanie słowika. W sumie - od dłuższego czasu korzystałem z tej drobnej muzy, ale dopiero od niedawna potrafiłem się całkowicie zatracić w niezrozumiałej, szaleńczej wizji. I szczerze, to nawet mi to w żaden sposób nie przeszkadzało, cieszyłem się chwilą, nawet jeżeli za każdym razem, gdy pewne wspomnienie wirowało mi w głowie, a na twarzy pojawiał się uśmiech.
Ale nie na długo zdało się moje zatracenie, drzwi otwarły się z hukiem. Nie musiałem nawet się odwracać, żeby wiedzieć, że odwiedziła mnie niespełniona artystka z klasy obok, kurdupel wśród kurdupli, ale jednocześnie w moich myślach krążyło wspomnienie o wspólnym tańcu.
— Co znowu? — parsknąłem, ni to szorstko, ni to z rozbawieniem. Van odtworzyła usta, żeby rozpocząć po raz kolejny swoją litanię na mnie.

Od Yev, CD James

Punkt pierwszy – uważać.
Punkt drugi – bardzo uważać.
Punkt trzeci – znaleźć folię bąbelkową i się nią owinąć [w trakcie].
Punkt czwarty – Patrz, gdzie łazisz, Yevgeni Fjeld, bo naprawdę zginiesz [całe życie wykonywane i zawalane].
Chyba wypadałoby to rzeczywiście zanotować i gdzieś zawiesić. Ewentualnie zrobić tysiące kopii, po czym okleić całą szkołę, żebym widział to wszędzie. Lub napisać na wewnętrznej stronie dłoni markerem permanentnym. Może zadziała. Może nie. Już dawno przyjąłem, że grawitacja mnie po prostu nie lubiła albo podłoga lubiła aż nadto.
— Mam się bać tego pomysłu? — spytałem, acz posłusznie dałem się pociągnąć Jamesowi i podreptałem za nim w tylko jemu znanym kierunku, w wolnej dłoni trzymając mocno aparat. Zastanawiałem się, cóż to wymyślił mój przewodnik i czy bardzo przy tym ucierpię. Znaczy się, bardziej niż przy moim początkowym wejściu. "Szkoła, w której wszyscy i wszystko chce cię zabić" - teraz odliczać do czasu, gdy złożą mojego zimnego trupa w trumnie, tylko uprzednio napisze się testament.
Rozejrzałem się po otoczeniu, starając się zapamiętać drogę i migające ściany oraz korytarze, które zostawialiśmy w tyle. Pamiętałem, że wspominał coś wcześniej o jakimś składziku, ale czy do niego się kierowaliśmy, nie byłem w stanie stwierdzić. Mimo wszystko nowy teren, a ogarnięcie niskie. Mam nadzieję, że to się zmieni.

Od Jamesa, CD Hannah

Dobra, w punkt, Heather zgłosiła, że odmeldowuje się na ten tydzień od spraw samorządowych i tuż przed egzaminy leci załatwiać coś Cesarz wie gdzie. Albowiem Dexter nadal znajdował się w stanie niezbyt wskazującym na sensowną mobilność, zostawałem tylko ja w samorządzie. I zaczynałem żałować, dlaczego ignorowałem wcześniej sugestie blondynki, żeby jednak ruszyć do roboty młodsze roczniki. Błogosławieni, którzy pomyśleli.
Ale aktualnie mieliśmy problem. I to spory. Należało w trybie natychmiastowym zorganizować jakąś doraźną pomoc, ponieważ sterty papierzysk powoli dwoiły się i troiły w oczach, nawet jeżeli starałem się poświęcić im nieco więcej czasu niż zazwyczaj. Jak żyć, oh, jak. 
Zerknąłem kątem oka na stos formularzy, z których miałem wyłonić tymczasowego pomocnika na czas trwania czarnego dnia, godziny, tygodnia. Żyć, nie umierać. Zdecydowałem się na iść profesorską metodę, dlatego po prostu rozrzuciłem kartki na podłogę z zamkniętym oczami, zrobiłem krok w tył i ta, na którą nadepnąłem, stała się wybawicielem narodu. Zerknąłem na imię podkreślone na górze formularza. Hannah? To nie przypadkiem ta z imprezy? Tyle dobrego, wydawała się naprawdę porządną osobą, więc praca z nią (zwalanie wszystkiego innymi słowy) powinna być czystą przyjemnością. Poprawiłem rękawiczki, ruszyłem do przodu i już kilka minut później stałem przed pokojem dziewczyny, pukając w drzwi. 

Od Shioko, CD Mińsk

— Żaden bachor nie będzie mi się tułał po nocach, nie po tym, jak tu dziki smok się panoszył — powiedział dyrektor, mimowolnie wywołując uśmiech na mojej twarzy. Cóż, to był długi wieczór, chociaż szlaban, na to wyszło, znacznie się skrócił. Jeszcze tylko trzynaście takich dni i będę wolna. Cóż, mam nadzieję, że Jane będzie się cieszyć, że nie ona została ukarana. Na pewno wyrzuciliby ją ze szkoły, gdyby znaleziono u niej papierosy. Smok, fajki, jej wygląd i skrócona spódniczka też pozostawiały wiele do mówienia. Jednym słowem, była na granicy i powoli zmierzała w tę gorszą stronę. No, dziesięcioma słowami.
— Odprowadzę cię, ale nie masz lekcji jutro z rana? Dokończysz jutro najwyżej — dodał Mińsk, wracając do alkoholu, czyli jedynego, co zrobił dzisiejszego wieczoru. Przypuszczam, że marzyło mu się życie, gdzie jedynym wysiłkiem byłoby przełożenie nóg ze stołu na kanapę, żeby osoba, która będzie mu sprzątać, mogła w spokoju odkurzyć antyczny dywan. Tak, na pewno był człowiekiem nadającym się na posadę dyrektora w tak wielkiej szkole. Tak...
— Oho, od kiedy to Pan Dyrektor taki wspaniałomyślny i dobroduszny? — zapytałam, ponownie ciągnąc za niebezpieczny sznurek. W międzyczasie zaczęłam składać wszystkie papiery, upewniać się, że każdy z chyba pięciu długopisów jest zamknięty odpowiednią zatyczką i nieważne już dokumenty wkładać do biurka, żeby nie pomyliły się z aktualnymi rachunkami. — Hm?

Od Rishimy, CD Alex

— Co ty sobie myślisz?! Borze, chciałem tylko zjeść śniadanie, pierdolone mleko — wręcz wrzasnął mi prosto w twarz, co dość mnie spłoszyło. Był skłonny, by uderzyć? Na pewno w tamtym momencie wyglądał na osobę, której panowanie nad własnymi emocjami sprawiało nie lada problemy.
— Przepraszam, bardzo cię przepraszam, ja nie zauważyłam! — wyjąkałam, mając tylko nadzieję, że mój policzek nie zrobi się za chwilę czerwony, a... I w tamtym momencie miałam ochotę po prostu się zaśmiać. Białowłosy był niezłym kurduplem, niższy ode mnie o głowę i trochę. Prawdopodobnie był starszy, a jednak przez wzrost wyglądał bardziej jak zaczepny dzieciak z osiedla. Mimo wszystko powstrzymałam śmiech, ale zdecydowanie się rozluźniłam.
— Daj spokój, jestem głodny, daj mi po prostu zjeść i nie wylać na mnie wszystkiego, co znajdziesz pod ręką — mruknął chłopak i podszedł do lady. Wyciągnęłam chusteczki i zaczęłam zbierać co większe odłamki szkła, uważając, żeby się nie skaleczyć... Zresztą, to i tak niemożliwe. Wrzuciłam wszystko do kosza i wróciłam do białowłosego, który właśnie kończył robienie podstawowych kanapek z jakimiś dodatkami.
— Może mogę się odwdzięczyć w inny sposób? — zapytałam, mimo wszystko nie chcąc robić sobie wrogów już na pierwszym roku. Chłopak uśmiechnął się w dość dwuznaczny sposób.
O nie.
Następnym razem siedź cicho, Rishi.

Od Ayi, CD James

Po dniu pełnym ciężkiej nauki do końcowych egzaminów powinno się oddać w ramiona Orfeusza, by dobrze zregenerować siły witalne. Jednakże ja miałam inne sposoby na regenerację, które najczęściej wiązały się z konstruowaniem nowych wynalazków, projektowaniem lub rysowaniem. 
Dziś jednak mój odpoczynek zaczął się od przebrania w wygodne, krótkie, materiałowe spodenki, bluzkę na ramiączkach i puchate skarpetki, związania włosów w długi koński ogon, zaparzenia dzbanka ciepłej herbaty, poprzez położenie się na łóżku z ulubioną książką. 
Hanabi i Hannah dzisiejsze popołudnie spędzały na zewnątrz. Ja jednak preferowałam odpoczynek przy dobrej lekturze, z kubkiem owocowej herbaty. 
Nalałam więc do kubka owy napój bogów i wygodnie rozłożyłam się na łóżku na brzuchu. Jednak pukanie do drzwi skutecznie udaremniło mi plany. 
— Cóż…widocznie tak ma być. Może to przeznaczenie puka do moich drzwi… — Westchnęłam i poprawiwszy kucyk,i obciągnąwszy w dół podwiniętą do góry bluzkę, otworzyłam drzwi. 
Stał w nich James, chłopak z którym tak dobrze bawiłam się na potańcówce u Hery. Tylko teraz nie wydawał się ani trochę wyluzowany. Był raczej nerwowy i coś go najwyraźniej gryzło. 
— Hej, James. Wejdź.  — Uśmiechnęłam się i wpuściłam go do środka. — Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej. 
W szafce znalazłam drugi kubek i nalałam do niego herbaty, po czym podałam mu go z ciepłym uśmiechem
— Gorąca herbata dobra na wszystko. A teraz opowiadaj, co jest na rzeczy — powiedziałam, kiedy przyjął ode mnie kubek i usiadłam po turecku na łóżku przodem do Jamesa, który zajął miejsce na krześle przy biurku. 
Najwyraźniej coś go na tyle denerwowało, że na początku nie wiedział od czego zacząć. 
— Spokojnie. Możesz mi zaufać. Z Ayą twoje sekrety są pilnie strzeżone. Najlepszy Bank Sekretów Świata. — Zaśmiałam się pokrzepiająco. 
Chyba to dodało chłopakowi odrobinę pewności. Wziął łyk herbaty, po czym wciągnął powietrze i zaczął mówić. 

Od Alexa, CD Rishima

Spóźnione śniadanie na ostatnią chwilę? Brzmi bardzo dobrze. Wydrapałem się z łóżka zaledwie pół godziny wcześniej, gnałem z ogarnięciem się na złamanie karku. Chciałem zjeść cokolwiek, wizja chodzenia głodnym przez pół dnia nie brzmiała zachęcająco.
Wparowałem do pomieszczenia z szybszym niż zazwyczaj oddechem, włosy były w nieładzie, żyły tak jak chciały, przeczesałem je jedynie ręką w drodze tutaj. Mam piętnaście minut. Jakaś blond włosa stała przy stole z wszelkimi napojami, po prostu piła mleko. Muszę przyznać, była ładna. Nawet bardzo, przyznaje się, ale nic poza tym. Tyle i koniec. Ja jako ja też przecież mogę oceniać ludzi w ten sposób? Stop! Ty tyle nie myśl Alex, śniadanie czeka! Zacząłem iść w stronę jedzenia i... czy to jest mleko na mojej koszulce? Uszy zrobiły się czerwone, zresztą twarz również. Widocznie śniadanie samo do mnie przyszło.
Nie minęła chwila, a trzymana wcześniej przez dziewczynę szklanka po prostu spadła. Rozbiła się. Więc to ona jest tą "spada ze mnie nawet stanik, a ja nadal nad tym nie panuję"?
— Co ty sobie myślisz?! Borze, chciałem tylko zjeść śniadanie, pierdolone mleko. — Złapałem za chusteczki leżące obok i zacząłem się wycierać. Cholerstwo.
— Przepraszam, bardzo cię przepraszam, j-ja cię nie zauważyłam. — Szybkie tłumaczenie się, pewnie chciała się ulotnić jak najszybciej, super.
— Daj spokój, jestem głodny, daj mi po prostu zjeść i nie wylać na mnie wszystkiego, co znajdziesz pod ręką. — Zabrałem się za robienie kanapek z tego, co zostało. Muszę zacząć wstawać wcześniej.

Od Rishimy, CD Alex

Wyciągnęłam z torby moją oficjalną listę celów. Spisana ponad dwa lata temu, od tamtego czasu za każdym razem w mojej torbie, chociaż rzadko zaliczałam kolejne punkty. Między innymi chciałam oddać kiedyś włosy na fundację, ale to za ten rok. Prócz tego zrobić własny eliksir, ogarnąć większą kolekcję roślinek. Dużo częściej coś dopisywałam, aniżeli odznaczałam jakieś zadania. Dużo czasu nie zostało, ale ostatnio czułam się coraz mniej zobowiązana do wypełnienia ich. Tak, jakbym już pogodziła się z tym faktem. Być może to będzie po prostu sen, z którego nigdy się nie wybudzę. A może nawet się nie zorientuję. Równie dobrze może stać się nieszczęśliwy wypadek, a ja będę konać kilka dobrych godzin. Przypuszczam, że to ostatnie byłoby najgorsze. Wiedziałabym przecież, że nie ma dla mnie ratunku, nieważne jak głośno bym krzyczała.
Pokręciłam głową, odganiając od siebie negatywne myśli i przekroczyłam próg stołówki. Czas wydawania śniadań się już kończył. Właściwie, jadłam dobrą godzinę temu, ale złapała mnie ochota na świeże mleko. Zgodnie z moimi przypuszczeniami – zostało jeszcze trochę białego napoju. Chwyciłam szklankę i szybko ją napełniłam. Najpierw przyłożyłam szklankę do ust, ale potem stwierdziłam, że jednak usiądę do stołu, chcąc zachować jakiekolwiek zasady dobrego wychowania.
Swoją drogą, nauczyciel wróżbiarstwa podobno zachorował i chyba nie będzie lekcji... Nagle poczułam, jak moja ręka robi się mokra. Jakiś chłopak zaklął pod nosem, a mój wzrok powędrował najpierw na pustą szklankę, a potem jego mokrą koszulkę. Na domiar złego, naczynie po prostu przeleciało przez moją dłoń i uderzyło o podłogę, rozbijając się na tysiące kawałków.

Od Rishimy, CD Vanilia

Postawiłam niepewnie kreskę, czując się dziwniej, niż do tej pory. Tej nocy przyśnił mi się wypadek po raz setny, tym razem, z perspektywy starszego człowieka, który akurat widział całe zajście z okna swojego mieszkania. Zaczął krzyczeć, a nawet chciał ruszyć na pomoc, ale, cóż, na wózku nie był w stanie samodzielnie opuścić budynku, a co dopiero reanimować kogokolwiek. Przypuszczam, że już dawno zapomniał. Wszyscy, którzy to widzieli po prostu, cóż, zapomnieli. Co z tego, że nawet kierowca poszedł siedzieć na te kilka lat, skoro żaden wyrok nie był w stanie przywrócić życia siostry?
Postawiłam drugą kreskę, po raz pierwszy od lekcji plastyki, kiedy miałam siedem lat, i zaczęłam szkicować jakieś randomowe kształty. Szybko zmieniły się w zarys drzew, jakiegoś jeziorka i drobnych zwierząt wolno biegających na tle krajobrazu. W którymś momencie bodajże podczas rysowania pęknięć na korze, po prostu irytacja całkowicie mną zawładnęła. Dwadzieścia minut pracy pogniotłam, a kartkę wyrwałam i rzuciłam gdzieś w bok. Usłyszałam ciche chrząknięcie.
— Nie, spoko, już to biorę... — mruknęłam i podniosłam się do pozycji stojącej, a potem posłusznie podniosłam kulkę i wrzuciłam ją do kosza stojącego obok. — Rishima jestem, mów mi Rishi. — Podniosłam wzrok na twarz dziewczyny. Chyba nigdy wcześniej jej nie widziałam...

Od Pelagoniji, CD Mińsk

Koniec końców ponownie wylądowałam w gabinecie dyrektora, acz tym razem ze stosem pudełek z ciastkami. I była herbata. Najukochańszy, najcudowniejszy napój na świecie razem z gorącą czekoladą za nią. Uśmiechnęłam się niepewnie, gdy dyrektor rzucił "częstuj się", wskazując kubek i chwyciłam go dłońmi, garnąc do ciepła. Podmuchawszy parę razy napar, wzięłam kilka drobnych łyków i przymknęłam oczy, rozkoszując się smakiem cytryny i maliny.
— To długa historia? — Uniosłam wzrok na mężczyznę, po czym zerknęłam na sekundę na Vladdy'ego, który chyba był najszczęśliwszym misiem na świecie.
— Tak właściwie dość krótka. — Wzruszyłam ramionami. — Prezent od rodziców dla... Brata na urodziny, sęk w tym... Że miało wyjść to nieco inaczej — zacięłam się trochę w pewnym momencie, po czym parsknęłam nerwowym śmiechem na wspomnienie siódmych urodzin, miłą atmosferę i nagłe oraz nieoczekiwane wejście Vladdy'ego, który rzucił się na Marviego z tymi swoimi puchatymi łapkami, wykrzykując stos wulgaryzmów z siebie. Teraz to wydawało się bardzo zabawne, kiedyś... Zaskakujące. Nie dziwne, ale zaskakujące.
— Ale wejście miałem dobre, to musisz przyznać.
Uniosłam brew, wyginając usta w ironicznym uśmiechu. Chciałbyś, stary druhu.
— Przez kilka pierwszych godzin była kłótnia. Przez kilka następnych dopytywałam się, co to znaczy... — Tutaj przerwałam, starając się przypomnieć wypowiedź miśka. — ... "Burdel", "kurwy", "Shlyukha", "ciota" i "chuj" — dokończyłam.
— Poszerzyłem ci zasób słownictwa.
— Miałam wtedy siedem lat, Vladdy. — Wzruszył ramionami, ścierając z mordki okruszki ciastek.
— Słowa to słowa. Ja nie rozdawałem siniaków, komu popadło jak Amigo. — Przewróciłam oczami, stukając palcem w kubek i miałam ogromną ochotę prychnąć. Przecież Amigo nie rozdawał siniaków, komu popadnie. Przynajmniej nie teraz.
— I tak mniej więcej to było — zakończyłam ze wzruszeniem ramion.

Od Pelagoniji, CD Vanilia

Zmięłam materiał szaliczka, żeby się odrobinę uspokoić i wziąwszy głęboki wdech, uśmiechnęłam się do niej szerzej.
— Hej, jestem Vanilia, nie znamy się chyba jeszcze? Chyba mamy, ale zaraz sprawdzę, nikt tu dawno nie sprzątał, ostatnio znalazłam słoik z jakąś dziwną, śmierdzącą substancją — zaśmiała się, odchodząc od sztalugi i zaczęła przeszukiwać pudła w kącie sali.
— Pelagonija. Jakoś nie miałyśmy okazji — odpowiedziałam, podchodząc do niej nieco bliżej, mimowolnie stawiając ostrożnie drobne kroki. Chociaż wyglądała na miłą i była niziutka, ale lepiej nie oceniać po pozorach. Kto wie? Każdy za rogiem może być seryjnym mordercą, czyhającym na twoje życie, pomimo niewielkich rozmiarów i życzliwego uśmiechu.
— A co fajnego będziesz robiła z barwnikiem? — Głos Vanilii wyrwał mnie z zamyślenia i spojrzałam na skrzynkę przed sobą. No tak. Barwnik, szalik, może hortensje wyszydełkować? Zrobi się ozdobę albo da Aurelionowi w prezencie. O, to mogłoby być zabawne. Ewentualnie... Rzuciłam okiem na dziewczynę, zastanawiając, czy pasowałby jej blady błękit. Moje alter ego pokiwało głową z aprobatą, a ja zaśmiałam się w duchu.
— Dużo dziergać, konkretniej przedłużać szalik i ewentualnie coś wyszydełkuję z resztek — odpowiedziałam, grzebiąc w skrzyneczce i szukając odpowiedniego odcienia niebieskiego. Może hibiskus? Tak, hibiskus chyba był odpowiedni. — A ty co malujesz? — odbiłam piłeczkę, zerkając znacząco w stronę płótna.

Od Hanabi, CD Vene

— Jak wrażenia na pierwszym roku? Ludzie ogółem mili czy nie bardzo? Nauczyciele bardzo dręczą? — zapytała Vene, wcześniej zamawiając jedynie herbatę. Skromnie. Osobiście od zawsze wyznawałam prawo, które mówiło, że z kawiarni nie wychodzi się bez zjedzenia czegoś słodkiego. Pomijając jedyny powód, jakim był budżet, przez który w takie miejsca nie chodziłam. Moja waga i tak nie do końca mnie satysfakcjonowała, a szczególnie duży biust, który, pomimo wielu plusów, posiadał też takie minusy jak brak wygody, brak możliwości zasypiania na brzuchy i częste bóle. No i dodatkowe obciążenie...
— Jest cudownie! Ledwo zaczął się drugi semestr, a ja czuję się, jakbym była tu od zawsze. Dużo ładnych chłopców, przytulnie, miłe osóbki, zawsze pomogą, czego chcieć więcej? Tym bardziej że do tej pory mieszkałam na wsi u ciotki, jakaś odskocznia od rutyny. Nauki rzeczywiście dużo, ale egzaminy nie poszły mi najgorzej, bo na dość mocne trójki — rozgadałam się. — A jak jest na rozszerzeniach? Dużo trudniejsze? Egzaminy pewnie spędzały ci sen z powiek... — rzuciłam w żarcie.
W międzyczasie kelner przyszedł z naszym zamówieniem. Postawił wszystko na miejscu, chociaż miałam wrażenie, że za chwilę wyleje zawartość kubka Vene. Ręce trzęsły się mu niesamowicie, bardziej, niż mojej ciotce, która była fanką kawy i nie potrafiła narysować prostej linii, nawet jeśli miała w swoim wyposażeniu linijkę.
— Smakuje? — Uśmiechnęłam się.

Od Shioko, CD Vene

Planem na dzisiaj było wpaść do stołówki, potem biblioteki po materiały do nauki na egzaminy, w międzyczasie licząc, że złapie się Vene, kiedy ta nie będzie miała nic ważnego do roboty. Pierwszy punkt z listy (której nawet oficjalnie nie zapisałam) spełniony, brzuch pełny, nogi zwarte i gotowe, żeby w razie czego uciec przed szafką, która z jakiegoś powodu porusza się gwałtowniej niż zwykle.
Uchyliłam drzwi do miejsca śmierci i zagłady, wpuszczając do środka trochę światła słonecznego. W pomieszczeniu, pomijając upadające co jakiś czas w losowych miejscach książki, było całkowicie cicho, chociaż tym razem nie była pusta. Jakaś niesamowita blondynka siedziała przy stoliku, całkowicie olewając, że może zginąć, i piła coś ciepłego. Z jakiegoś powodu dookoła niej nie było niczego, co mogło wyglądać podejrzanie. Dziwne. Wyglądało na to, że w bibliotece znajdowała się osoba, której karma miała właśnie wrócić. Cóż. Wziąć gazetkę, wypożyczyć podręczniki i wrócić. Nauczyć się, zdać, cieszyć się życiem.
Podeszłam do miejsca, w którym powinny były znajdować się wszystkie materiały do nauki. Chwyciłam to, co potrzebowałam i odwróciłam się w stronę wyjścia, z zamiarem szybkiej ucieczki, jednak moją uwagę przykuł ktoś inny.
— Vene! — krzyknęłam z daleka, ciesząc się, że znalazłam ją bez błąkania się godzinami po szkole. Podbiegłam do niej, uważając na rzeczy, które trzymałam, jednak brązowowłosa nie reagowała. — Vene? — zapytałam, ale wyglądało na to, że dziewczyna mnie ignoruje. — Masz zdjęcia? — dopytałam, sprawiając, że nastolatka w końcu się odwróciła. Wyglądała na naprawdę zdziwioną, ale zdecydowałam, że to zignoruję. — Masz?

Od Hanabi, CD Aurelion

— Przepraszam, że nie jestem zbyt rozmowny, ale jakoś tak łapie mnie ostatnimi czasy melancholia — mruknął chłopak, uparcie wpatrując się w szklankę z jakimś napojem przypominającym sok. Kolejna niezdrowa rzecz na śniadanie.
Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy. Właściwie, to przy stole brakowało Alexa, z którym Aurel zazwyczaj zwykł jadać. Być może to było powodem? Zdecydowałam się nie pytać i nie dolewać oliwy do ogn... Popiołu, który po nim pozostał.
— Mam nadzieję, że moje zalanie się w trzy dupy za bardzo nie popsuło ci wieczoru. — Usłyszałam i od razu zmarszczyłam brwi.
— Żartujesz? Dawno się tak dobrze nie bawiłam! — Uśmiech wrócił na twarz. Może chociaż w ten sposób poprawię mu humor? — Byłeś świetnym towarzyszem. Nie byłam zbyt zadowolona, bo liczyłam, że wylosuję kogoś innego, ale nastawienie całkowicie się zmieniło, kiedy cię w końcu znalazłam — wyjaśniłam. — No i nie pamiętam, żebym cię rozdeptała, a to plus, bo nigdy nie byłam dobra w tańcach — mruknęłam, biorąc do ust pierwszy kęs z sałatki. Wydałam z siebie cichy jęk, który oznaczał, że jest idealnie. Trzeba było przyznać, że od jakiegoś czasu kucharki starały się znacznie bardziej. Czyżby opłata za karnet stołówkowy wzrosła? Trzeba będzie to sprawdzić... — Swoją drogą — rzuciłam — spadło ci na spodnie. — Spojrzałam na wielki kleks z czekolady i na ręce chłopaka, całe ubrudzone jakimś dżemem.

Od Kyozuo, CD Foma

— Nigdy więcej się do niej nie zbliżaj — usłyszałem. Ból z nosa kolejno przeniósł się na każdą inną część ciała, stopniowo sprawiając, że miałem ochotę zacząć wrzeszczeć. Na samego siebie, że zapomniałem ogarnąć blondyna i na niego samego, bo okazał się nadpobudliwym idiotą.
— A to za Dextera. — Kolejne uderzenie, a właściwie kopnięcie. Poczułem, jak usta stają się mokre. Automatycznie przyłożyłem dłoń do nosa, na którą szybko spłynęło trochę krwi.
— Pojebało cię?! — wrzasnąłem, pomimo bólu starając się podnieść do pozycji stojącej. Zapewne wyglądało to komicznie, ale w tamtym momencie zwyczajnie zabrakło mi czasu na przejmowanie się czymkolwiek, poza Fomą. Nawet Wandę odstawiłem na drugi plan, mając jedynie nadzieję, że się odwróciła albo chociaż zamknęła oczy.
Pokuśtykałem w stronę chłopaka, od razu wymierzając cios, również w nos, dla zemsty. Niedoczekanie. Złapał moją rękę w locie, a w jego oczach naraz pojawił się gniew i nienawiść. Dosłownie, miałem wrażenie, że jego oczy płoną, chociaż kontakt wzrokowy złapaliśmy na zaledwie ułamek sekundy.
— Jesteś pewien? — zapytał chłopak, nieźle zniżając swój ton. Żeby na co dzień był taki męski...
— Puszczaj mnie, chuju — wysyczałem, wciąż czując na ustach krew, której było coraz więcej. Spodni, na które zdążyła pociec, na pewno się już nie odratuje. Z drugiej strony, bez różnicy. I tak jestem już martwy.
Owinąłem ogon dookoła jego łydki. To dawało mi jakąkolwiek szansę na ostateczne zwycięstwo, bo blondyn przy próbie ucieczki albo gwałtowniejszego ruchu powinien był się przewrócić.
— Nie potrafisz zrozumieć miłości! — zarzuciłem mu. — Kocham Wandę, w niczym mi nie przeszkodzisz!

Od Hanabi, CD Heather

— Ale to nie do końca o to chodzi. Nie chodzi, żebyś miała od razu rzucać się na niego z ustami. — Zmarszczyłam czoło. Nie zrobiłabym czegoś tak okropnego. Przecież to dosłowne wciskanie się komuś. Takie rzeczy są do obgadania. Przede wszystkim, w cztery oczy. Nie w dziesięć par i nie przez telefon lub inny przedmiot tego typu. A tym bardziej nie przez kogoś. Ostatecznie można napisać list, bo to również będzie szczere i bardziej intymne, aniżeli wiadomości na portalu społecznościowym.
— Ale jakieś sensowniejsze rozmowy, wbicie do grupy, w której przebywa. Większa konkretność. Nie chcę cię dołować, ale trudniej będzie ci do niego dotrzeć, jeżeli się zwyczajnie nie zakręcisz — dodała Heather, na co ja zareagowałam krótkim "ohh". Wyszło na to, że nie potrafiłam myśleć na trzeźwo. Zdecydowanie nigdy nie byłam dobra w tych tematach, a co dopiero podchodzić do nich obiektywnie... Krótko. Plan jest taki, żeby więcej przebywać z blondynem, dowiedzieć się o nim jak najwięcej, zaprzyjaźnić się. Jeśli nic więcej nie wyjdzie, to zostanie mi przynajmniej przyjaźń z najcudowniejszą osobą pod słońcem.
— Ale takie problemy są wyraźnym znakiem, że naprawdę dziewczyny od nas potrzebują babskiego wieczoru — mruknęła Heather i podała mi dłoń, żebym mogła wstać. Nogi były trochę z waty, a twarz w nie najlepszym stanie, ale rozmowa z nią na pewno podniosła mnie na duchu. — Nie bój nic, damy radę. — Uśmiechnęłam się na te słowa.
— Naprawdę pomagasz — powiedziałam, poszerzając uśmiech. — Właściwie to mogłabym mu kiedyś napisać list... Co sądzisz? — zapytałam, a potem zaczęłam wymieniać dalej, dłonie układając w trójkąt, jak to zawsze robili ważni ludzie, gdy chcieli skupić na sobie całą uwagę zebranych. — Na dodatek mogłabym zaproponować mu jakieś wyjście... Myślisz, że by się zgodził? Czy to nie będzie zbyt oczywiste? Nie chciałabym, żeby się przestraszył albo uznał za szaloną... Swoją drogą, mogłabyś powiedzieć mi o nim coś więcej? To znaczy, wiesz — te słowa wypowiedziałam ostrożnie — jakie dziewczyny lubi albo jakie jest jego ulubione ciasto. Czekaj, wspominałaś coś o babskim wieczorze?

Od Alexa, CD Aurelion

Potrząsnąłem głową, a na podłogę od razu spadł mąkowy śnieg, super. Jak wymyję to cholerstwo, skoro ledwo je widzę? Podniosłem wzrok na przyjaciela, potem wróciłem nim na podłogę, znowu na niego. Odetchnąłem głośno i złapałem za miotełkę leżącą gdzieś w kącie, trzeba się tym zająć. Nie chciałem mieć problemów, wystarczająco brakowało mi już czasu, na wszystko. Lekcje, zadania domowe, spędzanie popołudnia z Podolskim, wieczory i czasem noce z Adamem. Chociaż nie ukrywam, większość wieczorów aktualnie przesiaduje u siebie. Nie zaprasza mnie do gabinetu często, a narzucać się nie chciałem. Jeszcze nie.
— Nie narzekaj tyle, tylko wykładaj te burrosy. Muszę je wreszcie spróbować. Borze wszechlistny, to musi być wspaniałe. — Było już w miarę czysto. W miarę. Nikt nie zauważy mąki wepchniętej pod szafki, nikt. — Jedziemy jutro do miasta? Wysłałem wymiary, dostałem prośbę o przymiarkę, jesteś mi do tego potrzebny. Muszą uwzględnić pazury, nie chcę, żebyś musiał je na siłę obcinać. To musi być nieprzyjemne. I wygląd, to też musisz ustalić. W końcu tobie mają się podobać, a ja nie wiem jakie buty lubisz, skoro żadnych nie masz. — Bez pytania zgarnąłem burrosa i ugryzłem kawałek.
O borze. Jakie to dobre, tak cholernie dobre. Niebo w gębie, mogłem umierać. Aurel rób mi takie częściej.

ZlotAWU

UWAGA, UWAGA!!!

Pojawiła się propozycja wspólnego wyjazdu do Wrocławia na ZlotAWU. Wstępne informacje można przeczytać tutaj: LINK. Planowane miejsce: na pewno Wrocław, termin będzie rozstrzygnięty w okresie listopad/grudzień. 

Pod tym postem proszę o wstępne deklaracje, które umożliwią mi obliczenie jak dużo nas wycieczka wyniesie. Wiadomo, im więcej osób pojedzie, tym będzie taniej. Planujemy zamknąć się w kwocie 150 złotych + bilet we własnym zakresie. Wszystkie osoby z pociągu zostaną odebrane i wsadzone przy wyjeździe, o to proszę się nie martwić. 

NIE JEST TO NIC PEWNEGO, wszystko zależy od tego ile osób pojedzie. W kwestii przekonania rodziców - będzie osoba pełnoletnia, która będzie sprawować nadzór. Bezproblemowy kontakt z rodzicami, istnieje możliwość zadzwonienia do nich i obgadania wszystkiego w listopadzie, na razie osoby zainteresowane - spróbujcie pogadać, zasugerować, ale na spokojnie, nie spieszcie się. 

Numer mój jest rozdawany indywidualnie, można się po niego zgłosić na priv. 



X x X


Osoby zainteresowane są proszone zgłoszenie się pod postem (imię/login)  i dopisanie literki: 
A (Na pewno pojadę), B (Zależy od rodziców), C (Chcę, ale małe szanse mam). 

Od Van, CD Amadeusz

Nauczyciel wszedł bez pytania i popatrzył się na mnie ze współczuciem. Po chwili zastanowienia skierował się ku tyle sali i zaczął grzebać w jakichś pudłach. Gdy już znalazł, czego szukał, wrócił do mnie z przedmiotami. Taboret, jakieś kartki, ołówki, farby i jakaś butelka. Znajdowała się w niej dziwna kolorowa substancja, mieniąca się w słońcu wszystkimi kolorami tęczy. Patrzyłam się na nią z przerażeniem w oczach. Mam to wypić? Nie mam pojęcia co to było, ile tu stało ani jak smakowało, ale nie planowałam próbować.
— Wywar z gronżelczyka — mruknął, potrząsając naczyniem, przez co kolory znowu zaczęły się zmieniać. — Malowałem go tylko kilka razy w życiu. Dosyć rzadki, jestem pod wrażeniem, że go tu sprowadzono. — Postawił butelkę przede mną na taborecie, podał mi papierową ramkę i spokojnym krokiem skierował się ku biurku. — Zasada numer jeden. Jeśli nie masz czego malować, maluj świat przedstawiony. Byle nie stać w miejscu. Teraz kadrujemy sobie widok papierkiem, przenosimy szkic i pracujemy raz, raz. — Usiadł i nie przejmując się niczym, zarzucił nogi na biurko. Wzięłam do ręki ołówek, już miałam zacząć, kiedy nauczyciel odchylił się i włączył muzykę. Włączył. Muzykę. Gwałtownie odwróciłam głowę i spojrzałam się na niego wzrokiem pełnym niezrozumienia i złości. Przecież wiedział, że nie umiem nic robić jak gra muzyka. Akurat dzisiaj, jak w końcu Varen nie brzdąkał na swojej gitarze, musiał mi to zrobić. Nie rozumiałam dlaczego. A on tylko uśmiechnął się pod nosem i odchylił do tyłu, pewnie z zamiarem ucięcia sobie drzemki. No nic, nie zostało mi nic jak próbować coś zrobić. Skoncentrowałam się i z całej siły próbowałam nie słyszeć dźwięków dochodzących z głośnika. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że siedzę w drewnianym domku z dzieciństwa. Obok mnie mój profesor, spokojnie rozmyślając nad kawałkiem płótna. Młody już nie był, na głowie nie było już ani jednego włosa w kolorze innym, niż siwy. Pierwszy rok spędziłam w większości na zachwycaniu się tym, że mogłam spędzić całe dni robiąc to co lubię, bez ciągłego narzekania rodziny. Na początku przeszkadzała mi cisza, wszechobecna w małym domku u brzegu lasu. Nie dało się od niej uciec, zostało tylko zatopić się w niej i próbować z niej coś stworzyć. Po pewnym czasie jednak nauczyłam się, że najciekawsze i najpiękniejsze rzeczy powstają właśnie z niej. Śmierć nauczyciela, który z biegiem lat stał się moim najbliższym nauczycielem, list od cesarza, przyjęcie do AWU. To wszystko stało się tak szybko. Jak tu przyjechałam nie mogłam się odnaleźć. Tyle ludzi, dźwięków, zamieszania. Na szczęście z tłumu wyłoniła się ognisto-ruda dziewczyna. Podeszła do mnie i od razu zaproponowała pomoc w znalezieniu pokoju. I jakoś tak zostało. Następnie znalezienie sali artystycznej, nieprzyjemne pierwsze zetknięcie z Varenem, zamknięcie się w pracowni na większość dni. Czas mijał tak szybko. Już ponad połowa drugiego roku minęła. Niedługo skończę szkołę i co potem? Nie miałam pojęcia, co do mojej przyszłości.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos nauczyciela — Nie tak źle — powiedział z uznaniem wpatrując się w leżącą mi na kolanach kartkę. I ja na nią spojrzałam. Taboret, obrus, butelka. Wszystko narysowane zgrabnymi ruchami. Zdecydowanie nie moja najlepsza praca, ale hej, nie powstała w najkorzystniejszych warunkach.
— Udało mi się! — pisnęłam, niemalże rzucając kartkę na stół i skacząc z podekscytowania. — Udało się, udało się, udało się. — Nie mogłam w to uwierzyć. Stanęłam i uśmiechnęłam się do nauczyciela. — Dziękuję.

Od Hanabi, CD James

— Naprawdę? Od czasu do czasu ja faktycznie zajmuję się robotą samorządową. — Zaśmiałam się cicho. Urocze, chociaż nawet ja wiedziałam, że z całego samorządu robi najmniej.
Blondyn otworzył drzwi, gestem zapraszając mnie do środka. Przez chwilę zwątpiłam, rezerwując ten ułamek sekundy na interpelację, czy aby na pewno dobrze zrozumiałam.
— Zapraszam miłą panią, herbaty, kawy, herbatników, ciasta? — zapytał, całkowicie rozwiewając wszelkie wątpliwości. Na moich ustach ponownie zawitał szeroki uśmiech. Lekko kiwnęłam głową, przypominając sobie egzaminy, na które uczyłam się zasad kultury osobistej dłużej niż przez pierwsze piętnaście lat życia.
Przekroczyłam próg pomieszczenia, od razu się rozglądając.
— Coś do picia, coś do jedzenia? — zapytał James. Spojrzałam najpierw na niego, potem na papiery, których Akurat było pełno. — Nadal zarzekam się, że ja faktycznie coś robię. Rzadko, ale się zdarza. — Uśmiechnęłam się. W tym samym czasie ujrzałam drobne iskierki, a potem sterta wydruków sama się przesunęła. Posłałam blondynowi zdziwione spojrzenie.
— Rany, to naprawdę musi ułatwiać życie! — mruknęłam. — Swoją drogą, macie herbatę malinową? — dopytałam jeszcze, na co chłopak skinął głową i rozpoczął poszukiwania torebek w szafce.
Raz jeszcze mu się przyjrzałam. Właściwie, nie byłam nawet pewna, czy jest singlem. Rzuciłam jeszcze wzrokiem na jego włosy. Mimowolnie w mojej głowie pojawił się obraz blondyna w warkoczykach. Tak samo, jak zawsze.
James skończył przeszukiwać szafkę i odwrócił się w moją stronę z nieotwartą paczką herbaty. Dosłownie przyłapał mnie na pożeraniu go wzrokiem.
— Dziękuję — rzuciłam na zapas. — Jak idą przygotowania do semestralnych? Jeszcze tylko jeden i wakacje. Rany, czuję się, jakbym mieszkała tu od zawsze! Swoją drogą, byłeś na imprezie u Hery i Vanilki? — zapytałam. Ostatecznie widziałam go tylko z daleka i nie miałam pewności, czy to na pewno był on. Nie on jeden na świecie ma blond loki. — Zadowolony z partnera? — Podeszłam do chłopaka, przyglądając się, jak wyciąga szklanki.
... Tylko, Hana, nie przestrasz go.

czwartek, 28 września 2017

Od Heather, CD Amadeusz

Mężczyzna rozpoczął przeszukiwanie swojego umysłu w poszukiwaniu najmniejszego śladu, a ja zagryzłam wargę i zaczęłam bębnić paznokciem o ceramiczny kubek, rozglądając się po pomieszczeniu. Bałagan jak bałagan, choć mieszkanie z Jamesem i Dexterem w jednym pokoju upewniło mnie, że może być o wiele gorzej, a tu mieliśmy raczej do czynienia z bardzo uporządkowanym nieporządkiem. Sztalugi, rysunki, plamy od farby, całe mieszkanie uosabiało, jak bardzo zafascynowany sztuką był jego właściciel i nie mogłam zaprzeczyć - czuć było płynącą zewsząd inspirację. Po chwili wróciłam do wgapiania się w mężczyznę, który był moją ostatnią deską ratunku, iskierką nadziei czy cokolwiek innego, ponieważ nie miałam żadnych szans na wymyślenie mniej banalniejszego określenia przez, Stwórco, te oczy. To były naprawdę niesamowite oczy.
Krótka rozmowa telefoniczna dała mi wyraźnie do zrozumienia, że powinnam zatkać uszy i znaleźć sobie inne zajęcie. Bańka wokół mężczyzny zaczęła stawać się coraz bardziej wyraźna, a mieszanka emocji wyglądała na zdecydowanie zbyt prywatną, żeby ktokolwiek postronny mógł ją obserwować bez wyrzutów sumienia. Jeden z problemów empatów, nie dało się pozbyć wdzierania się do cudzych emocji, a przynajmniej o wystarczająco silnym esperze nigdy nie słyszałam. 
— Will? — Pora przestać słyszeć. W sumie, miałam lata praktyki. — Mam... mam drobną sprawę? 

x X x

Emocjonalna kulka zaczęła się powiększać, mętnieć, szarzeć, znikać, żeby na powrót stać się nagle wyraźną, żywą, wręcz namacalną, miałam wrażenie, że jeżeli wyciągnę dłoń będę w stanie dotknąć niematerialnej powłoki emocji mężczyzny. 
— Odezwie się, gdy czegoś się dowie. Póki co pozostaje nam jedynie przeczekanie tej chwilki, czy dwóch. — Zamrugałam, gdy jego nieco ochrypły głos wyrwał mnie z zamyślenia. Skinęłam ze zrozumieniem głową i zapadła w końcu lekko krępująca cisza. Wypiłam do końca herbatę, stawiając kubek na stole. 
— Przepraszam — zaczęłam. — Nie powinnam się panu zwalać na głowę — zaczęłam i urwałam. W sumie nie wiedziałam jak to do końca wytłumaczyć? Z jednej strony byłam zdecydowanie zbyt ufna  w stosunku do profesora i doskonale widziałam jak na dłoni, że w wielu momentach zachowuję się przy nim jak zwyczajna idiotka. A z drugiej coś dusiło w gardle, wściekało na tyle, że miałam ochotę płakać, ciążyło jak ta durna koperta, która zawsze wszystko psuła. Przełknęłam głośno ślinę, pociągnęłam nosem i udałam, że nie widzę zdezorientowanego spojrzenia mężczyzny, aż w koń... A, w dupie to już mam. — Chyba nie wrócę na przyszły rocznik — powiedziałam, a raczej zaskomlałam, dlatego odchrząknęłam, chcąc przestać się mazać. Cudownie, zły moment zmienił się w jeszcze bardziej kijowy. 

Od Amadeusza, CD Heather

— Zna pan kogoś? — Zerknąłem na dziewczynę, odsuwając szkice na bok. Zarzucenie ripostą, sarkastycznym charknięciem kusiło. Niezwykle kusiło, jednakże ugryzłem się w język, by za chwilę zapić słowa gorącą kawą, wręcz wypalającą przełyk. Odłożyłem kubek, obróciłem kilka razy, by jeszcze raz począć przypominać sobie wszystkie znane mi osobistości, każdego towarzysza, u którego przyszło mi zrobić nawet najmniejszą dziarę. Ściągnąłem brwi, zastukałem palcami o ceramiczne naczynie. Ponad dziesięć lat tułaczki wcale mi nie pomagało, a przewijające się twarze utrudniały moją sytuację. Spoglądnąłem na wyczekującą nastolatkę z kubkiem herbaty przy ustach. Duże oczy wlepiały we mnie ciekawskie spojrzenie, oczekiwały odpowiedzi. Nie wymuszały jej, pozwalały pomyśleć. Zagryzłem wargi, oblizałem delikatnie dolną, przeniosłem wzrok z powrotem na naczynie, a raczej to, przy czym owe trwało. 
 Bingo. 
Wyciągnąłem telefon, by zacząć wertować kontakty, internet, wszystko co mogłem. Byle znaleźć tatuażystkę sprzed lat, której, na moje nieszczęście, nazwiska nie pamiętałem. Nie dziwiłem się, w końcu nie ja ją znalazłem. Nie ja się z nią umówiłem.  
— Will? — Drżąca dłoń przy uchu nie pomagała. — Mam... mam drobną sprawę? Nie mogłem uwierzyć, że po krótkiej rozmowie telefonicznej czułem się jak rozbabrany glut niezrozumiałych emocji, które niebezpiecznie mocno kłębiły się w mojej głowie, szalały w żyłach. Odłożyłem telefon, chrząknąłem, zdjąłem okulary, by na koniec przetrzeć delikatnie zmęczoną, zaznaczoną bruzdami i trzydziestoma latami, twarz. 
 Spojrzałem na uczennicę, poprawiłem się w miejscu, doszedłem do siebie. Miała ładniejsze włosy od Złotego Chłopca. Mężczyzny. Jaśniejsze, delikatniejsze, cieplej połyskujące w słońcu. 
— Odezwie się, gdy czegoś się dowie. Póki co pozostaje nam jedynie przeczekanie tej chwilki, czy dwóch.

Od Heather, CD Amadeusz

Mężczyzna podrapał się po brodzie, zerkał na szkic spod lekko uniesionych powiek i wyglądał na tak samo zafascynowanego światem jak zawsze - czyli w znikomych ilościach. W dużej mierze mogła być to wina niezaplanowanej pobudki, jaką musiałam mu zafundować. Potem mu wynagrodzę, dostawy kawy na lekcji może? 
— Zna się pan na tym? — Usiadłam na podsuniętym mi fotelu.
— Znam, nie znam... powinienem, patrząc na moje ciało — odparł i odchrząknął. — Zamysł ciekawy, nad samym wykonaniem trzeba popracować. Gorzej z tatuażystami. — Skrzywiłam się, doskonale znałam ten problem. Początkowo myślałam, że po prostu przycupnę się gdzieś, dogadam po cichu i uda się machnąć w miarę na czarno, ale dosyć szybko uświadomiono mnie, że nie mam na co liczyć. Okoliczni tatuażyści, którym byłam gotowa powierzyć własne plecy, zaliczali się do grona osób, do których nie mogłam się dostać przed końcem semestru, a na wakacje już mnie tutaj nie będzie. I na razie nie zapowiadało się, że wrócę.
 — Kawa, herbata?  Nie krepuj się, to może trochę potrwać. — Kiwnęłam głową i poprosiłam o herbatę. Parę minut później siedzieliśmy już przy blacie z parującymi kubkami. 
— Większość osób, które nie zrobią ci krzywdy wąchają kwiatki od spodu, albo mają zajęte terminy na następne trzy miesiące — mruknął. — Ja sam robiłem kursy, ale póki co eksperymentowałem tylko na świnkach i własnej skórze, a nie chcę skończyć jako kryminalista w świecie tatuażystów.  
— Wiem — odparłam, biorąc łyk herbaty i parząc odrobinę sobie język. — Ale to nie musi być dobrze zrobione, nawet idealnie, mogę wziąć łatwiejszy wzór czy cokolwiek, po prostu muszę zrobić to do końca roku szkolnego — podsumowałam, przymykając na moment oczy.
— Tak czy siak, nie chciałbym ryzykować. Nie wybaczyłbym sobie. Chyba łatwiej będzie po prostu załatwić profesjonalistę po znajomościach. — Kiwnęłam z westchnięciem głową.
— Zna pan kogoś? — spytałam z nadzieją.

Od Amadeusza, CD Heather

Powolne kiwanie głową, oglądanie szkicu i drapanie się po brodzie, które ostatnimi czasy zamieniało się w nawyk w czystej postaci. Słuchałem dziewczyny, wychodząc tym samym na ignoranta, bo nie spoglądałem na nią, a na rysunek. 
— Zna się pan na tym? — Zerknąłem na Heather, gdy zadała to pytanie. Wyglądała na niepewną, a dodatkowo wtargnięcie na tereny pedagoga nie za bardzo ją pocieszały. Chrząknąłem cicho, odkaszlnąłem i odsunąłem obracany fotel od biurka, zachęcając tym samym dziewczynę do przysiądnięcia na nim. Przycupnęła, a ja sam oparłem się tyłkiem, ciągle namolnie masując wewnętrzną stroną nadgarstka policzek. Nie do końca kontaktowałem, gdy wybudzano mnie z drzemek zdecydowanie traciłem na wydajności. 
— Znam, nie znam... powinienem, patrząc na moje ciało — odparłem. Chrypa przedarła się przez struny głosowe, ponowne chrząknięcie. — Zamysł ciekawy, nad samym wykonaniem trzeba popracować. Gorzej z tatuażystami. — Lekkie odchylenie głowy, by przewertować w głowie znajome nazwiska. — Kawa, herbata? — Zbyłem temat, a dziewczyna ściągnęła brwi. Potrzebowałem kofeiny, niech się zgodzi, błagam.  — Nie krepuj się, to może trochę potrwać. 
Chwilę później skończyliśmy z gorącymi kubkami na blacie. 
— Większość osób, które nie zrobią ci krzywdy wąchają kwiatki od spodu, albo mają zajęte terminy na następne trzy miesiące — mruknąłem stawiając szybkie, szare kreski na nowym fragmencie kartki. Przegrzebanie w głowie wszystkich osób, które pamiętałem zabrało nam kilkanaście minut. W samym mieście przy uczelni był jeden, zapyziały grajdołek, gdzie nawet najgorsze szumowiny nie postawiłyby stopy. Nie puściłbym jej tam za żadne skarby świata. Poprawiłem okulary. — Ja sam robiłem kursy, ale póki co eksperymentowałem tylko na świnkach i własnej skórze, a nie chcę skończyć jako kryminalista w świecie tatuażystów — westchnąłem. Ostatnią rzeczą jaką chciałem, to żeby jej usta przeklinały me imię, a oczy przelewały na mnie całą nienawiść.

Od Heather, CD Amadeusz

Mężczyzna wyglądał z jednej strony na zmęczonego, z drugiej na podirytowanego, nie dziwiłam mu się. Ostatecznie władowałam mu się do pokoju jak kula armatnia, niekoniecznie pytając o zdanie czy pozwolenie, ale nie widziałam w tym momencie innego rozwiązania mojego problemu. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, profesor był żywym dowodem, że tatuaże mogą prezentować się sensownie, a w mieście nie znalazłam żadnego tatuażysty.
Weszłam do pomieszczenia, starając się zbytnio nie rozglądać, już i tak zbytnio naruszyłam prywatność nauczyciela, ale pewnych szczegółów nie dało się zauważyć. Widać nie tylko Mińsk ma alkoholowe ciągoty, choć wybór konkretnej marki papierosów szanowałam, sama popalałam je od czasu do czasu. I jeszcze więcej szkiców, co tylko upewniło mnie w mojej decyzji. 
— W takim razie ja potrzebuję dokładniejszych wytycznych — odparł z delikatnym uśmiechem, a ja zabrałam się do litanii. Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, podchodząc nieco bliżej i podając zmięty rysunek mi do dłoni.
— Chciałabym zrobić tatuaż, wiem, mogę poczekać, ale naprawdę nie będę mogła zrobić go w wakacje, a bardzo mi na nim zależy, w mieście nie ma żadnej osoby, która robi tatuaże, wiem, że ma pan pewne — tu ucięłam, spoglądając znacząco na jego tatuaże — doświadczenie. — Mam wstępny szkic i w miarę go rozgarnęłam, ale... — urwałam, a potem westchnęłam. — Zna się pan na tym?

Od Amadeusza, CD Heather

Zastukanie w drewno doprowadziło mnie do białej gorączki, a ja sam począłem przeklinać Nibyłowskiego w myślach. Ja rozumiem nie ogarniać, ale być gorzej zorganizowanym niż ja? Ile razy ten konus przylezie jeszcze po jakieś dokumenty, w sprawie papierów, albo zlecenia od Mińska? 
Ściągnąłem brwi i klnąc pod nosem, doczłapałem się jakoś do drzwi, by otworzyć je z miną srającego na płocie kota. Miałem mieć miłą chwilkę odpoczynku, przerwę dla siebie. Przeliczyłem się. Zatłukę. 
— Potrzebuję pomocy z tatuażem. — Szeroki uśmiech na soczystych, różowych usteczkach. Wspaniale. Dlaczego zawsze przychodzi mi występować przed ludźmi w stanie "Jakim mnie panie stworzyłeś, takim mnie masz"? Niefortunne zbiegi okoliczności, czy może fakt, ze po prostu tak wyglądam i nic na to nie poradzę?
Przetarłem ze znużeniem oko, czując się jak ślepy głupiec, bąknąłem coś niezrozumiale pod nosem, czując jak zmęczenie jeszcze atakuje mój mózg, a po chwili otworzyłem szerzej drzwi, zapraszając nastolatkę do środka. Nie mam zamiaru przenosić się z nory, jest jako-tako czysta i wyjątkowo nie wali baką. Widocznie jednak los mi jeszcze sprzyja.
Albo i nie, bo gdy odwróciłem się, zobaczyłem w jakim stanie jest pomieszczenie.
Zwisające z półek skarpety we wzory, niektóre przybite szpilką do ścian, reszta walająca się po niepościelonym łóżku z trzema poduszkami, każda w innej poszewce. Dlaczego? Nie wiem, uznałem, że do siebie pasują. Artystyczny nieład...? 
Butelki po alkoholu na  podłodze. Dużo butelek. Za dużo. Równie wiele zwijek i popielniczek. Dwie. Trzy. Przy łóżku, biurku i oknie. Pewnie zapasowa też się gdzieś walała. Dużo zapałek. Dużo zapalniczek. Dużo używek. Za dużo.
Jeszcze więcej wymiętych papierów na podłodze i biurku, niedokończonych szkiców powykrzywianych postaci. Rysowałem w większości ludzi, reszta była nudna. Kartki porozwieszane na ścianach, sztaluga gdzieś w kącie, ślady farb na każdym meblu. Ubabrana tapicerka, stół w maziaje.
Wszystko było bardzo... Bardzo typowe dla artysty, o ile mogłem się nim nazwać. Nieuporządkowane, brudne, rozwalone we wszystkie strony świata. Standard.
Podszedłem do biurka, założyłem okulary i z prędkością światła złożyłem własne szkice z lekcji z dala od spojrzenia dziewczyny, swoją drogą, udokumentowanej na jednym z dyżurów, które pełniłem.
Westchnąłem cicho.
— W takim razie ja potrzebuję dokładniejszych wytycznych — odparłem z delikatnym uśmiechem tańczącym na ustach.

Od Fomy, CD Heather

Blondynka westchnęła, klękając przede mną i delikatnie odsuwając przysłaniające moją twarz ręce. Miała ciepłe dłonie. I miękkie.
— Foma, potrzebuję, żebyś mnie bardzo uważnie posłuchał — powiedziała stanowczo. Spiąłem się i zacisnąłem moje palce na tych delikatnych dłoniach. — Dexter się obudzi. Niedługo. I zabiłby mnie, że pozwalam ci się tyrać. Dlatego grzecznie wrócisz do domu, spróbujesz się przespać, a przed tym James przyniesie ci coś sensownego do jedzenia i upewni się, że zjesz. Będziesz mógł wrócić jutro, ale na razie musisz się uspokoić, dobrze? — zakończyła, spoglądając prosto w moje oczy. Zadrżałem, oddech wraz z tętnem lekko przyspieszył. Zacząłem się śmiać. Po prostu. Trwało to jakieś kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund. A później zapadła cisza i znowu spojrzeliśmy sobie w oczy. Westchnąłem, wstając z krzesła, przy czym podniosłem dziewczynę do góry. Podszedłem do okna, jakby unikając widoku Dextera, całej aparatury i łóżka.
— Heather — zwróciłem się do dziewczyny, dalej odwrócony do niej tyłem. — Wiem, że to dla mojego dobra i zdrowia. Wiem, że powinienem odpocząć, bo w końcu oszaleję. — Zamknąłem oczy i odwróciłem się w jej kierunku, przy czym oparłem się o parapet. — Ale kurwa, gówno mnie to obchodzi. Nie będę się chować pod kołdrą i nie będę ryczeć w pustym mieszkaniu. Bo nie zasnę, to mogę ci zagwarantować. — Posłałem jej przepraszający uśmiech. — Zostaję tutaj. Za dużo czasu spędziłem bez tego idiotycznego dupka, by teraz chować się po kątach. W końcu jestem jego narzeczonym, mam chyba prawo, by wiedzieć co się z nim dzieje. — Powróciłem do wyglądania przez okno, kątem oka zahaczając o serdeczny palec prawej dłoni. — Mińsk pewnie dalej kłóci się z pielęgniarką?

Od Mińska, CD Alex

Zerknąłem kątem oka na biurko, decydując się wrócić w końcu do papierkowej roboty. Niby dużo nie zostało, ale w praktyce doskonale wiedziałem, że za kilka godzin doniosą mi kilka nowych stert. Est była cudowna i sama wypełniała naprawdę dużo bezsensownych świstów, ale wiele z nich wymagało mojego podpisu. A to wszystko należało przeczytać, przeanalizować. Nadal pozostawał problem rozplanowania pięter oraz pokoi w akademiku, jak i umiejscowienie nauczycieli. Chyba najłatwiej będzie faktycznie zrobić osobne osiedle, robiąc krok w kierunku połączenia akademii z miastem. 
— Mogę się przytulić? — Zamrugałem zdezorientowany, gdy cichy głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. 
— Mógłbyś powtórzyć? — poprosiłem, wpatrując się w niego z dziwnym do zrozumienia wyrazem twarzy. 
— Pytam, czy mogę się przytulić, jeśli nie spytam to pewnie nazwiesz mnie bachorem i każesz wrócić na kanapę. Zresztą, skoro spytałem to i tak to zrobisz. Na co ja liczę. — Oh. To było z jednej strony nawet urocze, ale z drugiej i tak za bardzo mu już pobłażałem. Jeżeli szuka wszelkiego rodzaju czułości oraz innych gierek tego typu, zdecydowanie skierował się w złym kierunku. Machnąłem dłonią, przerywając rozmowę i wracając myślami do papierów.
— Co to za pytanie? — prychnąłem, nawet nie musiałem patrzeć na twarz chłopaka, żeby wiedzieć, że zabrzmiało to oschlej, niż miało. Bywa. Chłopak odmruknął coś ze spoko, a potem rozpoczął swoj monolog na temat dużej ilości rzeczy do nauki. 
Chwila. Teraz to się ma uczyć?! Podniosłem głowę, spoglądając na niego po raz kolejny. Miał lekko zaczerwienione policzki, wyraźnie kontrastujące z bladością jego skóry. Skinąłem głową, podchodząc do niego, gdy zaczął pakować i zbierać swoje rzeczy. Zawahałem się, wyciągając dłoń w kierunku jego głowy, gdy się pochylił, żeby ostatecznie zanurzyć palce w miękkich włosach. 
— Miłej nauki — powiedziałem w końcu, delikatnie przeczesując kosmyki i wróciłem do swoich zajęć, odsuwając się w końcu. 

Od Alexa, CD Mińsk

Ułamek sekundy, zmierzwione z wierzchu włosy, przyjemny dreszcz przechodzący przez całe ciało. Nie mogłem nacieszyć się tym zbyt długo zabrał dłoń naprawdę szybko, szkoda. Mimo całej złości widziałem w nim zmartwienie. Martwił się o całą tą sytuacją, o siebie, o mnie, o moje zachowanie czy relacje z innymi. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że robię źle. Aurel może to komuś powiedzieć, zacznie się lawina przykrości. Może urwać kontakt, uważać mnie za puszczalską szmatę, ale wątpiłem w to. Ufałem mu, bezgranicznie. Faktycznie, mogłem zrobić to trochę szybko, ale trudno było inaczej, ciągnęło mnie do tej fasolki, musiałem to zrobić. Muszę dbać o niego, a on o mnie, musimy sobie mówić o problemach i ufać coraz mocniej. Prawdziwy przyjaciel to teraz skarb.
Podniosłem wzrok na mężczyznę, zdążył wrócić do biurka. Naciągnęłam na siebie dresy i wstałem z łóżka, raz kozie śmierć, a ja naprawdę chciałem spróbować. 
— Mogę się przytulić? — Cichy głos, drżący, niepewny, zupełnie niepodobny do mojego, a jednak nim był. Spojrzał pytająco, poprosił o powtórzenie. W chuja mnie robi? Nie wiem czy przejdzie mi to przez gardło raz jeszcze. Miałem na to ochotę, ale nie chciałem się przed nim kulić, nie zamierzam być kluską do towarzystwa. To tylko efekt emocji, zauroczenia. — Pytam, czy mogę się przytulić, jeśli nie spytam to pewnie nazwiesz mnie bachorem i każesz wrócić na kanapę. Zresztą, skoro spytałem, to i tak to zrobisz. Na co ja liczę.

Od Heather, CD Foma

Dexter spał, wciąż spał, a ja miałam nieodparte wrażenie, że po prostu nieco wypiłam za dużo na imprezie, może dosypali mi czegoś do jakiegoś piwa, może w ogóle to dziwny, poalkoholowy sen, na co wskazywała wyraźnie rozmowa z Jamesem, o której chciałam zapomnieć, a która wciąż dudniła mi w głowie, w sali szpitalnej było cicho, za cicho, a jednocześnie za głośno, pikanie szpitalnej aparatury przyprawiało o ciarki i milion innych rzeczy, które chciałam powiedzieć, ale coś boleśnie zaciskało się na moim gardle, uniemożliwiając poprawne oddychanie, o mówieniu nawet nie wspominając. 
Dobra, Heather, uspokój się, nie możesz teraz wariować. Zerknęłam kątem oka na Fomę, który przypominał ukryty wulkan emocji, a empatia umożliwiała mi zobaczenie tej zabójczej mieszanki na własne oczy. I byłam pewna, że poleje się krew. Zaczynając od tej Mińska, przechodząc przez smoczą, a kończąc na Jane, która będzie umierać długo i pod setką narzędzi tortur, przedłużających cierpienie dziewczyny do maksimum. Wyjrzałam przez okno, zastanawiając się, czy to już ten moment, żeby zmusić chłopaka do pójścia do domu. 
— Wyjdzie z tego, prawda? — mruknął, uderzając głową o ścianę. Spojrzałam na niego, mrużąc oczy. Tak, to już był właśnie ten moment. — Głupie pytanie, oczywiście, że wyjdzie — prychnął. — Kurwa, jak nikt nie zauważył, że ten pierdolony smok go ugryzł. Przecież krew musiała lecieć. Przecież wiadomo było, co to za gatunek. Kurwa.  — Podeszłam do niego, widząc jak chowa twarz w dłoniach. Przyklęknęłam, złapałam jego dłonie i odsunęłam od twarzy.
— Foma, potrzebuję, żebyś mnie bardzo uważnie posłuchał — powiedziałam głośno. — Dexter się obudzi. Niedługo. I zabiłby mnie, że pozwalam ci się tyrać. Dlatego grzecznie wrócisz do domu, spróbujesz się przespać, a przed tym James przyniesie ci coś sensownego do jedzenia i upewni się, że zjesz. Będziesz mógł wrócić jutro, ale na razie musisz się uspokoić, dobrze? — spytałam, szukając potwierdzenia w jego oczach, doskonale widząc, jak ciało chłopaka zaczyna drżeć.

Od Jamesa, CD Yev

Chłopak był chodzącym okazem, który równie dobrze mógł prosić o zbieranie siniaków od wszystkiego z otoczenia. Zawierał dziwaczne, bardzo fizyczno-zbliżeniowe znajomości z każdą powierzchnią w promieniu kilometra. Założyłem, że jeżeli dało się obić o drzewo, to się obił. O ziemię, o podłogę na korytarzu, podłogę w sekretariacie, dywany, trawę, gałęzie, wszystko po kolei. A jeżeli o coś się nie dało obić, to i tak to zrobiłby. Czyżby jakiś ukryty fetysz albo inna skłonność? Chyba nawet wolałem nie wiedzieć. Ale z drugiej strony nieszczęśnik wyglądał jak siedem, cóż, nieszczęść i to był raczej odpowiedni moment, żeby potrenować z nim nie wpadanie na ściany. A z trzeciej - nawet jak na siedem nieszczęść, było w nim coś chwytającego, odprężającego, swobodnego.
— Spróbujemy, może zbroja z foli okaże się lepsza niż zaklęcie lewitujące... — mruknął, a ja parsknąłem śmiechem, akurat w najmniej dogodnym momencie, gdy chłopak znikąd wyjął aparat i pstryknął mi fotkę. Przewróciłem oczami, kręcąc głową. Jeżeli w trakcie łażenia patrzał przez obiektyw, to nic dziwnego, że robił koziołki. Chociaż? Mało go znałem, a już po raz kolejny widziałem, jak upada na prostej powierzchni bez żadnej pomocy z zewnątrz. 
— Więc gdzież mam szukać mego ewentualnego ratunku przed następnymi uszczerbkami na zdrowiu oraz panelach?.
— Chodź za mną, chyba mam pomysł — roześmiałem się, złapałem chłopaka za rękę i pociągnąłem za sobą. 

Od Mińska, CD Pelagonija

— To ja może... —  Dziewczyna odchrząknęła, przewróciłem oczami, machając dłonią i pośpieszając ją. No, idźże w końcu, już i tak zdecydowanie za dużo piję przy uczniach.  — Pójdę po te ciastka — wymamrotała cicho i kicnęła, znikając za drzwiami. 
— Czekoladowe! — rzucił mój kompan, a ja kiwnąłem głową. Ostatecznie czekolada mogła być, chociaż wolałem wanilię, ewentualnie coś w tematyce lekko wiśniowo-malinowej, ale dobra czekolada nie jest zła. Wyłączając gorzką, bo ją stworzyły wszystkie potwory tego świata. 
— Proponuję wrócić do przerwanej konsumpcji — zaproponowałem z krzywym uśmiechem i stuknąłem się kieliszkiem z maskotką. Kiedyś stwierdziłbym, że mam delirium, dzisiaj wiem, że świat bywa nieobliczalny. I w sumie bardzo się z tego cieszyłem. 

x X x

Dziewczyna w końcu wróciła do pomieszczenia, przy okazji ledwo wystawała zza kartonów, pudełek i innych dziwnych rzeczy, które przytargała ze sobą, choć  trzeba przyznać, że na ich widok ciekła mi ślinka. Na etażerce stojącej przy drzwiach czekał kubek gorącej herbaty cytrynowo-malinowej czy jakiejś innej dziwacznej mieszanki Est. 
— Częstuj się — mruknąłem w kierunku smarkuli, wskazując jej kubeczek. Ostatecznie ja tu jej miśka podebrałem, to chociaż upewnię się, że nie latała na darmo i została w jakiś (drobny) sposób wynagrodzona za przyniesione dary. 
A były dobre i tak samo słodkie, jak przynosząca je osoba. Zerknąłem kątem oka, porównują ją i to dziwaczne stworzenie, które na przemian zajadało się ciastkami i popijało likier z kieliszka. 
— To długa historia? — spytałem.

Od Jamesa, CD Hanabi

Hanabi wyglądała tak pięknie jak zawsze. Ciemnofioletowe, ścięte do ramion włosy, dosyć pokaźny biust, co przypomniało mi o naszym wspólnym poszukiwaniu odpowiedniej marynarki dla dziewczyny, zadarty nos, a przy tym nie musiałem nawet wciągać powietrza przez nos, żeby wspomnieć woń różanych perfum, tak charakterystycznych dla stojącej przede mną dziewczyny. Poszerzyłem nieco uśmiech, pochyliłem głowę, żeby nie pogłębiać naszej różnicy wzrostu,
— Hanka — potwierdziła. — Jak się spało? — zapytała, a ja parsknąłem rozbawiony.
— Naprawdę? Od czasu do czasu ja faktycznie zajmuję się robotą samorządową — mruknąłem oburzony, otwierając szeroko drzwi i machnięciem dłoni zachęcając dziewczynę do wejścia. — Zapraszam miłą panią, herbaty, kawy, herbatników, ciasta? — Pominąłem fakt, że większość z wymienionych rzeczy należała do Heather, a ustawicznie podkradaliśmy je z Dexterem. Ostatecznie, zwyczajnie nieoficjalnie wyznaczyliśmy blondynce zadanie zaopatrzenia w trybie ciągłym naszej samorządowej spiżarki. A że jej o tym nie poinformowaliśmy, to zupełnie inna kwestia. 
— Coś do picia, coś do jedzenia? — spytałem z szerokim uśmiechem, ignorując wątpiące spojrzenie dziewczyny. — Nadal zarzekam się, że ja faktycznie coś robię. Rzadko, ale się zdarza. —  Machnąłem dłonią w kierunku leżących na stole papierzysk. W sumie chyba na dzisiaj już koniec, nic do zlecenia nie było, Miński się czepiać nie powinien, innymi słowy, błogosławiony spokój.


Od Jamesa, CD Joce

Skierowaliśmy się prosto w stronę pokoju, nikogo nie było w zasięgu wzroku, tym lepiej dla nas, mniejsza szansa, że zostaniemy wykryci, choć było zimno jak diabli, ale w międzyczasie pojawił się pewien zgrzyt. Zerknąłem na dziewczynę, która stała obok mnie i zaczęła coraz dziwniej się zachowywać. Jej wzrok błądził po wszystkim, jakby szukała ewentualnej drogi ucieczki, czy to przez drzwi, czy to przez okna. Przełknęła głośno ślinę, zaczęła intensywnie mrugać, aż w końcu otworzyła usta, nabierając łapczywie powietrza do płuc.
— Joce, wszystko dobrze? — spytałem lekko zdezorientowany całą sytuacją. Podszedłem do dziewczyny, akurat w najwłaściwszym momencie, ponieważ zamknęła oczy i osunęła się na podłogę. Zdążyłem ją złapać, zanim rąbnęła głową o posadzkę, a po chwili krótkiego szoku miałem ochotę puknąć się w głowę, że nie użyłem do tego magii, byłoby szybciej. Ułożyłem dziewczynę, upewniłem się, że oddycha i przekląłem głośno, widząc, że chyba sam zacząłem panikować.
Zatrucie? Zaraz będzie mi tu umierać? Na cesarza! Dobra, James, uspokój się, zacznij działać, a nie. Zdjąłem rękawiczki, ostatecznie nikogo wokoło nie było, a w ten sposób łatwiej było mi upewniać się, że funkcje dziewczyny są w normie. Rozpaćkane, rozdrapane strupy były w ten sposób doskonale widoczne, tak samo jak mniejsze i większe blizny, które przecinały całą dłoń czy duże, otwarte rany, z których wyciekała ropa. Narzuciłem szybki czar odkażający, następnie przyłożyłem dłoń do czoła dziewczyny, zaczynając sprawdzać jej ciało. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że to tylko drobny atak paniki.
Rozejrzałem się wokoło, najłatwiej byłoby mi ją po prostu przenieść do większego pomieszczenia. Uniosłem ją zaklęciem, w teorii mogłem wziąć ją na ręce, w praktyce nie chciałem ubabrać jej krwią. Zdecydowałem się zabrać ją do pokoju samorządu - Dexter i Heat raczej mieli dzisiaj nie wrócić, a dobiegający z niższych pięter tupot stóp wskazywał, że ludzie mogli zacząć się rozchodzić.
Położyłem dziewczynę na łóżku blondynki, stwierdzając, że na razie zostawię czar monitorujący, obudzić powinna się sama. W międzyczasie skoczyłem do łazienki, decydując przemyć i odkazić dłonie, licząc, że Joce obudzi się do mojego powrotu.

A przynajmniej miałem taką nadzieję.

.
.
.
.
.
.
template by oreuis