piątek, 29 września 2017

Od Jamesa, CD Hannah

Dobra, w punkt, Heather zgłosiła, że odmeldowuje się na ten tydzień od spraw samorządowych i tuż przed egzaminy leci załatwiać coś Cesarz wie gdzie. Albowiem Dexter nadal znajdował się w stanie niezbyt wskazującym na sensowną mobilność, zostawałem tylko ja w samorządzie. I zaczynałem żałować, dlaczego ignorowałem wcześniej sugestie blondynki, żeby jednak ruszyć do roboty młodsze roczniki. Błogosławieni, którzy pomyśleli.
Ale aktualnie mieliśmy problem. I to spory. Należało w trybie natychmiastowym zorganizować jakąś doraźną pomoc, ponieważ sterty papierzysk powoli dwoiły się i troiły w oczach, nawet jeżeli starałem się poświęcić im nieco więcej czasu niż zazwyczaj. Jak żyć, oh, jak. 
Zerknąłem kątem oka na stos formularzy, z których miałem wyłonić tymczasowego pomocnika na czas trwania czarnego dnia, godziny, tygodnia. Żyć, nie umierać. Zdecydowałem się na iść profesorską metodę, dlatego po prostu rozrzuciłem kartki na podłogę z zamkniętym oczami, zrobiłem krok w tył i ta, na którą nadepnąłem, stała się wybawicielem narodu. Zerknąłem na imię podkreślone na górze formularza. Hannah? To nie przypadkiem ta z imprezy? Tyle dobrego, wydawała się naprawdę porządną osobą, więc praca z nią (zwalanie wszystkiego innymi słowy) powinna być czystą przyjemnością. Poprawiłem rękawiczki, ruszyłem do przodu i już kilka minut później stałem przed pokojem dziewczyny, pukając w drzwi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis