Dziewczyna nie wyglądała na zbyt zadowoloną z tego wszystkiego. Z dnia, z tego, że musiała właśnie użerać się z wprowadzeniem nowego.
— Hej, tak, to mnie dosięgnął ten zaszczyt — ten przekąs, mogę przysiąc, był wręcz namacalny. — Renee. Przedstawię cię naszej cudownej placówce, pokażę najistotniejsze miejsca, twój pokój, opowiem co, jak i kiedy trzeba. Wolałbyś najpierw zobaczyć swoje zakwaterowanie i nie wiem, zostawić tam bagaże, czy od razu idziemy w teren?
Spojrzałem na torbę i walizkę. Niby ciężkie nie były, ale łazić z tym, zaplącze się toto, spadnie gdzieś. A w torbie był jeszcze futerał z ukulele. Wolałbym nie ryzykować jakiegokolwiek uszczerbku na ukochanym instrumencie.
— Miło poznać. Jeśli to nie problem, to wolałbym najpierw zostawić rzeczy w pokoju. Zapowiada się na dłuższy spacer i nie chciałbym użerać się z ciąganiem walizki — mruknąłem, pakując jedną rękę do kieszeni, drugą trzymając wciąż na rączce.
Dziewczyna nie przestawała mnie obserwować, dałbym sobie rękę uciąć. Nawet dwie. Wbrew pozorom ja również wolałbym teraz robić coś innego, ale co zrobić. Byle tylko odklepać to wszystko i mieć za sobą. Później sam się gdzieś przejdę. Albo prześpię, bo kto to wymyślił żeby wyruszać o tak wczesnej porze. Ewentualnie skończę tak, że zaszyję się gdzieś z ukulele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz