czwartek, 28 września 2017

Od Amadeusza, CD Heather

Zastukanie w drewno doprowadziło mnie do białej gorączki, a ja sam począłem przeklinać Nibyłowskiego w myślach. Ja rozumiem nie ogarniać, ale być gorzej zorganizowanym niż ja? Ile razy ten konus przylezie jeszcze po jakieś dokumenty, w sprawie papierów, albo zlecenia od Mińska? 
Ściągnąłem brwi i klnąc pod nosem, doczłapałem się jakoś do drzwi, by otworzyć je z miną srającego na płocie kota. Miałem mieć miłą chwilkę odpoczynku, przerwę dla siebie. Przeliczyłem się. Zatłukę. 
— Potrzebuję pomocy z tatuażem. — Szeroki uśmiech na soczystych, różowych usteczkach. Wspaniale. Dlaczego zawsze przychodzi mi występować przed ludźmi w stanie "Jakim mnie panie stworzyłeś, takim mnie masz"? Niefortunne zbiegi okoliczności, czy może fakt, ze po prostu tak wyglądam i nic na to nie poradzę?
Przetarłem ze znużeniem oko, czując się jak ślepy głupiec, bąknąłem coś niezrozumiale pod nosem, czując jak zmęczenie jeszcze atakuje mój mózg, a po chwili otworzyłem szerzej drzwi, zapraszając nastolatkę do środka. Nie mam zamiaru przenosić się z nory, jest jako-tako czysta i wyjątkowo nie wali baką. Widocznie jednak los mi jeszcze sprzyja.
Albo i nie, bo gdy odwróciłem się, zobaczyłem w jakim stanie jest pomieszczenie.
Zwisające z półek skarpety we wzory, niektóre przybite szpilką do ścian, reszta walająca się po niepościelonym łóżku z trzema poduszkami, każda w innej poszewce. Dlaczego? Nie wiem, uznałem, że do siebie pasują. Artystyczny nieład...? 
Butelki po alkoholu na  podłodze. Dużo butelek. Za dużo. Równie wiele zwijek i popielniczek. Dwie. Trzy. Przy łóżku, biurku i oknie. Pewnie zapasowa też się gdzieś walała. Dużo zapałek. Dużo zapalniczek. Dużo używek. Za dużo.
Jeszcze więcej wymiętych papierów na podłodze i biurku, niedokończonych szkiców powykrzywianych postaci. Rysowałem w większości ludzi, reszta była nudna. Kartki porozwieszane na ścianach, sztaluga gdzieś w kącie, ślady farb na każdym meblu. Ubabrana tapicerka, stół w maziaje.
Wszystko było bardzo... Bardzo typowe dla artysty, o ile mogłem się nim nazwać. Nieuporządkowane, brudne, rozwalone we wszystkie strony świata. Standard.
Podszedłem do biurka, założyłem okulary i z prędkością światła złożyłem własne szkice z lekcji z dala od spojrzenia dziewczyny, swoją drogą, udokumentowanej na jednym z dyżurów, które pełniłem.
Westchnąłem cicho.
— W takim razie ja potrzebuję dokładniejszych wytycznych — odparłem z delikatnym uśmiechem tańczącym na ustach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis