— Cholera. Wybacz, Sofia. Najpierw zrobiłem, potem pomyślałem. Chcesz iść do pielęgniarza? Bardzo boli? — powiedział w szalonym tempie. Kto jak kto, ale Yev nie powinien panikować na widok krwi. Podał mi chusteczki, przyglądając się, czy na pewno jeszcze dycham. — Żyję, jak widać. A tobie? Chociaż nie, na razie nic nie mów. — Zaśmiałam się na widok zmartwionej miny. Doprawdy, trzy razy bardziej się martwił, gdy komuś innemu się coś stało.
— Spokojnie, przecież nic się nie stało — odparłam tonem, który miał być uspokajający, ale wyszedł bardziej kaczy, jako że dalej ściskałam nos. Pochyliłam się do przodu, a krew powoli przestawała lecieć. — Nic mi nie jest, nie muszę biegać do pielęgniarza, bałabym się, że po drodze sam coś sobie zrobisz i razem tam wylądujemy. — Zaśmiałam się, uważnie przyglądając się jego twarzy i ramionom, które wcale nie wyglądały tak dobrze, mimo tego, co mówił. Dopiero teraz zauważyłam aparat w drugiej ręce. — Mam nadzieję, że mi nie będziesz robił zdjęć, bo z zakrwawionym nosem raczej najlepiej nie wyjdę, ale jak chcesz, możemy wyjść na chwilę, skorzystać z chwili słońca. W lesie na pewno znajdziemy coś ładnego. — Mówiąc to, powoli odciągnęłam chusteczkę od twarzy i zaczęłam zakładać buty. — Chodź, będzie fajnie — powiedziałam, chowając ukradkiem paczkę plastrów i chusteczek do kieszeni ogrodniczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz