niedziela, 8 kwietnia 2018

I tym razem nie były to krokodyle łzy [6]

— A kto mnie zrozumie, Niv? — odparła, a mi w głowie zawirowało potężne „nikt”, panno Przewalska, jest pani niespełna rozumu i to już rzecz wszystkim oczywista. — Dlaczego? W sumie chyba sama nie wiem, po prostu taka jestem, tak myślę Nos do góry, pierś do przodu i przed siebie, robię to, co chcę, mówię to, co chcę, a zresztą po co mieć do kogoś jakąś wieczną obrazę? — Zmarszczyłem brwi. — Zwłaszcza do ciebie, Nivan, bądźmy poważni, przecież nie zamordowałeś mi rodziny, jedyne co zrobiłeś to złamałeś serducho głupiutkiej nastolatce, bez przesady, nie rób z siebie wroga publicznego numer jeden — prychnęła dziwnym tonem, założyła ręce na piersi, a ja spojrzałem na nią jak na oszołomkę, którą z pewnością była.
Bo każdy inny, w tym ja, gotów byłby rozszarpać na kawalątki drugą osobę, albo, co gorsza personę, która się z nią spoufala. Już pomińmy fakt, że sam powoli się do tego zapędzam i kombinuję jak tu ukręcić pewnej istocie łba bez zbędnego krzyku.
— Nie, poddaję się, nawet nie będę próbował — mruknąłem, odchylając się tym razem do tyłu i zakładając przy okazji nogę na nogę.
Przewalska wciąż mnie zadziwiała.
— Nie jesteś zła? Nic? Nie chcesz drugi raz mnie uderzyć? Wydrzeć się? Wygranąć wszystko?
W środku cicho liczyłem na taką reakcję. Na wybuch. Na coś, co mną potrząśnie i przywróci do pionu, który dawno został u mnie zachwiany. Podobnie jak porządek mojego świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis