wtorek, 7 sierpnia 2018

Kompilacja: James x Nivan [1]

Hopecraft
— Jeszcze raz dziękuję — rzucił, zasypiając wśród odgłosów terkoczącego pociągu. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, widząc w jak niewygodnej pozycji zasnął, z głową opartą na miernej jakości, prowizorycznej poduszce z bluzy. Wyciągnąłem dłoń, palcem dotykając spadającego rękawa bluzy i przemieniłem ją w porządną, puchatą poduszkę. Drobne czary-mary i po chwili pojawił się również koc, którym przykryłem chłopaka. Wyglądał na nieco zmęczonego, początkowo nie miał najlepszego humoru, dlatego miałem nadzieję, że będzie mógł w spokoju odpocząć, bez bólu. Chciałem nawet upewnić się, że niczego nie poczuje złego w czasie snu, ale potrzeba kontaktu ze skórą nie mogła być zażegnana.
A może?
Ściągnąłem rękawiczkę, palcem dotykając czoła chłopaka. Jego mina rozpogodziła się razem z uspokajającym falami energii, które rozchodziły się wzdłuż jego ciała. Ukontentowany wykonaną pracą odsunąłem się z powrotem na własne siedzenie, wpatrując się z łagodnym uśmiechem w śpiącego chłopaka.
Gdy nie darł się na wszystkie strony i nie pyskował, to smarkacz bywał nawet znośny.

Oakley
Bądźmy szczerzy, nie sypiałem zbyt często, a nawet jak już to bliżej temu było do niespokojnych drzemek, nieprzyjemnych, przerywanych co jakiś czas, aniżeli do dłuższego odpoczynku.
Nie byłem więc w stanie opisać mojego zdziwienia, gdy obudziłem się po godzinie, czy dwóch. Po kilkudziesięciu minutach czystego odprężenia, wyciszenia powoli wykańczającego się organizmu i uspokojenia agresywnie łomoczących w głowie myśli.
Nie wiem, czy zasługą tego był już obrzydliwie zmęczony organizm, czy może mała pomoc ze strony Hopecrafta, bo tylko on mógł mnie wtedy przykryć i zadbać o lepszej jakości podpórkę pod głowę. Małe gesty po których człowiekowi po prostu było lepiej i przyjemniej w tym ostatnimi czasy zgryźliwym świecie.
I było mi trochę głupio, gdy odpowiedzieć na działania chłopaka mogłem tylko uśmiechem, poprzedzonym zdezorientowanym gapieniem się to na okrycie, to na blondyna siedzącego naprzeciwko.
— Ale odczarujesz mi ją potem, prawda? — mruknąłem, mocniej wtulając się w poduszkę, która dalej stanowiła barierę chroniącą głowę przez rozbiciem się o ścianę podczas jakiegoś większego wstrząsu. Co jak co, ale lubiłem tę bluzę.

Hopecraft
— Ale odczarujesz mi ją potem, prawda? — mruknął, wtulając się mocniej w poduszkę. Skinąłem głową, obserwując jak koszulka chłopaka obsuwa się nieco niżej, odsłaniając fragment jego szyi oraz obojczyka.
Gdzie się gapisz, James.
Odchrząknąłem, zastanawiając się, co ja w ogóle wyprawiam.
— Jeszcze trochę i dojedziemy, myślałem, że będziesz spał dłużej. Jeżeli jesteś zmęczony i nie możesz zasnąć, to przychodź do mnie. Drobne zaklęcie przed snem jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Oakley
Uniosłem brwi, gdy spojrzenie chłopaka nieco zjechało, ale już po chwili jakby postanowił naprawić drobne błędy i powrócił do nawiązywania ze mną kontaktu wzrokowego. Przeklęte brązowe oczy. Przeklęte brwi w idealnym kształcie. Przeklęta bródka. Przeklęty Hopecraft.
— Jeszcze trochę i dojedziemy, myślałem, że będziesz spał dłużej. Jeżeli jesteś zmęczony i nie możesz zasnąć, to przychodź do mnie. Drobne zaklęcie przed snem jeszcze nikomu nie zaszkodziło. — Odsunąłem głowę od poduszki, która szybko zsunęła się na moje ramię i pokiwałem nią delikatnie.
— Zapamiętam na przyszłość, dzięki — odparłem z uśmiechem. Tak, sen zdecydowanie się przyda. Cisza. Chyba tak miało być.
Nie potrafiłem z nim rozmawiać.

Hopecraft
— Zapamiętam na przyszłość, dzięki — odparł z uśmiechem, a potem zapadła cisza. Chyba żaden z nas nie był pewien, za co się zabrać i jaki temat podjąć, więc tylko wyciągnąłem karty z kieszeni zawieszonego na haku płaszcza i zerknąłem kątem oka na chłopaka.
— Uno? — spytałem, wskazując na trzymaną w moich dłoniach talię do jednej z moich ukochanych gier. — Jeszcze kilka godzin przed nami, możemy zabić czas.

Oakley
Uniosłem brew, widząc, jak chłopak sięga po wierzchnie okrycie, teraz luźno wiszące na wieszaku i wyciąga z jego kieszeni karty. Żeby to były zwykłe karty, typowe, do pokera, cokolwiek. Nie. Karty do...
— Uno? — spytał, podnosząc wyżej talię i ładnie mi ją prezentując.— Jeszcze kilka godzin przed nami, możemy zabić czas. — Dalej patrzyłem na niego jak na stworzenie urwane nie z tej choinki, co trzeba.
— Uno? — parsknąłem. — Ale że serio? Uno? Niech będzie — dodałem tylko, w głębi serca ciesząc się z powodu karcianki. Nie tak, że byłem lepa w hazardzie, ale byłem lepa w hazardzie wszelakiej maści i z takich gier opanowałem tylko uno i jako tako wojnę.

Hopecraft
— Uno? — spytał z niedowierzaniem. — Ale że serio? Uno? Niech będzie — dodał, na co przewróciłem z oburzeniem oczami.
— Dla twojej wiadomości, to jedna z najlepszych gier istniejących we Wszechświecie. Może poza Monopoly, ale w dwóch graczy nie dałoby się w to drugie grać, chociaż po powrocie, musimy zaciągnąć resztę. — W sumie to był dobry pomysł, spróbować zintegrować resztę ludzi, dlaczego nie, należało to przedyskutować z Herą.
— Na jakich zasadach gramy?


Oakley

Tylko parsknąłem śmiechem na monolog chłopaka. Musiałem mu przyznać rację, chociaż szczerze to wolałem Eurobusiness od Monopoly, ale jak kto woli.
— Siedem kart, wskakiwanki, zero wymiana taliami? — odparłem, ściągając brwi.

xXx

— Kantujesz, kurwa jego mać, pierdolę, szósty raz z rzędu — warknąłem, rzucając kartami, gdy Hopecraft znowu zaliczył „Po unie”. Nie wygrałem ani jednego zasranego razu, ja naprawdę wiedziałem, że nie mam szczęścia do hazardu, nawet na tym poziomie, ale błagam, czy to już nie jest lekka przesada? Walnąłem plecami o oparcie, zakładając ręce na piersi i zerkając na niego z miną wielce obrażonego bachora, który nie dostał cukieraska, ale w sumie to dalej kocha swoją mamę. — Mógłbyś mi chociaż dać fory — bąknąłem dodatkowo.

Hopecraft
— Kantujesz, kurwa jego mać, pierdolę, szósty raz z rzędu. — Roześmiałem się, słysząc wrzask Nivana i jego ostentacyjne zarzucenie kart. Przypominał teraz małego, podburzonego bachora. — Mógłbyś mi chociaż dać fory — baknał, wydymając śmiesznie policzki.
— Mógłbym — potwierdziłem. — Ale wtedy byłbyś jeszcze bardziej wściekły, tyle że o to, że ci fory dałem. Chyba że masz jakąś inną grę, w którą wolałbyś grać? — Pochyliłem się nieco bardziej do przodu, z kopiącym uśmieszkiem, przypatrując się chłopakowi. Trochę czasu na grze nam upłynęło, niedługo powinniśmy dojechać.

Oakley
— Mógłbym. Ale wtedy byłbyś jeszcze bardziej wściekły, tyle że o to, że ci fory dałem. Chyba że masz jakąś inną grę, w którą wolałbyś grać? — Uśmiechnąłem się, bo chłopak miał absolutną rację, tu wyjątkowo musiałem się z nim zgodzić. Już po chwili przewróciłem oczami, bo jego mina wyrażała czystą kpinę, gdy pochylił się w moją stronę.
— Kosi kosi łapci, wiesz? — bąknąłem, zakładając nogę na nogę. — Niestety, ale nie jestem zbyt kreatywny, jeśli chodzi o gierki.

Hopecraft
— Kosi kosi łapci, wiesz? — bąknął, brzmiąc coraz bardziej jak dzieciak, nawet założył nogę na nogę, jakby miało to sprawić, że będzie wyglądał doroślej. — Niestety, ale nie jestem zbyt kreatywny, jeżeli chodzi o gierki?
— Makao, wojna? — spytałem, doskonale wiedząc, że bez żadnego problemu mogę zaczarować karty na normalną talię. — A może pytanie za pytanie? — rzuciłem luźną propozycję.

Oakley
— Makao, wojna? — Skrzywiłem się znacząco na dźwięk nazw, za którymi nie przepadałem, bo tak, nawet w to nie potrafiłem grać. Wojna jeszcze jeszcze, ale makao? Nigdy w życiu. — A może pytanie za pytanie? — Jak na zawołanie przypomniałem sobie o ostatniej niezbyt przyjemnej grze z różowowłosym patafianem z pierwszej klasy. Irytujący smarkacz.
— Dobrze, ale ty zaczynasz — odparłem z uśmiechem. Wcale nie tak, że najchętniej kradłbym jego pytania, byle byśmy wyszli po równo. Wcale.

Hopecraft
— Dobrze, ale ty zaczynasz — odparł z uśmiechem, na co zacząłem powoli się rozluźniać. W takich momentach zapominałem, że Nivan to bachor, że jego nerki niedługo wysadzą mu całą chęć do życia, że to smarkacz i gówniarz jak każdy inny pod względem wieku, ale coś się czaiło w tym uśmiechu, jakaś obietnica, klątwa, przyciąganie.
— Ulubiony kolor? — zacząłem od czegoś prostego, bo w końcu sam się na tej grze za dobrze nie znałem, nie byłem Dexterem, a faktycznie najmniej wiedziałem o chłopaku o takich prozaicznych rzeczach. Muzyka. Filmy. Zainteresowania.

Oakley
— Ulubiony kolor? — spytał już po chwili, przyprawiając mnie o uniesienie brwi, bo nie wiem czemu, ale spodziewałem się czegoś ciekawszego, jakiejś petardy, pytania, które jako tako wciśnie mnie w fotel. Może musiałem po prostu poczekać?
— Wiesz, Hopecraft, w pewnym momencie życia człowiek przestaje mieć coś takiego, jak "Ulubiony kolor". No, ale uznajmy, że szary. — Neutralny, ładny, ciekawy. Pasujący do wszystkiego. — Twój? — Mówiłem? Mówiłem.

Hopecraft
— Wiesz, Hopecraft, w pewnym momencie życia człowiek przestaje mieć coś takiego, jak "Ulubiony kolor". No, ale uznajmy, że szary. Twój?
— Nie przestaje mieć, zaczyna wpadać w stan, w którym on już go nie obchodzi. To inna rzecz. I kolor zmienia się z wiekiem ulubiony czy dzięki doświadczeniom, ulubione rzeczy nie znikają w niebycie. Niebieski.

Oakley
— Albo nie tyle że ignoruje i nie zwraca uwagi, co po prostu zaczyna rozumieć, że każdy z nich jest cudowny i jedyny w swoim rodzaju, a wybieranie jednego jest najzwyczajniej w świecie rzeczą niesprawiedliwą, czy też po prostu głupią. Wywyższać jeden nad inne? Czy tęcza bez czerwonego, pomarańczowego, indygo, albo któregokolwiek innego byłaby tak piękna? Po co się ograniczać.

Hopecraft
— Twoja filozofia zaczyna nabierać znamion logiczności, jesteś pewien, że niczego nie ćpałeś z Hamirem? — spytałem z rozbawieniem, wpatrując się w twarz chłopaka. — Nie usłyszałem tyle słów w ciągu jednego monologu od ciebie, od... zawsze?

Oakley
Parsknąłem pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem i lekkim oburzeniem.
— Ha, ha, bardzo śmieszne i nie, wyjątkowo nie, no chyba że rano niepostrzeżenie mi coś "przeciwbólowego" dosypał do kawy, kto go tam wie. No. To teraz twoja kolej.

Hopecraft
— Ha, ha, bardzo śmieszne i nie, wyjątkowo nie, no chyba ze rano niepostrzeżenie mi coś "przeciwbólowego" dosypał do kawy, kto go tam wie. No. To teraz twoja kolej. — Pokręciłem z niedowierzaniem głową, wpatrując się w teatralnie oburzoną twarz chłopaka, do którego powoli zaczynałem się przekonywać. Jednak Nivan nie był aż takim idiotą i bachorem, oczywiście, tylko w towarzystwie jeden na jeden, nie wątpiłem, że małpiego rozumu dostałby ponownie, gdybyśmy siedzieli w tłumie.
— Czym się interesujesz? — zapytałem, w sumie nie wiedząc, w jakim kierunku poprowadzić rozmowę.

Oakley
Wyjątkowo przestał się mądrować, "nieświadomie" flirtować ze wszystkim, co się rusza i nawet uśmiechał się ładniej, niż zwykle. Był taki niby naturalny, chociaż i tak jebał typowym zakłamaniem, bo powiedzmy sobie szczerze, widać, że do tych czystych nie należy.
Zmarszczyłem brwi na pytanie, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Bo czym się interesowałem, nie licząc wkurwiania innych samą swoją egzystencją?
— Zainteresowania — mruknąłem, sapiąc cicho pod nosem. — Nie jest tego jakoś super dużo. Sport? Muzyka, tak, muzyka, coś tam informatycznego, ale w sumie to jakoś wszystko względnie mnie intryguje i porywa, gorzej tylko ze znalezieniem na to czasu. W jaki sposób przygotowane jajka lubisz jeść?

Hopecraft
— Zainteresowania — mruknął, sapiąc cicho pod nosem. — Nie jest tego jakoś super dużo. Sport? Muzyka, tak, muzyka, coś tam informatycznego, ale w sumie to jakoś wszystko względnie mnie intryguje i porywa, gorzej tylko ze znalezieniem na to czasu. W jaki sposób przygotowane jajka lubisz jeść? — Zamrugałem zdezorientowany, zastanawiając się skąd to pytanie.

— Sadzone. Jakie ty lubisz jeść i skąd pomysł an to pytanie? — Bo jednak Nivan nie po kolei w głowie miał od zawsze, to jednak się nie spodziewałem, że w chłopaku drzemią takie pokłady absurdu.

Oakley
I zaśmiałem się szczerze, widząc reakcję chłopaka, to jak łopocze rzęsami, jak spogląda na mnie z niedowierzaniem, jak jego mina automatycznie przekształca się w tę pełną zdziwienia i niepewności.
— Nie wiem, chciałem wiedzieć, czy nie jesteś przypadkiem psychopatą, który lubi jajecznicę ze szczypiorkiem? Chciałem wiedzieć co zrobić ci na śniadanie, gdyby nadarzyła się okazja? Nie miałem pomysłu na inne pytanie? Nie wiem, dobrze? I na miękko. Zdecydowanie na miękko.

Hopecraft
— Nie wiem, chciałem wiedzieć, czy nie jesteś przypadkiem psychopatą, który lubi jajecznicę ze szczypiorkiem? Chciałem wiedzieć co zrobić ci na śniadanie, gdyby nadarzyła się okazja? Nie miałem pomysłu na inne pytanie? Nie wiem, dobrze? I na miękko. Zdecydowanie na miękko. — Nawet jeżeli drgnąłem, słysząc tekst o śniadaniu, to nikt mi nie mógłby niczego zarzucić. Nikt. Skrzywiłem się za to słysząc odpowiedź chłopaka. Miękko? Toż to zbrodnia!

— I to jest twój idealny sposób? — spytałem z niedowierzaniem. — Jestem pewien, że równie dobrze Mińsk by sobie lepiej prowadził, prowadząc terapię alkoholową. Swoją drogą, jak tam twoje lekcje wychowania do życia w rodzinie? — spytałem, unosząc brwi.

Oakley
Udawałem, że nie widziałem drgnięcia, skrzywienia twarzy, że nie słyszałem kpiny w głosie, że wcale nie znaleźliśmy kolejnego zgrzytu, który nawet minimalny, to prawdopodobnie i tak dotkliwie nas pobodzie. Przynajmniej tak mi mówiło strzykanie w kościach, wyczuwalne wręcz w szpiku.

— Nie, błagam, nie wspominaj o tym, nigdy więcej nie zostanę nauczycielem. Nigdy. — Stanowczo zaakcentowałem słowo. — Chyba jedyne co przyswoili, to żart, że wina w barku Mińska to najlepsze afrodyzjaki, tyle że wzięli go na poważnie — dodałem, wzdychając i poprawiając koc, który dalej spoczywał na moich nogach. Miły, miękki, nieco pachnący koc. Miałem tylko nadzieję, że mi go nie zniknie, gdy będziemy wysiadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis