niedziela, 28 maja 2017

EP: Od Marvilla, CD Jaśmin, James

Niech ktoś wyjawi mi tą tajemnicę (nie licząc Vladdego, jego wersję już znam), czy ja jestem złą osobą? Tak? No, może trochę. Ale, ale! Czy zasłużyłem sobie na to, by być wyciąganym przez Pel siłą na jakąś tam imprezę? Tak? No, może faktycznie sobie czymś tam... Tylko kłopot jest taki, że ja nie chcę. Dlaczegóż to Świergotka nie umie uszanować mej woli? Dlaczegóż to uciekła się do perfidnych zagrań, uderzając perfekcyjnie w mój najczulszy punkt w organie kompleksu brata? Orzekam, iż byłaby doskonałym zabójcą. 
– Spójrzmy... Podkoszulek, podkoszulek, podkoszulek... Wuah! – udałem błysk zainteresowania, z miną dumnego odkrywcy wyciągając z szafy kolejną część garderoby. – Któż by pomyślał! Podkoszulek. 
Vladdy przyglądał się temu przedstawieniu spod przymrużonych powiek (misie mają powieki?), by zaraz podejść do mnie i strzelić mi pluszowego plaskacza w twarz. To miało chyba mnie zaboleć i sprawić bym się ogarnął... Ale pewny nie jestem. 
– W podkoszulku się przeziębisz, debilu.
– Nic innego nie mam, sam widziałeś! 
– Oh, naprawdę? – Jego guzikowe oczy zabłysły niebezpiecznym blaskiem, a moja osoba bez problemu odgadła, że ma, delikatnie mówiąc, przejebane. Nim zdążyłem krzyknąć, ta maszkara dała nura do szafy (nie, nie szukała Narnii. Akurat ja sam sprawdzałem, czy jej tam nie ma), po chwili wyciągając czarną bluzę z kapturem, niczym triumfalne laury.
– Daj spokój... Wszyscy w koszulach, garniakach, odświętnie, ładnie i w ogóle...
– Masz koszulę?
– No... Ekchem... – odchrząknąłem cicho, mierząc go niepewnym spojrzeniem. – To pytanie retoryczne...? 
– Tak. Wiesz dlaczego? Tobie już nawet ładne ubranie nie pomoże. A teraz spieprzaj do pokoju się przebrać. A tylko spróbuj ubrać dresowe spodnie, to nie doczekasz się swojej osiemnastki. 
– Ehhh... Dlaczego ja cię nie wyrzuciłem? 
– Co tam jeszcze mamroczesz? 
– Nic nic... To tylko pytanie retoryczne. Też cię kocham. Tylko nie podglądaj! 
 Nie mając już ochoty na dalsze wywody i ruskie przekleństwa ze strony mojego towarzysza, zatrzasnąłem drzwi do pokoju, dziesięć minut później stojąc przed Vladdym, Amigo i Jaśminem w pełnej krasie dziwaka, co na imprezę ubiera pod bluzę podkoszulek z Kubusiem Puchatkiem. Ale zejdźmy już z mojego stroju, skupmy się na aparycji tej ostatniej! Jaśmin, no więc Jaśmin wyglądała przepięknie. Przecudownie. Aż zbytnio. Tak skromnie, jak to do niej pasowało. Tak uroczo, niewinnie... Że też nie zwinąłem dziadkowi z piwnicy cyjanku! Byłoby czym potencjalnych amatorów serca truć. Moja twarz wykrzywiła się chyba aż przesadnie, bo zaraz Pel posłała mi ni to uspokajający, ni karcący uśmiech. Boże, podpowiedz nędznemu śmiertelnikowi, jak tu się na nią pogniewać? 
– Oj, nie rób takiej miny. – Nadal uśmiechem roztapiając oziębłe serce poety, chwyciła mnie za rękę, ciągnąc w stronę stawu – Nie będzie tak źle. 
Westchnąłem cicho, mocniej uczepiając się palcami jej drobnej dłoni. Chciałbym ci wierzyć, nimfo ulotna. Ale nędznik zbyt dobrze zdaje sobie sprawę, że to co piękne, bywa też kłamliwe. 
– A spróbuj się oddalić, to natychmiast wracamy. – Znaczy, ja wracam, i sznur wraca, i pętla szubienicza wraca. Do punktu wyjścia, rzecz jasna.  
Po dotarciu na miejsce musiałem jednak przyznać, że nie szczędzili na aranżacji.
Więc gdy Pel nazwała okolicę śliczną, jedyne, no co się udało mi zdobyć to potwierdzające kiwnięcie głową, zamiast jakże wymownej sugestii kupna lustra do jej pokoju. Niedługo jednak dane nam było cieszyć się samotnym duetem bliźniaków, bo już po chwili ktoś natrętnie chciał się wbić na trio. 
– Prawda? –  spytał męski głos, a czerwona lampka paranoika zamigała niebezpiecznie. Na jaką cholerę podwijała te rękawy, ukazując śliczną bladą skórę nadgarstków?! Na jaką?!
–  Tak. –  ... Jaśmin. Po co ślesz ten swój anielski uśmiech? Czemu to brzmi tak, jakbyś przyjmowała jego oświadczyny? Przydałyby mi się sole trzeźwiące...
– Dziewczyna od szalika! Przepraszam, po prostu twoja karta atlantycka zrobiła u nas rundkę. – Aha, jasne. Teraz to się tłumacz, chory stalkerze. A raczej tłumacz, o ile dasz radę sklecić coś sensownego między krzykami agonii.
–  Zastanawialiśmy się, kim będziesz. –  ... Czy ty właśnie zarzucasz mojej siostrze kryminalną przeszłość...? Aaah, cholera! Adaś mawiał: "Nieprzyjaciół kupa już lazła, jak robactwo na świeżego trupa.".  Nawet sprawy sobie nie zdawał, ile w tym prawdy zawarł! Tylko, że jemu chodziło o żołnierzy, mi o niewyżytych nastolatków podbijających do serca Pelusi tanimi podrywami... Mniejsza. 
– A to pewnie twój brat? – dopiero te słowa pomogły mi wybudzić się z owego dziwnego amoku. Doprawdy w czas, bo zdążyłem już z dziesięć razy usmażyć go wzrokiem i przerobić na całkiem smaczny budyń, sądząc po jego minie. Panie i panowie, owacje na stojąco dla Marvilla! – Miło mi was poznać. 
Jednak owe wyobrażenia o torturach miały jedną istotną zaletę, mianowicie: pomogły mi się uspokoić. Powietrze uszło. Dobra kolego, wdech wydech, bo cię jeszcze o morderstwo oskarżą. A przecież nie chcemy niepotrzebnych świadków.
Wyprostowałem się nieco, "upuściłem tyczki z dupy", jak mawiał pewnien bardzo mądry człowiek, zmieniając owy uśmiech śmierciożercy na beztroski wyszczerz aniołka. Dobra Marvill, just do it. Bądź tym ekstrawertycznym "czymś". Kochaj ludzi. Kochaj te kupy mięsa, nie pytaj, KOCHAJ. 
 –  Jestem Marvill, dokładniej. - Wbiłem ręce do kieszeni, spoglądając na jegomościa znacznie spokojniejszym i przyjaźnie nastawionyn okiem. –  Nam też miło cię poznać. Ja i Pelusia jesteśmy tu od niedawna, trzeba przyznać, ciekawa szkoła. Impreza też niczego sobie.  Wspominałeś, że przewinęła się u was karta atlantycka Pelagonji. Należysz do samorządu, jak rozumiem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis