niedziela, 28 maja 2017

EP: Od Jamesa, CD Marvill, Jaśmin

Bliźniaki, choć na pierwszy rzut oka można było uznać ich za przeciętne rodzeństwo, mieli w sobie to coś, co zwracało uwagę. Od samego początku zdawali się przyciągać spojrzenia, jeszcze zanim się tutaj pojawili, ich karty obiegły cały samorząd, dla upewnienia się, że wszystko jest w stu procentach prawidłowo wypełnione. I przede wszystkim - legalne, bo wciskanie miśka czy szalika do cech szczególnych zasługiwało przecie na szczególną uwagę. Doskonale pamiętam, jak wykłócaliśmy się czy to jest fejk i kto będzie ich wprowadzał, aż w końcu Heather bezceremonialnie stwierdziła, że przesadzamy i usadziła z teczkami Nico wraz z Dexterem. "Skoro macie czas żeby się drzeć, to macie czas na przejrzenie ich akt", na czym zeszło nam przynajmniej trzy godziny. Nie było tego za dużo, ale zwyczajnie trudno nam w niektóre rzeczy uwierzyć, a jeszcze bardziej - zrozumieć, że, być może, zobaczymy je na własne oczy. Ona ubrana ładnie, uroczo, ale przyzwoicie, patrząc na stroje niektórych uczestniczek imprezy, choć sądząc po minie jej brata - cóż, miał na ten temat inne zdanie. Sam jeszcze nie zdecydowałem, czy byli bardziej zabawni czy nieporadni - czas pokaże. Oboje o wiele niżsi ode mnie, przez co musieli nieco zadzierać głowę, żeby spojrzeć mi prosto w twarz. 
 –  Jestem Marvill, dokładniej. - Wbił ręce do kieszeni, rzucając mi przyjazne spojrzenie. Hola, nie ze mną te numery, byłem na nie zdecydowanie za starty. Z czym do ludzi, panie, byle gównarzerii się bawić zachciało? –  Nam też miło cię poznać. Ja i Pelusia jesteśmy tu od niedawna, trzeba przyznać, ciekawa szkoła. Impreza też niczego sobie. Wspominałeś, że przewinęła się u was karta atlantycka Pelagonji. Należysz do samorządu, jak rozumiem?
Rozłóżmy jego wypowiedź na czynniki pierwsze. "Nam też miło cię poznać" sprawiało wrażenie wyplutego z wnętrza trzewi, jakby chcąc dać do zrozumienia, że powinienem spitalać w podskokach dalej i jeszcze dalej, byle  tylko nie marnować tlenu w tutejszej okolicy. Idąc dalej tym tropem... "Ja i Pelusia jesteśmy tu od niedawna, trzeba przyznać, ciekawa szkoła." Wróćmy do początku, dla uzupełnienia zakresu informacji. "Ja i Pelusia jesteśmy tu od niedawna". Może jednak jeszcze trochę bliżej. "Ja i Pelusia" - zdrobnienie warto zapamiętać, choć pewnie będę bity za jego wykorzystywanie, to pamiętając moje trudności z przeczytaniem imienia dziewczyny z karty - trzeba będzie coś wymyślić. Jakieś przezwisko. W miarę sensowne. I miłe, co by nie nastawiać od razu reszty gawiedzi niepozytywnie. "Należysz do samorządu, jak rozumiem?". Oh, czyli jednak pora przejść temat dalej. 
–  Owszem, obecnie jestem przewodniczącym, ale, hej, ja tu tylko sprzątam – zażartowałem. –  Nikt wam się tutaj nie naprzykrzał? – spytałem, oceniając ich wzrost. Dziewczyna sobie na sto procent nie dałaby rady z nachalnym adoratorem, a to ostatecznie impreza i warto mieć oko, żeby nikt nikogo nie molestował pod drzewem i gorzej. Zauważyłem, że chłopak już otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna szybko mu przerwała. 
–  Wszyscy są bardzo mili. – Posłała mi nieśmiały uśmiech, podnosząc nieco głowę.
–  Na razie – wymamrotał Marv pod nosem, upewniając się, że usłyszę. Poszerzyłem uśmiech, jeżeli myślał, że mnie w ten sposób wytrąci z równowagi, to zdecydowanie jeszcze nie bawił się w prawdziwe analizowanie ludzi. 
– W razie czego zawsze do usług, mam nadzieję, że jeszcze się dzisiaj zobaczymy. – Upewniłem się, że na bladych policzkach dziewczyny wykwitły czerwone rumieńce, tak bardzo widoczne na jej prawie białej skórze. – A na razie proszę o wybaczenie  – przeprosiłem i ruszyłem szukać innych osób, potrzebujących wsparcia. W międzyczasie skakałem pomiędzy grami, zerknąłem nieco na pytanie za pytanie, ale Dexter wraz z Fomą zdawali się tam robić prawdziwą furorę, na tyle, że nawet Hera zdecydowała się zwiać na parkiet, łapiąc jakiegoś losowego, wysokiego gościa z wystającymi z ust kłami. Zdusiłem w duchu rozbawione prychnięcie, widząc jej rozmarzoną minę. A to ciekawe. Sam porwałem ją kilkukrotnie do tańca, w czasie których zaśmiewaliśmy się po cichu z zirytowanej miny wampira. 
– Podejrzewam, że igrasz z ogniem – wymamrotałem do jej ucha.
– No, taką mam nadzieję. Dupek ignorował mnie od tygodni, teraz ma za swoje – odparła, bezceremonialnie zbliżając się do mnie jeszcze bliżej. – Gdzie się ostali na tym świecie wszyscy porządni faceci, Jimmy? – westchnęła teatralnie, wykonując obrót. 
– Od czego macie komedie romantyczne? 
– One się nie liczą – jęknęła. – Poza tym wygląda, że ktoś porwał ci Heather – prychnęła złośliwie, wskazując delikatnie głową w stronę oddalającej się z kimś blondynki. Dokładnie nie mogłem określić czy szlajała się z chłopakiem czy z dziewczyną, ale iskierka zazdrości już się pojawiła. – Oh, spojrzałbyś na własną minę – parsknęła Ruda śmiechem, wykonując tradycyjny, starokrwisty ukłon kończący taniec. – Dziękuję za taniec Lon Hopecraft. 
– Dziękuję za taniec Lonna Ivens. – Wybuchnęliśmy śmiechem. – Nie, to zdecydowanie z roku na rok brzmi coraz gorzej. Nadal nie wiem, dlaczego te zwyczaje przetrwały. 
– Bo napędzają je głupcy, Jimmy – prychnęła, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę stołów z przekąskami. Napiliśmy się czegoś nieprocentowego - głównie dlatego, że ona już była lekko wstawiona, a ja potrzebowałem zachować w miarę trzeźwy umysł. Chwilę później oddaliłem już się, widząc majaczącego się na tle drzew nieśmiałego wampira, który najwidoczniej mierzył się z konfliktem pod tytułem "Zagadać czy nie zagadać". Cóż, zdecydowałem się mu sprawę ułatwić. I wtedy mój wzrok przykuła sytuacja oddalona nieco od całej imprezy, gdzie znajoma twarz próbowała się siłować z dwa razy większym gościem. Westchnąłem i podszedłem nieco bliżej, łapiąc się akurat na moment, jak Marvill omal nie oberwał w twarz. Cóż, dla jego przeciwnika impreza się zdecydowanie skończyła. Pstryknąłem palcami, usypiając go jak dziecko. Oceniłem stan ciała chłopaka, ale nie wydawał się mieć jakichś trwałych obrażeń. 
– Czy to jest ten moment, gdy chcę wiedzieć o co poszło? – spytałem. 
– Chyba sobie, kurwa, żartujesz – wymamrotał, patrząc na śpiącego gościa. 
– Rozumiem, że to zły moment na zaproszenie pana do tańca? – parsknąłem. – Nigdzie nie oberwałeś? I gdzie twoja siostra? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis