sobota, 30 września 2017

Od Heather, CD Amadeusz

Zapadła krępująca cisza, która dosyć wyraźnie powiedziała mi, że powinnam trzymać język za zębami, a nie zatrzymywać się nad wszystkim, co mnie otacza, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Żałowałam, że się odezwałam, że mam ochotę ryczeć, że mam wszystkiego dosyć, a wizja wyjazdu tuż przed egzaminami przyprawiała mnie tylko o jeszcze większy ból głowy. Miałam ochotę wyć, trzasnąć, zakopać się w kocyku z filiżanką herbatki i pozastanawiać się w spokoju, jak mam uciec z tego jednego, wielkiego, pitolonego burdelu.
I wtedy pojawiło się och
Cudownie, Heat, właśnie po raz kolejny wyszłaś na idiotkę, więc rusz tyłek, przestań się mazać i zachowuj się dalej, tak samo idealnie jak zawsze, przecież to ci wychodzi najlepiej, prawda? 
— "Chyba", prawda? Klamka jeszcze nie zapadła. — Uśmiechnęłam się słabo, słysząc beznadziejny ton, jakiego użył profesor. Ostatecznie znowu zwalam się na kogoś, a przecież to wszystko dało się bardzo prosto rozwiązać, Sky jakoś dała radę, nikt i nic ją nie obchodzi, jeszcze niedawno myślałam dokładnie w ten sam sposób. 
A potem pojawiła się Nibal i to było jak trzaśnięcie drzwiami, sugerujące, że pora się w końcu obudzić z tego snu, który i tak trwa nazbyt długo. 
— Nie ma co się przejmować, skoro nic nie jest pewne. Jest jeszcze kawał czasu, z którego trzeba skorzystać, a wszystko może w każdej chwili się zmienić, nie znamy dróg, jakie szykuje nam los. Wiem, że to tak nie działa, świat tak nie funkcjonuje, ale warto przynajmniej popróbować żyć tak, jakby tego jutra miało nie być, prawda? — Przełknęłam głośno ślinę. Jeszcze nie znamy dróg. A jak dobrze pójdzie, bo małej wycieczce przyszłość przestanie być tak mętna jak do tej pory.  — Cieszę się, że o tym mówisz, przynajmniej tyle dobrego, że wypuściłaś parę, odciążyłaś nieco duszę. — Skinęłam głową, uśmiechając się nieco szerzej i zachowując się jak zwykle, w końcu to również robiłam doskonale. 
A potem zadzwonił telefon mężczyzny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis