sobota, 30 września 2017

Od Fomy, CD Heather

— Kłóci cię — mruknęła, cały czas uważnie mnie obserwując. — A ty coś zjesz, zaraz napiszę do Jamesa, żeby przyniósł nam tutaj. A Mińsk próbuje wyharkać od nich dzwonienie po ordynatora czy kogoś tam. — Westchnąłem na jej słowa.
— Dopiero co jadłem — warknąłem w odpowiedzi, odchodząc od parapetu i ruszając w kierunku szpitalnego łóżka.
Ukucnąłem i podniosłem dłoń, chcąc przesunąć czarne pasma włosów z jego twarzy. Delikatnie, jakby próbując go nie obudzić. Bo mógł, prawda? W śnie wydawał się spokojny. Zdecydowanie nie wyglądał na tego ukochanego, aroganckiego chłopaka z nosem zawsze zadartym do góry. Uśmiechnąłem się. Nawet. O dziwo. Jakoś tak. Jedyne, co przeszkadzało w tej niespokojnej ciszy, to pikanie tej cholernej aparatury. Wstałem, spoglądając ponownie na Heather.
— Będę chciał pogadać z Mińskiem — powiedziałem, wkładając ręce do kieszeni. — Rodzice Dextera już wiedzą? — zapytałem. — Czy czekamy?
I w tym momencie do pomieszczenia wpadła Wandzia. Bez płaszcza, bez szalika, bez żadnej czapki. Moja dysząca siostra z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Posłałem dziewczynce beznadziejny uśmiech. A ona po prostu podeszła. I mnie przytuliła. I coś pękło, jak przepompowany balonik. Łzy same poleciały, palce zacisnęły się wokół delikatnego ciała, które, choć małe i dosyć wątłe, osłaniało od całego zła na zewnątrz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis