Uśmiechnęłam się szerzej, gdy usłyszałam „dziewczyna od szalika”. Co prawda obecnie Amigo brak, ale to tak wyjątkowo, żeby choć trochę się wyszalał. Acz z drugiej strony miałam nadzieję, że z Vladdym bajzlu nie narobią w pokoju. Ewentualnie oglądali hiszpańskie telenowele. Stawiam na hiszpańskie telenowele. Ale wracając… Nie musiałam patrzeć na brata, ani być jego obiektem zawiści, żeby czuć bijącą od niego żądze mordu. Powstrzymałam się przed dźgnięciem go w żebra i wymownym przewróceniem oczu. Cóż, wyciągnęłam go siłą, to teraz mam.
– Nikt się wam nie naprzykrzał? – spytał James, mierząc nas wzrokiem. Kątem oka widziałam, Marv otwierał już usta, żeby coś powiedzieć, ale postanowiłam go uprzedzić.
– Wszyscy są bardzo mili. – Podniosłam głowę, uśmiechając się niepewnie.
– Na razie – dodał mój bliźniak nieco zbyt głośno, na co w duchu przewróciłam oczami, wykrzywiając usta w smutnym uśmiechu. Nie umiałam się na niego irytować za to nastawienie, ponieważ wiedziałam, z czego ono wynikało. Eww, pesymistyczny głuptas, ale mój głuptas. Zamrugałam parokrotnie oczami, wracając do otaczającej mnie rzeczywistości, którą opuściłam na parę sekund.
– W razie czego zawsze do usług, mam nadzieję, że jeszcze się dzisiaj zobaczymy. – Zaczerwieniłam się i uciekłam gdzieś spojrzeniem pod wpływem wzroku Jamesa. Ekhem… Marv, nie zabijaj bardzo. – A na razie proszę o wybaczenie.
Gdy odszedł w miarę daleko, wzięłam brata pod rękę z nerwowym uśmiechem, czując od niego zwiększoną żądze mordu i dźgnęłam go w policzek, mrużąc oczy.
– Braciszku, dym ci wylatuje z uszu – zażartowałam.
– Nie przejmuj się tym, gotuję pierożki. Nauczyłem się tej metody w piekle – wymamrotał, a ja parsknęłam śmiechem, kręcąc z rozbawienia głową
– Więc… Gotuj i przy okazji chodź ze mną zatańczyć – poprosiłam wesołym tonem, ciągnąc go lekko na parkiet.
– Chętnie – odpowiedział, nareszcie się uśmiechając i podreptał za mną. Tańczyliśmy nieco nieporadnie i co chwilę gubiliśmy rytm, ale nie przeszkadzało nam to w parskaniu śmiechem oraz rozmawianiu na absurdalne tematy. Cieszyłam się, że inni byli zbyt podpici i zajęci sobą, by zwracać na nas uwagę. Chociaż… Może lepiej by było, gdyby dowiedzieli się wcześniej, że jesteśmy popieprzeni niż później? Albo nieee, mają czas. Jeszcze będą mieli okazję, żeby posądzać nas o wszystko. Jeśli nie wymiękną przy pierwszej chwili słuchania i nie rzucą wyjątkowo subtelnego pytania „Czy wy nie jesteście za blisko jak na rodzeństwo?”. Cóż, śmiem twierdzić, że nie, ale jak to tam inni oceniają, to nie wiem.
– Przepraszam – wymamrotałam, gdy nadepnęłam bratu na stopę. Mój ton był nieco zbyt radosny, żeby móc w nim wyczuć skruchę, ale Marvill również, pomimo tej całej otoczki teatralności, wydawał się rozbawiony. Do czasu aż pewien ktoś z głośnym okrzykiem „Odbijamy!” nie porwał mnie do tańca, a Marviego zostawił z tyłu. Ups. Nieznajomy sobie grabił, i to dość mocno. Nieco się skuliłam, a moje serce zaczęło głośno bić ze stresu, ale uśmiechnęłam się do chłopaka, który mrugnął do mnie, również unosząc kąciki ust. Pewnie bym się zawstydziła, ale starałam się dyskretnie wypatrzeć swojego bliźniaka, acz na darmo. Zaginął gdzieś wśród tłumu osób, które bawiły się w najlepsze. Przełknęłam ślinę, a mój umysł zaczęły wypełniać czarne scenariusze. Byłam sama, bez szalika, wokół same obce osoby, nieznany teren. Zaklęłam w duchu, przed oczami mając siniaki na bladej skórze, a w uszach słyszałam desperackie majaczenie. Nieodpowiedni moment na paranoje oraz duszenie się. Pel, skup się na Marvillu. Właśnie, Marv, Marv będzie się martwił. Uśmiech znikł z mojej twarzy i tym razem w moich przeprosinach było znacznie więcej skruchy, gdy opuszczałam zdezorientowanego chłopaka. Bogowie, zwróćcie mi Marvilla albo dajcie mi gdzieś kwiaty, żebym mogła w jakiś sposób pozbyć się tych nieprzyjemnych myśli.
– Narcyzik, gdzie jesteś? – wyszeptałam.
– Kimkolwiek jest Narcyz, na pewno nie ma go tutaj. – Podskoczyłam wystraszona i odwróciłam się w stronę źródła głosu. Ugh, co ty nie powiesz, Sherlocku?
– Zdążyłam zauważyć – burknęłam, uciekając wzrokiem, a moje kąciki ust samoistnie uniosły się do góry, żeby ułożyć się w nerwowy uśmiech. – E to… Z kim mam przyjemność?