czwartek, 25 maja 2017

Od Dextera, CD Foma

– To ta ”impreza integracyjna”, o której wcześniej wspominałeś? – Kiwnąłem twierdząco głową, otwierając butelkę piwa i pociągając potężnego łyka. Oh, zdecydowanie tego potrzebowałem. Kątem oka zauważyłem, że Heather także spróbowała wygramolić się już z wody, którą uwielbiała już od dzieciństwa. 
– Yeah, jesteśmy nieco porozrzucani. No i mamy utrudniony dostęp do uczniów. – Wzruszyłem ramionami.
– Utrudniony? –  W odpowiedzi zmarszczył brwi. 
– Każdego wprowadza inna osoba. Niby mamy dostęp do akt i staramy się wszystko kojarzyć, ale w praktyce, jeżeli nie mamy z kimś kontaktu, to wiele rzeczy nam umyka, a zależy nam na roztaczaniu minimalnej kontroli, byle to pilnować  gawiedzi. Jeszcze niczego nie ogarnęli, ale bez przesady. –  Uśmiechnąłem się drwiąco. – Umieścić bandę nabuzowanych hormonami nastolatków różnych ras, płci, pochodzenia. To przecież przepis na bombę atomową – podsumowałem.
– I zdecydowanie przyda nam się odpoczynek przed egzaminami – dodała Heather, siadając na stole. Zaczęła machać nogami jak dziecko, rozrzucając wokół deszcz małych kropelek. Podałem jej butelkę napoju gazowanego, mając nadzieję, że nie zaczerwieniłem się, gdy nasze palce się ze sobą zetknęły. Wydawało się, że nawet jeśli, to i tak nie zauważyła. 
– No i trzeba się pokazać – zawyrokowała ze śmiechem Hera, zwracając na siebie uwagę czarnowłosego. – No co? – prychnęła. – Mam osiemnaście lat, rodzice po cichu mają nadzieję, że wrócę do domu już zaręczona. – Wzruszyła ramionami. – Tym bardziej, że chodzą plotki. Chyba by woleli, żebym zaszyła się w domu i potulnie pełniła matriarchat. Niby Atlanta to dziura, bądźmy szczerzy, szkoła jest wielkim osiągnięciem, ale sporo ludzi nie lubi pomysłu walki z analfabetyzmem. Potrzebują najlepszych, ale najlepsi mają swój rozum. 
– Są zamieszki z elfami – wtrąciłem, przypominając sobie o narastającym nurcie narodowościowym spiczastouchych. 
– A wy jak zwykle przechodzicie do tematów rodem z podrzędnych dramatów politycznych – westchnął teatralnie James, przykładając dłoń do czoła. Wziął butelkę i podniósł ją do góry. – Toast za pierwszy wspólny wypad i miejmy nadzieję, że nie ostatni. 
Leżąc w łóżku, kilka godzin później stwierdziłem, że to był dobry dzień. Naprawdę miły dzień. A śmiech Fomy po stuknięciu się butelkami nadal dźwięczał w moich uszach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis