piątek, 29 września 2017

Od Varena, CD Van

Świat stał przede mną otworem, a ja z każdą chwilą odnajdowałem w sobie ukryte pokłady inspiracji. Szarpałem energicznie za struny, zmieniałem chwyty jak szalony, smagałem smyczkiem i uderzałem palcami o klawisze w wariackim rytmie. W muzyce można było usłyszeć wszystko. Tęskniące emocje, które do tej pory były schowane cesarz wie gdzie. Tyle przede mną, tyle za mną, kolejną godzinę z rzędu spędziłem na uzewnętrznianiu się. 
Dzisiejsza muzyka była szybka, skoczna, miała kręcone włosy, piękny uśmiechu usta, które warte były grzechu, zwłaszcza, że głos ich właścicielki przypominał świergotanie słowika. W sumie - od dłuższego czasu korzystałem z tej drobnej muzy, ale dopiero od niedawna potrafiłem się całkowicie zatracić w niezrozumiałej, szaleńczej wizji. I szczerze, to nawet mi to w żaden sposób nie przeszkadzało, cieszyłem się chwilą, nawet jeżeli za każdym razem, gdy pewne wspomnienie wirowało mi w głowie, a na twarzy pojawiał się uśmiech.
Ale nie na długo zdało się moje zatracenie, drzwi otwarły się z hukiem. Nie musiałem nawet się odwracać, żeby wiedzieć, że odwiedziła mnie niespełniona artystka z klasy obok, kurdupel wśród kurdupli, ale jednocześnie w moich myślach krążyło wspomnienie o wspólnym tańcu.
— Co znowu? — parsknąłem, ni to szorstko, ni to z rozbawieniem. Van odtworzyła usta, żeby rozpocząć po raz kolejny swoją litanię na mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis