niedziela, 8 kwietnia 2018

Pogoda bywa nieprzewidywalna [6]

Po samym prychnięciu i warknięciu pod nosem już wiedziałam, że trochę się wydarzyło i to będzie dość burzliwa oraz pełna emocji wypowiedź.
— Davon oczywiście doprowadza mnie do szewskiej pasji, mam wrażenie, że znaczy biednego Przewalskiego jak pieprzony pies, żebym tylko go nie dotykał, chociaż nie robię tego wcale, ba, prawie na niego nie patrzę, ale Dexter zawsze znajdzie pretekst, żeby rzucić mi się do gardła i ten rozpieszczony bachor, Ophelion, myśli, że dostanie wszystko na ładne oczy lub pogrożenie palcem, no chyba ją pojebało. — Mrugnęłam, gdy skończył mówić na jednym wydechu, a mój mózg przeszedł do przetwarzania wszystkich danych, bo zdecydowanie zbyt szybko wyrzucił z siebie słowa. Ledwo skończył, a zaraz przeszedł do następnych, które były bardziej spokojne, nieśmiałe i miały w sobie nutę zakłopotania.
Uśmiechnęłam się lekko, ze współczuciem i poklepałam go po ramieniu.
— Spokojnie. Klnij, ile chcesz. Dzisiaj jest po prostu parszywy dzień — powiedziałam, wzdychając. — A teraz wybacz, ale nie wytrzymuję — dodałam, krzywiąc się boleśnie, po czym zdjąwszy kolczyk, ból zelżał, gdy zimny wietrzyk musnął piekące ucho. Odchyliłam głowę, spoglądając w niebo, mrużąc oczy, bo krople wpadały mi do nich. Minęło kilka chwil, zanim deszcz zamienił się w śnieg.
Rozluźniłam się, czując się jakoś lżej i jakoś ogółem lepiej. Wyrzuciłam ręce w górę i wydałam z siebie przeciągłe westchnięcie pełne ulgi, stojąc przez chwilę z przymkniętymi oczyma.
— Adam, mogę cię spytać o radę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis