— Tak właściwie dość krótka. — Wzruszyła ramionami. — Prezent od rodziców dla... Brata na urodziny, sęk w tym... Że miało wyjść to nieco inaczej.... — Nie przerywałem dziewczynie, dając jej możliwość swobodnego wypowiadania się. Nawet za bardzo nie miałem jak, ponieważ w przerwie od popijania kolejnego trunku, wziąłem sobie za punkt honoru dorównanie Vladdy`emu w pałaszowaniu ciastek. Wciągałem już chyba którąś z kolei paczkę, ale jedno było pewne, etykietka "nieziemskie" nie opisałaby ich smaku.
— Ale wejście miałem dobre, to musisz przyznać. — Oho, zaczynało robić się ciekawie.
— Przez kilka pierwszych godzin była kłótnia. Przez kilka następnych dopytywałam się, co to znaczy... "Burdel", "kurwy", "Shlyukha", "ciota" i "chuj". — Dlatego nie daje się dzieciom Rosjan w pigułce, tym bardziej zamkniętych w miśku. Podwójna kumulacja słodyczy przemieszanej z zapachem zatęchłych papierosów z pobliskiego monopolowego.
— Poszerzyłem ci zasób słownictwa.
— Miałam wtedy siedem lat, Vladdy.
— Słowa to słowa. Ja nie rozdawałem siniaków, komu popadło jak Amigo.
— I tak mniej więcej to było. — Zamrugałem. Najpierw raz, potem drugi.
— Jak rozumiem, nie mogę mieć normalnych uczniów? — spytałem z przestrachem, zastanawiając się, kogo mi ściąga Cesarz do tej szkoły. Ja naprawdę mogłem na wiele rzeczy odpowiedzieć, przy pomocy kilku pytań niszcząc światopogląd, ale ktoś mi tu chyba celowo chce utrudnić lektorską emeryturę. A z resztą. Wypadałoby się zainteresować w końcu uczniami.
— Jak wam się podoba w szkole? — spytałem, patrząc na dziewczynę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz