niedziela, 28 maja 2017

EP: Od Jamesa, CD Jaśmin, Marvill

Gra rozpoczęła się, zaczynając pierwszą kolejkę. Jakaś dziewczyna zadała mało konkretne pytanie, widać było, że dopiero zaczyna. Wszyscy odpowiedzieli zgodnie z prawdą, za wyjątkiem jakiegoś gościa, który najwidoczniej nie wierzył w moje zabezpieczenia, głupiec. Akurat w zaklinaniu przedmiotów byłem świetny, w rezultacie spalił już pierwszą rundę, pijąc szklankę. Nie piwa, a czegoś doprawionego przez Herę, bogowie wiedzą, co ona z tym zmajstrowała po kryjomu. Odszedłem na moment od grających, pilnując kątem oka nadal zadań. Panowałem nad magią na tyle dobrze, żeby nie potrzebować ciągłej kontroli nad utrzymywaniem danego obiektu w zasięgu wzroku, ale czułem się zdecydowanie lepiej, widząc efekty moich działań. Zapisać, w przyszłości powinienem wyzbyć się tej bezużytecznej maniery. Dexter i Foma dołączyli do zabawy, więc mogłem w spokoju zająć się bardziej organizacyjnymi kwestiami. Jak tą, żeby upewnić, żeby wszyscy dobrze się bawili. W gruncie rzeczy było to proste - wystarczyło służyć za przykład. Niby większość z tutejszych była już pełnoletnia, w praktyce zachowywali się jak dzieci. Chłopacy cisnęli przy drzewach (najwidoczniej uznali je za odpowiedniki dyskotekowych ścian), z kolei dziewczyny próbowały uparcie wyciągnąć jedna drugą na miejsce, gdzie zrobiliśmy prowizoryczny parkiet. I to było w sumie jeszcze prostsze, bo żeby dobrze się bawić, trzeba się upodlić. A to znaczy, że być może trzeba będzie zrobić z siebie debila, ale kto nie ryzykuje, ten dobrze się nie bawi. Już kilka piosenek później większość ludzi znajdowało się na parkiecie, na szczęście - nikt raczej nie był w stanie kompletnego zalania, a wcześniej ustaliłem z dziewczynami, że trupy będziemy od razu przenosić do pokoi. Po cichu, na spokojnie - po alkoholu ludzie robili się niesensowni, a tak ułatwiało to ich segregację. Drobne zaklęcie nasenne na dobranoc każdego porządnie wepchnie w objęcia Morfeusza. 
– Jak tu ślicznie – wyszeptał, ktoś obok mnie. 
– Prawda? – zapytałem z uśmiechem, chyląc głowę. 
– Tak – odpowiedziała. Zmrużyłem na chwilę oczy, szukając jej w pamięci, och.
– Dziewczyna od szalika! – wymsknęło mi się wraz z odruchowym, przepraszającym spojrzeniem. – Przepraszam, po prostu twoja karta atlancka zrobiła u nas rundkę. Zastanawialiśmy się kim będziesz. A to pewnie twój brat? – spytałem, wskazując dłonią na ciskającego gromy jegomościa. – Miło mi was poznać, jestem James. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis