niedziela, 28 maja 2017

EP: Od Fomy, CD Dexter

Obserwował i czytał mnie jak dobrą książkę. Słowo po słowie, linijka po linijce. Ściągał brwi lekko do dołu, gdy studiował, zaciskał usta, powstrzymując się od ostrych słów, spinał mięśnie rąk. Niby wszystko potrafił rozczytać, niby byłem dla niego kimś wręcz oczywistym, a jednak chciał wiedzieć o mnie więcej, więcej i więcej. Byłem dla niego ciekawy, interesujący, zresztą zasugerował swoje zainteresowanie, gdy popchnął mnie delikatnie w kierunku grupy, chcąc bym znalazł się tam razem z nim. 
– Masz ochotę się dołączyć? – zapytał z iskrą w swoim szmaragdowym oku, nie pozostawiając mi dużego wyboru. 
Nie miałem ochoty. Nie chciałem. Mimo w miarę normalnego porozumiewania się z chłopakiem, nie zapomniałem, do czego doszło poprzednie, jak mnie wtedy otoczył, zagonił w pułapkę. I teraz zrobił to samo. Spiąłem mięśnie, oddech trochę przyspieszył, ale nadal przeze mnie kontrolowany. Dexter był drapieżnikiem z prawdziwego zdarzenia. Choć uśmiechał się, to pokazywał przy tym ostre zęby gotowe do rozerwania swojej ofiary na kawałki. Bawił się mną, jak robią to koty przed zjedzeniem myszy. A ja już byłem gryzoniem bez łapki, ogona i kawałka ucha. Jak Ikar, który podleciał za blisko słońca, chciałem więcej i więcej, choć od początku byłem na przegranej pozycji. Głosik z tyłu głowy sugerował, żebym podjął wyzwanie, utarł nosa kotu. Może po prostu chciałem udowodnić sobie, że i ja potrafię być tym na górze?
Zerknąłem na niego, pewnie nieco przestraszony. 
– A mam jakiś wybór? – powiedziałem, uśmiechając się dosyć nieporadnie i odwróciłem się na pięcie, zaczynając iść w kierunku grupki.  
Wosk ze skrzydeł właśnie zaczął się topić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis