piątek, 27 kwietnia 2018

I tym razem nie były to krokodyle łzy [22]

Doskonale zobaczyłem ten wzrok, tę iskrę oburzenia i to niezadowolenie Przewalskiej, gdy ponownie poruszyłem temat naczynia, które dalej kurczowo ściskałem w dłoni.
— Nivan, jeżeli chciałeś soku, wystarczyło poprosić czy się upomnieć, błagam, oddaj tę szklankę — jęknęła przeciągle, wskazując na szklaneczkę, wzdychając ciężko, a ja prychnąłem pod nosem i uśmiechnąłem się z niemałą szyderą. Przepraszam, kubeczek, póki co zostanie u mnie, pani Wando. — I wcale nie jestem dzieckiem. Jestem jakże poważną nastolatką, która już za rok w realnym będzie dorosła, nie pozwalaj sobie, dziadku — rzuciła jeszcze z udawaną powagą, wyższością i dumą, za chwilę znowu chichrając się pod nosem, a ja mogłem ponownie przewrócić oczami, odłożyć szklankę na stół i unieść w lekkim pobłażaniu brwi. — Brakowało mi tego... — Zaczęła żywo gestykulować, co w sumie wystarczyło mi, żeby zrozumieć, o co jej chodziło. To znaczy, tak mi się wydawało. — Wszystko pomiędzy nami ok? A przynajmniej... w miarę? — spytała z wyraźną niepewnością, gapiąc się z nadzieją w moje oczy.
A mnie skręciło w kichach i przyprawiło o chęć zwrócenia posiłku.
— Wanda — westchnąłem ciężko, stając bliżej kobiety, całkiem ignorując szklankę, sok, otoczenie, cokolwiek. — Dobrze wiesz, że to ja powinienem o to pytać, a nie ty — szepnąłem z gulą w gardle, marszcząc brwi i zerkając na nią ze zwykłym strachem, bo to jednak ja byłem tutaj tym czarnym charakterem, prawda? — Sama odpowiedz na to pytanie. Czy wszystko pomiędzy nami ok?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis